Dungeons & Dragons: Daggerdale

Wydania
2011( Steam)
2011( Steam)
2011( Steam)
2011( Steam)
2011( Steam)
Ogólnie
Action rpg w systemie Dungeons & Dragons. Mimo że gra nastawiona jest głównie na akcję, to znajdzie się bardzo dużo elementów erpegowych - ze współczynnikami, levelami, skillami i owspółczynnikowanym ekwipunkiem.
Widok
TPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Enialis
Autor: Enialis
11.05.2021

Jakiś czas temu rozmyślałem sobie na temat gier opartych o różne edycje systemu Dungeons & Dragons i dotarło do mnie, że strasznie mało działo się w czasach panowania czwartej wersji tego nobliwego RPG. No bo co wyszło? Neverwinter (MMO) oraz hmm… niejakie Daggerdale? Dlaczego nic o tym drugim do tej pory nie słyszałem? No cóż, czas chyba nadrobić zaległości i przekonać się dlaczego ten tytuł został strącony w tak głębokie czeluści zapomnienia.

Zacznijmy może od fabuły, bo już ona zdradza główny problem tej produkcji. Zły Rezlus, jeden z Zhentarimów (taki związek największych mend Faerunu i dyżurnych złoczyńców) w tajemnicy przed wszystkimi wybudował na środku tytułowej Doliny Sztyletu wielką sekretnie złą wieżę i ma niecne plany wobec reszty świata. Owa reszta świata, a dokładnie jedna elfka w cosplayu Galadrieli, stwierdziła, że coś z tym wypadałoby zrobić, w związku z czym nakazała czwórce bohaterów aby ją w tym wyręczyła. W końcu oni też pomieszkują sobie w Dolinie, więc pewnie chętnie pójdą wytłumaczyć Rezlusowi, że jego wieża nie wpisuje się w lokalny plan zabudowy.

Może trochę wzbogaciłem ten opis o drobne złośliwości, ale nie żartuję, tak właśnie zawiązana zostaje fabuła. Jest tak sztampowa, że gdyby jeszcze owo wprowadzenie zaczynało się od słów „siedzicie sobie w karczmie…”, to z miejsca uznałbym tę opowieść za pastisz gatunku, celną satyrę i w ogóle miałbym dużo większy szacunek do tej produkcji i jej twórców. Niestety, szczerze wątpię, by ta nędza i banalność fabularnych założeń była zamierzonym komentarzem twórców, to po prostu denna, miałka, pozbawiona ikry opowiastka na odczepkę. Historia beznadziejnie się zaczyna, prowadzona jest w tym samym, pozbawionym polotu stylu i kończy się, a niech mnie Bane, zarzucę spoilerem, nudnym pokonaniem Rezlusa, hura. Nie muszę chyba dodawać, że żadna inna postać nie zapadła mi w pamięć, sam główny złol także jest antagonistą tak bezpłciowym, iż chyba rozmnażać się może tylko przez pączkowanie.

Od strony rozgrywki jest niewiele lepiej. Gra jest po prostu siekanko-rąbanką z widokiem zza pleców bohatera, w centrum gameplayu stoi chodzenie po klaustrofobicznych korytarzach i zabijanie potworków, zbieranie lepszego wyposażenia i od czasu do czasu podnoszenie statystyk kierowanej postaci. Do wyboru mamy czterech gierojów: człowiek wojownik, elfia łotrzyca, niziołek czarodziej i krasnoludzki kapłan. Nie ma żadnych opcji dostosowania wyglądu postaci, poza wyposażeniem, na początkowe statystyki też nie mamy wpływu, co jednak nie jest problemem, bo wybrawszy profesjo-rasę i tak dostajemy optymalnie dopasowany zestaw atrybutów. Co zdobyty poziom doświadczenia można wykupić lub ulepszyć jakąś z mocy (np. boskie dupnięcie, albo kulę ognia), co drugi zaś możemy podnieść trochę statystyki i wykupić atut. Niewiele jest tu do obmyślenia, ale system jest wystarczający jak na prostą nawalankę i widać w nim ślady D&D, chociaż moce są naturalnie oparte na cooldownach. Prawdę mówiąc, ciężko mi opisywać mechanizmy związane z rozgrywką, bo jeśli kiedykolwiek widziałeś, Drogi Czytelniku, jakiegoś erpega akcji rodem z konsol, to wiesz, czego się spodziewać, Daggerdale to po prostu taki trochę Fable, ale z dodatkowym chromosomem i narzutą marki Dungeons & Dragons.

Wspomniałem o konsolowym rodowodzie i niestety, ta gra cierpi na dolegliwości z tym związane. Przede wszystkim sterowanie – kiedy używając klawiatury każę mojemu ludkowi się ruszyć, to także kamera próbuje leniwie podążyć w tym kierunku, przez co muszę się z nią siłować myszką, żeby dalej wskazywała tam, gdzie ja chcę by patrzyła. Naturalnie także zbyt wielu eliksirów czy ataków nie mogę mieć aktywnych, bo przecież pad tylu przycisków nie ma. Zamiast normalnych zapisów gry mamy tak naprawdę checkpointy, działające między misjami (można mieć tylko jedną misję aktywną naraz). Przeglądanie ekwipunku, nawet z niewielką liczbą przedmiotów jest uciążliwe, bo zamiast zwyczajowego tetrisa mamy prostacką listę. To wszystko nie są może wielkie rzeczy na papierze, ale każda uciążliwość związana ze sterowaniem i interfejsem jest zawsze dużo bardziej męcząca i dyskwalifikująca niż nawet najgorsze bugi rodem z dzieł Bethesdy.

Skoro już mowa o błędach, to tych jest sporo, chociaż Bogiem a prawdą nie napotkałem takich uniemożliwiających rozgrywkę, żadnego wyrzucania do pulpitu, żadnych popsutych zadań. Więcej jest takich, które budzą uśmiech politowania na twarzy, czyli brakujące albo zepsute tekstury, przenikanie postaci przez obiekty, blokowanie się na niewidzialnych przeszkodach, zapadanie wrogów w podłogę, problemy z odpaleniem niektórych skryptów, takie rzeczy. W ogóle, to potworności kierowane przez sztuczną inteligencję rzadko mają z nią cokolwiek wspólnego, potrafią wdrapać się na beczkę, by później utknąć w animacji spadania z niej, gubią się, gdy muszą znaleźć ciut bardziej skomplikowaną ścieżkę do postaci gracza, w zasadzie gdyby nie to, że materializują się pięć metrów od kamery, to w ogóle nie stanowiłyby żadnego wyzwania.

Chociaż i tak, jak mawiał pewien mistrz sztuk walki, „lepiej unikać niepotrzebnych walek", bowiem mimo liniowości rozgrywki oraz map składających się z trzech korytarzy na krzyż twórcy z Bedlam Games uznali, że skalowanie poziomu potworów, by zawsze dorównywały poziomem graczowi to wyśmienity pomysł. Genialne! Oznacza to, że rozwijanie postaci przynosi zerową satysfakcję, bo i tak przeciwnicy zawsze będą tak dopasowani do nas współczynnikami, że nie sposób zauważyć różnicy w sile. Rozumiem coś takiego w Oblivionie, gdzie gracz ma pełną swobodę i może pójść gdzie chce, więc trzeba było się zabezpieczyć, żeby przypadkiem biedny grający nie nudził się, jak odwiedzi wieś spokojną, wieś wesołą na 20-poziomie, ale tutaj?

Mógłbym jeszcze dłużej wymieniać różne głupotki, które dręczą ten tytuł, może nawet pochwalić parę drobnostek, ale chyba nie ma po temu potrzeby. Gra jest ciężkostrawnym tytułem z niższej półki, ot i cała diagnoza. Zastanowiło mnie jednak, co dokładnie jest z tym tytułem nie tak? Nie jest w końcu tak popsuty, żeby przez to odbierał radość z gry, jak przed laty tytuły Troiki. Fakt, fabuła jest zbędna, ale nie wybija się aż tak negatywnie na tle innych historyjek ze świata gierek (khykhydiablodwakhykhy ). Mechanika rozgrywki nie jest w żadnym punkcie natchniona, lecz jest wystarczająco kompetentna, by móc wyciągnąć z niej kilka godzin marnej, bo marnej, ale rozrywki. A jednak bardziej poleciłbym gry, które mnie nawet wynudziły czy sfrustrowały, niż Daggerdale. No bo, o ile nie musisz napisać recenzji dla krwawego dyktatora dobrotliwego włodarza prestiżowej strony o grach RPG, to nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek chciałby w to zagrać, w czasach, gdy tyle lepszych, ciekawszych, oryginalniejszych produkcji jest dostępnych od ręki i nierzadko za uczciwą cenę zero złociszy.

Często słyszymy historie o tym, jak twórcy gry mieli rozbuchane fantazje, porwali się na projekt, który przerasta ich możliwości, lub w ogóle zawsze był nieosiągalną, ale piękną wizją, łapiącą graczy za serce. Tu jednak mamy do czynienia z przypadkiem odwrotnym – całkowitym brakiem ambicji. To jak projekt na studia, program naśladujący inny, udowadniający że student potrafi coś takiego stworzyć, ale bez żadnej cechy, która sprawiłaby, że byłby wart uwagi poza kontekstem laborek. Dlatego jestem zmuszony wystawić temu uczniakowi lufę na plusie, z dopiskiem „zagrać można, tylko po co?”.

Moja ocena: 1.5/5

PS Jednak nie wytrzymam, muszę z siebie wyrzucić jeszcze jedną rzecz. Ponieważ Daggerdale cierpi na konsolozę (coś jak rzeżączka, ale przenoszone drogą multiplatformową), to finałowa walka kończy się sekwencją Quick Time Event, która odebrała mi całkowicie jakąkolwiek satysfakcję z ukończenia tej nieszczęsnej gierki. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, by coś takiego zaimplementować? Jaki pomylony apostata postanowił na finiszu temu ćwierćstrzałowcowi jeszcze wstrzyknąć tężca QTE?!


Obrazki z gry:


/obrazki dostarczył Enialis/

Dodane: 12.06.2011, zmiany: 11.05.2021


Komentarze:

Trochę tak, ale przy Cieniu Mordoru musiało to być dość bezbolesne, bo nie zapadło mi w pamięć. Chociaż może też dlatego, że CM był poza tym świetną grą, a Daggerdale... nie bardzo.


[Enialis @ 11.05.2021, 20:51]

Coś jak w Cieniu Mordoru na koniec?


[Pavlus @ 11.05.2021, 19:42]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?