End of Twilight (PC)

End of Twilight

End of Twilight: Zaginiona Tarcza Wikinga (PL)
Wydania
2001()
2001()
Ogólnie
Stary cRPG w 3D. Wszystko, nawet chodzenie przebiega w turach. Wymaga duuużo cierpliwości. Coś dla siebie znajdą tu też miłośnicy zagadek logicznych.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Enialis
Autor: Enialis
20.12.2010
Od czasu do czasu nachodzi mnie na sentymentalne wspominki. W takich chwilach wyjmuję stare pudełko, wzdycham ciężko i zabieram się do grania ciesząc się zarówno z gry jak i z przemyśleń typu "z tym bossem miałem problem", "kiedyś to były gry"... Przy czym zazwyczaj się nie "parzę" tymi starociami, bo już mentalnie jestem przygotowany na ten poziom trudności i archaiczne rozwiązania. Czasami jednak odzywa się we mnie stara, znajoma i wcale nie wspominkowa irytacja. Ten ostatni przypadek miałem właśnie z End of Twilight.

End of Twilight Zaginiona Tarcza Wikinga (bo tak brzmi polski tytuł) to stary turowy erpeg ze średniej półki. Berbeciem będąc wypatrzyłem to pudełko wśród innych supermarketowych promocji i namówiłem rodziców by mi je kupili. Zachęciła mnie okładka, mówiąca o niezwykłych przygodach i wspaniałej fabule. W to ostatnie jednak nie wierzcie. Przez całą grę towarzyszyć wam będą pytania typu "co, gdzie, jak i kiedy?". Najwięcej wyjaśnień daje nam wprowadzenie czytane przez lektora. Rzecz dzieje się po Ragnaroku, ostatecznym starciu bogów. Skończyło się to zniszczeniem świętej ziemi- Asgardu oraz odejściem bogów do zaświatów. Po Asgardzie zostało kilka unoszących się nad ziemią wysp, na których to toczy się akcja. Z bogów natomiast dwóm nie spodobały się zaświaty: Odynowi i Fenrisowi. Oczywiście głównym celem (i tu chyba za wiele nie zdradzę) będzie pokonanie Fenrisa. Na początku jednak poznajemy wikinga Eryka, który zgubił swoją tarczę. Wyruszając w jej poszukiwaniu dobiera sobie do pomocy dwóch kompanów (Aksa i Bersa) i w końcu spotyka Odyna i Fenrisa. Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć co było dalej. Dlaczego tak wiele zdradzam? Bo postacie porozumiewają się jeśli chodzi o fabułę zdawkowymi zdaniami, czasem zupełnie niemającymi się do rzeczy. Czasem rzucą żartem, ale ogólnie gadanie nie jest ich mocną stroną.

Dość jednak o fabule, która jest jedynie tłem dla poszczególnych misji. W grze sterujemy drużyną przyjaciół, z których każdy ma pewne współczynniki przypisane na stałe: siła, życie, prędkość i pancerz. Generalnie nie mamy wpływu na rozwój postaci, jednak co ileś misji znajdujemy nowy ekwipunek lub ulepszenie, które zwiększa statystyki. Postaci mają dwa rodzaje ataku: jeden za jeden punkt walki, a drugi za dwa (w jednej turze można mieć max 2). Dotąd wydaje się to standardem w turówkach. Teraz jednak dochodzą jeszcze żywioły. Są trzy: ogień, woda i bagno. Kiedy nasz heros postoi turę w wodzie, to jego atak jest wspomożony przez żywioł wody, co pomaga w efektowniejszym zabijaniu np. pająków. Kiedy jednak postoisz już dwie tury pod rząd, nie wykonując ataku, to zostaniesz zamrożony. Wciąż masz wodny atak, ale możesz się poruszać tylko o jedno pole. Podobnie jest z innymi żywiołami. Ich umiejętne wykorzystanie jest w większości misji wymagane do jej ukończenia (np. aby zniszczyć gniazdo pająków, należy "zaatakować wodą" drzewo na którym ono jest, by przejść drugą misję). Nie tylko my mamy dostęp do żywiołów: każdy nasz przeciwnik może nas potraktować w ten sposób wspomożonym ciosem.

Gra oferuje 16 misji na dość niewielkich planszach. Wygląda to na niewiele i w gruncie rzeczy byłaby to gra na dwa wieczory. Byłaby, gdyby nie to że na każdej planszy trzeba znaleźć akurat odpowiedni sposób na jej przejście. Czasem najlepszym wyjściem jest wybicie wszystkich wrogów, czasem brnięcie "byle do mety". Odkryć też trzeba jak tego dokonać, gdy akurat stoi gdzieś przeciwnik, którego nie da się dosięgnąć, a który cały czas ostrzeliwuje akurat najsłabszego bohatera. Algorytmy są niezwykle szczwane i wrogowie potrafią nieraz zniszczyć nasz misterny plan. Wielokrotne zaczynanie misji od nowa i brak możliwości zapisu sprawiły, że przy pierwszych i ostatnich misjach zgrzytałem zębami i miałem ochotę dorwać twórców gry w swoje ręce i kazać im obejrzeć wszystkie odcinki Mody na Sukces. Jeśli ktoś nie zachowuje stoickiego spokoju w przypadku kilkudziesięciu nieudanych prób pokonania jednej przeszkody, to nie ma co nawet się zbliżać do tej gry. Wróg wykorzysta każdy nasz zły ruch, więc metodą wielu prób i błędów należy opracować "idealną ścieżkę", po której przejdziemy. Oczywiście trochę przesadzam, możliwości na dojście do celu i/lub anihilację wrogów jest zazwyczaj wiele, jednak dojście do pierwszej lepszej na początku stanowi drogę przez mękę. Najciekawsze jest to, że "w środku" gra się najlepiej. Pierwsze misje są ciężkie z powodu naszej zieloności oraz słabości naszych herosów, a ostatnia z powodu niemal wszechmocności bossa (to jednak można wybaczyć, ponieważ walka z głównym złym powinna stanowić pewne wyzwanie). W te pośrodku gra się jednak o wiele przyjemniej. A satysfakcja wciąż duża.

Oprawa graficzna jest stara, jednakże dzięki "bajkowości" stylu graficznego nie kłuło to w oczy. Wybaczając trochę kanciastość obiektów, można uznać, że grafika jest niezła. Muzyka pasuje do poziomów i dobrze sprawdza się w czasie gry, nie kojarzę jednak żadnego motywu z soundtracku. Jest to raczej tło niż wartość sama w sobie, ale czy komuś to przeszkadza? Głosy są dobrane dosyć dobrze i nie wiedzieć czemu podobały mi się bardziej od oryginalnych. Może dlatego, że lektorzy angielscy nie przejawiali zdolności do jakichkolwiek uczuć?

Podsumowując: End of Twilight to dobra gra, która potrafi napsuć krwi, ale której warto dać szansę. W większości przypadków jednak sfrustruje gracza nim ten się rozkręci i połapie cały system. Brak jakiegokolwiek wprowadzenia w rozgrywkę wcale nie pomaga. Ale zachęcam tych którzy znajdą w sobie dość cierpliwości i samozaparcia do gry. Ja w każdym razie tę grę przeszedłem! I dzięki Odynowi, już po wszystkim...

Moja ocena: 3/5

Obrazki z gry:

Dodane: 20.12.2010, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?