Lands of Lore III

Wydania
1999()
Ogólnie
Ostatnia część trylogii Lolowej. Pełna starych znajomych z poprzedniczek, klimatycznie i silnikowo utrzymana w konwencji Lol2.
Widok
FPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
grisnir
Autor: grisnir
17.08.2009

Ano, jak to mówią: do trzech razy sztuka. W świecie komputerowych rolplejów z różną częstotliwością co prawda powiedzenie to jest uskuteczniane. Często nie jest bowiem wcale, gdy żywot gry jeden jedyny, mniej lub bardziej udanej, nie doczekuje się inkarnacji. Bywa też, że uskuteczniane jest z skrupulatnością doprawdy anankastyczną, o czym przekonywał nas przez lat mnogich ciąg Richard Garriot czy Jon van Caneghem, czy Bradley, David bodaj. Niech imion ich nigdy nie dotknie obliteracja, trąd ani cała reszta przekleństw tej ziemi. I w końcu (nie może być inaczej, na boga!) historia crpgów zna też kilka niebagatelnych trójcowych przypadków - Ishary, Arkania, Beholdery, Magic Candle - i Lands of Lore - i inne, o których w swej prostocie nie wiem. Szczęśliwie, recenzji trzeciej odsłony Lol Jego Wielebność JRK nie raczył jeszcze ugościć na swej stronie prześwietnej. Szczęśliwie podwójnie, albowiem byłem ja grę ową przeszedł nie tak dawno temu i parę refleksji na jej temat wciąż po czerepie się plącze.

Początek - przewidywalny, choć dość ciekawy, intrygujący. Draracle, smokopodobny bóg-opiekun, postanawia na zawsze opuścić śmiertelny padół, zostawiając po sobie jeno wiernego sługę, Jackala. Nie wróży to za dobrze, tym bardziej, że nie koniec to smutnych wieści. Otóż król Gladstone wraz ze swymi dwoma wrednymi synalkami zostaje w tym samym mniej więcej czasie, podczas -wyobraźcie sobie- polowania na dzikie świnie, zamordowany przez bestie z piekła rodem. Cóż za niewdzięczna śmierć! Copper, królewski syn o nieślubnych korzeniach, który także brał udział w schadzce, jako jedyny wychodzi żyw z opresji - ale bez duszy, którą, no cóż, diabli wzięli. Naszym zadaniem będzie tedy rozwikłanie owej z gruntu metafizycznej zagadki, tudzież wyjaśnienie przyczyn owego niecodziennego ataku. Czy ma on związek z Draraclem? Oczywiście, nie muszę dodawać, że Copper sam jest podejrzewany o owe paskudne morderstwa i cnotę swe z potwarzy oczyścić musi.

Tak więc wygląda wprowadzenie. Nie jest źle. Rozpoczynamy gdzieś na odludziu, skąd w trybie natychmiastowym wyruszamy w drogę, w lasy, w otchłanie. Ach, przygodo, przygodo. Pierwej jednak docieramy do owego nieśmiertelnego miasta - Gladstone, w którym niejeden wieczór i niejedną noc przed laty się obijaliśmy. Tak, tak.

Serce krain zaoferuje nam parę cennych usług, a i, rzecz jasna, sentymentalne momenty tu i ówdzie znaleźć można (Dawn! Luther!), podobnie jak i przejścia tajemne i zakazane komnaty. Warto szukać, warto się rozglądać. Możemy ponadto w mieście wstąpić do gildii, jednej lub kilku, jak nam się podoba; możemy w ogóle ciepłym moczem to olać. Przymusu nie ma. Do wyboru tak czy owak mamy wojowniczą, czarodziejską i kapłańską. Jest też gildia złodziei, choć działa w ukryciu, na bakier z prawem. Każdy cech ma dla nas różne zadania do wykonania, które z reguły nie mają większego związku z głównym wątkiem gry. Jak nam się zachce, możemy się w nie zaangażować, trochę nadobowiązkowego doświadczenia na pewno się przyda (zwłaszcza na początku), już nie mówiąc o profitach, jakie każda gildia w miarę upływu czasu przed nami odsłania... Poza domami cechowymi mamy takoż do dyspozycji parę sklepów, wiele prywatnych domów, niejedna gęba też się znajdzie do pogadania. Generalnie - mamy się gdzie pokręcić - rozwinąć - miasto jak się patrzy - choć, rzecz jasna, Gladstone anno 1999 inaczej nieco się prezentuje niż drzewiej, w '97, '94...

Co tam dalej? W trakcie gry przemierzymy owszem kilka interesujących lokacji. Ogniste podziemia, śnieżne przestrzenie, radioaktywne pustynie (spoooooky!) i inne, niemniej obiecujące. Jest to, co prawda, dość standardowe wyposażenie obecne w większym lub mniejszym stopniu w wielu crpg'ach, ale jak długo trzyma się ono kupy, a klimat jest na właściwym miejscu, nic to nie szkodzi. A w Lol3 tak otóż jest. Poszczególne lokacje są zróżnicowane, ładnie przedstawione. Mają swój czar i swojego kopa. Jedne bardziej stawiają na eksplorację i per se parcie do przodu, inne na klimat, na niepewność i atmosferę nieznanego, groźnego; tak czy owak, wszystkie są udane i we wszystkich można się nieźle zabawić (choć tylko w jednej są dziewczynki - co dziwne, wespół z latającymi kurczakami). Poza podniebnymi terenami (zarówno tymi rozległymi i przestronnymi, jak i tymi korytarzowymi i nie stroniącymi od zawiasów) przyjdzie nam także zawitać do bardziej hermetycznych, ukrytych głęboko pod ziemią, choć i tu nieraz przestrzeń nas zaskoczy (choć, wyznać to muszę, poprzedniczce ani pod względem poczucia przestrzeni, ani klimatu miejsc Lol3 w wielu miejscach -acz nie zawsze!- nie dorównuje.).

Formalnie gra niezbyt się różni od Lol2, o ile mnie pamięć nie myli co do tej ostatniej. Podobny interfejs, płynne ruchy, ładna grafika z podpuchami 3d, które wyglądają zawsze tak samo niezależnie od perspektywy, olbrzymi ekran gry, prosty w użyciu ekwipunek. Miło, swojsko, przyjemnie.

Walka - raz jeszcze podobny stopień wyważenia jak w Lol2 - nie za łatwa, nie za ciężka, nie za rzadka, nie za częsta, w sam raz. Oczywiście, dokonuje się w trybie rzeczywistym, przez na poły spazmatyczne, na poły kontrolowane siekanie myszą w przeciwników. Co do tych ostatnich, dodam, iż niektórych już widzieliśmy, ale o tym cicho sza. Zwłaszcza osławione tygrysy szablozębne, które swoją drogą mogą nam spuścić solidnego łupnia, o ile zapatrzymy się nadmiernie w ich biało-sraczkowate futerko. Swoją drogą potworzasta animacja jest wcale niezła (tu akurat prawdziwe 3d).

Przy okazji walki wspomnę i o czarach, co tam, niech stracę. Jest ich zaiste niemało, bardzo fajnie graficznie się przedstawiają i z reguły są -daję słowo- użyteczne. Nie jestem co prawda pewien, czy wszystkie wypróbowałem podczas gry - tym niemniej większość się przydaje. Są dość zróżnicowane i nastawione zarówno na głównego bohatera, jego małego latającego przyjaciela (otóż familiar'a, zboczeńcy), jak i przeciwników, naturalnie. Możemy pofolgować sobie w zakresie magii, mana regeneruje się bowiem szybko - sama z siebie. Podobnie i punkty życia, choć oczywiście w obydwu przypadkach możemy użyć lokalnych "używek" aby szybciej przywrócić się do punktu wyjścia.

Mamy zresztą do dyspozycji cały szereg ziół, wywarów, surowców tego, tamtego typu, jak i wszelkiej maści inne mniej lub bardziej naturalne, mniej lub bardziej magiczne przedmioty, którymi dane nam się wspomóc podczas naszych wędrówek w taki czy inny sposób, uh, łeeee. Prawdę mówiąc jakby było tego wszystkiego o połowę mniej nie zauważyłbym różnicy, chyba że in plus. No ale co zrobić (z drugiej strony niektóre przedmioty, te graficznie i merytorycznie niezmienione względem Lol2, budzą autentyczną nostalgię - jak zresztą i inne odniesienia tego typu na które się natkniemy, np. Planeta Ruloi, yuuhuu!).

Apoteoza należy się za to szczegółowości autorów co do informacji, jakie mamy pod ręką w dzienniku - dotyczących czarów, poznanych (a niekoniecznie aktualnie posiadanych) przedmiotów, potworów, mapki, dialogów, etc. Podobnie jak w przypadku samych rzeczy do zdobycia, tak i dziwnym trafem w przypadku informacji o nich objaśnienia są w pewnym momencie wręcz zbyt obfite (czy przeciwnie, wiele jest objaśniających zdań, ale niewiele w nich treści, jako że powtarzają się niemiłosiernie), jednak całość zasługuje na wyróżnienie.

Zasługuje też na to (choć bez przesady) system awansu, otóż jest on interaktywny, a przeto i żywy. Wojujemy siekierkami, toporkami - wzrasta nasza sprawność bojowa, używamy magii ofensywnej - wzrastają nasze umiejętności czarodziejskie, etc. Nie ma co prawda tu wielu wskaźników, charyzmy, inteligencji, etc, nic z tego - natomiast modulacja tych najbardziej podstawowych, jakimi dysponujemy silnie zależy od faktycznych naszych działań. Choć tyle? Aż tyle!

Muzyka - bardzo dobra, nastrojowa, momentami smutna, oddająca klimat spokoju, cichego świata fantasy... kiedy indziej zapala do walki lub podkłada przegniłe jaja niepokoju. Zdecydowanie mocna strona.

Co do najważniejszego aspektu każdej gry - grywalności: nie mam zastrzeżeń, mam wręcz słowa pochwały. Ze względu na chwytający początek, prostotę interfejsu, jak i towarzyszące nam przyjemności audiowizualne szybko dajemy się wciągnąć w Lol3. Cóż ja tu mogę przychromolić, gra się po prostu miło. Po jakiś czasie można zauważyć oczywiście pewną powtarzalność i rutynowość, gra jest też cokolwiek liniowa, jednak różnorodność świata, nastrojów i wyzwań, jakie przyjdzie nam podjąć jest zdecydowanie na pierwszym planie. Warto ponadto wspomnieć o dynamicznej fabule, która, zważcie, niejednemu może sprawić niespodziankę.

I tak to wygląda. Nieźle, nieźle, ale... czegoś na końcu brakuje. Niestety, rację miał przyjaciel mój i ceerpegowy współtowarzysz z dawnych dni, Maelstrom D., konstatując, iż najgorsza to część z serii. Jest dobra, nie powiem, że nie, ale czegoś jednak brakuje. Owego tchnienia przygody może, w jakie obfitowała Lol2, jakiegoś wspaniałego nieznanego, nieodkrytego, które dane nam było doświadczyć? Maybe - maybe. Lol1 była bardzo dobra, Lol2 była kapitalna. Lol3 jest zaiste dobra, ale mimo świetnego klimatu i niemałej dawki grywalności w jakimś niejasnym miejscu i stopniu ustępuje poprzedniczkom. Tak to bywa z tymi trójcami, niestety, taka ich kolejka, do groma.

Ostateczny werdykt - czwóra, mocna czwóra. A mówione sample w nawiedzonym gmachu powinny przejść do historii.
Moja ocena: 4/5


Obrazki z gry:

Dodane: 17.08.2009, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?