Entomorph: Plague of The Darkfall

Wydania
1995()
Ogólnie
Niedoceniony i zapomniany action-rpg ze stajni SSI. Ma w sobie sporo z przygodówki i zręcznościówki, ale jak widzę Białemu baaardzo się podobał, więc nie może być aż taki zły? :) Wydane w wersji CD i dyskietkowej.
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty, zręcznościówka
Recenzje
grisnir
Autor: grisnir
10.07.2012

Szukając zapomnienia od poczucia bezmocy, jadu i goryczy po wierutnej klęsce, jaką zgotował mi bug w Thunderscape, odbierając mi tryumfalny laur na nieledwie parę godzin przed końcem, zasiadłem co rychło do drugiej i, na nieszczęście a zgubę tego świata, ostatniej gry z uniwersum World of Aden. Był to zaiste dobry wybór i będę chował go w pamięci jak ten diament śród popiołów. Gra która niestety przeszła bez większego odzewu ze strony graczy, choć przez krytyków zdaje się przyjęta była dość życzliwie, okazała się mieć raczej niewiele wspólnego ze swym nieco starszym bratem.

Punkt wyjścia jest jednak podobny. Nadeszły oto dla krainy Aden ciężkie czasy wraz z nastaniem zmroku (Darkfall) i dekadą, która minęła od owego dnia; w Thunderscapie przybrało owo nieszczęście formę krwiożerczych Nocturnali i ogólnej degrengolady, w Entomorph - jak czytamy w ciekawym acz enigmatycznym opowiadaniu wprowadzającym - wszechobecnego, choć bezosobowego zniszczenia i niepowstrzymanej pożogi. Niewielka różnica. Tym niemniej historia Entomorph dopiero się rozwija.

Otóż jedna z wysp poza główna kontynentem, Phoros, z jakichś względów uniknęła katastrofy. Jedyne co się zmieniło przez owych dziesięć lat, to tajemnicze zniknięcie pomocnych chrząszczy, nicieni, karaluchów i innych robaków, zwanych Jagtera, które wyręczały mieszkańców Phoros w ich licznych obowiązkach (WTF?!). Tym samym, tocząc ich lenistwo, czyniły ich zarazem bardzo szczęśliwymi (jestem pewien, że JRK doskonale by się odnalazł w takich warunkach). Tak jest. Godne to i sprawiedliwe, choć ciężko to wyjaśnić. Mieszkańcy Phoros chodzą tedy umiarkowanie nieszczęśliwi, bo nikt dłużej nie robi za nich czarnej roboty; tym niemniej kataklizmy innych miejsc krainy Aden się ich nie imają i poza tą jedną niedogodnością wszystko wydaje się okej...

Tak prezentuje się punkt wyjścia. Introdukcja jednakże przedstawia nieco inną perspektywę, widzimy w niej bowiem atak pszczołopodobnych owadów na anonimową wioskę... Po starcie zaś właściwej gry wielkiego, obrzydliwego pająka, który wyraźnie sfrustrowany wyklina naszego bohatera za to, że ten po raz kolejny stanął przed jego sprośnym obliczem... po czym pojedynczym gestem pozbywa się go i wysyła go na nieznane wybrzeże. Nasz gieroj otrząsa się i konstatuje, iż wcześniej już tu był, wybuchło wówczas nieokreślone krwawe zamieszanie... ale nie pamięta jak się potoczyło.

Chyba, że jeszcze się nie wydarzyło?

Ciężko to nazwać klasycznym początkiem, jest za to mnóstwo znaków zapytania, wątków, między którymi nie widać większego związku, jak te porwane nici pajęczyny. Wiemy jedno: zestawienia amnezji z chmarami robaków jeszcze nie było!

Fabuła gry jest ciekawa i kunsztownie się rozwija, we właściwym tempie; stosunek między pytaniami a odpowiedziami jest dobrze wyważony i wytwarzający przyjemne napięcie, odkrywamy stopniowo poszczególne fragmenty większej całości, jak elementy pokręconej układanki. Nie sposób tu nie wspomnieć o pewnym zaskakującym aspekcie fabularnym. Osoby o wrażliwej kondycji psychicznej, tudzież te podatne na najmniejsze spoilery zachęcam od razu do przeskoczenia do następnego akapitu. Otóż główny bohater w miarę postępu gry doświadczał będzie potwornej metamorfozy, zatracając swe człowieczeństwo i zamieniając się w wielkiego owada... i nie będzie to piękny widok! Tak, tak, aby rozgryźć robacze królestwo trzeba wpierw samemu posiąść cechy właściwe robakom; inna droga nie istnieje, niż ta, którą się opłaca zezwierzęceniem. A odwrotu nie ma... Nadaje to nieco tragiczny rys naszym przygodom, ale... starczy tych spoilerów.

Na początku gry możemy wybrać jeden z pięciu poziomów trudności. Nasz bohater nie ma żadnych cyferek ani współczynników. Nie zdobywamy w trakcie gry żadnych punktów doświadczeń, ani poziomów rozwoju. Nie mamy zbroi, nie ma typów oręża. Nie ma szczególnych umiejętności. Zdobywamy, i owszem, różnorakie czary (np. "chodzenie po pajęczynach"...), ale to by było na tyle, jeśli chodzi o rozwój osobisty. Entomorph niepodobna nazwać klasycznym erpegiem, już nie tylko patrząc z perspektywy fabularnej, ale też strukturalnej; "action rpg" pasuje lepiej, choć i ten termin momentami może wydawać się naciągany. Dużo jest bowiem elementów przygodowych, dość trochę rozmów z NPC, a także motywy zręcznościowe się znajdą tu i ówdzie. Jest to więc gra-hybryda, co jednak w żadnym wypadku nie ujmuje jej wartości, raczej wprost przeciwnie. Odpowiedź zależy jednak od tego, czego szukamy.

Grafika jest ładna, barwna, precyzyjna. Świat jaki prezentuje Entomorph obfituje w szczegóły: mamy możliwość podziwiać regały z książkami, wiklinowe kosze, krzesła, dzbany w domach, liście palm, sęki na pniach, kamienne konstrukcje, także futurystyczne machiny (tak jest, jak kojarzymy z wcześniejszej odsłony, Thunderscape, Aden jest miejscem gdzie magia przeszłości splata się z wynalazkami przyszłości), wszystko utrzymane w żywych, soczystych barwach. Generalnie podczas naszej przygody napotkamy dużo tropikalnej roślinności. Wraz z atmosferą plemiennych osad i utrzymanej w podobnym duchu muzyki przyczynia się to bardzo do doświadczenia owego wyspiarskiego skrawka Aden jako miejsca niesamowitego, wyjątkowego i egzotycznego, gdzie życia płynie wedle własnych zasad i nic nie może nas zadziwić.

Skoro już wspomniałem muzykę: podobnie jak w Ts, tak i tutaj prezentuje się rewelacyjnie, być może nawet jeszcze lepiej. Wysmakowana i dopasowana do okoliczności, zróżnicowana, magiczna i wciągająca. Dodatkowo zapisana w formie audio na płytce z grą, tak jak i w przypadku Ts, więc zawsze można się nią porozkoszować niezależnie od gry; czytając książkę, odpoczywając czy co tam innego robiąc. Plus wielki a niezbity.

Summa summarum, gra się bardzo przyjemnie. Nie potrafię doprawdy zrozumieć, dlaczego tak niewiele osób miało kontakt z tą grą. Po raz pierwszy od wielu, wielu miesięcy doświadczyłem podczas przygody z Entomorph owego starego, poczciwego zafascynowania, które mnie zniewoliło i uzależniło po raz pierwszy jakieś dwadzieścia lat temu, jeśli nie więcej. I mimo całego szeregu gier na których spoczęły moje chciwe łapska od tego czasu, ta skromna i zapomniana produkcja potrafiła jednak wzbudzić we mnie w ciągu ostatnich tygodni najprawdziwszy entuzjazm. Niebywałe!

Gwoli obowiązku wspomnę o wadach: głosy owych nielicznych... hmm, powiedziałbym postaci, ale po namyśle stwierdzam, że to jednak nie do końca pasuje... Tak więc głosy owych nielicznych stworzeń, które do nas przemawiają w formie dźwiękowej a nie pisanej, są doprawdy beznadziejne i ewidentnie amatorskie. Dobrze chociaż, że skryba, który nieustannie śledzi nasz los w ciągu gry i zapisuje swoje co ważniejsze spostrzeżenia w kronice (swoją drogą kolejny ciekawy pomysł) mówi z należytym namaszczeniem i powagą. Reszta jest jednak do odstrzału.

Entomorph jest poza tym krótki. W porównaniu z Ts to prawdziwy lilipucik. Niekoniecznie trzeba to uznać za wadę, tym bardziej, iż całość jaką tworzy jest zamknięta, zróżnicowana i bardzo dobrze skomponowana. Bardziej więc chodzi o to, iż po ukończeniu tak wdzięcznej gry życzyłoby się sobie, aby jeszcze trwała i trwała... no ale się nie da. Jest również parę bugów, nie wpływających zasadniczo na komfort gry, jak np. nagłe wyjście. Nic groźnego jednak. Entomorph oferuje ponadto dość liniową drogę fabularną, aczkolwiek istnieje wiele questów pobocznych, a owa liniowość jest tak czy inaczej tak doskonale zrealizowana, iż nie doświadcza się tego w ogóle jako wadę.
Cóż więcej mogę rzec? Gra jest świetna i polecam ją każdemu, kto choć raz w życiu marzył o rozmowie z chrabąszczami. A werdykt może być tylko jeden: piątunia. Idźcie w pokoju.


Biały
Autor: Biały
30.12.2001

W odległej przeszłości, w świecie Aden wyspa Phoros była rajem. Przyjazny klimat, bogactwo egzotycznej roślinności, wszechobecny dostatek i spokój niejednego podróżnika skłoniły do osiedlenia się w tych stronach. Ludzie zamieszkujący wyspę nie musieli także pracować ani martwić się o pożywienie. Jagtera - ogromne insekty służyły im za niewolników wykonujących wszelkie prace, a w czasie nieurodzaju oddawały swoje własne ciała na posiłek dla ich panów. Lecz pewnego dnia wszystkie owady znikły, kończąc tym samym erę szczęścia i dobrobytu na Phoros. Przez długie lata Phorowianie musieli na nowo uczyć się jak zbierać plony, obrabiać kamień, drewno i metal oraz walczyć o przetrwanie w dzikim świecie, jakim okazała się wyspa po odejściu Jagtera.

Tak pokrótce przedstawia się fabuła gry cRPG Entomorph Plague of the Darkfall, do miejsca kiedy to do akcji wkraczamy my (nie mamy zbytniego wpływu na naszą postać, gdyż jej kreacja ogranicza się jedynie do wybrania poziomu trudności i wpisania imienia). Wcielamy się w młodego panicza o wdzięcznym nazwisku Warrick, który obudziwszy się na plaży nie pamięta niczego poza tym, że powinien odszukać swoją siostrę Suliannę. Naszym zadaniem jest dostanie się na Phoros i rozpracowanie spisku tamtejszej szlachty, planującej zmianę wszystkich mieszkańców wyspy w owady-niewolników, a także wykonanie kilku pobocznych zadań nie mających wpływu na ogólny rozwój akcji.

Na drodze do ukończenia naszej misji napotykamy wiele trudności w postaci całkiem ciekawych zagadek zmuszających do wysilenia szarych komórek (np. śledztwo w gigantycznym ulu, uruchomienie zespołu maszyn teleportacyjnych, dostanie się do komnat, w których spoczywają szczątki odkrywcy wyspy, itd.), ale również takich, które nie dają się rozwiązać inaczej jak tylko przez użycie brutalnej siły naszej postaci (np. parę godzin zastanawiałem się jak dostać pozwolenie na wejście do sanktuarium nektaru, a okazało się, że trzeba zabić strażników i siłą wedrzeć się do środka). Wygląda na to, że w zamierzeniu twórców gra miała być bardzo nielinearna i zawierać zadania, które można wykonać na kilka sposobów. Mnie jednak (mimo, iż się bardzo starałem) udało się tylko odkryć dwa zakończenia (jeżeli najedzenie się nektaru i całkowitą zamianę w robaka można nazwać drugim sposobem na przejście gry). Nie znaczy to bynajmniej, że gra stoi na niskim poziomie intelektualnym. W czasie wędrówki bardzo dużo rozmawiamy (każda napotkana postać ma co innego do powiedzenia!), gdyż tylko w taki sposób możemy zebrać informacje o zaistniałej sytuacji, otrzymać zadanie bądź uzyskać wstęp do nowej lokacji. Mimo wszystko często musimy uciekać się do bardziej prymitywnych sposobów.

Jak już wspomniałem walka (niestety w czasie rzeczywistym, ale da się przyzwyczaić) nie jest obca naszemu bohaterowi. Uderzając rękami, a później pazurami i plując kwasem zabijamy dziesiątki potworów takich jak gigantyczne: żuki, osy, mrówki, pająki, modliszki, tudzież ludzie (szlachta) lub żywe trupy, bywa również, iż mierzmy się z królowymi poszczególnych gatunków, których zniszczenie owocuje rozwojem postaci (zmianą w insekta). Szkoda, że zgładzenie wroga nie przynosi nam żadnych korzyści w postaci punktów doświadczenia czy skarbów, co sprawia, iż lepiej uciec niż tracić niepotrzebnie energię, zwłaszcza że w niektórych miejscach potwory się odradzają. Po wypracowaniu odpowiedniej strategii, a także po kilku metamorfozach konfrontacja z przeciwnikiem przestaje być jakimkolwiek problemem. Ogólnie sprawa ma się tak: jeżeli nie możesz sobie dać rady z jakimś robakiem (a zdarza się to bardzo często) to po prostu musisz uciec i przyjść później, kiedy już będziesz silniejszy. Oprócz własnych rąk (pazurów, śliny) możemy napotkanego wroga potraktować również jakimś czarem. Mamy ich do dyspozycji około 20, głównie ofensywnych, ale znajdą się także leczące, ochronne, umożliwiające chodzenie po pajęczynie lub neutralizujące truciznę. Miłośnicy różnego rodzaju broni oraz pancerzy mogą się trochę rozczarować, bowiem w Entomorph’ie nie znajdą nawet najmniejszego sztyletu, puklerza czy kolczugi (ewentualnie karabinu lub materiałów wybuchowych). Jedynymi przedmiotami pomagającymi w walce są amulety oraz napoje powodujące regeneracje energii życiowej i magicznej.

Grafika, jak na okres w którym gra powstała, prezentuje się całkiem nieźle. Bardzo dobrze oddaje klimat tętniącej życiem z początku i niszczejącej w miarę upływu czasu wyspy (chociaż może jest trochę zbyt "cukierkowa"). Gra co prawda pracuje tylko w rozdzielczości 640x480x8 (256 kolorów), ale barwy są tak dobrane, a elementy obrazu tak wymodelowane, że wszystko razem tworzy spójną całość (nawet podziemia zamieszkiwane przez bardzo rozwiniętą technicznie rasę Keechda, wypełnione komputerami oraz innymi elektronicznymi urządzeniami nie gryzą się zbytnio z resztą świata, będącą mniej więcej na etapie rozwoju starożytnych Majów). Drobne niedociągnięcia (np.: trupy czarnych pająków - T’Uthrax są zupełnie niepodobne do żywych; dziwna perspektywa, z której widzimy świat gry sprawia, że trudno dojrzeć drzwi znajdujące się z boku lub tyłu domu) rekompensują cieszący oko wrogowie (osy, mrówki, żuki - jak prawdziwe; ciekawe hybrydy ludzko-owadzie), i zróżnicowane tereny (wnętrza pałacu królewskiego, ula, mrowiska, jaskiń itd.). Jeżeli chodzi o oprawę dźwiękową to w zasadzie nie można jej nic zarzucić (słychać uderzenia pięści, owady wydają przeraźliwe piskliwe odgłosy), ale nie jest urzekająca.

Sterownie postacią jest bardzo proste (używamy w tym celu myszy i klawiatury) i można się do niego przyzwyczaić już po paru minutach gry. Jednak aby nauczyć się w pełni wykorzystywać wszystkie dostępne nam możliwości należy spędzić trochę więcej czasu. Największe zastrzeżenia mam do interfejsu Entomorpha. Jest on mało czytelny i w zasadzie do końca gry nie wiemy, co oznaczają niektóre wskaźniki (np.: dwa paski obok ikon czarów w prawym dolnym rogu ekranu). Trudno było mi się także domyśleć jak używać czarów i dopiero po jakimś czasie wpadłem na to, że trzeba przeciągnąć ikonę z księgi na "pulpit". Autorzy gry nie ustrzegli się także kilku błędów technicznych. Jest taka jedna lokacja (w niej znajduje się czar "Desintegration"), z której wyjście kończy się przeniesieniem naszej postaci na sam środek morza, a jak wiadomo, wędrówka po falach od czasów J.Ch. nikomu się jeszcze nie udała. Zdarza się również, że jakaś palemka wyrasta sobie prosto z wody i to w dodatku "do góry nogami". Za błąd można uznać również fakt, że królowe (no i jeden król) zupełnie nie ruszają się z miejsca, przez co stosunkowo łatwo je pokonać (i dobrze, bo gdyby te bydlaki latały jeszcze po całym ekranie gra byłaby chyba nie do przejścia).

Ogólnie sądzę, że Entomorph jest grą bardzo ciekawą i wciągającą, a na pewno bardzo niedocenioną. Widać, że autorzy włożyli wiele pracy aby zaspokoić gusta nawet najwybredniejszych graczy. Mimo to nie znam żadnej osoby, która by nad tą grą spędziła więcej niż 5 minut. Szkoda, bo sądzę, że każdy kto pograłby w nią odrobinę dłużej (chociaż dopłynął do Phoros) na pewno poczułby jej klimat i nie spoczął dopóki by jej nie ukończył. Bardzo polecam.

Oceny:
Grafika: 9/10
Dźwięk: 6/10
Grywalność: 10/10
Ogólna: 9/10

2 5.0

Obrazki z gry:

Dodane: 20.05.2002, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?