Animorphs (GB / GBC)

Animorphs

Wydania
2000()
Ogólnie
Gra oparta na serii książek o tym samym tytule. Z RPG ma niewiele wspólnego, ot takie pokemony z obciętymi współczynnikami, na dodatek brzydkie. I co gorsza - ewidentnie piją do mojej ksywki, nazywając podobnie złych obcych z którymi trzeba walczyć. A fe, tak się nie robi!
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Lotheneil
Autor: Lotheneil
25.07.2007
Bywalcy tego serwisu wiedzą, że różne potworki zdarzało mi się już kończyć i opisywać. Cierpliwość do wszelkiego typu niedoróbek mam sporą, jeśli tylko gra posiada coś, co je wynagradza i każe grać dalej. Lecz w końcu pojawiła się produkcja, przed którą nawet ja skapitulowałam, przyznaję uczciwie, że przeszłam mniej niż jedną czwartą gry. Całe szczęście, że grałam na emulatorze a nie prawdziwym GBC, bo lecący ze sporą prędkością kartidż lub konsolka mogłyby spowodować pewne zniszczenia. Co spowodowało tak gwałtowną moją reakcję? Właściwie to możnaby powiedzieć, że wszystko. Pierwszy raz zdarzyło mi się trafić na grę, w której nie potrafię znaleźć ani jednej zalety. Ale może po kolei.

Po pierwsze i najważniejsze: wbrew temu, co twierdzą niektóre serwisy (na podstawie screenów chyba, bo wątpię, żeby ktokolwiek w to w ogóle choć przez chwilę grał) to NIE JEST RPG. Gdybym miała ten utwór (przez duże tfu) do czegoś porównać, to byłby to Pokemon pozbawiony jakichkolwiek możliwości rozwoju postaci i ekwipunku (poza nielicznymi bardzo przedmiotami związanymi z fabułą, ale nie ma możliwości wyświetlenia chociażby ich listy). Widok z lotu ptaka, zbieranie zwierząt - dokładniej morphów (nie potrafię tego przetłumaczyć sensownie na polski, po wygranej walce główny bohater pobiera od pokonanego zwierzęcia DNA i od tej chwili może się w to zwierzę zmieniać podczas następnych walk), wystawianie ich do walki z przeciwnikami, cztery ataki do wyboru. Naraz możemy mieć tylko pięć morphów, aby zdobyć następne należy usunąć któryś z już posiadanych. Każde ze zwierząt posiada punkty życia (tylko - żadnych statystyk, żeby nie było niedomówień), po ich wyczerpaniu w walce tracimy je na zawsze. Sama bitwa to po prostu wymiana ciosów, na jakąkolwiek taktykę to tu za dużo miejsca nie ma, chociaż z tego co zauważyłam poszczególne morphy różnią się skutecznością w stosunku do danego przeciwnika, znalezienie takiego, na który dany wróg jest szczególnie wrażliwy znacząco ułatwia jego eliminację.

Po drugie - historia. Gra ta powstała na motywach serii książek o tym samym tytule, której ogólne założenia pozwolę sobie tutaj przytoczyć. Otóż nasza kochana Ziemia stała się celem najazdu złych Yeerków /JeeRkeeJ - toż to jawna prowokacja!!!/ - podobnych do ślimaków przybyszy z kosmosu, którzy mają zdolność wnikania do ludzkich mózgów (przez ucho jakby któś pytał) i przejmowania nad ofiarami całkowitej kontroli. Opanowując rządzących, zaczynają mieć coraz większy wpływ na politykę i gospodarkę, przy czym zdecydowana większość społeczeństwa w ogóle nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia - a gdy poznają prawdę jest już za późno. Tymczasem grupka przyjaciół przypadkowo trafia na opuszczony teren budowy, gdzie jest świadkiem walki między Yeerkami a dobrym Obcym i przegranej tego ostatniego. Przed śmiercią przekazuje on nastolatkom zdolność pobierania dotykiem DNA różnych istot (ciekawy wymysł, ale nie wnikam) i zamiany w nie. Muszą jednak wrócić do własnej postaci przed upływem dwóch godzin, gdyż inaczej pozostaną już uwięzieni w ciele danej istoty na zawsze. To właśnie oni i ich nowo nabyte zdolności są jedyną nadzieją świata w walce z Yeerkami.

Tyle historia opisana w książkach, które także w Polsce zdobyły sobie pewną popularność. Arcydzieło to to może nie jest (ten kto wymyślił to, co streściłam akapit wyżej musiał być chyba pod wpływem czegoś nielegalnego), ale napisane jest lekkim językiem i w sumie nieźle się czyta. No, ale nie o książkach miałam. Informacje dotyczące fabuły w samej grze są bardzo szczątkowe, a zadania, które stoją przed nami, są żywcem ściągnięte z książek. Jeśli ktoś nie zna twórczości K. A. Applegate będzie miał spore problemy, aby połapać się, o co w ogóle chodzi. Ewidentnie widać, że gra jest próbą zarobienia na popularności serii i kierowana jest do jej fanów - wydawcy chyba sądzą, że fan kupi wszystko, co ma na sobie znaczek Animorphs.

Po trzecie - grafika. Jak widać poniżej - paskudna nawet jak na możliwości GBC. Sprawia wrażenie rozmazanej, jest mało szczegółowa, trudno rozpoznać, jakie zwierzę właśnie stoi przed nami (w czasie walk jest nieco lepiej, ale też niewybitnie). Dobór kolorów też jest nieco... specyficzny. Po pierwsze, wolałabym, gdyby tła w czasie walki nie rzucały się aż tak w oczy, a po drugie GBC ma paletę 32,768 kolorów, a w grze użytych zostało może 16... Jedyne co zostało przyzwoicie zrobione to zdjęcia bohaterów widoczne, gdy zmieniają postać - nie liczcie jednak na jakąś animacje przechodzenia twarzy w pysk zwierzęcia.

Aż się przykro robi, gdy widzi się takie gnioty pod szyldem znanej książki/filmu. Cóż, niestety odcinanie kuponików od popularności jest zjawiskiem dość powszechnym, podobnie jak lenistwo, gdyż mimo słabej w sumie fabuły można by było z Animorphs wycisnąć dużo więcej, albo porządnego erpega albo dobrą grę akcji. A tak w sumie wyszło takie nie wiadomo co, które nawet najbardziej zagorzałym fanom radzę omijać szerokim łukiem.

PS. Planowałam przejść chociaż z połowę tej gry, tak z kronikarskiego obowiązku, ale w pewnym momencie gra mi zakomunikowała, że przebywam już w morfie ponad dwie godziny i jestem uwięziona (mimo, że postać zmieniałam tylko na czas walk i gdy było to niezbędne aby przejść dalej) po czym wyświetliła radosne GAME OVER - co przelało czarę goryczy, więc ja powiedziałam jej to samo.

Moja ocena: 1/10 - i niech zginie w mroku niepamięci.


Obrazki z gry:

Dodane: 31.07.2007, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?