Metalheart: Replicant's Rampage

Metalheart: Bunt Replikantów (PL)
Wydania
2005()
2005()
Ogólnie
W założeniach konkurencja i następca kultowego Fallouta, ale gra niestety zupełnie nieudana. A szkoda, bo mogło być tak pięknie...
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Adamus
Autor: Adamus
14.11.2005
Muszę przyznać, że dawno nie czekałem z takim zainteresowaniem na grę, mającą być zgodnie z zapowiedziami twórców następcą kultowego już Fallouta. Muszę też przyznać, że w zasadzie nie przepadam za klimatami SF w grach cRPG i do wspomnianego już Fallouta podchodziłem kilka razy i jakoś nie mogłem się przekonać, ale jak już raz się przekonałem ;-P, to przeszedłem go aż cztery razy (czyli tyle razy, co mojego ulubionego Might & Magic VI :-D) i jakoś mi w tym wypadku SF tu nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie :-). W związku z tym, że na trzecią już część Fallouta czekamy chyba dłużej, niż na jakąkolwiek kontynuacje innej gry (i nie wiadomo, czy się w ogóle doczekamy) postanowiłem w międzyczasie zająć się jej odpowiednikiem - stworzonym przez firmę Akela - Metalheart'em.

Sam wstęp do gry nie jest zbyt imponujący i pokazuje nam krótką historyjkę o katastrofie statku w przestrzeni kosmicznej, z której to cało udaje się wylądować na jakiejś dziwnej planecie zaledwie dwojgu osobom z całej załogi - rezolutnej panience o imieniu Cheris i upierdliwemu gościowi Lanthanowi - okraszającemu większość wydarzeń niekoniecznie śmiesznymi komentarzami. Po krótkiej podróży pomiędzy pustynnymi wydmami i eksterminacji kilku wałęsających się tu i ówdzie pustynnych skorpionów udaje im dostać się do pobliskiego miasta, gdzie na dobre zaczyna się nasza przygoda. Zaczyna się i w zasadzie powinna się również zakończyć ;-PPP. Niestety, ale z żalem muszę powiedzieć, że dawno się tak nie zawiodłem na żadnej z oczekiwanych gier jak na Metalheart. Najgorsze, że ta gra też ma niezły potencjał i gdyby ją dopracować, odpowiednio rozbudować i rozwinąć, mogłaby to być naprawdę niezła pozycja, do której warto by nie raz wrócić, a tak to wyszedł po prostu kolejny mało ciekawy gniot.

Jednym z najsłabszych aspektów gry jest scenariusz, banalny i liniowy tak, że bardziej się chyba nie dało :-(. Otóż nasza dwuosobowa ekipa chce się wydostać z zabitej dziurami planety, która okazuje się jedynym w galaktyce źródłem taktonium (o czym oczywiście nasi bohaterowie nie wiedzieli, bo i skąd? :-P), specjalnego minerału służącego miedzy innymi do zapobiegania odrzutowi implantów. Jedynym właścicielem całych złóż taktonium jest tajemnicze Imperium (o którym jakoś nasi bohaterowie również nie słyszeli - to co to w końcu za imperium? ;-P) wykorzystującym inteligentne rasy zamieszkujące planetę do wydobywania minerałów. Na początek spotkamy się z replikantami, mutantami i cyborgami oraz z przedstawicielami tajemniczego Imperium, którzy będą nas od razu atakować i niestety, nie będziemy mogli w tej sprawie niczego innego poza skopaniem im tyłków przedsięwziąć. Po wykonaniu kilku banalnych questów dowiemy się, że na planecie żyje również, równie tajemnicza jak wspomniane Imperium rasa Nomadów, których to będziemy musieli odnaleźć i na zasadzie wzajemnej pomocy pokonać "zło". I tu aż się prosi o możliwość przyłączenia się do Imperium, ale gdzie tam - nasi bohaterowie, pomimo że sarkają i marudzą na taką współpracę nie pójdą :-), nie sprzymierzą się też z inną frakcją Nomadów, która jak się okaże odłączyła się od tej "prawomyślnej" i nie chce z nią współpracować. Jak tu by można było bez problemów doprowadzić do wielotorowego rozwoju akcji, ale nic z tego :-/, wykonujemy kolejne prostackie zadania i popychamy scenariusz do przodu. W większych lokacjach, po których snują się przedstawiciele trzech wspomnianych przeze mnie na początku ras możemy dostać do wykonania z setkę super questów ;-PPP Tak, tak nie przewidziało się Wam - w tej grze jest cała kupa (z przewagą kupy) questów i to do tego LOSOWO GENEROWANYCH!!! (hehehe). Polega to na tym, że jak zagadamy do jakiegoś gościa, to ten ma do wyboru jedną z trzech opcji - kazać nam komuś coś zanieść, od kogoś coś przynieść, albo kogoś zlikwidować ;-PPP - następnie dostajemy zdjęcie z lokacją (żeby przypadkiem się nie zgubić :-D) i do roboty. Każde zdjęcie ma swój numer, żeby się nie pomyliło i ulega wymazaniu jak już zrobimy swoje. Po wykonaniu kilkunastu tego typu "zleceń" ma się dosyć wszystkiego, łącznie z graniem w Metalheart ;-).

Jeżeli ktoś miał nadzieję na dużą ilość broni i amunicji, to na pewno poczuje się mocno zawiedziony :-/. W sumie dostępnych jest kilka pistoletów, które nie nadają się do niczego innego, jak tylko szybkiego upłynnienia i cała gama wielkich karabinów maszynowych rodem z Terminatora (różniących się tylko obrazkiem i siłą ognia oraz celnością), a którymi bez problemu posługuje się nawet słaba kobitka. Tak, nie mylicie się - umiejętność posługiwania się najcięższym nawet sprzętem strzelającym nie zależy wcale od współczynnika siły :-P. Wraz z jej wzrostem udostępniają się nam tylko kolejne okienka ekwipunku i nie ma znaczenia, czy wsadzimy tam miniguna, taczkę, czy też dwie pigułki na wymioty (w sumie nie wiem, po co one są potrzebne, bo samo granie w Metalheart w zupełności wystarczy, żeby nie móc opanować odruchu wymiotnego). Wracając do broni, nie można nie powiedzieć o karabinach laserowych i w późniejszym czasie dostępnych strzelbach na naboje myśliwskie (ciekawe, dlaczego wcześniej nie ma jakichś dwururek?). Na potrzeby tego całego "arsenału" stworzono "aż" trzy rodzaje amunicji, żeby przypadkiem nie pomyliła się graczom. Mamy też "wielki" wybór granatów - sztuk jeden i trochę broni białej oraz kusze, które w związku z dostępem prawie od początku do kilku rodzajów minigunów można sobie (a właściwie twórcom gry) wsadzić w... buty. Oprócz siły każda z postaci jest scharakteryzowana jeszcze kilkoma standardowymi współczynnikami takimi jak przykładowo zdrowie, szczęście (nie zaobserwowałem większego wpływu jego braku na rozgrywkę ;-P) inteligencję (przydatną, gdy chce się wszczepić sobie jakieś implanty - tylko po co? Skoro i tak żadni przeciwnicy nie maja szans z naszą trochę mocniejszą drużyną nawet gdy ta paraduje na golasa?), czy wreszcie przyswajalnością na owe implanty. Samych implantów nie brakuje, tu nie można narzekać, począwszy od takich do użycia, którym nie potrzeba taktonium, a skończywszy na zasysających ten minerał mocniej niż pięciolitrowy silnik w wyścigowym samochodzie w trakcie ruszania spod czerwonych świateł. Zapomnijmy też o możliwości dyskusji z NPCami - bo sobie z nimi za bardzo nie pogadamy, nie okradniemy też nikogo, bo nasi kryształowo czyści bohaterowie nie splamią się tak haniebną czynnością, ani też nie otworzymy żadnej szafki, czy sejfu, bo wszystko jest już otwarte, a poza tym znaleźć tu cokolwiek innego występującego poza ciałami zmasakrowanych przeciwników i questowymi przedmiotami graniczy z cudem. Nie istnieje tu również nic, co by przypominało tak przez wszystkich miłośników Fallouta uwielbianego systemu "perków", co jeszcze bardziej obniża ocenę gry.

Jak już wcześniej wspomniałem, cała gra polega w zasadzie na łażeniu od Kajfasza do Annasza i wykonywaniu standardowych zadań. Przy czym te łażenie jest strasznie upierdliwe, bo nasza drużyna rusza się jak stado much w smole, a do tego tereny, które musimy przebywać są nie wiadomo po co strasznie rozwleczone i cała rozgrywka wygląda w identyczny sposób - przejście trzech do dziesięciu lokacji w jedną stronę, rozwalenie na każdej po kilku przeciwników (którzy posiadają inteligencję zbliżoną do muchy plujki - nie ubliżając muchom), zabranie questowego przedmiotu i powrót do zleceniodawcy. Nic dobrego nie powiem również o grafice. Jak na dzisiejsze czasy jest po prostu kiepska :-(. Animacja postaci jest do niczego, a do tego niezależnie od tego, co im wsadzimy do łapy i na grzbiet wyglądają praktycznie tak samo. Przyznam się bez bicia, ze omawianej przeze mnie gry nie udało mi się przejść do końca. Po jakichś 25-30 godzinach gry (naprawdę sam siebie podziwiam za samozaparcie i silną wolę) i osiągnięciu przez moją czteroosobowa drużynę 15 poziomu dałem sobie spokój i Metalheart powędrował na półkę najbliżej kosza na śmieci, jak tylko można :-P. Nie polecam tej pozycji nikomu, a zwłaszcza miłośnikom starego dobrego Fallouta, przy którym to Metalheart nawet nie leżał. A moja ocena rzeczonego gniota nie może być wyższa niż 35/100.


Obrazki z gry:

Dodane: 22.11.2005, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?