Wielki Mistrz (PL)

Wydania
2009()
Ogólnie
Amatorska produkcja studentów, tworzona wspólnymi siłami przez grupkę osób porozumiewających się za sobą za pośrednictwem internetu. Więc i tak szacun, że udało się to doprowadzić do końca :).
Widok
FPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Domin
Autor: Domin
04.03.2012

Wielki Mistrz
"...został obdarzony specyficznym, jak na swoich rówieśników, Talentem - dzięki potężnej wyobraźni potrafił przenosić się w najróżniejsze krainy i brać udział w wielu ekscytujących przygodach (...). Podczas pewnego snu, Wielkiego Mistrza znowu nawiedzała projekcja wędrówki po ogrmonych lochach. Jednak w którymś momencie, obraz nagle się zamazał, a bohater poczuł, że fizycznie dzieje się z nim coś niedobrego. Zanim zdążył się zorientować, znalazł się na zimnej posadzce z małym plecakiem i kompletnym brakiem pojęcia gdzie może być. Pewne było jedno - tym razem, to nie jest sen".

Cytat z intro, przepisany w ramach ćwiczeń z szybkiego pisania, który w tak prostych słowach tak wiele dał radę zamieszać: co to za talent? Gra powstała przed wejściem "Incepcji", więc to nie to. Oneironautyka? Nie wiadomo. A może zabieg w stylu "a to był tylko sen" kończący od czasu do czasu któryś z filmów wątpliwej klasy (choć i - powstań - Mac Gyver - spocznij - w ten sposób odwiedzał Merlina!), tylko przesunięty na początek? Nawet intrygujące. Szybko jednak okazuje się, że sprowadzi się to dość prostych okoliczności i te rozważania zejdą na margines.

O tym, że gra stawia na sieczkę ujawnia już lokacja początkowa. Podziemia, lochy - czort wie, po tekstowym intro pojawiamy się widząc ściany. Spotykamy dwóch wieśniaków, którzy szukają swego burmistrza, zarządcy miasta, którego jeszcze nie można zobaczyć - bo zamknęli za sobą bramkę. Idziemy więc przed się i szybko okazuje się, że pewna tekstura jest tu dość popularna. Właściwie - jedyna. Monotonię przerywają stworki-potworki, pocieszne, z kilkunastu polygonów pewnie. Ubijamy, uwalniamy burmistrza (spryciarz, ma zwój teleportacji, ale to nie Star Trek - tylko jedna osoba korzysta) i biegniemy do miasta. Otwieramy bramę i oczom naszym ukazuje się... Cóż, Linia Maginota to obraz krainy z festiwalem atrakcji na każdym kroku w porównaniu. Miasto bowiem to ciąg dalszy tego, co przed chwilą. Ludzie naznosili tu różne klamoty, stoły, krzesła, duperele, ale to ciągle... te same lochy.

Do głowy przychodzi więc decyzja - sru z fabułą i tak nie pokojarzę kto i gdzie - tym bardziej że i ludzie są tacy sami z aparycji (z wyjątkami jednak). Nie to, żeby historia była tragiczna - jest tu pewien motyw główny także, z wieśniakiem zamienionym w demona, jest odrobina suspensu i postaci ukrytych w cieniu, które nie wiadomo czy się ujawnią czy nie. Tylko że szybko zauważa się, że to tylko pretekst do tego, żeby się lać, więc bierzemy jakieś misje, choćby kilka naraz ("znajdź mi... porwano mi... zaginął...") i zanurzamy się w czeluść jednego przygotowanego... poziomego poziomu (żadnych schodów choćby).

Dalej nie pamiętam - przeziębiony jak w malignie szedłem i szedłem, walcząc z coraz to nowymi (ta...) wrogami, polegając na starej metodzie "cios-odskok". Lochy cuchnęły, pochodnie płonęły, w głowie wirowało... Najciekawsze momenty to te, gdy pojawia się magia - zarówno stwory niektóre strzelają ogniem, jak i bohater po znalezieniu różdżki czy pergaminu od czasu do czasu czymś śmignie. Wtedy pojawiają się uniki, celowanie - choć tempo jest za wolne. Walka jest łatwa, gdy wyczuje się, z jakiej odległości uderzać. Tym bardziej, że nawet tam, gdzie od święta jest większa przestrzeń i mniej ścisku, to obok jest na pewno wąski korytarz - a stwory lezą za nami tak długo, aż się gdzieś ewentualnie nie zaklinują. Mozolne to i tępe, poetycko można to porównać do wymiany sznurowadeł w setce par butów czy też wyrywania igiełek z kaktusa, po to, żeby zobaczyć czy hodowany jeż wtedy go zje.

Ok, wróćmy na ziemię, bo jednak słowa pochwały się należą: ta gra jest znośna. Wszystko działa jak należy, a że to amatorska produkcja kilku osób (nie wiem ilu :) ), więc jak najbardziej należą się za to słowa pochwały. Grafika, animacja, muzyka, sprzęt, MAPA. To wszystko jest, są nawet takie detale jak pozostające ścierwa, fireball wystrzelony przez wroga z tylu rani tego z przodu, czy słyszalny brzdęk gdy złoto z wroga wypadnie. Można nawet uznać, że przy zachowaniu proporcji to nawet pojawia się ten pierwiastek zaintrygowania - co będzie po drodze do dwóch "wiosek", które istnieją obok miasta, czy spotkamy tych, o których słyszeliśmy. Jednak nawet to, że zdobywamy kolejne levele, wybierając za każdym razem który Talent rozwijamy (liczebnie przedstawiony kolejny stopień umiejętności władania daną bronią, magią czy zręcznością - do zmniejszania obrażeń) nie zmienia faktu, że wszystko rozbija się o potężną palisadę z surowego drewna, jaką jest walka w tej grze.

Moja ocena: 34/100


Obrazki z gry:

Dodane: 06.03.2012, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

W pierwszej chwili pomyślałem fajny staroć(2000r) jak spojrzałem na datę produkcji to się uśmiałem


[Gość @ 14.04.2016, 21:06]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?