Poszukiwacze zaginionych małpek

Eryka poszła do pracy (wróciła po 12 godzinach i się cieszyła, że udało się tak wcześnie – japoński system i etos pracy jest zupełnie nie dla mnie), miałem więc cały dzień na szlajanie się po okolicy. Postanowiłem spróbować znaleźć dziko żyjące małpki, wybrałem więc na mapie najbliższą plamę zieleni i ruszyłem sprężystym krokiem w tamtym kierunku. Plama okazała się polem golfowym, trzeba więc było znaleźć kolejną, położoną dużo dalej – a podczas marszu obserwowałem jak miasto powoli ustępuje terenom podmiejskim i rolniczym. W końcu dotarłem do sporej rzeki, na dodatek droga prowadziła nad nią raczej wysoko. Nie było też pobocza, więc te kilka kilometrów trzeba było walczyć o życie. Eryka opowiadała, że w Japonii najwięcej wypadków powodują nie szalejący małolaci, ale staruszkowie pod setkę, którzy nie pogodzili się z faktem, że już prawie nie widzą. Niespodziewany minus długowieczności społeczeństwa.

W końcu dotarłem do upatrzonej górki i rozpocząłem wspinaczkę. I owszem, jakieś małe kępy lasów bambusowych były, ale górka okazała się jednak za mocno zagospodarowana budowlami, by można tam było znaleźć małpki. W Japonii, jeśli te zwierzaki zapuszczą się do osiedli i miast, są odławiane i odwożone wysoko w góry, nauczyły się więc unikać cywilizacji. Czyli zupełnie inaczej niż to pamiętam z Gibraltaru, gdzie wycieczki na plądrowanie do miasta są na porządku dziennym.

Poddałem się i zawróciłem, zwłaszcza że i tak miałem już na liczniku ponad 10 km. I w drodze powrotnej wyrósł przede mną jeszcze jeden zalesiony szczyt, który jakoś umknął mojej uwadze przy analizie mapy. Okazał się rezerwatem i obiektem historycznym w jednym – z opisu wynikało, że na jego terenie znajduje się aż 70 starożytnych kurhanów. Był też jednak najwyższym szczytem tej prefektury Japonii i wspinaczka jakoś mocno mnie nie kusiła. Wtedy jednak zobaczyłem znak zakazu wprowadzania psów, ponieważ te straszą żyjące tu króliki, wiewiórki i… latające wiewiórki. Wizja gryzoni szybujących mi przed nosem podziałała mobilizująco i zacząłem wspinaczkę. Było ciężko, zimowa kurtka, trochę wiatru, niby zimno, a ja cały spocony, podejście ostre, dużo schodków, co gorsze okazało się to być całą serią pagórków, a nie jedną gorą, więc było wchodzenie i schodzenie na przemian. Wiewiórek ani małpek oczywiście nie zobaczyłem, ale kurhany (tu zwane kofun) okazały się całkiem ciekawe. Największy miał 65 m długości i był w zasadzie całym szczytem (stąd aż tyle tych pagórków). Pochodził sprzed 1600 lat, w środku znaleziono figurki z terakoty, widać chowano tu znane osobistości. Nad tym wszystkim rośnie dziś piękny las – gęsty, zielony nawet o tej porze roku – i nic a nic nie żałuję tej wyprawy. Mimo że ostatecznie skończyło się na 30 km. Polowanie na małpki trwa nadal!

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments