Tales of Rebirth (JAP)

Wydania
2004()
Ogólnie
Kolejna odsłona serii Tales of... Tym razem (oby póki co) bez angielskiej premiery.
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Astarell
Autor: Astarell
05.01.2009

Moja przygoda z Tales of Rebirth zaczęła się przypadkowo. Widząc wspomniany tytuł w jednym z komisów sprzedających używane multimedia ucieszyłem się niepomiernie i niewiele myśląc nabyłem. Niestety po umieszczeniu płyty w napędzie mojej PS2 okazało się, że powinienem od tej pory dokładniej czytać oznaczenia na pudełku, bo okazało się, iż poza menu startowym cała gra jest w języku japońskim. Postanowiłem jednak, że nim oddam ją z powrotem przyjrzę się tej pozycji dokładniej, w czym pomocne okazały się znalezione w zakamarkach sieci materiały zawierające angielskie dialogi wątku głównego, a także objaśnienia menu itp. Tak wyposażony zacząłem zagłębiać się w rozgrywkę...

Konstrukcja fabuły jest dosyć nietypowa. Cała historia składa się jakby z dwóch połączonych ze sobą autonomicznych scenariuszy. Pierwszy to praktycznie tradycyjny JRPG, odwiedzamy po kolei różnego rodzaju lokacje zbierając przy okazji bohaterów, właściwa akcja rozgrywa się dopiero w drugim, gdzie wreszcie fabuła zaczyna nabierać rumieńców, rozwijając się tak jak przyzwyczajeni są do tego wielbiciele serii Tales of... Świat gry stanowi Królestwo Karegii, a jego mieszkańcy należą do dwóch odmiennych ras: Huma (ludzie) i Gajuma (zwierzoczłecy?). Wielu obywateli posiadło tzw. Moc (Force), dzięki której każdy z nich mógł kontrolować jeden z żywiołów. Niestety w dniu śmierci króla Karegii cała Moc wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli sprowadzając śmierć i zniszczenie oraz inne plagi na cały kraj. Całe to nieszczęście nie ominęło również przybranej siostry Veigue'a, Claire, która zostaje uwięziona w krysztale lodu. Mija rok, świat nadal próbuje pozbierać się do kupy, gdy do Veigue'a ciągle pilnującego dziewczyny przybywa dwóch dezerterów z królewskiej armii, były dowódca Eugene oraz młody chłopak Mao cierpiący na amnezję. Uwalniają oni Claire, a w zamian za to Veigue ma udzielić im pomocy. Radość nie trwa długo, dziewczyna zostaje uprowadzona. Młodzieniec wraz z nowymi przyjaciółmi rusza w pościg za porywaczami... Całość fabuły dopełniają tzw. "skity", czyli krótkie scenki rodzajowe mające na celu rozładowywać nieco dość poważny klimat gry. Sami bohaterowie, mimo iż do bólu schematyczni są od siebie różni, dzięki czemu nie odnosimy wrażenia by jakakolwiek postać została dodana na siłę. W pamięci pozostają takie postacie jak ciągle wesoły i optymistycznie nastawiony do życia Mao, zadziorny Tytree oraz poważny, lecz wykazujący ojcowskie uczucia wobec Mao, Eugene. Reasumując fabuła to mocny punkt gry, nawet mimo tego, iż nie wnosi wiele nowego do tego, co już znamy z wielu podobnych tytułów.

Według różnych opinii krążących w sieci, gra miała być następczynią poprzedniego tytułu z tej serii, a mianowicie Tales of Symphonia. Niestety, jeśli chodzi o oprawę graficzną, tytuł zaliczył krok wstecz i bardzo przypomina to, co możemy zobaczyć w remaku Tales of Destiny 2. Nie znaczy to, że gra wygląda źle, wręcz przeciwnie, jest śliczna, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd postaci i lokacji. Jest bardzo kolorowo i co najważniejsze wszystko jest obdarzone tyloma detalami iloma było to możliwe. Każde miasto i lokacja posiadają własny styl, a lekko komiksowa kreska bardzo temu wszystkiemu służy. Ekrany walk wyglądają tak samo, jednak tu zastosowano 2.5D, więc postać ma możliwość "wejścia" w głąb tła. Różnego rodzaju kreatury też są dopracowane, aż czasami chce się przerwać potyczkę by popatrzyć i docenić kunszt ich wykonania. Ogółem grafika 2D nadal daje radę, zresztą, co będę więcej pisał rzućcie okiem na obrazki poniżej. A teraz łyżka dziegciu, mapa świata jest w 3D i wygląda okropnie. Prezentuje podobny poziom co w leciwej Tales of Eternia, jest mało urozmaicona, sprawia przygnębiające wrażenie, lepiej było pozostać przy 2D. Oprócz ładnego intro w grze znajduje się też pewna ilość dobrze wykonanych animowanych wstawek filmowych. Menusy zaprojektowano standardowo, nie ma czego krytykować ani chwalić. Wzorem poprzednich części podczas rozmów nie widzimy popiersi ani miniaturek twarzy postaci.

Pochwalić należy też udźwiękowienie - od genialnie wykonanego wokalu w intro (hmm... głos jakby śpiewała Katie Melua), poprzez melodie i dźwięki otoczenia, na głosach postaci kończąc. Muzyka, chociaż w niektórych momentach wesoła i żywa, paradoksalnie podkreśla powagę sytuacji. Brzmi to trochę nielogicznie, ale takie odniosłem wrażenie. Każdy bohater ma swój własny charakterystyczny głos pasujący do jego osobowości. Prawie wszystkie dialogi w głównym nurcie fabuły są mówione i to samo tyczy się "skitów". Co jak co, ale Namco udowodniło, że potrafi dobierać odpowiednich aktorów.

Sposób prowadzenia walk został troszkę zmodyfikowany w porównaniu do poprzednich części. Potyczki na mapie świata bądź lokacjach są losowe, a przeciwników najczęściej wcześniej nie widzimy. Mimo to przy pomocy tzw. Kostki Mocy (Force Cube) można przewidzieć czy i kiedy ona nastąpi. Pole bitwy jest przedstawione w rzucie z boku, po jednej stronie my, po drugiej przeciwnik. Walczyć mogą maksymalnie 4 osoby. Nadal by wycinać wrogów w pień używamy kombinacji krzyżaka z trzema przyciskami odpowiadającymi za atak, "speciala" (jutsuwanza) i obronę. Poziom trudności jest dosyć zbalansowany, lecz trudno wygrać potyczkę bazując tylko na przycisku ataku. Każdej postaci można przypisać po 4 techniki specjalne aktywowane odpowiednią kombinacją. Jeszcze odnośnie technik specjalnych - są 3 ich trzy rodzaje, a najsilniejsze to tzw. "hiougi" wykonywane przez określoną parę bohaterów i dosłownie miażdżące oponenta. Nie ma w grze żadnego paska many czy AP, wszystko bazuje na wskaźniku "Rage Gauge" (RG) wypełniającym się w zależności jak celne zadajemy ciosy. Jego pełny stan ma jednak zarówno dobre jak i złe strony. Wszyscy bohaterowie posiadają własną Kostkę Mocy mającą na wierzchołkach przypisane różnorakie efekty, jak np. regeneracja zdrowia, zadawanie większych obrażeń itp. Możemy ją obracać we wszystkich kierunkach przypisując w ten sposób wspomniane efekty używanym przez nas w danej chwili "technikom specjalnym", przez co będą aktywowane za każdym razem, gdy użyjemy tych ostatnich. Kwestię ekwipunku potraktowano nieco po macoszemu, składa się tylko z broni, zbroi i dwóch akcesoriów. Na szczęście mamy coś za coś. Broń i zbroję możemy wzmacniać wydatkując na ten proces odpowiednie punkty otrzymywane po każdej walce, nie szukamy też żadnych specjalistów, robimy to sami. Zdobywane kamienie (gems) również mogą posłużyć do tego samego. Postacie rozwijają się zgodnie z ustalonym schematem, my możemy ingerować jedynie w położenie wspomnianej Force Cube.

Cała rozgrywka jest liniowa. Subquestów niewiele i tylko dwie dodatkowe lokacje nie związane z fabułą. Mini gier, z których cały cykl słynął też jak na lekarstwo, chociaż przyznać trzeba, iż spływ rzeką został znakomicie wykonany i z przyjemnością się do niego wraca. Położenie kamery w lokacjach niezmienne, natomiast na mapie świata możemy nią dowolnie obracać. Lochy, ruiny czy inne pieczary, jakie będziemy odwiedzać nie są zbyt rozbudowane ani specjalnie skomplikowane i tylko czasem wzbogacone o zagadki. Na szczęście każda odwiedzana lokacja jest jedyna w swym rodzaju. Zwiększona została rola własnoręcznego przygotowywania potraw (cooking), ponieważ różnorodność środków leczących możliwych do zakupienia/zdobycia jest niewielka. Przejście gry nie należy do trudnych, jednak bez systematycznego "podpakowywania" bohaterów raczej się nie obejdzie, co o dziwo w przypadku tego tytułu sprawia nawet dużą przyjemność. Doświadczonemu graczowi ukończenie tej produkcji powinno zając około 30 godzin.

Tales of Rebirth jest pozycją pozbawioną większych wad i niedociągnięć. Wszystkie elementy zostały dobrze przemyślane i wzorowo wykonane. Świat gry jest spójny, a historia wprawdzie niezbyt oryginalna, ale przynajmniej nie rozłazi się w szwach i potrafi wciągnąć, w czym pomagają znakomite kreacje bohaterów. Stanowi też przykład jak przy pomocy grafiki 2D zrobić naprawdę niesamowity tytuł. Zdaję sobie sprawę, iż wiele osób po obejrzeniu screenów będzie omijało tą pozycję szerokim łukiem, lecz to ich błąd. Prawda, nie jest to produkcja na miarę wcześniejszej Tales of Symphonia czy późniejszego Tales of the Abyss, jednak naprawdę zasługuje na mocne 8/10. Pozostaje tylko żałować, iż nigdy nie została wydana poza granicami Japonii. W każdym razie dla miłośników serii pozycja obowiązkowa.

PS. W pudełku z grą była również druga płyta z czymś, co nazywało się Projekt Melfes, a co po bliższym zapoznaniu okazało się być demem Tales of Legendia.
PPS. Po napisaniu tej recenzji naszła mnie refleksja, że grzechem byłoby pozbywać się takiej gry, więc chyba ją sobie zatrzymam...


Obrazki z gry:

Dodane: 06.01.2009, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

Ciągle twierdzą że brakuje im tłumacza, a ci co przychodzą się nie nadają.


[Gość @ 29.04.2016, 17:51]

Po kilku latach przerwy projekt tłumaczenia ruszył na na nowo , lecz prace trwają bardzo powoli , z tego co wiem robią to dwie osoby i to tylko w weekendy ( i to nie zawsze) ciągle poszukują osób do pomocy . Więc raczej szybko nie spodziewajmy się jakikolwiek patchy do pobrania nawet wersji beta , lecz jedyna optymistyczna rzecz to że projekt jeszcze nie umarł .


[SolidSnake @ 29.04.2016, 11:30]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?