Dwunasty miesiąc na wygnaniu

Oops, znów się zaniedbałem blogowo i to nie z najbardziej oczywistego powodu, jaki moglibyście podejrzewać – czyli nie dlatego, że wróciłem do Polski (lecę do Gdańska dopiero jutro). Ale może po kolei. Co ja tu pisałem ostatnio? Aha, łaziłem po wulkanach Azorów. Lot, a w zasadzie dwa kolejne loty miałem mieć o 6 rano, ale po całym dniu wspinaczki usnąłem już o godz. 19 i spałem do 3 rano. Po 7 godzinach snu byłem więc wyspany i po niemal całkowicie opustoszałej wyspie po ciemku ruszyłem pieszo na lotnisko. Dotarłem koło 4 i to był błąd, bo było za wcześnie – wszystko tam pozamykane – musiałem poczekać pół godziny aż pierwsi poranni pracownicy wpuścili mnie do środka. Pierwszy lot (który też przespałem) zabrał mnie do Lizbony, kolejny, który był przy okazji 20-ym lotem podczas tej podróży, w 11 miesięcznicę rozpoczęcia podróży, zabrał mnie do Paryża.

Odkrycie #212

W Paryżu spędziłem ostatnie 10 dni, z czego ostatni tydzień miałem wątpliwą przyjemność być świadkiem kolejnej fali strajków – rząd chce podnieść wiek emerytalny z 62 na 64, więc ludzie manifestują, tłuką się z policją, coś tam próbują rabować sklepy, na ulicach rosną góry niezbieranych śmieci, komunikacja miejska prawie nie jeździ, słowem upadek cywilizacji, Paryż upodabnia się do egipskich miast – wysypisk. Milutko.

Poza tym zajrzałem do jednego muzeum (głównie impresjoniści, Monety, Van Gogh i takie tam), spędziłem kilka godzin pchając wózek inwalidzki po ulicach miasta (totalnie nieprzystosowane chodniki do takich atrakcji), spotkałem się z chińskim ziomkiem, którego poznałem w Egipcie, pomęczyłem się z przedzieraniem przez mocno rozkopane miasto (szykują się na igrzyska w 2024), trochę pozwiedzałem i znów zajrzałem do sklepów z gierkami (mają sporo japońskich pudełkowych wydań gier, cenowo minimum 100 razy droższych niż te same w Japonii). A, któregoś dnia w podziemiach polskiego kościoła, w sali obwieszonej zdjęciami papieża, zostałem wzięty za księdza i częstowany wódką – spędziłem z biesiadnikami ponad godzinę nad talerzami ze schabowymi i rozlewanymi pod stołem flaszkami – dość ciekawe, choć abstrakcyjne przeżycie 😆. Kupiłem też nowe buty – czwarta schodzona para okazała się najmniej trwała – dziury w podeszwie, przez które można wsadzić palca, to przyczyna dlaczego w Japonii mi tak przemakały. Głównie jednak odpoczywałem i poniekąd pracowałem – kombinując czym by tu się zająć po zakończeniu podróży. Ale o tym może w którymś z kolejnych wpisów.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Gagarin

Tutaj już wszystko zdechło, nie będzie kolejnych wpisów? Czekam na ciąg dalszy 🙂 Pozdrawiam