Odin Sphere (Playstation 2)

Odin Sphere

Wydania
2007()
2007()
Ogólnie
Śliczna nawalanka z drobnymi elementami erpegie.
Widok
boczny
Walka
nawalanka
Recenzje
GB
Autor: GB
04.08.2008
Kilkanaście lat temu, kiedy akceleratory graficzne dopiero trafiały pod strzechy, ludzie z branży dziennikarstwa komputerowego prorokowali rychłą dominację gier trójwymiarowych. Nie były to bezpodstawne sądy, jednak proces nie przebiegał tak gwałtownie i do dziś pozostała spora część rynku (np. konsolki przenośne) opierająca swoją siłę na tytułach 2D. Zerknięcie na pozycje z drugiej połowy lat 90. pozwala zrozumieć gdzie tkwi siła ręcznie rysowanych sprite'ów. Być może zabrzmi to paradoksalnie, jednak to właśnie grafika 3D starzeje się najszybciej. Przykład pierwszy z brzegu - Quake 2 moim zdaniem zwyczajnie nie jest już przyjemny dla oka, kiedy wydany w tym samym roku Curse of Monkey Island do dziś wygląda kapitalnie (a minęło 11 lat!!). W 200x roku, mimo takich perełek jak Bioshock, Call of Duty 4 czy Crysis grafika 2D nadal dysponuje niezwykłym potencjałem, czego najlepszym przykładem jest Odin Sphere.
Pierwszą pozycją w menu tego tytułu są:

Słodkości
Przy pierwszym kontakcie gracz zostaje całkowicie pozytywnie wytarmoszony. Lejąca się z ekranu perfekcyjna wręcz dwuwymiarowa słodkość, okraszona równie świetną muzyką, doprowadza do chwilowego stanu otumanienia. Wszystko narysowane jest z niezwykłą szczegółowością, postacie animowane są wybitnie, a tła stanowią dzieła sztuki same w sobie.
Gracz po otrzymaniu zapewnienia, że jego audio-wizualne receptory w kontakcie z grą zostaną porozpieszczane jak rzadko wcześniej, wgryza się w potrawę i przechodzi do drugiej pozycji w menu.

Mięcho
Fabuła gry nie jest niczym wybitnym. W magicznym świecie, stworzonym na podstawie mitologii europejskich, ścierają się królestwa o kontrolę nad potężnym artefaktem. Do tego dochodzi przepowiednia o rychłym końcu świata i już jest zapewnione, że piątka bohaterów przez parędziesiąt godzin będzie miała ręce pełne roboty. Nie treść, a forma należy do interesujących. Fabuła rozpisana jest w pięciu księgach czytanych przez małą dziewczynkę w zakamarkach starej biblioteki. Każda część zezwala na grę innym bohaterem. Umożliwia to przedstawienie wydarzeń z różnych perspektyw, co pozytywnie odbija się na głębi zawartej historii. Samych herosów również należy ocenić dodatnio, znajdziemy tu walkirię, mrocznego rycerza, humanoidalnego królika (!), jak i dwie elfki (różnych gatunków :>).
Wgryzając się w tę smakowicie wyglądającą potrawę istnieje jednak duże ryzyko zadławienia.

Zgniłe mięcho
Nie minie nawet godzina grania, kiedy zacznie w głowie gracza kołatać pytanie: kto uznał, że ta gra należy do gatunku rpg?
Właściwa akcja przypomina bardziej dwuwymiarowe mordobicie. Każdy rozdział składa się z siatki połączonych ze sobą kręgów, które oczyszczamy z grasujących tam potworów. Za dobry wynik tzn. uporanie się z anihilacją w krótkim czasie i z nielicznymi obrażeniami otrzymujemy lepsze przedmioty i więcej złota. Potworki zostawiają także śmigające w powietrzu (podobnie jak w Onimushy) doświadczenie, które zgarniamy magicznym orężem. Nie mam żadnych pretensji do tych rozwiązań, problemem jest sama płytkość mechaniki!

Rozwój postaci praktycznie nie istnieje. Do dyspozycji są dwa (DWA) współczynniki - punkty życia i siła ataku. HP rozwijamy jedząc (?) pożywne potrawy, broń natomiast zbierając wspomniane wyżej "duszki". Osiągając wyższe poziomy broni, postać otrzymuje specjalne umiejętności, których użycie możliwe jest po nabiciu w trakcie walki specjalnego paska energii. Do tego dochodzi bogaty ekwipunek składający się z jednego przedmiotu. Tak. Z jednego przedmiotu. Może to być np. opaska zwiększająca obrażenia o parę procent albo naszyjnik chroniący przed trucizną. Dla takiego fetyszysty ekwipunkowego jak ja, który w trakcie gry w Might & Magic piszczał ze szczęścia nad przebieraniem postaci w przeróżne pancerze, system Odin Sphere jest bardzo bolesnym policzkiem w twarz.

Pustkę w mechanice rozwoju postaci, gra stara się wypełnić systemem alchemii, który ma dwojakie zastosowanie - jako sposób na mocne podbudowanie sobie HP, a także jako możliwość tworzenia mikstur wspomagających. Nie ma się jednak co oszukiwać, do Atelier Iris jest tutaj bardzo daleko. Hodowanie ziółek odbywa się na poziomie walki z wrogami (?), każda roślina, aby mogła wydać owoce potrzebuje... "duszków doświadczenia". W środku walki należy więc zasadzić ziarno, pomordować przeciwników i liczyć, że pozostałości wystarczą na pełny wzrost krzaka. Następnie owoce możemy zużyć na miejscu do leczenia czy podbijania punktów życia bądź też pozostawić dla przyszłych korzyści w restauracji. W miejscu tym, pomiędzy rozdziałami, za drobną opłatą kucharz jest w stanie z odpowiednich składników przygotować wysokokaloryczne danie, znacznie przewyższające bonusy ze spożycia samych surowych składników. Nie brzmi to najgorzej, jednak system ten, dzięki idiotycznie małej przestrzeni w plecaku, nie może rozwinąć skrzydeł, a staje się bardziej koniecznym utrapieniem.

Na początku dysponujemy tylko dwiema torbami, w których przedmioty przewijamy po okręgu. Nie ma możliwości segregowania, przestrzeń w plecaku kończy się zdecydowanie za szybko i ostatecznie zawsze stajemy przed dylematem co targać ze sobą do końca misji licząc na porządny obiad w restauracji (co bez składników nie jest możliwe). Sprawia to znaczne kłopoty, szczególnie jak dołożymy do tego substancje alchemiczne i napoje. Możliwość zakupu kolejnych toreb nie ratuje systemu ekwipunku przed całkowitym potępieniem. Śmiało porównam te rozwiązania do katastrofalnego interfejsu Sword of Mana (GBA) co już jest wystarczającą karą.

Niestety esencja gry - walka - również jest kiepsko przemyślana. Piękna grafika nie jest w stanie przykryć nonsensownych rozwiązań. Pierwszym z nich jest pasek "mocy". Spada on wraz z atakowaniem i aby się nie przemęczyć, co kończy się kilkusekundową bezbronnością herosa, co chwilę wymagane jest przerwanie sieczki. Odpoczynek ten nie trwa dłużej niż sekundę, jednak i tak jest uporczywy i zdecydowanie zbyt częsty. Podobne rozwiązanie np. w Street Fighter jest chyba niewyobrażalne? Kolejnym problemem jest nielogiczność mechanizmów rządzących walką. Czasami ostre młócenie przeciwnika nie zbija go z tropu (dopóki nie padnie śmiertelnie) i sam wyprowadza w międzyczasie swoje ciosy. Twórcy przespali kilka epok, lekkie opóźnienie po otrzymanym uderzeniu w każdej bijatyce to podstawa od co najmniej 15 lat. Do tego dochodzi problem magicznych mocy. Bohater sam może zostać zraniony przez nasłany przez siebie huragan, przeciwnicy natomiast nic nie robią sobie z wchodzenia w zasięg własnych. Innym razem bomby rzucane przez wrogów są w stanie zranić także inne potwory. Skąd ten brak zdecydowania?

Deser
Ostatecznie uważam, że Odin Sphere jest jedną z najbardziej przereklamowanych gier, które wyszły na PS2. Śliczna oprawa i niezła fabuła nie ratują przed zwyczajnie kiepską rozgrywką. Jest to tytuł, który warto zobaczyć, zagrać - już niekoniecznie. Wierzę, że pewne wady można przełknąć i ostatecznie z gry czerpać umiarkowaną przyjemność, mnie jednak po tym menu pozostał niesmak w ustach i pusty portfel.

Moja ocena: 6/10


Obrazki z gry:

Dodane: 04.08.2008, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

Zdecydowanie jest to action rpg i tyle .


[SolidSnake @ 05.04.2016, 21:44]

Wiec tak panie przedmówco - Recenzja jest to subiektywna ocena produkcji,wiec nie musisz się zgadzać z autorem tekstu.Co do tego po czym poznaje się RPG również można się kłucić ,przecież jest wiele rodzajów RPG np.Japońskie action,turowe,mmo,crpg czy dungeon crawlery itp,każdy nastawiony na nieco inną rozgrywkę.Co do tytułu nie grałem to się nie wypowiem.


[Gość @ 22.01.2015, 16:02]

Całkowicie się nie zgadzam dużo zachodnich recenzentów też myślało żę to tyko chodzona bijatyka którą Odin Sphere na pewno nie jest !! . Gra jest action rpg nastawionym na akcje . Rpega poznaje się nie po statystykach czy ekwipunku czy innych ikonkach (w takim razie Gta 5 i San Andreas to tez rpegi przeciec możesz rozbudować sobie postać i masz jej statystyki :) tylko w możliwosciach pokonania wroga strategi która tu wystempuje , świetna rozgrywka ! ( fajny motyw z alchemią i rosnącymi roslinami które potrzebują phozonów żeby rosnac ) . Jak patrze na niektóre recenzja na jrk to aż nóż mi się otwiera w kieszeni i tak jest z tą , zgniła to jest twoja recenzja a Odin Sprehe jest piękną grą z cudowna muzyką, świetny (japoński) dubbing i grafika która nigdy się nie zestarzeje. Interaktywna baśń, z świetną fabułą .


[Gość @ 20.01.2015, 11:41]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?