Terranigma (SNES)

Terranigma

Tenchi Souzou (JAP)
Wydania
????()
1995()
1996()
Ogólnie
Rpg z dużą dawką zabawy zręcznościowej. Może by było warto w to zagrać? Zwłaszcza, że ukazało się polskie tłumaczenie gry i bariera językowa nie będzie już przeszkodą dla co leniwszych graczy ;)
Widok
izometr
Walka
zręcznościówka
Recenzje
Piotrek
Autor: Piotrek
31.07.2006
Soul Blazer, Illusion Of Gaia oraz Terranigma to trylogia action RPG wydanych na Super Nintendo. Każda z tych gier ma zupełnie inną fabułę, innego bohatera, ale można się w nich dopatrzeć pewnych wspólnych elementów. Niniejszy tekst został poświęcony tej ostatniej, czyli jednemu z najlepiej wykonanych i najciekawszych japońskich erpegów (oczywiście jeśli chodzi o Snesa). Oceny tej gry, na jakie możemy się natknąć na przeróżnych stronach internetowych, prawie zawsze zbliżają się do wartości maksymalnych, bardzo często zresztą je osiagając.

Główny bohater, Ark, mieszka sobie w niewielkiej wiosce, gdzieś w podziemnym świecie. Pewnego dnia udaje mu się wejść do pomieszczenia, do którego dostęp skutecznie jak dotąd utrudniał starzec wioski (w końcu w każdym japońskim RPG mamy jakąś wioskę, w której mieszka mądry, poczciwy staruszek). W zakazanym miejscu Ark znajdzie magiczne pudełko oraz małe, latające coś o imieniu Yomi. Od tego momentu na graczu spocznie odpowiedzialność za cały świat. Mogłoby się więc wydawać, że nie należy oczekiwać od Terranigmy niczego oryginalnego. Czy na pewno? Oczywiście i tym razem nie obędzie się bez tradycyjnych rozwiązań fabularnych, ale zanim do tego dojdzie, trzeba będzie ten świat odbudować... Rzecz dzieje się bowiem na całkowicie zniszczonej Ziemi. Na początku Ark odbędzie podróż do pięciu wież, dzięki którym na powierzchni planety pojawią się zniszczone kontynenty. Będą one całkowicie puste, bez jakichkolwiek przejawów życia. Z czasem Ark wyjdzie z podziemi, wskrzesi rośliny, zwierzęta i w końcu człowieka, aby pomóc mu odzyskać jego świetność. Gracz weźmie udział w wynajdywaniu telefonu, żarówki, samolotu, będzie miał wpływ na rozwój handlu czy turystyki, a co za tym idzie - rozwoju miast. Oczywiście sami nie dokonamy tego wszystkiego, na naszej drodze stanie niejedna historyczna postać (np. Columbus, Bell), zwiedzimy niejedno naprawdę istniejące miasto czy państwo (niektóre nazwy są jednak nieco pozmieniane, np. Storkholm). Na tym jednak poprzestanę, gdyż zdradzanie przebiegu rozgrywki oraz fabuły w większym stopniu mogłoby skutecznie zmniejszyć radość czerpaną z poznawania Terranigmy.
W tym miejscu muszę stwierdzić jedno: nie zgadzam się, że Terranigma przypomina słynną Cywilizację. Owszem, mamy tutaj wpływ na rozwój ludzkości, ale nie ma to nic wspólnego z grą Sida Mayera. To jest bardzo proste action RPG i nie ma tutaj mowy o jakiejkolwiek strategii. Dziwią mnie więc te porównania z Cywilizacją, zwłaszcza, że spotkałem się z nimi niejednokrotnie.

Pora na słów kilka o walce oraz rozwoju postaci. Bohater został scharakteryzowany za pomocą kilku współczynników, które rosną po zabiciu określonej ilości przeciwników, czyli po zdobyciu kolejnego poziomu doświadczenia. Co jakiś czas możemy znaleźć mikstury podwyższające konkretną cechę, np. siłę czy szczęście. Walka jest całkowicie zręcznościowa, przypomina trochę Seiken Densetsu (Secret Of Mana). Przez całą grę walczymy czymś w rodzaju włóczni, którą z czasem wymieniamy na nową, prawie zawsze lepszą. Bohater może wykonać kilka rodzajów ciosów: podstawowy oraz np. z wyskoku. Umiejętność blokowania ataków przeciwnika również nie jest mu obca. Oprócz tego Ark może założyć zbroję. Niestety, brakuje tutaj podziału na buty, hełmy czy rękawice, pojawia się tylko jeden rodzaj pancerza. Reszta ekwipunku prezentuje się bardzo skromnie - trzy rodzaje leczących miksturek, kilka środków na różne przypadłości, np. zatrucie. Pojawią się również przedmioty specjalne, które Ark co prawda założy, ale wykorzysta je zaledwie kilka razy w ciągu rozgrywki, np. specjalne buty, przydatne bodajże dwa razy do nabrania wielkiej prędkości, czy pazury wykorzystywane do wspinaczki.
Terranigma przypomina chwilami przygodówkę. Nieraz dostaniemy jakiś przedmiot, który trzeba będzie wykorzystać w specjalny sposób: koneserowi sztuki zaniesiemy obraz, budowniczemu, trudzącemu się z budową mostu, oddamy drewno, a wykonanymi przez nas zdjęciami pochwalimy się w biurze podróży, dzięki czemu rozsławimy jakieś miejsce na cały świat (co z kolei będzie stymulowało jego rozwój, pojawią się w nim nowe budynki, nowe towary w sklepach itp.).

Wrócę jednak do walki. Nie sprawia ona zbyt wielkich problemów, jest na pewno znacznie łatwiejsza niż w przywołanej już serii Seiken Densetsu. Przede wszystkim jednak niesamowicie wciąga. Ani przez moment nie nudziłem się podczas dziesiątek potyczek z potworami. Kilka razy złapałem się nawet na tym, że wracam powalczyć w jakimś miejscu, bo jest to po prostu fajne, co prawda strasznie proste, ale sprawiające wiele radości (być może z powodu tej właśnie prostoty?).
Wspomnę jeszcze o magii, która niestety została potraktowana po macoszemu. Co jakiś czas znajdujemy lub kupujemy różne klejnoty, dzięki którym możemy rzucać zaklęcia. Szkoda tylko, że korzystanie z tego elementu rozgrywki w ogóle nie jest konieczne do ukończenia przygody (równie dobrze mogłoby go nie być). Ukończyłem Terranigmę używając magii zaledwie raz! Resztę czarów sprawdziłem już przy drugim podejściu, ponieważ przydałoby się coś o nich wiedzieć, jeśli już zabrałem się za ten tekst... Szkoda, moim zdaniem stanowi to spory mankament...

Skoro już o gorszych stronach mowa, pora powiedzieć coś o jej dwóch najpoważniejszych wadach, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych mogą to być również zalety: poziomie trudności oraz długości rozgrywki. Przede wszystkim gra jest bardzo łatwa. Nie znajdziemy tutaj naprawdę trudnej walki. Właściwie żaden boss nie powinien sprawić większych problemów. Sam nie przepadam za grami o wysokim poziomie trudności, ale w tym wypadku, zwłaszcza podczas walk z bossami, którzy byli raczej bezradni wobec Arka, bardzo, ale to bardzo żałowałem, że autorzy nie postarali się bardziej. Tutaj naprawdę trzeba się wysilić, aby przegrać! Słowa uznania należą się za to twórcom lochów, zamków i różnych jaskiń. Nie są ani zbyt rozbudowane, ani zbyt proste, w sam raz dla kogoś, kto oczekuje łatwej i przyjemnej rozgrywki, prawie zawsze kryją w sobie jakieś zagadki. Szkoda tylko, że im dalej posuwamy się w scenariuszu, tym mniej pojawia się takich ciekawych miejsc. Druga wada, czyli długość rozgrywki, stanowi chyba największy problem. Przygoda Arka jest po prostu krótka. Tydzień grania... i to właściwie koniec. Jednak przyglądając się Terranigmie z drugiej strony - niezbyt trudna, niezbyt długa, ale za to bardzo wciągająca gra. Dlaczego nie? Mimo wszystko chciałoby się, aby była trochę dłuższa, trochę trudniejsza. Tyle tu ciekawych i oryginalnych pomysłow, że wspomnę o wskrzeszaniu świata czy rozwoju miast - wciąga to strasznie, po prostu żal opuszczać ten świat. Ledwie go zbudujemy, a tu nagle wszystko się kończy.

Nadszedł czas na słów kilka o mniej istotnych elementach gry. Terranigma znajduje się w czołówce gier na Super Nintendo jeśli chodzi o oprawę graficzną. Chyba trochę brakuje widowiskowych efektów, które mogliśmy podziwiać chociażby w wymienionych już Chrono Trigger czy Final Fantasy VI. Gdzie ta magia, gdzie te summony, różne efekciarskie ataki i wymyślnie wyglądający przeciwnicy? O ile czary wyglądają bardzo ładnie, ale nie ma zbyt wielu okazji do ich podziwiania, to już przeciwnicy są raczej skromni. Tyczy się to również bossów. Nie zmienia to jednak faktu, że grafika stanowi plus tej gry. Na temat muzyki wypowiem się jak zwykle krótko - nie przeszkadza, da się jej słuchać, co poniektóre utwory mogą się nawet podobać. Moim zdaniem również plus.

Nadszedł czas na zakończenie, ale cóż jeszcze mógłbym napisać? Terranigmę polecam każdemu. Warto się z nią zapoznać, lecz nie należy nastawiać się na zbyt długą i zbyt rozbudowaną rozgrywkę. Solidny, strasznie wciągający jRPG - moja ocena to 8/10.


Jaro
Autor: Jaro
10.01.2002

Kiedy jeszcze byłem na tym etapie, że ściągałem z netu (ku rozpaczy starych, płacących telekomunie haracz) wszystkie romy na SNESa jak leci, w moje nienasycone łapy wpadła ta gra. Odpaliłem rom i...
I tak zaczęła się moja przygoda z grą TERRANIGMA.

Miałem przed sobą grę wybitną. RPG łamiące konwencje, ocierające się o gry w rodzaju Civilization. W dodatku grę o niebanalnej grafice (nasuwającej na myśl Chrono Trigger) i doskonałej muzyce. Grę, obok której nie można przejść obojętnie.

Samo intro wgniotło mnie w fotel, głównie ze względu na wyrafinowany symbolizm... Odpadające od tarczy wskazówki zegara i wykwitająca na niej trzynastka długo jeszcze chodziły mi po głowie. "Trzynasta godzina - czas, który nie powinien... Nie, który NIE MOŻE zaistnieć..."

Fabuła gry zaskakuje od samego początku. Bo cóż mamy w "standardowym"RPG...? Mamy złego buraka chcącego zniszczyć nic mu nie winny świat. Jeśli chodzi o Terranigmę, to grę rozpoczynamy w świecie pod ziemią, aby dopiero w trakcie gry przenieść się na powierzchnię i ujrzeć czerwoną, wypaloną i zupełnie zniszczoną ziemię, nie przejawiającą żadnych oznak życia. Swego czasu planeta została już raz zniszczona. Musisz przywrócić ją do życia... Po kolei ożywiasz rośliny, ptaki, pozostałe zwierzęta i, na koniec, ludzi. I tutaj dopiero zaczyna się zabawa! W przerwach między walkami z potworami możesz pokierować rozwojem ludzkości. W jaki sposób? Mamy tutaj kilka wsi, które mogą rozwinąć się w potężne metropolie, a zależy to tylko i wyłącznie od nas.

Jak już wspomniałem (albo i nie), fabuła dzieje się na Ziemi. To nie jest żaden wymyślony świat, to nasza planeta... Czyżby gra była ostrzeżeniem przed niszczycielską drogą, którą człowiek sam wybrał...? To dodaje grze dodatkowych smaczków. Czy nazwy miast nie kojarzą się z czymś...? Wyjmijmy Lhasę, ta nazwa naprawdę istnieje... Ale jest pewne miasto o nazwie Mosque. W mieście tym zawsze pada śnieg, panuje kult jednostki - doktora Berugi - hibernującego gdzieś w swym laboratorium. Portrety Berugi wiszą w każdym domu. Wielki Brat (nie zawaham się użyć tego określenia) jest wszędzie, panuje powszechna wiara, że wszystko widzi i wszystko słyszy. A w centralnym punkcie miasta znajduje się olbrzymi portret Berugi w najlepszym socrealistycznym stylu, czczony jak relikwia. I co? Nasuwa się wam coś?

Terranigma nie jest tylko grą. Jest odwzorowaniem naszego świata, gorzką czasami prawdą na jego temat. Mamy tu nieograniczony rozwój cywilizacyjny, pęd do władzy, nawet broń chemiczną. To jest jeden z powodów, dla których gra mi się podoba.

Pod sam koniec jednak gra wpada w RPGowe koleiny. Pojawia się ostateczny boss, Giga Gaia, zamierzający zabić naszego bohatera i ponownie zniszczyć odrodzony już świat. Cóż, wydaje się jednak, że nie sposób było tego uniknąć. W końcu gra jest RPG, a nie innym gatunkiem.

UWAGA SPOILER
Jednakże samo zakończenie ponownie zaskakuje. Gdy ginie Giga Gaia, podziemny świat, jako jego wytwór, także musi zniknąć. W tym nasz bohater, Ark. Zakończenie gry to jego ostatni sen...
Na samym końcu pojawia się jednak optymistyczna nutka.

Noc. Wioska Storkolm. Dom Elle, ukochanej Arka.
Ktoś stuka do drzwi. Odpowiada mu cisza. Stukanie powtarza się.
Elle powoli podchodzi do drzwi.
"Kto tam?"
Otwiera. Przez chwilę jak skamieniała stoi na progu, po czym wybiega z domu.
Kto stał pod drzwiami? Tego możemy się tylko domyślać.

2 4.5

Obrazki z gry:

Dodane: 01.06.2002, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?