Skyrim: Dawnguard

The Elder Scrolls V: Skyrim: Dawnguard
Wydania
2012()
2012()
Ogólnie
Solidnie wykonany dodatek do entuzjatycznie przyjętej gry, jednak według autora recenzji zawsze mogło być lepiej...
Recenzje
Yomi
Autor: Yomi
28.11.2014

Po setkach godzin szukania smoków w Skyrimie w końcu odpuściłem i postanowiłem zabrać się za pierwszy z dwóch wydanych dodatków do podstawowej wersji gry – Dawnguard. DLC miało spełnić mokre marzenia wszystkich nerdów ze skłonnościami fotofobicznymi oraz fanów „Zmierzchu”, którzy myśleliby zarzucić na siebie ciemną garderobę i po(ką)ssać to i owo.
         No cóż, moje marzenia niespecjalnie się ziściły.

         Nie oceniaj wampira po kłach

         Misja pojawiająca się w dzienniku po instalacji dodatku każe nam udać się do ogromnego fortu Dawnguard, gdzie przebywają łowcy wampirów szukający taniej siły roboczej (czyt. rekrutów). Tam, po zapoznaniu się z niezbyt liczną grupką awanturników, dostajemy od Israna (przywódcy oraz prowodyra całego zajścia) pierwszą misję – udać się do jaskini (kto by pomyślał...) i wywęszyć dlaczego krwiopijcy panoszą się nie w tej okolicy co powinni. Zadanie z pozoru nie wygląda na trudne czy zawiłe, lecz wraz z jego postępem stajemy przed niełatwym, potencjalnie fantastycznym wyborem* – opowiedzieć się po stronie wampirów lub ich zagorzałych przeciwników. Nieźle się zapowiada jak na rozszerzenie, co? Niestety, cokolwiek byśmy nie wybrali, główny „quest chain” praktycznie nie różni się niczym - co jest odrobinę dziwne i momentami nielogiczne - od alternatywnego odpowiednika. Jeśli po skończeniu jednej ścieżki macie zamiar zabrać się za drugą to życzę wytrwałości – historia (która i tak nie zachwyca) w ogóle się nie zmienia. W pewnym sensie jest to nawet imponujące – Skyrim wszak sporadycznie odznacza się wieloma różniącymi się opcjami dialogowymi, których rezultaty są zawsze takie same. Tutaj Bethesda wspięła się na wyżyny deweloperskich możliwości i sprawiła, że nieważne kogo poklepiemy po pleckach – i tak glebę gryźć będą te same „indywidua”.

        Pospolite (nie)życie wampira i jego (anty)fanów
        
         Rozgrywka zasadnicza nie okazuje się zbyt odkrywcza – łazimy po podziemiach lub ciemnych, zamkniętych pomieszczeniach i bijemy to co się rusza i stara się przeszkodzić nam w relatywnie interesujących przygodach. Czasami będziemy musieli się zmierzyć – zależnie od wybranej frakcji – z odpowiednią grupą szybkiego reagowania (łowcy niekiedy mogą napsuć dużo krwi). Takie tam wojaże. Przechodzenie Dawnguarda niekiedy przypomina ciężką i dłużącą się wyprawę przez bagno. Widać to szczególnie podczas misji „Beyond Death” i „Touching the Sky”, gdzie trzeba na piechotę przemierzać połacie terenu.

         Rozmyślając nad tym, czym jeszcze odznacza się nasze DLC na myśl przychodzi mi parę aspektów. Po pierwsze (i chyba najważniejsze) – możliwość zamienienia się z wampirzego lorda**. „Ficzer” przyjemny - taka odmiana wilkołactwa (nie można wchodzić w interakcje z przedmiotami oraz grzebać w ekwipunku) tylko ma się troszkę więcej kontroli. Drzewko takiego oto wampirzego dżentelmena zawiera pewną liczbę usprawnień bojowych oraz fajnych umiejętności (np. przyciągnięcie do siebie przyszłego jedzonka na odległość), które można uaktywnić wraz z zabijaniem kolejnych przeciwników. Pod względem mechaniki walka wydaje się ociężała, toporna. Szczególnie jeśli człek postanowi pochwalić się nowym wizerunkiem w środku miasta (rasiści). Samo bycie wampirem nie przysparza wielu problemów – chyba, że długo się nie odżywialiśmy, wtedy ludzie nie są skorzy do rozmów.
         Drugim aspektem okazują się różne, małe elementy: nowe potworaki (w lwiej części wariacje na temat szkieletów), kompani (np. wampirze ogary, ale też bardziej... humanoidalne), bronie, zbroje, sidequesty (nawet kilka jest ciekawych) czy możliwość udobruchania smoka! Szkoda tylko, że po wezwaniu i narobieniu rabanu poleciał sobie i mnie zostawił...

         Poruszając tematykę gameplay'a nie sposób przejść obok klasycznego już zarzutu wobec serii Elder Scrolls – bugów. Nie chodzi mi już o wywalanie do pulpitu, ale o problemy z questami (konkretna akcja musi spotkać konkretne wymagania, zadanie się nie zaczyna, NPC nie reagują, zawieszają się etc.). Biorąc pod uwagę sytuację, że Skyrim to w zasadzie gigantyczna piaskownica, gdzie można robić gigantyczną masę rzeczy nie ma się czemu dziwić, choć czasami ponowne męczenie zawieszonej w powietrzu misji potrafi niekiedy doprowadzić do białej gorączki. Mimo wszystko nie mogę z czystym sumieniem tego zrzucić na karb niedopracowania – błędy zaczęły występować, kiedy zainstalowałem parę modów. Jeśli uwielbiacie modyfikacje, to uważajcie – gra być może nie pozwoli wam zakończyć właściwej osi fabularnej!

        Coś... blado wyglądasz...

         Parę słów na temat tego jak przedstawia się i brzmi Dawnguard. Jeśli chodzi o miejscówki, które będzie dane nam zwiedzać to jedyną lokacją, która usadawia się powyżej przeciętnej jest Soul Cairn – pustkowia może trochę trącą... pustką, jednak jawi się to z pewnością jako miła odmiana od śnieżnych krajobrazów (które i tak po około godzince wrócą w postaci pielgrzymki po białym puchu i stromych wzgórzach). Niestety, jakkolwiek poziom ogólnie wypada w porządku to gra ma kaprys (zresztą nie tylko tam) „wzbogacania” jej o... klasyczny motyw muzyczny (Morrowind theme). Niestety, ale ścieżka nie pasuje do owego klimatu rozgrywki. Podobna sprawa ma się podczas walk z bossem w Soul Cairn oraz w Volkihar Keep – nie wiedzieć czemu słyszymy wtedy „One They Fear” (muzyka podczas bitki ze smokami).
         Niezaprzeczalny plus oprawy audio to fakt, że zostało dodanych parę nowych głosów w wersji angielskiej (Serana, Isnar, Harkon etc.).

        Anemiczny kąsek

         Dodatek skończony. Nie posiadam nadzwyczajnych przemyśleń na jego temat prócz średnio górnolotnej refleksji: „jest OK”. Rozszerzenie po części pokazało mi, że formuła Skyrima może się po jakimś czasie wyraźnie zestarzeć pomimo swojej wyjątkowości i swobody w działaniu. Podchodząc do rozgrywki miałem jakieś tam nadzieje na ciekawe, frapujące doświadczenie, a dostałem nienajgorsze mordowanie i odkrywanie bezkrwistych tajemnic świata Tamriel. Gdybym w 2012 roku wysłupał kilkadziesiąt złociszy na ów tytuł to srodze bym się zawiódł – sama podstawka wydaje się co najmniej kilka razy lepsza od tego co prezentuje Dawnguard, szczególnie biorąc pod uwagę fanowskie modyfikacje, które sporadycznie, w odróżnieniu od ich krwiopijczego kolegi, posiadają piękne i wspaniałe rzeczy do zaoferowania.

Ocena: 3/5
Plusy:

+ świetna kontynuacja świetnego dungeon crawlera!
+ można być wampirzym lordem!
+ pozbyłem się wilkołactwa!
+ liczne, małe drobiazgi
+ nie jest źle

- ale mogło być lepiej
- średnio się gra
- historia jest taka sobie, niektóre zabiegi wydają się niezrozumiałe
- BUGI!
- czasami męczy

* - polecam zachowanie starych save'ów, tak profilaktycznie radzę...
** - wybór sprawia, że pozbywamy się wilkołactwa


Obrazki z gry:


/Podpisy pod obrazkami - Yomi./

Dodane: 21.11.2013, zmiany: 30.11.2014


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?