Życie na krawędzi (krateru)

Plan na dziś był jeszcze bardziej ambitny niż ten wczorajszy – miałem do zdobycia aż pięć górek tego typu, która wczoraj mnie pokonała. Byłem jednak i wypoczęty i wyspany i najedzony, więc tym razem wszystko powinno pójść ok, prawda?! Dobra, nie będę was trzymał w niepewności – tym razem to ja byłem górą, plan został wykonany.

Trasa, którą sobie upatrzyłem, to taka wisienka na torcie Santorini, 10km ścieżka prowadzącą wybrzeżem i klifami z przecudnej urody pocztówkowymi widokami na krater wulkanu. Prowadzi między miejscowościami Fira i Oia i okazała się najładniejszą ścieżką, jaką kiedykolwiek szedłem. I aż tak bardzo nie przeszkadzał mi fakt, że trzeba się było dużo wspinać, że znów szło się skrajem przepaści (w tym przypadku prowadzącej wprost w otwarte i czekające ramiona upstrzonego skałami morza), że znów momentami było sypko i że nadal sandałki na taką wyprawę to kiepski pomysł – widoki były tego warte. Zaczynając od samych miejscowości, zawieszonych na skałach, pełnych białych domków z niebieskimi drzwiami i płaskimi dachami, hoteli z basenami wypełnionymi po brzegi, z których można przez boczną ich szybkę podziwiać morze pod spodem, schodków prowadzących na sam dół klifu (oznakowanych, te na górze miały numer 600), osiołków, na których można było całość lub część wycieczki przejechać. Za miasteczkami były górki, na których zwykle umieszczone były w strategicznych miejscach kościółki i kolejne widoki na pozostałe miasteczka i krater wulkanu na dole. Zdjęcia mam dość monotematyczne, ale i widok zmieniał się nieznacznie. Santorini jednak w stu procentach zasługuje na miano perły Grecji i nie dziwią mnie zachwyty nad tą wyspą – potwierdzam, są w pełni zasłużone.

Wpis wyszedł mi wyjątkowo krótki, ale i trochę odjęło mi mowę i brak mi słów do opisania tego przeżycia 😜. A właśnie – jeszcze taka ciekawostka, jaka mi się dziś rzuciła w oczy. Jeśli idę na wysokości i przepaść mam po lewej stronie, to ok. Znaczy nie do końca ok, bo jest dyskomfort psychiczny, lęk wysokości, o przepraszam, nie lęk, a szacunek dla grawitacji – o sobie przypomina, ale nic wielkiego. Natomiast, jeśli przepaść jest po prawej, automatycznie poziom stresu rośnie o milion procent, pojawiają się zawroty głowy, żegnam się z życiem i wizualizuję sobie lot ku zagładzie na dole. Nogi odmawiają posłuszeństwa i najchętniej pełzłbym na czworaka i się stamtąd wycofał. Nie mam pojęcia czy to przez to schorowane oko, czy jakiś zaburzony błędnik, czy połowiczna choroba psychiczna – ale skoro rozgryzłem system, to mogę go teraz wykorzystywać przeciw niemu. A potem zdobywanie M.Everestu z przepaściami zawsze z lewej! 😜

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments