Whale's Voyage

Wydania
1993()
Ogólnie
1993, polaczenie gry rpg (zwiedzanie planet, walki), kosmicznej strzelanki oraz gry handlowej. Na Amidze ukazały się jej dwie części (także w wersji na Amigę CD32), na PC-ta zawędrowała tylko pierwsza z nich.
Widok
FPP, ruchy wieży szachowej.
Recenzje
Jackal
Autor: Jackal
12.05.2003

Jeśli uważnie obserwować scenariusze komputerowych gier role-playing, łatwo się zauważy, że w przytłaczającej większości dotyczą one czasów średniowiecznych. Oczywiście, magii ani potworów nie znajdziemy w podręcznikach historii z tego okresu, tym niemniej ubarwianie rozgrywki nie zmienia podstawy, na której opierają się crpg. Biednie wygląda więc fantazja autorów, zwłaszcza że papierowe wersje mogą poszczycić się naprawdę rewelacyjnymi pomysłami. Wydawałoby się, że stworzenie świata, który nie jest oparty o "miecze i magię" jest ponad siły zatrudnianych scenarzystów. Pewne jest, że dużo łatwiej odnieść sukces na udeptanym polu, niż w pocie czoła realizować zamysł pionierski. Wynika z tego, że krąg komputerowych graczy rpg różni się znacząco od tych siadających przy świecach i muzyce wieczorami przygarbionych postaci, rzucających kostki. Nie wiem jak Wam, ale mnie często nachodzi ochota, aby zamienić się dla odmiany w rewolwerowca lub kosmicznego awanturnika. I jak na razie zauważam, że producenci nie chcą się bawić w ryzykowanie i takich gier jest jak na lekarstwo. Dlatego pozostaje wrócić o kilka ładnych lat wstecz i dlatego dziś serwujemy jako danie główne amigową grę Whale's Voyage.

Tytułowy "Wieloryb" to statek kosmiczny, który dostajemy w swoje łapki, wraz z załogą oczywiście. Rzeczonym pojazdem będziemy mogli przemieszczać się po nieznanym układzie słonecznym, składającym się jednak z wysoko rozwiniętych przedstawicieli rodzaju ludzkiego. W związku z czym nie zabraknie nam zarówno chętnych do handlu, jak i do piracenia. Pierwsi przydadzą się do zbijania fortuny potrzebnej na wyposażenie postaci i statku, drudzy natomiast posłużą za testerów nabytych szybkostrzelnych laserów, torped jak i płaszczy ochronnych.
Co ciekawe, już na początku gra stara się oderwać od konwenansów gatunku. Postacie (sztuk cztery) tworzymy w arcyciekawym etapie kreacji, wybierając im ojca i matkę oraz określając poziom mutacji DNA, a następnie wysyłając do szkoły podstawowej i wyższej realizujemy swoje zamierzenia edukacyjne. Efektem jest wykształcony członek załogi o określonej specjalności, rasie (mutanty rulez) będącej wypadkową rodziców a także, jak się wydaje, w dużej mierze losowych współczynnikach. Nie zawsze będziemy mogli wybrać dla tworzonego bohatera każdą ze szkół - niektóre wymagają predyspozycji w postaci odpowiedniego poziomu inteligencji lub siły... Ciekawe jest przedstawienie graficzne naszej postaci, ponieważ początkowo mamy bardziej lub mniej miłego (te zębiska...) bobaska, później zaś dojrzałego przedstawiciela gatunku. Mały drobiazg a cieszy. Parametry charakteryzujące naszą postać, oprócz klasy to: siła, inteligencja, szybkość, energia mentalna, zręczność, zdrowie. Po wygenerowaniu postaci dochodzą jeszcze dwa: retoryka i ogólny poziom edukacji. Zakończenie czwartego procesu generowania członków załogi "Wieloryba" program wita opcją "enter the game". Wciskamy i .. jesteśmy.

Bardzo oszczędny ekran główny gry dzieli się na 3 części: oprócz widoku na planetę, w której pobliżu się aktualnie znajdujemy mamy 6 opcji. Dotyczą one zarządzania naszymi poczynaniami, takimi jak kupowanie i sprzedaż towarów handlowych, wyposażenia statku, planowanie wypraw, uruchamianie lądownika oraz telefon, służący do kontaktów z naszymi informatorami/ klientami. Handel odbywa się na zasadzie starej jak Elite, mamy więc określoną pulę dostępnych lub niedostępnych towarów, ich ceny i ilości oferowane. Oczywiście jak zwykle jednostkę obliczeniową jest tona (sic!), co przy obracaniu np. uzbrojeniem wywołuje uśmiech politowania. Woda też jest liczona w tonach, tak notabene. W każdym razie kwestie handlowe wzbogacają każdy rpg, o czym mam nadzieję nie muszę przypominać, a powolne wyposażanie się w sprzęt zdobyty dzięki korzystnym deal'om sprawia wielką frajdę. Na starcie niestety możemy sobie tylko popatrzeć, jako że środków finansowych mamy... zero! Wyposażyć naszego "Wieloryba" możemy w kilka dodatków, takich jak skaner ekonomiczny, dodatkowe silniki i działka, wzmocnienia siły ognia i lądownik planetarny. W podróżach przyda się na pewno paliwo, bez którego statek będzie skazany na dryfowanie do najbliższej planety (układ zawiera ich 6), co zabiera mnóstwo cennego czasu.

Po dokonaniu lądowania na planecie ekran gry ulega zmianie, pojawiają się bowiem wskaźniki życia naszej drużyny oraz mapa terenu generowana automatycznie. W trakcie penetracji powierzchni planety przygrywa nam dość dynamiczna muzyczka, którą jednak po chwili ma się ochotę wyłączyć, bynajmniej nie stanowi ona szczytowego osiągnięcia możliwości komputera.
Pierwsze nasze kroki kierujemy, jak to już było powiedziane, na planetę Castra. Dlaczego? Pomijając brak funduszy i paliwa, jest to konieczne, ponieważ tylko w ten sposób zrealizujemy misje oraz zdobędziemy informacje oraz pieniądze na rozruch. Denerwujące w tym trybie są pałętające się wszędzie postacie niezależne, których nie sposób ominąć i trzeba często czekać aż się usuną z drogi. Graficznie szału tutaj nie ma, planety to ciągi korytarzy ze ścian budynków, do nielicznych z nich można wejść. Walka odbywa się w uproszczony sposób, podobnie jest ze zdobywaniem doświadczenia i prowadzeniem rozmów z NPCami. Jednak nie przeszkadza to w odbiorze.

Prawdziwa zabawa zacznie się dopiero wraz ze zdobyciem pieniędzy wystarczających na karierę handlowca. Cieszących się już na tę myśl pragnę jednak przestrzec przed euforią. Często zdarza się w tej grze bowiem, że napadają nas podczas wypraw piraci. Wówczas przenosimy się na oddzielny ekran, gdzie toczymy walkę z ich statkami. Mały problem jeśli jest piratów jeden, dwóch. Biada nam jednak przy większej ich ilości. Nec Hercules contra plures, jak mawiali starożytni. Walka statków przypomina trochę tę z Master of Orion 2. Wymiana ciosów kończy się przeważnie uszkodzeniem naszego pojazdu (a mechanicy już zacierają łapki na kaskę). Z drugiej strony walki te dodają smaczku "Whale's Voyage". Mamy więc jak gdyby dwie gry w jednej, z tym że opanować trzeba obydwie aby skończyć przygodę z pozytywnym skutkiem. W trakcie wyprawy zadrzemy bowiem z wieloma ważnymi i mocnymi przeciwnikami, będziemy rozwiązywać zagadki wymagające rozwiniętej i zgranej drużyny oraz doskonałego wyposażenia. Bez środków finansowych nie wyposażymy naszych podopiecznych w śmiercionośne zabawki, a każdy cienki jak barszcz żołnierzyk będzie przeszkodą nie do przejścia. Tym niemniej, po opanowaniu zasad gra się przyjemnie, odczuwa chęć brnięcia dalej, mimo niezbyt czytelnego systemu sterowania, niewyważonych przeciwników oraz monotonnej miejscami grafiki. Kosmos wciąga jak gąbka, czego i Wam życzę.

P.S. I nie zapomnijcie o granatach, koniecznie granaty :)

Grafika - 4/10
Muzyka - 3/10
System walki - 4/10 (jeden punkt za walkę w kosmosie)
System ekwipunku - 3/10 (bardzo słaby jeśli chodzi o postacie, jeden punkt za "Wieloryba")
Łatwość obsługi - 5/10
Miodność - 5/10

Tomasz 'Jackal' Jędrusiak


Obrazki z gry:

Dodane: 13.05.2003, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?