Ishar 2: Messengers of Doom (PC)

Ishar 2: Messengers of Doom

Wydania
1993()
1993()
Ogólnie
Klasyka produkcji francuskiej. Nieco łatwiejsza od poprzedniczki, ale nadal bardzo wysoko zawieszona poprzeczka trudności.
Widok
FPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
grisnir
Autor: grisnir
18.09.2010
Udobruchany pokornym błaganiem JRK'a, który ze łzami w oczach padł przede mną na kolana i jął zaklinać, czegoż to dla mnie nie zrobi za jedną, małą, niepozorną reckę, postanowiłem oto przemóc wewnętrzny pisarski marazm, który trzymał mnie mocno ostatnimi dniami, i pokrzepić nieboraka jakim sprawozdaniem, przekraczając tym samym dzienny limit dobrych uczynków (obrałem już dziś kartofle do zupy). Idzie tedy na tapetę druga odsłona Ishar, o cokolwiek enigmatycznym tytule - Messengers of Doom.

W krótkim intrze informuje nas duch naszego dawnego znajomego z Arborei, alchemika Jona, iż wielkie niebezpieczeństwo ponownie grozi jej dzikim lasom i miłującym pokój mieszkańcom, i sam Ishar, tytułowa twierdza znana nam z pierwszej części trylogii, w której to spuściliśmy tęgi łomot ówczesnemu jej władcy, Kroghowi, sam Ishar wręcz, powiada, jest zagrożony. Władca fortecy, Zubaran, wyrusza zatem w podróż, starając się rozwikłać ową zagadkę i przywrócić Arboreę do jej pierwotnej harmonii i owego porządku, gdzie elfy, ludzie i ewoki żyły ze sobą w zgodzie i miłości, a Adam z Ewą spacerowali po zielonych kobiercach rajskiego ogrodu, niepomni frasunków tej ziemi...

Eeeee, zaraz, zaraz, co ja gadam, przecież to nie ta bajka!!

Tak więc przejmujemy rolę Zubarana i lądujemy pośrodku niczego, wśród bagien, lasów i trójki rzezimieszków, którzy właśnie skatowali bogu ducha winną dziewkę... Od razu po rozpoczęciu gry rzuca się w oczy nieco inny klimat niż w przypadku części pierwszej: bardziej tajemniczy, mglisty, niepokojący. Tak jak w jedynce można było oczekiwać, iż lada moment wyskoczy zza winkla hobbit z fujarką i kapeluszem albo brodaty leprechaun z workiem złota, tak tutaj raczej się nastawiamy na spotkanie wrażej mordy orka wymachującego okrwawionym toporem. Świat Ishar się zmienił, miejsce uroczej bajki zajęła teraz dzika kraina fantasy rodem z opowiadań Howarda.
Także i topografia Arborei, a i co za tym idzie, kierunek naszych podróży, uległy istotnym zmianom. Nie podążamy już liniowo na wschód, wśród pięknego lecz repetytywnego krajobrazu, zamiast tego operujemy między kilkoma wyspami, każda o własnej specyfice, wyglądzie, atmosferze. Jest więc wioska zawieszona wśród drzew, są strome, pokryte śniegiem szczyty, jest cywilizacja w postaci wcale niemałego miasta, etc. Na brak różnorodności nie można narzekać.

Pomiędzy wyspami poruszamy się, jak można się domyślić, łodzią. Na początku gry nie mamy jednak ani łodzi, ani pozostałych map (poza mapą wyspy na której zaczynamy). W krótkim czasie się to na szczęście zmienia, i dość szybko możemy w swobodny sposób eksplorować znaczną część Arborei. Jest i tu jednak pewna liniowość, gdyż nie dostaniemy kolejnej mapy li tylko za ładne oczy, ale trzeba faktycznie coś w tym kierunku zrobić, i jest to kierunek liniowy (tak to chyba zwykle bywa z kierunkami?). Na poszczególne wyspy będziemy tym niemniej niejednokrotnie wracać.

Narracja fabularna raczej nie należy do najmocniejszych stron gry, dodatkowo informacje jakie otrzymujemy w jej trakcie są szczątkowe i pojawiają się rzadko. Nieraz siedzimy z ręką w nocniku i zastanawiamy się co dalej. W przypadku niektórych gier ma to, co prawda, pozytywny wydźwięk, tutaj jednak może raczej znużyć i osłabić motywację do parcia naprzód. Choć pewnie to ja jestem po prostu starym ramolem, zmęczonym życiem i przesyconym nadmiarem erpegów. Pojawia się w Ishar II także, podobnie jak w poprzedniczce, trochę elementów logiczno - przygodowych: tu potrzebujemy odpowiedniego stroju, tam odpowiedniej mikstury żeby odczarować urok, jeszcze gdzie indziej musimy stawić się na właściwym miejscu o tej a tej godzinie. Z reguły mają te momenty logiczną podbudówkę, choć niekoniecznie zawsze (do końca życia będę pamiętał, iż zamknięte drzwi najłatwiej otworzyć papugą). Dodaje to specyficznego smaku grze, powiewu przygody, realnego życia, choć też czasem może doprowadzić do wspomnianego zastoju i nutki frustracji.

Jest też interakcja pomiędzy członkami naszej załogi, podobnie jak w jedynce. Skutkiem tego mogą zaistnieć różne napięcia i ciążenia o niedającym się przewidzieć finale. Ja ze swoją drużyną nie miałem większego problemu, wszyscy się po równo nienawidzili, tak więc jak trzeba było kogoś np. zwolnić obywało się bez scysji. Ale wiecie, drużyna drużynie nierówna. Podobnie też jak w jedynce mamy wiele klas do wyboru jeśli chodzi o rekrutację, bohaterów wynajmujemy w knajpach, jest ich dużo i graficznie są bardzo rozpoznawalni (chwała twórcom gry za to). Ba, większość z nich pojawiła się już w poprzedniczce!

Gdy już skompletujemy zespół musimy naturalnie troszczyć się o jego interakcję ze światem i dobre samopoczucie - i tak np. zaopatrzyć wszystkich w futra i liny gdy wybieramy się w ośnieżone góry, że o prowiancie nie wspomnę. Miło.

No dobra, co dalej? W mieście mamy sposobność odwiedzić wiele sklepów i instytucji. Jest świątynia, jest bank, biblioteka, więzienie, są rozliczne knajpy, sklepy z orężem, ze zbroją, z wywarami alchemicznymi, etc. Ogólnie jest git, różnorodność cieszy serce.

Cieszy też oko, gdyż grafika, jak już wspomniałem, nadaje grze świetny klimat. Jest śliczna i nastrojowa, mimo, iż Ishar II powstał 16 lat temu. Jest też poza tym kilka przyjemnych motywów muzycznych, które przygrywają nam w ciągu całej gry. Nic takiego niby, ale posłuchać można. Brakuje jednak trochę odgłosów dźwiękowych: kroków w podziemiach, szumu wiatru, śpiewu ptaków. No, takie życie.

Parę słów na temat walki i systemu czarów - obydwa elementy zostały rozwinięte in plus w porównaniu z pierwszą częścią serii. Nie musimy się już tak gimnastykować gdy widzimy tą czy inną mordę do obicia przed sobą, ikony mieczy czy toporów czy też innych pukawek jakie mamy w ręce - są tuż przy sobie, jedna obok drugiej. Też i czary są tym razem automatycznie zapamiętywane przez naszych podopiecznych w miarę ich rozwoju, co oznacza, że wyniszczające stawki z jedynki nie będą już nam psuły krwi w żyłach. Są też szczęśliwie dość różnorodne. Co do rozwoju - podobnie jak w poprzedniczce sprowadza się on do powiększania puli punktów życia, więc ciężko tu mówić o jakiejś rozwojowej rewelacji, pozostałe cechy (siła, inteligencja, etc.) i zdolności (posługiwanie się bronią 1-o i 2-u ręczną, percepcja, etc.) nie zmieniają się o jotę w trakcie gry. Nie ma natomiast ograniczeń rozwojowych (przynajmniej ja onych nie zaobserwowałem), można się tłuc, i tłuc, i tłuc - z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i punktami doświadczenia napływającymi na nasze konto.

Za zapisywanie gry nie płacimy ani grosza, skoro już jesteśmy przy finansach. Trochę szkoda, wydaje mi się, że gra nieco utraciła przez to na napięciu.

Na zakończenie wspomnę jeszcze, iż Ishar 2, mimo pewnych ram, daje dość duże pole do popisu jeśli chodzi o wolność naszej drużyny i drogi do wyboru. Jest to ciekawe, bądź co bądź innowacyjne w tamtych leciwych latach rozwiązanie, choć może jednocześnie w ekstremalnym wypadku doprowadzić do dość nieoczekiwanego rezultatu, gdy ni w pięć, ni w dziesięć okazuje się raptem, że właśnie zabiliśmy głównego złego (nota bene mógłby być bardziej wymagający) i ukończyli grę - mimo, iż coś, co wydawało się koniecznym do happy endu, toczącym się przez całą grę questem nie zostało wypełnione. Mam więc do tego dość ambiwalentny stosunek, prawdę mówiąc.

Summa summarum daję grze 4+. Jest ona oczywiście znacznie bardziej wyrafinowana - i dłuższa - niż poprzedniczka, i to na wielu płaszczyznach. W pewnym stopniu jednak jej chyba odrobinkę ustępuje, i to w bardzo istotnym zakresie, bodaj najistotniejszym - grywalności. Nie bardzo jednak, i tak czy inaczej gra się przyjemnie; czasem jeno trzeba mieć ciut cierpliwości - lub też wulgarnie i bez żenady sięgnąć po opis.

Obrazki z gry:

Dodane: 09.06.2002, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?