Farland Symphony

Farland Symphony Encore (JAP)
Farland Tactics 5 (KOR)
Wydania
2001()
2010()
Ogólnie
Gierek z Farlandem w tytule jest sporo, większość z nich to strategie taktyczne. W 2001 ukazała się w Japonii Farland Symphony, a dwa lata później FS Encore - na pierwszy rzut oka nie zmieniło się nic, poza nośnikiem - wcześniej był do CD, teraz DVD. Zapewne dodano trochę muzyki, głosów, może jeszcze kilka jakichś bajerków, ale ogólnie pozostała to ta sama giera. Czyli graficznie jest bardzo dobrze, scenki przerywnikowe (ale to nie jest hentai trzeba sobie od razu wyraziście powiedzieć, choć momentami niewiele brakuje ;-)) miodzio, mordki postacie śmieszne. Współczynników dużo... to może nie jest, ale jakieś się tam pałętają i styka. Dzięki angielskiemu fanowskiemu patchowi można w to już grać bez zgadywania o co chodzi.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Venra
Autor: Venra
11.03.2013

Wprowadzenia brak
Astarell napisał wprowadzenie na tyle dobre, że nie będę go w tym względzie kopiował. Długo sie zastanawiałem czy napisać swój tekst na temat tejże gry. W ostateczności, jako że moja nota jest inna niż wyżej wspomnianego postanowiłem małe co nieco naskrobać. Z góry zaznaczam że warto się zaznajomić z tekstem Astarella gdyż sprawnie punktuje wszelkie cechy tej gry. Ja co nieco rozwinę no i nie zgodzę się w kilku aspektach. Ale też w kilku przyznam rację :).

Anime jak w mordę strzelił
Pierwsze skojarzenie które się nasuwa to właśnie jakaś seria anime. Grupa, niezbyt duża ale za to zróżnicowana jednocześnie dosyć schematyczna. Czyli główny heros będący nie przymierzając wiejskim głupkiem, rozgarnięta, będąca głosem rozsądku siostra. Będący tankiem grupy krowo-ludź, pseudo lovelas bard który śpiewać nie potrafi, dosyć mało rozgarnięta młoda dziewczynka, dosyć wyniosła kapłanka, mistrz głównego bohatera i jeszcze pewna postać co to nie będę o niej mówił aby nie spoilować. Pomimo że postacie nie grzeszą oryginalnością, to spełniają swoją rolę. Da się ich polubić, z czasem się zmieniają, niektórzy zakochują, poznajemy ich lepiej. Wszystko jest naprawdę ok, sprawnie i zgrabnie przedstawione. Również antagoniści otrzymują sporo czasu "antenowego", da się zrozumieć ich pobudki. Fabuła to z początku dosyć typowa historia o uwięzionym lordzie demonów oraz jego rychłym powrocie. Czemu zapobiec mają właśnie nasi herosi, z których niektórzy są ściśle powiązani z owym demonem oraz wydarzeniami które doprowadziły do zapięczetowania go. Fabuła, co miłe nie rozwija się aż tak przewidywalnie, za co plus. Jest pewien twist który mnie zaskoczył i wzbudził pozytywne emocje. Ogólnie jest fajnie, wszystkie scenki mają podłożone przyzwoicie głosy. Postacie są sympatyczne, podział akcji na chaptery potęguje wrażenia anime'owości. Niektóre wydarzenia zaś przedstawione są w formie artów na cały screen, taka wersja wstawek animowanych dla ubogich. Zabieg znany z hentaiowych produkcji, jednak bez rzeczonego hentai.

Pecetowe jRPG
Farland Symphony to dosyć stara produkcja, ponad 11 letnia. Więc wodotrysków i orgazmów wizualnych nie uświadczymy. Ba, nawet w czasach wydania ta gra nie mogła powalać, zwłaszcza że wtedy PS2 szturmowało domostwa ze swoją wypasioną grafiką w 3D. Farland Symphony wygląda podobnie do serii Disgaea tudzież Atelier Iris wydanej na PS2. Postacie w SD, izometryczny rzut kamery na dwówymiarowe pole bitwy. Jest kolorowo, postacie są wykonane starannie. Tła są zróżnicowane, są lasy, góry, miasto, czy też wybrzeże. Arty postaci oraz przerywnikowe są dobrze wykonane. Grając zwróciłem uwagę na mnóstwo smaczków. To znaczy postacie mają sporo animacji, min które robią. Tła, zwłaszcza miejskie żyją. Mnóstwo jest modeli NPCów, podobnie ze sprzedawcami w sklepach. Fakt że nie rozmawiamy swobodnie z NPC ale i tak w scenkach fajnie się prezentują. Przyczepię się za to do przeciwników, którzy wyglądają na zaprojektowanych na odwal się. Udźwiękowienie jest przeciętne, znaczy się wszelkie odłosy i muzyka jest najwyżej przeciętna. Ale sytuację ratuje voice acting na dobrym poziomie.

Pecetowe Tactical jRPG
Tak jest, jak w nagłówku Farland Symphony to TRPG. Astarell w swojej recenzji objaśnił system sprawnie, ja się trochę rozpiszę przy irytujących sprawach. Farland to typowy niemal do bólu TRPG. Oprócz pasku z boku oznaczającego szybkość i co za tym idzie kolejność tur. Przydatna sprawa, można planować swoje posunięcia bardziej świadomie. Ataki z boku, tyłu mają premię do obrażeń, to standard. Jednak przyczepię się systemu magii. Dla mnie jest raczej bez sensu. Cztery rodzaje energii, które ładujemy poprzez opcję "focus" stojąc na danym rodzaju podłoża. W założeniu to niezłe, w praktyce dwa rodzaje energii czyli niebieski oraz czerwony nie da się doładować inaczej niż z użyciem itemów. Bo plansze to w większości tereny trawiaste tudzież ziemne czyli odpowiednio zielone i żółte. A postacie używają tylko jednego rodzaju czarów. Pomocą może być broń która ładuje dany rodzaj energii. Niestety opis broni jest bardzo lakoniczny i niejasny. Podobnie jak cele misji, które często są bardzo niezrozumiałe. Poza tym, poziom trudności jest totalnie nieprzewidywalny. Jedna misja zatrzymała mnie na długi czas, aby przy drugim podejściu do gry być banalnie prostą. Przeciwnicy co nie jest sprawiedliwe zaczynają ze swoim rodzajem energii już naładowanym, gdy nasze postacie zaczynają z zerem. To jest nieuczciwy handicap, taktyka taktyką ale tak naprawde żyłując levele można potem przejechać się po oponentach jak monster truck po maluchu. Brakuje opcji save w dowolnym momencie, zwłaszcza że niektóre chaptery to wielofazowe starcia, poprzedzone do tego sporą dawką gadki. Którą dzięki bogu można przyśpieszyć. A save jest tylko na początku, chyba że możemy wyjść na mapę. Co nie jest możliwe w niektórych momentach. Wtedy też nie można udać się do sklepu po dawkę itemów leczących. A wyobraźcie sobie -naście starć bez itemów, niby level up regeneruje hp ale to w niektórych momentach zdecydowanie za mało. A przedmioty swoje kosztują, co zmusza nas do toczenia wielu starć aby zakupić lepszy ekwipunek oraz itemy. Ogólnie śmierdzi mi tutaj niewykorzystanym potencjałem, gdyż taki był.

Summa Summarum
Astarell nie dotrwał do końca Farland Symphony. I wcale mu się nie dziwię, do wielu osób ten tytuł po prostu nie trafi, gdyż oczekują czego innego po rpgu po prostu. Ja na pierwszym miejscu stawiam immersję oraz zatopienie się w świecie gry. Identyfikowanie się z postaciami, sympatyzowanie z nimi oraz możliwość poznania ich. Nie musi być koniecznie bardzo oryginalnie. No i w tym aspekcie Farland daje radę, nieduży cast postaci ale dobrze nakreślonych, ze sporą dawką humoru, ale też gdy trzeba powagi, z love story (trochę przyśpieszonym moim zdaniem). Z wcale nie aż tak banalną fabułą którą sugeruje początek. Jednak gra irytuje uchybieniami, zwłaszcza w systemie, które mogą po prostu udrzucić wielu od zagłębienia się w świat Farlanda. Gra wystarcza na kilkanaście godzin i to przy dawce levelowania. Ja bawiłem się nieźle, ale dopiero gdy przymknąłem oko na niedogodności systemu, które być może wynikają z fanowskiego patcha, ale nie miałem ochoty sprawdzać gry po japońsku aby się przekonać. Ocena ostateczna mocno subiektywna oraz co zaznaczam naciągana, gdyż gdybym był obiektywny to nota Astarella jest również adekwatna.

Moja ocena: 4/5(z minusem ;)

Plusy
+ fajne postacie, możliwość dobrego ich poznania
+ smaczki w grafice oraz animacjach postaci
+ voice acting

Minusy
- dziwne wachania poziomu trudności
- system magii


Astarell
Autor: Astarell
07.03.2012

Seria Farland to jeszcze jeden z japońskich tasiemców, którego początki sięgają przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Poza ojczystym krajem znana i popularna jest także w Korei Południowej i Chinach. Do tej pory ukazało się około 15-gier z tym tytułem na wszystkie chyba możliwe platformy, najczęściej opowiadające o przygodach rycerza imieniem Arc, aczkolwiek scenarzyści czasem tworzyli opowieści niezwiązane z główną osią wydarzeń. Takim właśnie odgałęzieniem od głównego pnia jest Farland Symphony znany także z podtytułem Encore lub jako Farland Tactics 5. Nawiasem mówiąc to chyba jedyna gra z cyklu przetłumaczona na zrozumiały język, więc każdy chętny miłośnik jRPG, może się przekonać czy warto poświęcić jej nieco czasu.

Fabuła do specjalnie odkrywczych nie należy. Rozpoczyna się sceną, gdy grupka wojowników walczy z demonem próbując uchronić pewne dziecko. Porównania do serii Lunar jak najbardziej uzasadnione. Mija kilkanaście lat. Poznajemy wiecznie głodnego młodzieńca imieniem Adi. Młody rozrabiaka w celu zdyscyplinowania codziennie jest poddawany forsownym treningom przez swojego mentora i opiekuna Talisa. Taki tryb życia nie jest po jego myśli, ale siostra Saya czujnie pilnuje by nie wymigiwał się od zajęć. On osobiście chciałby wyruszyć na wielką przygodę. Nie przypuszcza, iż dojdzie do niej szybciej niż myśli, a tak pogardzane przez niego ćwiczenia bardzo mu się przydadzą. Jeden z członków drużyny, która wcześniej uratowała świat sam pożąda mocy i próbuje w tym celu zdobyć 4 potężne artefakty wysługując się swoimi podwładnymi niemiłosiernie grając ich słabościami. Oprócz wspomnianej wcześniej Sayi, Adiego wspomogą także inni, w tym typowe hybrydy zwierzęco-ludzkie tj. byczy i potężny Mo, kocia lolitka Labi, skrzydlaty (aczkolwiek kiepski) bard Firrus, wyniosła syrena Sheifa, a także sam elfi Talis. Oczywiście krążymy od miasta do miasta próbując pokrzyżować plany złego, ale sama opowieść nie jest specjalnie zajmująca, chociaż zawiera potężną dawkę humoru. Ważniejsze są jednak interesująco przedstawione relacje pomiędzy bohaterami, z których każdy ma własną unikalną osobowość, przez co jedne osoby kochają się na zabój, inne dla odmiany się nienawidzą (chociażby Labi i Sheifa). To nie wszystko, w trakcie gry mocne uczucie połączy część bohaterów z przeciwnych sobie obozów, komplikując nieco sytuację. Zresztą zajdą i takie momenty, gdy niedoszli wrogowie będą sobie pomagać świadomie bądź nie. W sumie dostajemy typową baśń, lecz z drugiej strony jest ktoś taki, kto baśni nie kocha?

Pod względem oprawy wizualnej jest dość biednie, aczkolwiek kolorowo. Czasem jednak podobnie jak w przypadku gatunku visual-novel podczas rozmów pojawiają się naprawdę ładne tła. Twarze postaci przy belkach dialogowych też są wyraźne i śliczne. Reszta dwuwymiarowej grafiki utrzymana w klimatach chibi oraz super-deformed (duże głowy) prezentuje się,,, No cóż widziałem lepsze japońskie RPGi na PCty z podobnego okresu (2003r.) Nie zrozumcie mnie źle, tragedii nie ma, lecz jest tak jakoś nijako. Otoczenie niby bogate w szczegóły, figurki postaci duże, ale czegoś tu brakuje. Z drugiej strony może to wina niskiej rozdzielczości. Mapa regionów świata/ lokacji to jakby rysunki żywcem wyrwane z ilustrowanej książki z zaznaczonymi punktami, gdzie można się udać. Nie ma możliwości samodzielnej eksploracji. W miejscach, które znaczą wspomniane punkty możemy znaleźć jedynie skarby, powalczyć z wrogiem, pogadać z kimś, zrobić zakupy, po czym jesteśmy automatycznie wyrzucani. Interfejs gry wygląda na przejrzysty, ale obsługuje się go niewygodnie nawet myszką, zabawa padem (jest taka możliwość) to właściwie tragedia, zwłaszcza podczas walki. Pojawiają się rozliczne błędy związane z ekwipunkiem, np. coś nam znika albo wręcz przeciwnie posiadamy coś, czego nie ma nawet na liście, o używaniu niedostępnego dla danej postaci oręża nie wspominając. Nie ma jednak pewności czy to nieuwaga twórców, czy tak namieszała łatka od fanów. Niestety na nowszych komputerach występują też problemy ze stabilnością gry. Oprawa muzyczna, jakich wiele w staro-szkolnych tytułach podkreśla bajkowe i przygodowe klimaty, lecz co ciekawe zaimplementowano pełnoprawny dubbing wszystkich dialogów. Każda osoba dramatu została obdarzona własnym charakterystycznym głosem, szkoda tylko, że zbyt głośna muzyka czasem zagłusza to, co mówią i nie da rady nic z tym zrobić oprócz jej wyłączenia. Jakość angielskiego tłumaczenia jest poprawna, jeśli chodzi o tekst.

Falrandy to zwykle strategiczne japońskie RPGi zbliżone nieco do serii Fire Emblem. Tym razem jednak walki toczymy w stylu zbliżonym chociażby do Final Fantasy Tactics. Gros potyczek związanych jest przede wszystkim ze scenariuszem, ale losowe starcia również napotkamy odwiedzając lokacje. W boju biorą udział wszystkie posiadane postacie, o ile fabuła nie zarządzi inaczej. Każdy bohater preferuje odmienny styl walki posiadając odpowiednią dla siebie broń, więc taktycznego kombinowania jest tu trochę. Oczywiście różnią się też zasięgiem ruchu oraz ataku wyznaczanymi przez heksy. W trakcie bitwy poleceń wydajemy niewiele, ot to co zwykle - przemieszczanie, cios czy użycie magii bądź przedmiotu. Przechodząc do obrony wybieramy, gdzie kierujemy wzrok (ma znaczenie fakt jak jesteśmy zwróceni do wroga). O kolejce ruchu wyświetlanej na bocznym "sznurze" decyduje parametr zwinności. Żeby to nie był tylko prosty taktyk postanowiono troszkę pokomplikować umiejętności specjalne/magię. Korzystając z takowych zużywamy esencje żywiołów (w większości przypadków poświęcając też punkty życia). Jest ich 4 rodzaje a wszyscy wojacy mają oczywiście przypisany po jednym. Esencje ekstrahujemy z otoczenia stojąc na przypisanym danemu żywiołowi polu poświęcając turę poprzez odpowiednie polecenie. Posiadana broń decyduje ile wspomnianej materii możemy pobrać na raz. Punkty doświadczenia dostajemy za każde trafienie przeciwnika oraz pewną ich ilość, jako bonus na zakończenie potyczki. Wszystko prezentuje się prosto i mogłoby być nawet zjadliwe gdyby nie upierdliwe błędy. Po pierwsze cele misji nie zawsze są jasno określone i często przegrywamy nie wiedząc właściwie dlaczego. Druga sprawa to losowy poziom trudności - jedne batalie są banalne, na innych można zjeść zęby. Niektórzy bossowie wydają się niewrażliwi na nasze ciosy, a sposób ich pokonania jest tak nielogiczny, iż przychodzi na myśl jako ostatni. Zdarza się, że musimy próbować do skutku licząc na szczęście. O niespecjalnie wygodnej obsłudze i kwiatkach z ekwipunkiem już pisałem. Mimo wszystko gra nie należy do długich. Ponoć 15 godzin wystarcza do jej ukończenia.

Przyznam się bez bicia, nie starczyło mi nerwów by ukończyć ten tytuł w całości. Wymienione błędy skutecznie obniżają przyjemność z zabawy. Zaznaczam jednak, że nie jestem pewien czy wspomniane kwiatki były już obecne w grze, czy wywołuje je po prostu łatka przygotowana przez fanów. W chwili obecnej nie polecam obcowania z tą pozycją, chociaż jest jedynym Farlandem dostępnym po angielsku. Mimo to daje ocenę 5/10, bo być może znajdą się osoby, którym mimo wszystko ten jRPG się spodoba, aczkolwiek wątpię. Ostrzegam, próbujecie na własne ryzyko.

2 3.5

Obrazki z gry:

Dodane: 07.02.2006, zmiany: 07.12.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?