Shining Force EXA

Shining Force Ikusa (JAP)
Wydania
2007()
2007()
Ogólnie
Najnowsza odsłona serii Shining na PS2 to zwykły, typowy, do bólu schematyczny hack'n'slash z nudnymi dialogami, durnowatą fabułą, ale za to z bardzo cieszącą oko grafiką.
Widok
izometr
Walka
zręcznościówka
Recenzje
Desty
Autor: Desty
27.04.2007
Sega jak i seria Shining chyba już nigdy nie będzie tym czym była, gdy ja poruszałam się po ziemi ruchem raczkująco- tupiącym. Ostatnie odsłony serii były co najwyżej średnie. Niestety najnowsza część także nie wybija się ponad tą norme. Dlaczego wystawiam ocenę już na początku recki? Po to żeby ustrzec ewentualnych graczy przed tą pozycją. Naprawdę obecnie jest tysiąc lepszych gier od Shining Force Exa.

Ale żeby recka miała ręce i nogi trzeba zacząć od początku.

Cała fabuła gry kręci się wokół Tomy - młodego, do bólu powielającego schemat typowego bohatera jRPG chłopca. Jest roztrzepany, nieodpowiedzialny, ale oczywiście ma dobre serce i macha wielkim mieczem. Wraz ze swoją drużyną poszukują legendarnego miecza Shining Force, który według legendy ma uczynić jego posiadacza władcą świata (czyż to nie... głupie?). I co może zdziwić to to, że nasza drużyna po około 20 minutach gry owy miecz zdobywa! Oczywiście jedynym człowiekiem zdolnym wyrwać miecz z kamienia (król Artur, anyone?) jest nasz schemat-boy Toma. Wraz z mieczem Toma otrzymuje wielki zamek zwany Geo-Fortress, który przez stulecia był pilnowany przez gadającego psa wyczekującego na osobę godną miecza (kto wymyśla takie rzeczy!!). Geo Fortress jest wielką wojenną fortecą o ogromnej sile bojowej (jakoś przecież trzeba tym królem zostać :D), jednak po tylu latach nieużywania trochę się zapuściła, więc musimy latać po świecie i nasz zameczek rozbudowywać zdobywając specjalny minerał. Co robimy przez większość fabuły. Poza tym naszym zamkiem zainteresowały się dwa wrogie królestwa toczące ze sobą wojnę od tysiącleci. Dla nich zbudzenie Geo-Fortress jest znakiem ostatecznej potyczki. Gdyby ten polityczny aspekt fabuły twórcy gry zgłębili trochę bardziej to można by powiedzieć, że fabuła jest niezła. Niestety jest nijaka, śmieszna i po prostu durna.

Sama gra jest typowym hack'n'slashem. Możemy sterować tylko dwiema postaciami, wspomnianym już Tomą i blondwłosą czarodziejką Cyrill, która jest odbiciem lustrzanym naszego bohatera. Jest spokojna i opanowana i chyba jako jedyna widzi, że Geo-Fortress służy do czegoś innego niż podbijanie świata. Oprócz nich do naszego początkowego składu dołącza elfka łuczniczka, centaur wojownik oraz niedługo po nich dwóch przedstawicieli rasy Magus. Oczywiście później dołączają inni, ale tego już zdradzać nie będę. W czasie gdy jedna z głównych postaci wraz z dwoma innymi bohaterami (sterowanymi przez AI, swoją drogą bardzo słabe) urządza wesołą młóckę, druga zostaje w Geo-Fortress by bronić naszej twierdzy przed najazdem złowrogich sił próbujących opanować nasz zamek. Może to wyglądać bardzo zachęcająco, jednak gra bardzo szybko obraca się w schemat. Nudny schemat. Idź tam, zdobądź cośtam, zabij bossa, obroń twierdzę, napoje leczące, lvp up i znowu to samo od początku.

Na szczęście nasze oczy są karmione piękną, cell-shadingową grafiką. Wszystko jest zrobione ze smakiem, feerią barw oraz podlane delikatnym sosem mangowym. Pięknie! Na uwagę zasługuje też design potworów. Zapomnijcie o uśmiechniętych żelkach! W SFE będziemy obijać po twarzach orki, duchy, dziki, golemy, yeti i inne tego typu tałatajstwo typowe raczej dla zachodnich RPG. Dobrze, bardzo dobrze! Jednak tu pojawia się babol i do tego znacznie psujący gameplay. Chodzi o częste i dość irytujące spadki frameratu (jakby ktoś nie wiedział, gra po prostu zwalnia) gdy na ekranie jest wyjątkowo duże zamieszanie. Same walki są świetne! Świetne efekty czarów, którymi atakuje Cyrill oraz pierwotna radość z wyżynki tryliardów potworów musi się spodobać! Szkoda tylko że przeciwnicy nie grzeszą inteligencją, rzucają się nas gdy tylko nas zobaczą, nie korzystają z żadnej strategii, ich jedyną bronią jest ich liczebność. Walki nie są zbyt skomplikowane. Ba! Do walki potrzeba nam tylko dwóch przycisków opowiadających za atak i za odpalenie czaru/skilla. Nawet bloku nie ma. Jest to na tyle irytujące, że gdy zabraknie nam miksturek leczących trzeba zwyczajnie ratować się ucieczką.

Podsumowując SFE nie jest grą złą. Jednak katowanie przez kilka godzin przycisku X, w międzyczasie przewijanie drętwych dialogów czytanych chyba przez ludzi z zaparciem jest po prostu nudne. Słowem - SFE jest dla mnie typowym jRPGiem zaprzepaszczonych dobrych pomysłów, które przy odrobinie samozaparcia twórców mogłoby przerodzić się w coś naprawdę dobrego.

Plusy:
+ grafika, efekty czarów i ogólnie cała oprawa audio-video

Minusy:
- z schematu w schemat
- durna fabuła
- NUDA!
- głosy postaci
- spadki frameratu
- słabe AI

Moja ocena: 3/5


Obrazki z gry:

Dodane: 01.05.2007, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

Generalnie zgadzam się z tym co piszesz , w tej grze brakuje szlifu w systemie walki przydał by się blok i jakieś ataki specjalne które uczy się wraz ze zdobywaniem poziomu . Jeśli chodzi o monotonie i fabułę to do wszystkich Hack'and'slash'y możesz postawić ten minus (znasz jakiś z dobrą fabuła bo ja jakoś nie kojarzę?) tu przynajmniej jakaś jest , a i tak grało mi się przyjemnie . Grafika jest po prostu prześliczna więc nie dziwi mnie że przy większej zadymie ps2 po prostu nie daje rady . Kilka szlifów w systemie walki a ta gra była by genialna , moja ocena 7\10 .


[SolidSnake @ 29.04.2016, 11:44]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?