Scott Pilgrim vs. The World: The Game

Wydania
2010()
Ogólnie
Dwuwymiarowy i rozpikselowany beat-em-up z lekkimi elementami RPG, takimi jak współczynniki czy sklepy. Przywodzi na myśl czasy spędzone przed Pegasusem, te kiedy obsesyjnie wsiąkaliśmy w świat Kunio-kuna, w szczególności w River City Ransom.
Widok
boczny
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Spawara
Autor: Spawara
25.05.2014

Scott Pilgrim zakochał się w Ramonie Flowers. Teraz musi pokonać jej siedmiu byłych, aby ostatecznie zdobyć serce wybranki.Zanim to jednak nastąpi musi (samotnie lub z przyjaciółmi) przebyć siedem rozpikselowanych i przesiąkniętych nostalgią poziomów, oklepując przy tym twarze setek bandziorów. Kanada to najwyraźniej nie tak przyjemne miejsce, jakim je malują. Jeśli brzmi dziwnie to uspokajam: koncept ten nie jest w 100% oryginalny, bo powstawał w oparciu o komiks równocześnie z jego ekranizacją. Z materiałem źródłowym nie miałem jeszcze okazji obcować, lecz biorąc pod uwagę jakość „gier filmowych”, tytuł wybija się zdecydowanie ponad przeciętną.

Mimo wszystko nie spodziewajcie się jakiejkolwiek fabuły wykraczającej poza intro. Scott Pilgrim vs. The World: The Game jest chodzoną naparzanką w starym stylu, z lekką tylko domieszką RPG. Jednakże ten element powinien zadowolić tych malkontentów, którzy pamiętają z Pegasusowych czasów gry z Kunio-kunem, w szczególności River City Ransom, z którego rozgrywki tytuł czerpie chyba najwięcej. Autorzy z Ubisoft Montreal nie kryją inspiracji erą 8-bitowców nie tylko w kwestii audiowizualnej, ale też w samej rozgrywce niemal żywcem przeniesionej z czasów NESa, lekko tylko podrasowanej. Krótko mówiąc, miłośnicy dwuwymiarowych brawlerów z dodatkiem statów poczują się jak ryba w wodzie.

Do dyspozycji graczy oddano 7 poziomów usytuowanych w różnych miejscówkach Toronto, znanych szerzej z towarzyszącego grze filmu. Każdy poziom posiada własny temat przewodni związany z danym „byłym” Ramony, czy to zwyczajna ulica, czy plan filmowy, czy orientalna restauracja. Każdy też posiada unikalny zestaw przeciwników, od zwyczajnych dryblasów, przez roboty, aż po facetów w pluszowych strojach ufo na planie filmowym. Całość jest fantastycznie rozpikselowana i cudnie animowana, jak przystało na sprzęt nowszej generacji.

Walki z kolei odbywają się tradycyjnym sposobem, który niemalże mieści się w ramy dwuguzikowego pada NESa. Słaby i silny atak w harmonii łączą się z klawiszami kierunkowymi dając pole do popisu prostym combosom, wspomaganym dodatkowo przez leżące tu i ówdzie bronie maści wszelakiej. Całość dopełnia jeszcze system bloku/kontrataku i dwóch ataków specjalnych (w końcu obecne pady mają nieco więcej przycisków), różnych dla każdej z czterech postaci. Wisienką na torcie zdają się być tu porządnie erpegowe współczynniki, które nie są tylko na pokaz. Rozwijamy je wzorem gier z Kuniem – kupując przedmioty w sklepach – a te wpływają bezpośrednio na zadawane obrażenia, szybkość, obronę oraz moc i punkty ataków specjalnych.

Do tego wszystkiego przygrywa absolutny majstersztyk ścieżki dźwiękowej. Miłośnikom gatunku chiptune nazwy Anamanaguchi przedstawiać raczej nie trzeba. Wszystkim pozostałym wyjaśniam, że to rockowo-bitpopowa grupa, która od paru lat porządnie wstrząsa świat wręcz wwiercającymi się w mózg melodiami. Nie jest to oczywiście najlepsza kapela pod słońcem, ani nawet najlepszy artysta z nurtu chiptune, lecz zaraz obok disasterPEACE (soundtrack świetnego FEZ) idealnie sprawdzają się w muzyce gier. Calość grająca w tle jest energiczna, wpada w ucho, a do tego wywołuje to lekko przyjemne uczucie nostalgii bez przesadnego grania na emocjach.

Soundtrack to zdecydowanie najlepsza część gry, gdyż później zaczynają się schody. Na planszy wyboru zawodnika (mocno inspirowanej Super Mario Bros. 2) prezentuje się czterech różnych osobników, co przekłada się na fantastyczny lokalny co-op. Nie potraficie znaleźć chętnych do gry przy jednej konsoli lub wystarczającej liczby padów? Przygotujcie się na kolejny wydatek, bo tryb online został dodany w formie… płatnego DLC. Wydawanie kilkudziesięciu (!) złotych za grę bez podstawowej funkcjonalności woła o pomstę.

Tymbardziej boli fakt, że gra z przyjaciółmi zamienia się w naprawdę przyjemną i chaotyczną sieczkę, o wiele lepszą niż tryb pojedynczego gracza. Ten cierpi na okrutną erpegową przypadłość – żmudny grind. Samotne wyjście w pierwszy poziom gry zakończył się dla mnie szybką utratą wszystkich trzech żyć i pytaniem o kontynuowanie gry. Nie tracimy pieniędzy, statystyk ani zdobytych poziomów, a ostateczna śmierć skutkuje jedynie koniecznością rozpoczęcia poziomu od nowa. Zatem jedyną karą jest kilkukrotne przechodzenie tego samego poziomu, aż gracz będzie miał na tyle wysokie statystyki by bez trudu pokonać bossa. Powtórz siedem razy.

Nierówność wyzwania daje się we znaki szczególnie pod koniec, kiedy gra staje się zdecydowanie zbyt prosta. Po osiągnieciu maksymalnego, 16 poziomu doświadczenia (a na najniższym stopniu trudności będzie to jeszcze przed ostatnim przeciwnikiem) przeciwnicy padają jak muchy. Winnym jest system, dzięki któremu z każdym kolejnym poziomem doświadczenia zdobywamy nowy atak. O ile te pierwsze owocują w tak podstawowe techniki, jak kontra, czy cios z rozpędu, tak te późniejsze czynią już ze Scotta i jego towarzyszy małe maszynki do zabijania.

Koniec końców, Scott Pilgrim vs. The World: The Game to porządny tytuł, warty uwagi choćby ze względu na fantastyczną oprawę i ścieżkę dźwiękową. Pomimo nierównego poziomu trudności i ewidentnego zdzierania pieniędzy za tryb online, Scott jest przyjemnym brawlerem z domieszką RPG, idealnym do powspominania tych „starych dobrych czasów”, kiedy spędzało się godziny przed Pegasusem i obijało kolejnych przeciwników. Choć krótka, bo zabawy starcza zaledwie na kilka godzin, to świetnie nadaje się na jakiekolwiek posiedzenia ze znajomymi lub samotną podróż w krainę nostalgii. Jeśli macie wolne popołudnie, gorąco polecam sprawdzić.

+ wspaniale animowana pikseloza
+ i jeszcze wspanialsza chiptune’owa ścieżka dźwiękowa
+ łączą się z „erpegowym” systemem walki z poprzedniej epoki…
- …któremu odbiera uroku konieczność grindu grając w pojedynkę
- i czyj to pomysł, żeby dopłacać za tryb online?

Fabuła: 0
Grafika: 4.5
Muzyka: 5
Rozgrywka: 4

Ogółem: 4 (w skali 5, nie średnia)


Obrazki z gry:


/obrazki i podpisy - Spawara/

Dodane: 25.05.2014, zmiany: 25.05.2014


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?