Arcus Odyssey

Wydania
1991( Box)
1991( Box)
Ogólnie
jeszcze jedna gra zręcznościowa z elementami (bardzo malutkimi elemencikami właściwie) rpg. Gra ma niezbyt porażającą fabułę, kiepskawą grafikę i nie podobała się naszemu recenzentowi :) a mimo to sprzedała się pewnie całkiem nieźle, bo ukazał się jej sequel- na Sega CD.
Widok
Z lotu ptaka
Walka
Zręcznościówka
Recenzje
Marcin
Autor: Marcin
03.03.2003

Arcus Odyssey to RPG akcji, którego wyjątkowość polega na tym, że został wydany na konsolę Sega Genesis. Tęgim mózgom Segi widać nie wystarczało, że wszystkie części Golden Axe skutecznie odciągały graczy od niemrawych podrygów hydraulika z wodogłowiem (nie wystarczało im pieniędzy). Sega postanowiła podebrać Nintendo także fanów RPG. Czy grze Arcus Odyssey wyszło to na dobre?

Produkcją zajęła się grupa Wolfteam (twórca Neugier na SNES), która dała nam się poznać z wymyślania patetycznych fabuł do gier zręcznościowych toczących się w świecie fantasy (oraz notorycznego nie podawania roku produkcji na ekranie tytułowym). Nie inaczej jest tym razem - Arcus Odyssey należy do gatunku labiryntowych RPG rozgrywanych w konwencji zręcznościowej. W przeciwieństwie jednak do Neugier, tu mamy do czynienia z prostą, żeby nie powiedzieć - schematyczną, grafiką.

Robiąc krótką dygresję, konsola Sega Genesis mimo pewnych ułomności technicznych w stosunku do Super Famicom, na polu gier zręcznościowych potrafiła dzielnie z nią konkurować. Pod względem rolplejów jednak, to konsole Nintendo zawsze były w przewadze i to one zapisały się w pamięci graczy jako maszyny do RPG. Po prostu firmy współpracujące z Nintendo, tworzące jRPG, potrafiły wycisnąć z nich znacznie, znacznie więcej.

Wróćmy jednak do Arcus Odyssey:
"A long, long time ago..." - Tak się zaczyna ta gra. Nie pamiętam bajek, które opowiadała mi babcia, ale czy teraz nie powinien wlecieć Gwiezdny Niszczyciel? Gdzie imperialny marsz?!!! Stop! To fantasy! Podobieństwa do Gwiezdnych Wojen będą się jednak w grze powtarzać. Dręczy mnie w związku z tym podejrzenie, że twórcy Arcusa widzieli w życiu niewiele filmów, bo nie dostrzegłem w tym nuty świadomej parodii. Czego jeszcze możemy dowiedzieć się z intro?
"W miejscu zwanym Arcus żyła Czarodziejka Castomira, która zamierzała zniszczyć cały świat. Postanowiła użyć czarnej magii, aby stworzyć porządek odpowiadający jej własnym wyobrażeniom. Castomira podbiła wiele ziem, wprowadzając chaos w życie niewinnych ludzi.
Wielu dzielnych wojowników zginęło próbując powstrzymać czarodziejkę lecz tylko jedna osoba miała odwagę i siłę by stawić jej skuteczny opór... Dobra księżniczka zwana "Leaty" dorosła by przeciwstawić się niegodziwej Castomirze. Władająca magicznymi mocami światła Leaty użyła tych sił by obalić czarodziejkę. Leaty i Castomira starły się w najpotężniejszej bitwie jaką znała starożytna historia. Fale wstrząsów całkowicie zniszczyły otaczające ziemie... Po wielu dniach walk Leaty zwyciężyła. Castomirę uwięziono w Mrocznym Świecie i, aby przypieczętować jej los, Leaty wykuła magiczny miecz, który miał związać Castomirę na zawsze. Miecz, nazwany "Mocą Leaty", przez wieki strzeżony był przez królów Arcus, a dla ludu stanowił symbol pokoju. Teraz, kiedy pokój znów jest zagrożony a "Moc Leaty" skradli poplecznicy nikczemnej czarodziejki, Castomira wzrasta w siłę..."

Ładne? Słyszeliście to już tysiąc razy. Fani anime poczują się jak w domu. Już widzę zblazowanego sararimana, jak wymyśla ten tekst na kolanie z terminem "na wczoraj", pod groźbą dostania wilczego biletu do wszystkich wytwórni softwareowych na południe od Morza Japońskiego. Czy dlatego nazywają ich Wolfteam? Najsmutniejsze jest to, że opowiedziana historia ma niewiele wspólnego ze zdarzeniami toczącymi się w grze. Fantastyczna fabuła to istotny element RPG mający zachęcić nas do zagłębienia się w kreowany świat, ale czy trzeba wymyślać ją na siłę? Ale nie martwcie się! Za chwilę wpadniemy w kolejny schemat RPG i znowu poczujecie się jak w domu. Przed grą mamy do wyboru cztery postacie:
1. Rycerza z mieczem i obowiązkową przepaską a la John Rambo na czole
2. Kawaii panienkę wymachującą łańcuchem kusari-gama (broń i jej sposób użycia wzięty żywcem z Castlevanii)
3. Elficką łuczniczkę, której strzały rykoszetują od ścian
4. Maga siejącego Ognistymi Kulami jak z M-16 (serie po 3)

Każda z postaci oprócz broni "konwencjonalnej" dysponuje magią, którą doładowuje zbierając Kryształy Mocy (popularnie zwane Power Gems). Magia także jest dla postaci charakterystyczna i jak łatwo przewidzieć magia maga jest najmocniejsza. Dlatego osobiście polecam właśnie jego - choć z punktami zdrowia ma najsłabiej, to w trakcie gry może całkowicie naprawić swoją początkową niedogodność

Ruszamy więc wybraną postacią do świata Arcus i od razu wpadamy na ruiny świątyń starożytnej Grecji. Po ziemi wala się głowa klasycznej rzeźby, a nas próbują wciągnąć w piasek zdradzieckie Sarlacci rodem z Powrotu Jedi. Mało? Przed wejściem porozmawiamy jeszcze z posągiem pani Leaty ("Pomóż! Jesteś moją ostatnią nadzieją!") i uroczyście wkraczamy do świątyni "Yukioda". Pełna powaga! Jeśli to Cię kręci, właśnie znalazłeś grę stworzoną dla Ciebie!
Dalej różnica polega na tym, że już nie oddychamy świeżym powietrzem tylko schodzimy w głąb gniazda demonów, które niegdyś było podziemiami świątyni Leaty. Pierwszym wrogiem, na którego się natkniemy będzie rak strzelający do nas zawzięcie kolorowymi rożkami. Lecą na nas ryby, skaczą ropuchy, pełzają pełzacze, strzelają polipy i w tych dziwnych okolicznościach flory i fauny docieramy do następnego etapu. Czasem trzeba się do kogoś odezwać, ale bez przesady - my nie wybieramy odpowiedzi. Czasem ktoś się do nas przyłączy, potem odłączy, my mamy tylko siekać nieprzyjaciół i nie zgubić się w korytarzach.

Jest to więc typowy RPG akcji, ale jak gra się w praktyce? Tu dla Arcus Odyssey zaczynają się prawdziwe schody. Walki rozgrywane w trybie zręcznościowym szybko się nudzą. Problem w tym, że zabite potwory po chwili pojawiają się na nowo - te same ciągle w tych samych miejscach. Inventory, tradycyjnie dla produktów Wolfteam dodane na siłę, stanowi skład rzeczy- nikomu- niepotrzebnych. Fabuła w trakcie gry nie wciąga, a do eksploracji labiryntów zniechęca toporna grafika.

Kilka słów o oprawie. Kolorów jest za mało. Co prawda etap z różową piramidą nazywa się "zły sen", ale brzmi to bardziej jak próba usprawiedliwienia się niż autoironia. Postacie gracza i przeciwników wyglądają jak robaczki, a labirynty składają się w przeważającej większości z korytarzy przecinających się pod kątem prostym (sporadycznie 45 st.). Jeśli chodzi o dźwięk, to należy pamiętać, żeby go wyłączyć.

Gołym okiem widać, że koncepcję gry tworzyła ta sama osoba (osoby?) co Neugier. Przejście ukryte pod wodospadem, nadlatujące znienacka ptaki czy ośmiornice atakujące mackami (macka znienacka) to tylko niektóre motywy pojawiających się w obu grach. Żeby oddać Arcusowi sprawiedliwość - pomysł nekromanty kierującego trzema martwiakami: usieczemy nekromantę - martwiaki nie wstaną, to ciekawostka nie spotykana w innych konsolowych RPG. Tego typu smaczki nie są jednak częste i o ile Neugier zachęcał urokiem SNESowej grafiki, tutaj możliwości Genesis okazały się najwyraźniej nie do przezwyciężenia.

Żeby więc zakończyć temat: Arcus Odyssey jest taśmowym produkcyjniakiem, jakich wiele powstało na świecie. Jeśli jesteś zaciętym historykiem RPG, który szuka wszelkich gier Diablo-podobnych, możesz pograć. W przeciwnym wypadku daruj sobie, bo ta gra nie zachęci Cię niczym. Jak na produkty Wolfteam przystało, jest to zręcznościówka z nadętą fabułą, tym razem jednak w ubogiej szacie graficznej przyciętej do możliwości Sega Genesis. W dodatku całkowicie pozbawiona miodności, tej iskry która sprawia, że chcesz grać.

Ocena 2/10


Obrazki z gry:

Dodane: 07.03.2003, zmiany: 07.06.2018


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?