Forum JRK's RPGs

Encyklopedia galaktyczna gier cRPG

Fotoblog - reaktywacja v.2

Strona: 1 2 3 4 5 > »

Autor Post
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Życie jest pasmem gorzkich rozczarowań i niepowodzeń, a na końcu się umiera. Stan mojego zdrowia psychicznego na dzień dzisiejszy ładnie obrazuje poniższa scenka z Parks and Recreations:
https://www.youtube.com/watch?v=4EgMkWEJ9Q4
I'm fine. It's just that life is pointless and nothing matters and I'm always tired. Also I can't sleep. I'm overeating. None of my old hobbies interest me.

Podnoszący na duchu wstęp mamy za sobą, czas na konkrety, będzie jeszcze „radośniej” :P.

Jestem bez pracy od ponad 20 miesięcy, oszczędności się już skończyły, ale rachunki i rata kredytu za mieszkanie same się płacić nie chcą. Na świecie szaleje cholerny koronawirus, prawie nigdzie nie można normalnie pojechać, wszędzie restrykcje, kwarantanny, ograniczenia, straszenie zarazą. Wiek mnie niestety powoli zaczyna doganiać, włos coraz bardziej siwy, choć całkiem możliwe że i tak powinienem się cieszyć i z takiego, bo któregoś dnia nawet siwego zabraknie. Lockdown próbował mnie utyć i rok temu o tej porze prawie mu się to udało – pierwszy raz w życiu waga niebezpiecznie blisko zbliżyła się do wyświetlenia trzech cyferek. W grudniu, w środku trzeciej fali wylądowałem w szpitalu, po tym jak urwał mi się 30letni kombos na nie-rzyganie (jedna z kilku spraw, z których byłem w życiu dumny – nic mnie nie ruszało, nie wymiotowałem nawet po najgorszym żarciu i alkoholu przez trzy dziesięciolecia). Tym razem, pokonały mnie, jak się okazało, kamienie w woreczku żółciowym. Pozbyłem się ich pod narkozą.
Obraz wysłany przez użytkownika

Mamy więc obraz sytuacji – bez kasy, bez sensu, bez chęci, z umiarkowanym zdrówkiem, z pandemią o ogólnoświatowym zasięgu. Co w związku z tym wymyśliłem? Jaki jest mój plan na stawienie czoła tym wszystkim przeciwnościom losu naraz? Ano roczna (a może i dwu albo i trzy-letnia) podróż dookoła świata! Jak szaleć, to na całego. Muszę "tylko" zdobyć środki finansowe, zebrać ekwipunek, przyspieszyć proces zdrowienia świata i – mogę wyruszać! Pomysł jest taki, żeby tu o wszystkim na bieżąco raportować. I teraz tak – jeśli plan nie wypali, jeśli życie i przeciwności losu okażą się z jakiegoś powodu zbyt dla mnie silne i polegnę z kretesem – będzie to dla was cenna życiowa nauka, że nie warto marzyć i trzeba się pogodzić z faktem, który przedstawiłem w pierwszym zdaniu na samej górze. Ale jeśli się uda – a jestem bardzo zdeterminowany, żeby się udało, mam zamiar wpakować w ten projekt 100% moich sił przerobowych, to macie niepowtarzalną szansę być świadkami wielce interesującej przygody od jej samego początku. Zaczynamy na samiutkim dnie, z samym pomysłem i samymi chęciami, a celujemy w gwiazdy. Pewnie, posiadanie paru milionów na koncie znacznie ułatwiłoby całą wyprawę, ale czy miałaby wtedy taki smaczek i czy byłoby interesująco o tym czytać? Pewnie tak :D. No nic, lecimy z tym koksem, jutro postaram się podać więcej szczegółów, spokojnie, jest o czym pisać, na kilka tygodni (miesięcy?) blogowania wystarczy.
Mały teaser na jutro:
Obraz wysłany przez użytkownika
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 554
To teraz jeszcze wyczaić jakiegoś parteona i można jechać! ;-)
_______________
PS4 / PS3 / PS2 / PSX / PS VitaTV / PSP / WiiU / GBC / Saturn / 3DS / Atari 600 / Iphone
Obraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania, dzień 2

Inspiracja
Jeśli zajrzeliście do mojej wczorajszej recenzji gry Uncharted Waters Online, przeczytaliście tam fragment o mojej fascynacji tzw. „odkryciami” z tego tytułu. Ścigam je od 10 lat, a po restarcie serwera (czyli trzy lata temu) i konieczności rozpoczęcia ich zbierania od nowa, wprowadziłem system 3 odkryć dziennie, które staram się uskuteczniać. Jeśli jesteście w moim gronie znajomych na Steamie (przy okazji – zapraszam jrk_rpg), pewnie widzieliście że zwykle codziennie spamuję mapkę moich podróży w grze + zdjęcia zrobionych odkryć. Kiedyś zdaje się spamowałem w tym wątku, ale ulitowałem się nad wami :D.
Obraz wysłany przez użytkownika
Przykładowy raport z pływania w UWO

Na chwilę obecną mam 2889/3454 odkryć za sobą – czyli zostało ich coś koło 600, co przekłada się na jakieś 200 dni, czyli ponad pół roku pływania. I będzie całość :D. Długie czasy pływania w grze spożytkowałem na zaznaczeniu na googlowej mapie tych odkryć z gry, które są unikalne i łatwe do namierzenia. Załapały się więc miasta (201), miejscówki geograficzne (440), historyczne miejsca (116), miejscówki religijne (67), dzieła sztuki (58 miejsc, samych dzieł sztuki dużo więcej, w samym Louvrze znajdują się 34 dzieła z listy), pozostałe kategorie (60). W sumie 942 miejsca do odwiedzenia. Pozostałe tysiące odkryć z gry to zwierzaki w stylu słonia, roślinki, rybki itd, a także przedmioty typu zbroja rzymska – nie są unikalne i pojedyncze, więc na moją listę się nie załapały. Miejsca rozsiane są po całym świecie, choć jak to w grze marynistycznej, zdecydowana ich większość znajduje się w niewielkiej odległości od linii brzegowej. Tak sobie teraz w sumie liczę, że 900 miejsc do odwiedzenia, nawet przy 1 dziennie, to 3 lata to taki trochę spring by trzeba robić, być może trzeba będzie wyprawę przedłużyć!

W moich dotychczasowych wyprawach po Europie i okolicach już wcześniej starałem się „zbierać” te miejsca, raz spędzając w takiej podróży miesiąc, innym razem tydzień – ale to materiał na osobne wpisy, które na pewno któregoś dnia się pojawią.

Obraz wysłany przez użytkownika
Wyprawa po Europie Środkowej szlakiem portów z UWO, lato 2019. Miniaturki zdjęć na obrazku - mojego autorstwa.

Zdaję sobie sprawę, że dotarcie do niektórych miejsc będzie jeśli nie niemożliwe, to niesamowicie trudne tudzież skomplikowane (typu tocząca się wojna w Syrii, przewrót wojskowy w Myanmarze, czy zamknięte na amen od startu akcji z koronawirusem granice Północnej Korei) – i godzę się z tym. Plan maksimum to zdobycie wszystkich zaznaczonych punktów, plan minimum – okrążenie świata, z przecięciem w którymś momencie również równika (więc szybka podróż lotnicza Polska – USA – Japonia – Polska nie łapie się do tego osiągnięcia). Realizacja będzie zapewne czymś po środku. Ogólnie cała wyprawa ma być totalnie bez spiny, na totalnym luzie, bez goniących terminów, łapania punktów za wszelką cenę, byle tylko je odhaczyć. Mapa celów jest bardziej sugestią niż deadlinem. I muszę to sobie powtarzać, bo łapanie achievementów jest dla mnie często główną motywacją do grania - tym razem mam się na tym nie skupiać :D.

Obraz wysłany przez użytkownika
Skoro fotoblog, to trzeba wrzucać foto - powyższe z wczorajszego wyskoku na zachód słońca nad Jeziorem Dąbie.

Pytania? Komentarze? Wskazówki, w jakim kierunku powinien iść ten blog? Piszcie śmiało.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 30 maj 2021, 15:16. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania, dzień 3

Kiedy i którędy?
Jak dowiedzieliśmy się z poprzednich odcinków, obecne fundusze wyjazdowe stoją na poziomie zero O_o. Gdyby jednak jakimś cudem fundusze znalazły się nawet jutro i tak wstrzymałbym się jeszcze z wyjazdem. Niemal cały świat jest dla mnie i tak zamknięty – nie polecę do Kanady, Australii, Indii, Chin, czy Japonii. Lista krajów, które nie wymagają kwarantanny po przylocie dla Polaków jest w tej chwili bardzo krótka. Optymistycznie zakładam, że po kolejnej czwartej albo i piątej fali, na wiosnę 2022 roku sytuacja uspokoi się na tyle, że większość świata się jednak otworzy. Albo – co bardziej prawdopodobne – ludzkość pogodzi się z faktem, że koronawirus zostanie z nami już na zawsze, fale będą co pół roku, ale przestaną robić na kimkolwiek wrażenie. Tak jak nikogo nie ruszają dziś statystyki umieralności na choroby układu krążenia, cukrzycę, czy inne paskudztwa. Zagadka – ile osób na świecie umiera rocznie z powodu wydawałoby się czegoś tak dla nas błahego jak biegunka? Ano - 1,5 mln, według danych WHO durna biegunka zabija średnio 2 tysiące dzieci... dziennie – więcej niż AIDS, malaria i odra razem wzięte. No ale dobra, miało tu być lajcikowo, miło, zabawnie i przyjemnie, więc może w te wszystkie tragedie się za bardzo nie zagłębiajmy.

Obraz wysłany przez użytkownika
Malaga, Hiszpania, rok 2017

Główne przesłanie jest takie – że czy poradzimy sobie z wirusem, czy nie – w przyszłym roku świat raczej powinien się odblokować. A przynajmniej jakiś jego większy kawałek. I – niezależnie od tego jak duży kawałek to wtedy będzie – na wiosnę 2022 – celuję w przełom kwietnia i maja – i tak ruszam. Został mi więc rok przygotowań. Jeśli nawet nie cały świat będzie dostępny, to jeśli moja podróż potrwa te 2-3 lata, to przez ten czas liczę, że otworzą się przede mną kolejne kierunki. A jeśli nie – więcej czasu spędzę tam, gdzie będzie to możliwe – czyli zapewne w Europie.

No właśnie, jaką trasę obrać? Niepewna sytuacja z zamykaniem granic co parę miesięcy nie pozwala na zbyt dokładne planowanie. Nie jestem nawet pewien, czy będę okrążał świat na wschód, tropem bohatera powieści Juliusza Verne’a W 80 dni dookoła świata (tak sobie teraz myślę, że to już wtedy gdy czytałem to za dzieciaka załapałem zajawkę na moją podróż- Verne był moim ulubionym autorem, zbierałem jego książki, ścigałem znajomych i rodzinę podróżującą po świecie o przywożenie mi obcojęzycznych wydań jego książek, mam nawet jakąś jedną polską, wydaną ponad 100 lat temu – z bardzo fajnym niemal staropolskim tłumaczeniem – tytuł rozdziału „Bajeczne szczupaki Ci Francuzi”, w dzisiejszym wydaniu „Ach Ci Francuzi”), czy na zachód. Wyjdzie w praniu, zresztą jednym z założeniem tej podróży ma być brak poganiania i spinania się – plan ma być elastyczny i łatwy do zmienienia.

Obraz wysłany przez użytkownika
Kajakiem przez Zachodniopomorskie, lato 2020

Wstępne założenie zakłada jednak, że podróż zacznę od najbliższej okolicy – Europy – raz że podróżowanie tutaj to granie na poziomie ‘easy’, więc będę miał czas wdrożyć się i przyzwyczaić do życia w trasie, dwa że jeśli wystąpi jakaś awaria, powrót w niesławie do domu będzie i szybszy i tańczy, a trzy, że jeśli zacznę od łażenia po dżunglach Borneo, lizaniu lodowców w Himalajach, czy ganianiu słoni po afrykańskiej sawannie, to potem trudniej będzie się zachwycać architekturą kościółka w Hamburgu i przyrodą na dajmy na to Litwie :D. Zaczynam więc od mniej egzotycznych widoków, by stopniować napięcie. To czy zacznę od Skandynawii i Wysp Brytyjskich, czy raczej od wybrzeża Morza Śródziemnego – uzależniam od pory, w której wyruszę. Jestem osobą ciepłolubną – wolę upały od mrozów i suszę od ulewy. Będę się więc starał podróżować tak, aby zawsze podążać za słońcem, po Europie nie kręcić się zimą, a po krajach tropikalnych nie drałować podczas pory deszczowej albo ulubionego miesiąca tajfunów. Na szczęście – na świecie zawsze jest gdzieś ciepło, gdy u nas jest zima, w Australii (i ogólnie na południowej półkuli) jest lato i na odwrót. Grecja/ Hiszpania do zwiedzania podczas lipca i sierpnia to średni pomysł (wtedy można sobie poleżeć na plaży), ale już taka Szkocja albo Islandia w sierpniu to pomysł znakomity.

Obraz wysłany przez użytkownika
UWO - mapa europejskich portów z gry - na żółto już te zwiedzone w poprzednich latach, ale i tak planuję je powtórnie odwiedzić podczas mega-wyprawy.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 31 maj 2021, 19:05. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania, dzień 4

Sytuacja bieżąca - praca
W premierowym odcinku bloga wspomniałem o tym, że jestem bez pracy od 20 miesięcy. Nie miałem motywacji do pracy, chęci, ani ochoty. Życie bezrobotnego żula porwało mnie i zasymilowało. Ogólna sytuacja na świecie była dodatkową wymówką na granie w piżamie przez całą zimę, mogłem sobie tłumaczyć, że jestem bohaterm, a nie przegrywem. I gdyby nie ogólna mobilizacja z wyjazdem, pewnie nadal bym się nie zmotywował i nadal prowadził szczęśliwe życie nieroba. Tymczasem jednak w połowie maja podjąłem pierwszą próbę wyjścia z marazmu. Stwierdziłem, że skoro wyjazd oparty jest na UWO, czyli grze morskiej, to fajnie by było tematycznie zaczepić się w stoczni. I tak też uczyniłem. W mojej okolicy znajduje się największa w Polsce stocznia/fabryka luksusowych jachtów, produkująca ich 600 sztuk rocznie, kolos zatrudniający 700 osób w Polsce (plus czort wie ile kolejnych setek w Niemczech i Francji, tu jest tylko jedna z filii). Oczywiście, w życiu wcześniej nic ze stoczniami nie miałem, ba, jak się dobrze zastanowić, to nigdy w zakładzie produkcyjnym nie robiłem, a jak się jeszcze lepiej zastanowić, to i fizycznie w zasadzie nie pracowałem. Stąd moje zderzenie z rzeczywistością fabryczną okazało się dość... brutalne :D.

Obraz wysłany przez użytkownika
Kradzione z Gry Online, ale akurat tematycznie pasuje :)

Po ledwie dwóch dniach szkolenia podczas których uczyłem się jak laminować przebrany w skafander jak covidowi pobieracze wymazów, byłem gotowy by zbudować mój pierwszy jacht. Ale wtedy zaczęły się schody. Jakiś geniusz wymyślił, że najlepiej mi się będzie zapoznawało z pracą na zmianach nocnych – od 22 do 6 rano. I tak wylądowałem nie na dziale laminowania (80% wszystkich prac to laminowanie), a na przygotowaniu produkcji, gdzie głównie cięte były materiały dla wszystkich innych. A podstawowym elementem budowy jachtu jest pierdzielona wata szklana. Jak ja tego badziestwa nienawidzę. I dowiedziałem się o tej nienawiści dopiero teraz – wcześniej udało mi się przeżyć całe życie nie mając z tym syfem styczności :). Paskudztwo wygląda jak tkanina albo słoma, ale ma w sobie, jak sama nazwa wskazuje kupę mikroskopijnego szkła. Które wbija się we wszystko i drapie, swędzi i uwiera. I za nic nie można się tego pozbyć. A jeśli się stoi w pomieszczeniu, w którym taka wata jest cięta przez 8 godzin, albo co gorzej – tnie się to samemu, to drobinki wbijają ci się wszędzie i nie ma jak przed tym uciec. Próbowałem pracować w kombinezonie i poza faktem, że było mi niewygodnie, gorąco i duszno, to skubana wata i tak znajdowała sposób by dostać się w każde miejsce na skórze. A najlepiej upodobała sobie zgięcia łokci i błony między palcami. Nie dawało się tego nawet domyć w domu – ciepła woda otwierała rany i wata właziła wtedy tylko głębiej. Ubrań (na szczęście roboczych) też nie dało się z tego doprać. Inni pracownicy byli najwyraźniej przyzwyczajeni, bo mimo że też narzekali, ale jakoś wytrzymywali tam przez te wszystkie lata i w kombinezony się nawet nie bawili.

Drugim atakowanym zmysłem był węch. Mimo iż mój dział nie miał laminatów, to wszystkie dookoła się nimi posługiwały – żywica, kleje, utwardzacze, inne chemikalia, które na moim skierowaniu na badania lekarskie były wyszczególnione jako wyjątkowo szkodliwe warunki pracy :D - wszystko to tworzyło otumaniający smrodek, którego szczęśliwie po dwóch dniach przestałem już czuć (tylko moment po wejściu na hale dostawałem kopa, potem było już ok). Trzeci zmysł – to słuch. Cały czas coś buczało, wierciło i szumiało, nie było sekundy ciszy. Non stop chodziły wielgachne wentylatory (odtruwające nas), moje stanowisko było niemal pod samymi rurami i cały czas coś tam wyło, chodziły też szlifierki, piły, maszyny do cięcia waty, wózki piszczały ostrzegająco, słowem, przez 8 godzin totalna kakofonia dźwięków. Dostępne były zatyczki do uszu, ale chyba ja jeden z nich korzystałem, a i tak zaledwie lekko wygłuszały to wszystko, a nie całkiem niwelowały.

O tym, że światła dziennego na halach nie widać, zwłaszcza że i tak była ciemna noc, wspominać chyba nie muszę. Dość szybko zdałem sobie sprawę, że z tej mąki chleba nie będzie :). Próbowałem jednakże dociągnąć przynajmniej do końca 2-tygodniowego okresu próbnego. Ale gdy którejś nocy, w połowie zmiany, o 2 nad ranem, gdy byłem już totalnie zjechany, starałem się właśnie nie podłożyć ręki pod piłę do drewna, by podobnie jak połowa pracowników (w tym i mój trener który mnie uczył) nie stracić przynajmniej jednego palca, plecy mnie napierdzielały, bo stoły do cięcia za niskie dla mnie i nie było możliwości ich podniesienia, wata żarła wyjątkowo złośliwie, hałas dawał mi się już mocno we znaki, klej dodatkowo otumaniał – i właśnie wtedy, dla podniesienia zapewne morale, ktoś puścił przez megafony na pełną parę Zenka... I tak katował mnie nim przez kolejne 4 godziny. Wtedy zdałem sobie sprawę, gdzie jestem – w piekle. Jeśli będę złym człowiekiem, to po śmierci trafię właśnie do tego miejsca.

Dobra, miałem się ograniczać w pisaniu, żeby na dłużej wystarczyło, a tu mi się robi dłuższa forma pisarska, na dziś wystarczy :D.

Obraz wysłany przez użytkownika
Jezioro Dąbie, Lubczyna, koniec maja 2020
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania, dzień 5

Sytuacja bieżąca – praca, cz. 2

Fiasko mojej kariery szkutnika nie załamało mnie. Podbuzowany wizją zbliżającej się przygody, nie skusiłem się na powrót do piżamowego trybu nicnieróbstwa, ale zrobiłem sobie zamiast tego szybki rachunek sumienia i bilans mocnych i słabych stron. I wyszło mi, że potrzebna mi jest praca od zaraz, w ciszy, spokoju, w godzinach dziennych, żeby nie śmierdziało, nic nie gryzło i nikt nade mną nie stał. A jeszcze jakby się dało coś oszczędzić na wyjazd, to by było super. I ku memu własnemu zdziwieniu, udało mi się coś takiego znaleźć. Prawie. Bez – niestety – tego warunku finansowego. Nic mi się w obecnej pracy nie uda oszczędzić, ale przynajmniej pokryję moje wydatki bieżące – coś, z czym sobie już od kilku mięsięcy nie radziłem. W sumie ma to też swoje dobre strony, bo przynajmniej za ten rok, gdy będę ruszał w świat, nie będzie mi szkoda porzucić perfekcyjnej pracy z doskonałymi zarobkami. No i poniekąd mam jeszcze te 10-12 miesięcy, by jednak innej pracy poszukać i dorwać coś jeszcze lepszego. Przy okazji – jak ktoś coś, to ja jestem otwarty na propozycje ;-).

To gdzie ja w zasadzie teraz pracuję? Dziś byłem tam drugi raz, po wcześniejszych 2 dniach szkolenia – po porzuceniu fuchy stoczniowca, byłem więc bez umowy o pracę raptem 2 dni – nie czułem więc nawet potrzeby rejestrowania się jako osoba bezrobotna. Siedzę sobie teraz w salonie Lotto i próbuję sprzedawać losy i zdrapki. Próbuję, bo to zupełnie nowy punkt, w małym miasteczku, z otoczony kilkoma innymi miejscami, w których ludzie kupują losy od lat i nie czują potrzeby zmieniania swojego dealera. Póki co, po dwóch dniach mam 1 klienta średnio odwiedzającego mnie na 2 godziny. Wczoraj z nudów przestudiowałem wszystkie regulaminy, dziś zrobiłem generalne porządki, z myciem okien włącznie i inwentaryzacją całego dobytku, przeczytałem też na kindlu jedną książkę. Na piątek zabieram już ze sobą laptopa z jakimś serialem albo/i zainstalowaną jakąś singlową pozycją (pod net firmowy się nie podczepię, bo mnie ukrzyżują :D). Jak mówiłem – praca niemal idealna, żeby jeszcze lepiej płacili...

Chwilowo jestem tu sam i tak potrwa niemal do połowy czerwca, kiedy to dostanę zmienniczkę. Do tego momentu jadę od 9 do 19 od poniedziałku do soboty włącznie. Potem zmiany będą 12 godzinne, ale tylko 3 razy w tygodniu, co drugi dzień. Piechotą mam z domu do pracy 13 minut, więc całkiem znośnie.

Cel – odzyskanie płynności finansowej został tym samym zrealizowany, ale stan środków na wyjazd nadal utrzymuje się na poziomie zero złotych. Powstrzymałem jednak tendencję spadkową i przynajmniej nie zszedłem na minus, pakując się w długi.

Wpis z doskoku, więc obrazków dzisiaj brak.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania – dzień 6

Finansowe założenia wyjazdu

Ogólna wizja wyjazdu jest taka, że będzie to podróż mocno budżetowa. Z plecakiem, namiotem, nocowaniem w pokojach wieloosobowych w hostelach i gueshousach, z unikaniem drogich atrakcji. Ale jeśli się da, to jednak nie z totalnym cebuleniem. Jeśli wstęp do któregoś z miejsc, które mam na liście będzie do zaakceptowania – to wejdę. Jednym z zadań, które mnie czeka w najbliższym czasie, będzie dodanie do mapy podróży cen biletów/wejściówek do atrakcji które mam zaznaczone. Czyli np. już sprawdziłem, że do Louvre wejście na ekspozycje stałe kosztuje 15 euro w kasie (trzeba odstać w kolejce) albo 17 euro przez internet – cena całkiem znośna. Zawsze będę też próbował doczytać, czy w jakiś dzień tygodnia wejścia są może tańsze, albo wręcz darmowe. Ale taki np. Stonehenge życzy sobie 14,5 funta za bilecik – to już boli bardziej – mogę się więc zdecydować na oglądanie go zza ogrodzenia –

Obraz wysłany przez użytkownika
...Kumpel nie płacił:D

Odpuszczę sobie zapewne wszelkie dodatkowe atrakcje płatne w zwiedzanych miejscach. Nie przejadę się na wielbłądzie pod Piramidami w Egipcie, nie popłynę łódką oglądać skaczące wieloryby na Azorach i nie przejadę się kolejną linową w Rio de Jeneiro. Ale nikt mi nie zabroni wypatrywać tych wielorybów z namiotu rozbitego na nadbrzeżnych skałach, wspiąć się pod posąg Jezusa w Rio na piechotę albo wjechać z tubylcami lokalnym autobusem, czy schwytać i oswoić sobie za darmoszkę dzikiego wielbłąda! Podróżowałem już budżetowo kilka razy, więc wiem jaki to poziom wyrzeczeń – i jest on całkowicie dopuszczalny i akceptowalny – płatne atrakcje to czasem po prostu oszczędność czasu i zrzucenie odpowiedzialności za załatwianie spraw, które można zrobić samemu na kogoś innego. Jak się jest na wczasach przez tydzień, całkiem zrozumiałe, że czasu nam szkoda, jeśli mnie czas nie będzie gonił – mogę sobie pozwolić na więcej samodzielności.
Obraz wysłany przez użytkownika

Tymczasem, w ramach konkretnych przygotować, przyjrzymy się liście portów i miast w Europie i okolicy, które trafiły na mapę podróży:
• Norwegia:
o Bergen
o Oslo

• Szwecja:
o Sztokholm
o Visby (na wyspie – Gotlandii)

• Finlandia
o Kokkola – dość małe miasteczko, mniej niż 50.000 ludności, przed grą nigdy o nim nie słyszałem, więc pewnie nie turystyczne

• Rosja
o Saint Petersburg
o Sevastopol (Krym, odebrane Ukrainie w 2014, status polityczny dyskusyjny, ale fizycznie Rosja)
o Feodosia (ta sama historia, w grze pod nazwą Kaffa)

• Łotwa
o Ryga

• Polska
o Gdańsk

• Dania
o Kopenhaga

• Niemcy
o Lubeka
o Hamburg
o Brema
o Frankfurt

• Holandia
o Groningen
o Den Helder (kolejny maluch z ok. 50 tysiącami)
o Amsterdam
o Rotterdam

• Belgia
o Antwerpia

• Francja
o Calais
o Le Havre
o Paryż
o Nantes
o Bordeaux
o Montpellier
o Marsylia
o Calvi (na Korsyce)

• Wielka Brytania
o Dover
o Portsmouth
o Londyn
o Oxford
o Plymouth
o Manchester
o Edinburgh

• Irlandia
o Dublin

• Hiszpania
o Bilbao
o Gijon
o Sevilla
o Malaga
o Walencja
o Barcelona
o Palma (stolica Majorki)
o Ceuta (enklawa Hiszpanii na afrykańskim wybrzeżu, otoczona terytorium Maroko)
o Las Palmas (na Gran Canaria na Wyspach Kanaryjskich)

• Portugalia
o Viana do Castelo (jakieś 150 tysięcy, ale też raczej nieznane)
o Porto
o Lizbona
o Sagres
o Faro
o Funchal (w grze jako Madeira, czyli nazwa wyspy, której jest stolicą)
o Angro do Heroismo (w grze jako The Azores, ale tak na oko port jest właśnie w tym miejscu, co Angro, Azory mają w sumie trzy stolice, Ryanair do tej konkretnej nie lata, ale chyba promy są – będą komplikacje z dotarciem, fajnie :D)

• Włochy
o Sassari (na Sardynii)
o Cagliari (też na Sardynii)
o Genoa
o Piza
o Florencja
o Rzym
o Neapol
o Syrakuzy (na Sycylii)
o Wenecja
o Trieste

• Chorwacja
o Zadar
o Dubrovnik (w grze jako Ragusa)

• Czarnogóra
o Kotor (w grze jako Catarro)

• Grecja
o Ateny
o Saloniki
o Heraklion (w grze jako Candia, na Krecie)

• Cypr
o Gazimagusa (w grze jako Famagusta)

• Turcja
o Istambuł
o Trabzon (w grze jako Trebizond)

• Ukraina
o Odessa

• Liban
o Beirut

• Izrael
o Tel Aviv (w grze jako Jaffa)

• Egipt
o Suez
o Kair
o Alexandria

• Libia
o Benghazi
o Tripoli

• Tunezja
o Tunis

• Algieria
o Algiers

• Maroko
o Casablanca

Listę będę wkrótce uzupełniał o pozostałe odkrycia w poszczególnych krajach. A jak się mniej więcej sytuacja na świecie unormuje, zacznę też dopisywać ceny najtańszych noclegów w każdym z tych miejsc - póki co ceny są covidowe, więc całkowicie oszalały (część poszła ostro w górę, tam gdzie turystów brakuje i noclegownie o nich walczą - poszły w dół).
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 16 sty 2022, 18:34. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania - dzień 7

Spanko

Dziś w pracy zrobiłem sobie listę tematów, jakimi będę tu mógł spamować o wychodzi na to, że jeszcze trochę wpisów ‘z niczego’ uda mi się wyprodukować :D. Przytaszczyłem tu też laptopa, więc już nie muszę pisać na karteczce, a potem to wklepywać, mogę tworzyć na bieżąco :). Nie zabrałem za to ładowarki do telefonu, więc za długo dziś na necie nim nie śmigałem (niestety, bateria w nim już niemal nie trzyma, potrzebny mi nowy telefon na wyjazd – ale to materiał na cały osobny wpis, tak tylko dziś napomykam). Padło więc na jakiś łatwy temat, który za dużo researchu internetowego nie wymagał – a mianowicie wybór na czym położyć śpiwór do spania.

Zasadniczo są trzy szkoły (czwartej, dla hardcorów nawet nie biorę pod uwagę – czyli spania na gołej ziemi :D) – 1) Karimata, 2) mata samopompująca się, 3) materac turystyczny. Każdy z tych wyborów ma swoje plusy i swoje minusy i każdy biorę pod uwagę.

Obraz wysłany przez użytkownika
Trzeci dzień w pracy czas zacząć

Karimata – czyli do niedawna jedyna opcja – rolowany kawałek jakiegoś materiału izolacyjnego. Plusy: lekka, tania i trudna do zniszczenia. Można nią poniewierać, stosować nie tylko w namiocie (w sensie jak się rozłoży na brzegu albo kamiennym podłożu też jej nic nie będzie). Minusy: zajmuje w plecaku dużo miejsca jako że nie da się jej składać, tylko rolować (aczkolwiek można przyczepić na zewnątrz plecaka, z boku na ten przykład – nawet jak się zmoczy, to nic jej nie będzie, choć spać na mokrej raczej nie polecam :D), oferuje też umiarkowany komfort – spanie na podłodze na karimacie jest ok, ale już na nieco nierównym podłożu – czuć będzie każdy kamyczek i patyczek.

Mata samopompująca się – nowy wynalazek, będący czymś pośrednim między matą a klasycznym dmuchanym materacem – ustrojstwo jest tak zbudowane, że po odkręceniu zaworka pompuje się samo w kilka minut tak do 80%, resztę trzeba dodmuchać – ale nie jest to wypluwanie sobie płuc jak kiedyś przy dmuchaniu przez 15 minut w pływające materace. Po złożeniu zajmuje też mniej miejsca w plecaku niż karimata i daje zdecydowanie większy komfort spania. Minusy: dużo droższa, dużo cięższa (karimata nie waży niemal nic, takie maty zwykle coś koło 1 kg), podatna na zniszczenia (można przebić jak materac i już po niej). Sprawdza się bardziej na sporadyczne wypady niż na całoroczną wędrówkę, nie ma szans że przeżyje kilkadziesiąt noclegów w terenie w stanie nienaruszonym.

Obraz wysłany przez użytkownika
Nie na temat obrazki z czerwcowego spacerku po mojej okolicy.

Materace – dmuchane, choć często z dodatkową pompką, więc samemu nie trzeba dmuchać. W zasadzie od razu je eliminuje waga – około 3 kg. Nic to, że mega wygodne i śpi się w nich jak na łóżku – za ciężkie, za łatwe do przebicia, za dużo zabierają miejsca. Na wypad samochodem pod namiot – oczywiście najlepsze, ale nie do moich wymagań.

Zostaję więc na rozdrożu – wybór to albo karimata albo mata samopompująca. I jestem rozdarty :D bo z jednej strony karimata przemawia do mnie łatwością obsługi i lekkością, ale z drugiej strony mata tym ile zajmuje miejsca (wygoda też do mnie przemawia, nie będę kłamał :D). Ale boję się, że za szybko bym ją zepsuł. Przydałyby mi się w zasadzie jakieś testy w warunkach bojowych, jeszcze przed wyjazdem. Ewentualnie – zacznę od maty, ale jak mi się rozwali, to zastąpię ją zwykłą karimatą.

I tymi rozterkami kończymy dzisiejszy dzień przygotowań, jeśli ktoś z wszystkich trzech czytelników bloga ma jakieś doświadczenie, czy przemyślenia -dajcie znać :D

Obraz wysłany przez użytkownika
Tu też brak materacy na zdjęciu, ale chyba ciekawszy jest las tuż za moją miejscowością? :D
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 04 cze 2021, 20:22. »
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 134
Skąd: Warszawa
Ambitny cel, życzę powodzenia ;). Aczkolwiek myślę, że możesz mieć problem dostać się na Krym. Nie wiem czy jakikolwiek obcokrajowiec jest w stanie tam dotrzeć.
Użytkownik
Dołączył: Cze 2012
Posty: 118
Wystarczy się dobrze przebrać, by go wzięli za swojaka, w końcu "takie mundury można kupić w każdym sklepie z militariami". ;)

Mnie bardziej zastanawia, jak zamierzasz rozmawiać z miejscowymi. Bo w jakichś miejscowościach turystycznych, to bez problemu angielski, ale jak są na liście też mniej światowe przystanki, to ciekawi mnie, czy się idzie dogadać z localsami?
_______________
Take a good hard look at the mother fucking blimp!
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 554
Zwykle da sie na migi dogadać jak sie nie zna jezyka lokalnego ;-) Lub translatorem googla. Przetestowane i w Europie i w Azji ;-)

A co do cyklu, to już onet wyprzedził naszego kierownika :D


https://www.onet.pl/?utm_source=www.wykop.pl_viasg_podroze&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&pid=92de8b04-a8d7-4ced-929a-b008e4dfc41d&sid=459e5dc7-ef0c-4bea-8123-4dc270735c66&utm_v=2
_______________
PS4 / PS3 / PS2 / PSX / PS VitaTV / PSP / WiiU / GBC / Saturn / 3DS / Atari 600 / Iphone
Obraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania - dzień 8

Problematyczne lokacje do odwiedzenia

Jeeej komentarze i nawet czwarty i piąty czytający :D. I tak - wiem, że z niektórymi lokacjami do odwiedzenia może być problem i godzę się z tym. Ale akurat Krym jest w miarę prosty do odwiedzenia i nie trzeba się przebierać za lokalsów :D. Ukraina i większość krajów uznaje go za swoje terytorium, nazywając: ”czasowo okupowanym terytorium Autonomicznej Republiki Krymu” i faktycznie mocno ograniczając wjazd i dla swoich mieszkańców i obcokrajowców – trzeba mieć naprawdę dobry powód – lista powodów jest niezbyt długa i „chcę zobaczyć miejsca z gierki i porobić trochę zdjęć do bloga” się na niej nie znajduje. Ale – Rosjanie zaanektowali Krym i oni uznają go za część swojego państwa i oni tam wpuszczają wszystkich (którzy dostali wizę rosyjską, na chwilę obecną przez covida i tak jej nie wydają), bo to tylko potwierdza ich faktyczną władzę na tym terenie. Można więc na Krym polecieć z innego miasta z Rosji, można tam wjechać drogą lądową przez nowy most ze wschodu - oddany do użytku w 2018, od 2019 jest też most kolejowy, więc można wjechać i pociągiem. Są też promy od strony rosyjskiej. Całkowicie w tej sposób omijamy ukraińskie posterunki graniczne. Oczywiście taki numer bardzo się Ukraińcom nie podoba i karzą osoby które na Krym wjechały nawet 5 letnim zakazem wjazdu na Ukrainę. Pytanie teraz, czy chcę zadzierać z ukraińskimi organami państwowymi i jednocześnie wspierać niekoniecznie legalną aneksję Krymu przez Rosjan poprzez sam fakt, że tam pojadę. Gdybym się na to zdecydował, to wszelkie ewentualne punkty do zwiedzenia na Ukrainie (w grze nie ma, ale może sam z siebie coś dorzucę), będę musiał odwiedzić przed Krymem. No i w sumie – jeśli się tym chwalić nie będę i z Krymu nie będę próbował wracać przez Ukrainę, tylko z powrotem przez Rosję, to i tak służby graniczne Ukrainy raczej o mojej wizycie wiedzy mieć nie będą miały.

Obraz wysłany przez użytkownika
Znów mało tematycznie - zabytkowe działo Gibraltaru wycelowane w afrykański brzeg - moje poprzednie podróże - październik 2018

No to skoro już przy takich tematach jesteśmy, to lećmy dalej. Moją podstawową stroną z informacjami o danym kraju, jego przepisach i ewentualnych niebezpieczeństwach/ trudnościach jest portal Ministerstwa Spraw Zagranicznych: https://www.gov.pl/web/dyplomacja/informacje-dla-podrozujacych
Zaskakująco profesjonalnie (nie spodziewałem się tego po tworze państwowym, a tu taka niespodzianka) i aktualizowane na bieżąco. Spory opis każdego kraju, poziomu jego bezpieczeństwa, zasad wjazdu i wyjazdu, przepisów z ubezpieczenia zdrowotnego, informacje dla kierowców, cło, na chwilę obecną podają też aktualne dane o zasadach covidowych – czy wjazd możliwy, kwarantanna itd. Podają też adresy kontaktowe i telefony w każdym z państw instytucji odpowiedzialnych za ochronę zdrowia. Przykładowo – Albania – dedykowany numer ratunkowy w wypadku podejrzenia wirusa to 127, gadają po albańsku, włosku i angielsku.

Każdy z krajów dostaje też jedną z czterech kategorii – 1) bezpieczny (zachowaj zwykłą ostrożność) 2) mniej bezpieczny niż w Polsce (zachowaj szczególną ostrożność) 3) niebezpieczny (MSZ odradza podróże, które nie są konieczne) 4) super niebezpieczne (MSZ odradza wszelkie podróże). Jeśli dane państwo jest w większości bezpieczne, a tylko niektóre jego regiony mają problemy (jak opisywana dziś Ukraina - ten nieszczęsny Krym i okręg Doniecki na wschodzie), to też będzie wyszczególnione – czyli możemy spokojnie byle ostrożnie podróżować po całej Ukrainie (znaczy nie możemy, bo covid obecnie), ale do obszarów pod kontrolą rosyjskich separatystów – zdecydowanie odradzane. Jestem właśnie na etapie aktualizowania mojej mapki świata o regiony super niebezpieczne – mapka googlowa pozwala zaznaczać nie tylko punkty, ale i obszary – mam ich dopiero kilka, ale będę to robił systematycznie i starał się wam pokazywać postęp. Póki co wygląda to tak:

Obraz wysłany przez użytkownika
Warstwa mapki z zagrożeniami - początek uzupełniania.

O językach obcych i robieniu kupy w lesie zrobię osobne wpisy, żeby mi się tematy nie wyczerpały za szybko :D.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 05 cze 2021, 19:09. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania - dzień 9

Algieria

Obraz wysłany przez użytkownika
Poprzednie podróże - Azory, 2018

W końcu dzień wolny od pracy, jutro śmigam niestety na przynajmniej 4 dni pod rząd po 10 godzin, aczkolwiek doszły mnie słuchy, że moja zmienniczka jednak się nie pojawi tak szybko - może nawet dopiero pod koniec lipca. Będę we wtorek dzwonił do centrali i próbował się potwierdzić te informacje. Póki co jednak, optymistycznie liczę, że jednak za 4 dni mój rytm pracy się ureguluje :D. Po spacerku po okolicy (w końcu słońce i zaczyna to wyglądać jak wiosna, a nie ciągle zimnica i deszcze) postanowiłem się trochę poopierdzielać, więc dziś odcinek przygotowań skromny. Ot, zacząłem przeglądać alfabetycznie państwa do odwiedzenia - i tak sobie patrzę, że jedno dziennie nam na pół roku zawartości wystarczy. Jako że Albania i Afganistan punktów nie mają, na razie je opuszczam.

Obraz wysłany przez użytkownika
Spacerek po Zachodniopomorskim - czerwiec 2021

Algieria - całkowicie zamknięta z powodu wirusa, są na etapie drugiej fali, ale boją się trzeciej i nikogo nie wpuszczają bez ważnego powodu.
MSZ zdecydowanie odradza podróże na południe kraju i na granice z sąsiadami, odcinając mi dostęp do dwóch atrakcji z mojej listy. Atrakcji i tak ciężko dostępnych, bo znajdujących się głęboko na Saharze - sam albo stopem tam nie dojadę, trzeba się podczepić pod jakąś zorganizowaną wyprawę. Póki co, południe kraju jest w zasadzie pod kontrolą organizacji terrorystycznych z Al Qaidą na czele, turyści są łakomym kąskiem dla porwań i zamachów. W kraju panuje napięta sytuacja polityczna, od połowy lutego 2019 r. organizowane są liczne manifestacje. Protesty powtarzają się w każdy piątek i ich końca nie widać. Słowem - kraj level hard, mimo że niedaleko, to chwilowo odkładam wizytę na późniejszy termin O_o.
Punkty z gry do zobaczenia:
- Algiers - stolica
- Atlas Mountains - ciągną się aż do Maroko
- The Sahara - od Maroko do Egiptu, nie trzeba odwiedzać akurat tu
- Beni Hammad Fort
- Tassili n'Ajjer
- Tadrart Acacus Rock Paintings
Dwa ostatnie na południu kraju, na pustynnych, niebezpiecznych terenach.

Obraz wysłany przez użytkownika
Na specjalne życzenie Morraka - obrazek z odkryciami.

Z ciekawostek - w Algierii zakazane jest posiadanie lornetek, a dni wolne od pracy, gdzie większość wszystkiego zamknięta to piątek/sobota. Warto mieć lokalną gotówkę, bo może być problem z europejskimi kartami płatniczymi.

Strona https://www.travelsafe-abroad.com/countries/ wyceniła bezpieczeństwo Algierii (w skali od 0 do 100) na 44. Polska dostała u nich 84.
Obraz wysłany przez użytkownika
Algieria - na różowe pole MSZ zdecydowanie odradza wycieczki.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 06 cze 2021, 18:43. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania - dzień 10

Filozofuję :D

Dziś będzie trochę chaotycznego lania wody, choć możliwe, że wieczorkiem załatwię sprawę kolejnego państwa (i mimo protestów będę leciał alfabetycznie, a nie regionalnie – będzie w tej sposób większa różnorodność i skakanie po mapie świata :D) i wtedy pojawią się i jakieś konkrety.

Obraz wysłany przez użytkownika
Szczecin - Jezioro Szmaragdowe, maj 2021

Po co ja w zasadzie jadę? Żyłkę do podróżowania odkryłem w sobie już dawno. Ciągnie mnie nieznane, przygoda, wyzwanie. Mam w sobie jakieś cygańskie geny (to chyba się jeszcze nie łapie pod rasistowskie i ksenofobiczne określenie i nie zostanę zaraz zniszczony przez kulturę wykluczenia? :D), które wzywają mnie do wędrówki. Troszkę się już po świecie powłóczyłem, aczkolwiek tylko po najbliższych okolicach – czyli Europa i najbliższe jej sąsiedztwo. Któregoś dnia pewnie opiszę tu poszczególne wyjazdy, teraz tak tylko napomknę. Na studiach jeździłem z kumplem stopem po Czechach, Słowacji, Austrii i Węgrach, próbowaliśmy też wjechać do bombardowanej przez NATO Jugosławii podczas ostatniej tam fazy wojny (z jakiegoś powodu nie wpuścili nas, tyle co sobie na natowskie bombowce popatrzyliśmy lecące nad cele i przejechaliśmy w pociągu z uchodźcami), z siostrą stopem dotarliśmy nad Adriatyk. Potem było kilka zorganizowanych wyjazdów wakacyjnych do Hiszpanii, Portugalii, kilka razy do Egiptu (z najlepszą wyprawą – tygodniowy spływ Nilem z postojami w ciekawych miejscach i przejazdem przez pustynię na granice z Sudanem). Potem była kilkuletnia emigracja do Irlandii ze zwiedzaniem tamtej okolicy. Zrobiłem też kilka razy Camino, czyli 1000 km pieszą wyprawę z plecakiem przez Hiszpanię. Stąd moje przekonanie, że w podróży poradzę sobie. Miesiąc z plecakiem, codzienne nocowanie w innym miejscu, cały czas na nogach. Zajrzałem też w kolejnych podróżach do Szkocji, Szwecji, Holandii, Belgii, Maroko, na Kanary, Majorkę, Azory, do Włoch, Jordanii, Grecji, Niemiec, Francji i Szwajcarii. Wszędzie z plecakiem i na własną rękę, czasem z kimś, ale częściej samodzielnie.

Kilka lat temu zrobiłem sobie objazdówkę po Europie - trochę spontanicznie, miałem robić kolejne Camino, tym razem zaczynając na południu Hiszpanii i idąc na północ, ale było zbyt masakrycznie gorąco i odpadłem po kilku dniach. Zacząłem sobie zamiast tego zwiedzać i tak się rozkręciłem, że zrobiłem 6500 km po Europie, odwiedzając kilkanaście miast z UWO, planując podróż zawsze tylko na kolejny dzień, nie kombinując całości wcześniej. Wyjazd w 2022 chcę oprzeć na tych doświadczeniach i na tym systemie – ale tym razem nie będę ograniczony czasem, więc nie będę musiał tak kombinować, żeby przed końcem miesiąca jednak wrócić jakoś do pracy :D.
Obraz wysłany przez użytkownika
6500 km po Europie na spontanie - trasa podróży

Podróżowanie to wolność. To oglądanie czegoś nowego każdego dnia, to poznawanie nowych ludzi, zupełnie nieznanych spraw, wąchanie nieznanych zapachów i smakowanie nieznanych potraw. Rozumiem ludzi, którzy nie lubią nowego, którzy najszczęśliwsi są codziennie robiąc to samo, mając do czynienia z tymi samymi sprawami, nie muszą stawiać czoła nieznanemu. To wygodne i buduje poczucie komfortu. Ale ja tak nie mam :D. Lubię to co nowe.

Podobno człowiek dostrzega tylko 1% otaczającej go rzeczywistości, nasz mózg tłumi całą resztę jako zbędny szum. Mózg , jak zdjecie, rejestruje każdy listek na drzewie na które patrzymy przez 2 sekundy, ale po przefiltrowaniu tego my dostajemy tylko informację „widzisz drzewo”. Ilość i kształt tych liści zostaje uznany jako informacja zbędna i nie jest nam podawana :D. W sumie dobrze. Z moim rodzinnym domu mamy bramę, która ma jako ozdoby wykute fikuśne wzory. Patrzyłem na ta bramę przez jakieś 20 lat dzień w dzień, ale mimo to nie potrafię jej z pamięci narysować (choć gdybym zobaczył moją bramę i kilka innych bram, to wybrałbym moją, sięgając do zakamarków pamięci). Od jakiegoś czasu staram się patrzeć na świat bardziej świadomie, dostrzegać detale, nie ślizgać się wzrokiem po miejscach – nawet tych, które widzę codziennie. Jest trudno! Ale w podróży jest to o wiele łatwiejsze – tam wszystko jest inne, tam wszystko jest nowe i mózg do końca nie wie, jak to filtrować. Widzi się więc więcej, dociera do nas więcej bodźców. I to mi się bardzo podoba. To jest ten kop, którego dostaje podczas podróżowania – może coś się wtedy w organizmie wydziela, nie znam się aż tak na chemii ludzkiego ciała. Mam przy okazji nadzieję, że to co tu opisałem to moja własna autorska teoria, a nie coś co kiedyś gdzieś przeczytałem i mózg po jakimś czasie mi to jako moje własne przemyślenia przedstawił :D.

Podróże to także duża losowość, to niepewność, nigdy nie wiesz co się wydarzy, co zobaczysz, kogo spotkasz. Tu też mam głód tego czegoś. Nie bawi mnie już ustalony rytm dnia, śniadanko, do pracy, obiadek, spać. I powtórzyć i powtórzyć i do śmierci. Potrzebuję tego czynnika losowego, tej nieprzewidywalności, słowem - przygody.

Obraz wysłany przez użytkownika
Lagos - Portugalia, październik 2018

Oczywiście wiem, że podróże to nie same przyjemności. To też kupa problemów i kłopotów. Ale jeśli robię to z własnej, nieprzymuszonej woli, to nie przejmuję się tym. Wszystkie przeciwności staram się traktować jako ciekawe wyzwania, coś co będzie można zamienić w niezłą historyjkę, z czego będzie się można pośmiać. Nie boję się zgubić, spóźnić, zabłądzić, czy nawet zmoknąć. Zamknięty jedyny hostel w Gijon po tym jak przyjechałem tam już po zmroku? To okazja do całonocnego szwędania się po mieście i oglądania wschodu słońca nad Zatoką Biskajską. Brak połączenia autobusowego między noclegiem, a kolejnym punktem? 30 km spacerek po irlandzkich klifach, których w innym przypadku nigdy w życiu bym nie zobaczył. Dotarcie do sklepu z gierkami w Maroku podczas Ramadanu i jedynego dozwolonego posiłku – sprzedawca mimo że miał zamknięte, to zaprosił mnie do wspólnej michy na krawężniku przed sklepem, a potem dał zrobić zdjęcia spiraconym przez siebie wersjom 3ego Wieśka :D. Wszystko jest przygodą, potrzebne jest tylko odpowiednie nastawienie.

Mam w planach nie być zblazowanym, zachwycać się wszystkim, nie zgubić ciekawości, nie wpaść w rutynę, nie zamienić wyjazdu w przykry obowiązek ani nie robić nic na siłę. Liczy się sama podróż, a nie jej punkt docelowy. Bo chodzi o to, by gonić króliczka, a nie złapać go. I nawet jak będzie nudno – a nudno będzie na pewno, w podróży mnóstwo jest momentów, gdy nic się nie dzieje, na przykład gdy na coś czekamy – czy to na otwarcie noclegowni, na pociąg, autobus, samolot, w kolejce po jakieś dokumenty itp.; albo gdy pilnujemy namiotu i nie ma go jak samego zostawić – więc nawet jak będzie nudno, to i tak będę bawił się przednio. Moje dotychczasowe podróże pokazały mi, że taki tryb życia odpowiada mi, że się w nim odnajduję. Ale od razu zaznaczać – jakimś ekspertem nie jestem, to nadal będzie na zasadzie prób i błędów, będzie kupa wpadek, kłopotów i głupot – ale na to w sumie liczę, przynajmniej będzie co opisywać – a coś mi mówi, że i wam będzie zabawniej poczytać o moich kłopotach i wtopach, niż o w pełni zorganizowanej i pod kontrolą wyprawie :D. Moje dotychczasowe wpisy mogą sugerować, że jestem osobą uporządkowaną i zorganizowaną, ale nie zawsze jest to prawdą :D. Dobra, na dziś wystarczy, bo znów się rozpisałem – opis kolejnego państwa z tej okazji już się dziś jednak nie pokaże :D.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Faza planowania - dzień 12

Angola

Wczoraj mi dzień wyskoczył z blogowania, bo się w pracy za mocno wciągnąłem w Steins;Gate i nic nie napisałem. Dziś w sumie powtórka z rozrywki, ale tym razem ruszyło mnie sumienie i mimo że już prawie ciemna noc, to parę minut na wpis poświęcę. W pracy nadal zastój, okazało się, że moja zmienniczka przychodzi jednak nie w tej piątek, tylko 1 sierpnia, więc pracuję sam przez 2 miesiące. Nie ma mowy żebym wobec tego jechał dzień w dzień przez tyle czasu po 12, czy nawet 10 godzin dziennie. Prowadzę lobbing na rzecz skrócenia mi tygodnia pracy z 60 do 48 godzin, czyli poniedziałek – sobota po 8 godzin dziennie. Póki co moje petycje są ignorowane, ale coraz bardziej skłaniam się ku opcji samowolki. Wywieszę na drzwiach napis o nowych godzinach pracy i będę się zachowywał jakby mi to ktoś na to pozwolił. Z dotychczasowych doświadczeń zawodowych wynika, że działa to w 90% przypadków :D. A jak się jednak ktoś przyczepi, trudno, będę udawał głupka :D. Ja wiem, że ja tam nic nie robię i tylko gram, ale mimo wszystko wolę to robić na własnym domowym kompie :D.

Dobra, wracając do tematu. Lecimy alfabetycznie – Andora – nie planuję wyjazdu, więc kolejny kraj to Angola. Południowa Afryka, współczynnik bezpieczeństwa 48/100. Krwawa wojna domowa pustoszyła kraj przez ćwierć wieku – od 1975 do 2002, duża część kraju nadal jest zaminowana – szwędanie się po bezdrożach jest mocno nie wskazane. Angola jest jednym z niewielu państw, które zdecydowały się wprowadzić w związku z nim stan klęski żywiołowej. Oznacza to też, że na dzień dzisiejszy granice kraju są zamknięte, wjazd dla turystów jest niemożliwy. MSZ odradza podróże do prowincji Kabinda (prowincja nie ma połączenia z resztą kraju, to enklawa – działają tam uzbrojeni separatyści) i do dwóch innych prowincji na północnym wschodzie, gdzie wydobywane są diamenty – lokalne władze nie lubią jak kręcą się tam obcy. Szczęśliwie, w tych prowincjach nie ma interesujących mnie punktów. Wszędzie indziej trzeba się mieć na baczności, bo jak to po wojnie, kupa ludzi nadal ma broń i lubi jej używać do napadów rabunkowych – a biały turysta kojarzy im się z bogactwem. I moje ewentualne tłumaczenia, że Panie, ja z Polski, jakie bogactwo, nic ich nie przekonają do odpuszczenia rabunku albo i mordunku.
Angola to też wylęgarnia wszelakich chorób. Konieczne jest szczepienie przeciw żółtej febrze. Częsta jest też malaria (a nie ma na to szczepionki), wysoka jest zachorowalność na cholerę, żółtaczkę, śpiączkę, gruźlicę, polio i trąd. Na dodatek Angola jest jednym z najdroższych państw na świecie, wszystko ma chore ceny w stosunku do oferowanych warunków. Noclegi kosztują 200 dolców za noc, żarcie na 1 dzień to 50 dolców. Z tej okazji zaliczam ten kraj do kategorii very hard i zostawiam go sobie (jak zresztą większość Afryki) na koniec wyjazdu – licząc że wtedy będę już expertem survivalu i jakoś tam mimo wszystko przeżyję :D.
Obraz wysłany przez użytkownika
Angola - poziom very hard.

Na terenie Angoli mam 2 porty od odwiedzenia: Luanda i Benguela. I trzy rzeki – Kongo (na granicy z Kongo, a to znaczy że Angola to mimo wszystko najbezpieczniejsze miejsce, skąd mogę ją zobaczyć), Zambezi – ale tylko kawałek i to niezbyt ciekawy, więc tu mogę odpuscić i Okavango – ciekawą rzekę płynącą do Botswany – nie wpada do oceanu, ale rozlewa się wewnątrz Afryki, tworząc rozlewiska. Szybkie sprawdzenie poziomu bezpieczeństwa Botswany pokazuje 77/100, więc Okavango też lepiej tam będzie oglądać.

Obraz wysłany przez użytkownika
Trzy obowiązkowe odkrycia i 2 opcjonalne.
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika

Strona: 1 2 3 4 5 > »

Forum JRK's RPGs działa pod kontrolą UseBB 1