Kurenai no Namida (JAP) (PC)

Kurenai no Namida (JAP)

Crimson Tear
Wydania
1999()
Ogólnie
Chyba pierwsza gra ze Studio Ego. Debiut jak najbardziej udany - w środku dostajemy to, za co ich tak lubimy - mieszankę erpege, klikanki i bardzo ładnej hentajowej kreski.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
JRK
Autor: JRK
07.05.2007
Bardzo lubię pisać recenzje hentajowych erpegów. Po pierwsze wiąże się to z tym, że muszę w taką grę najpierw pograć, po drugie patrz po pierwsze ;-), a po trzecie i chyba najważniejsze - gry te zwykle są po japońsku, mało kto w nie u nas grał, a jeszcze mniej osób cokolwiek z nich zrozumiało (nie wyłączając mnie żeby nie było wątpliwości) - a to oznacza, że mogę kłamać, oszukiwać i bajerować bez żadnych ograniczeń :P I po tym radosnym wstępie przejdźmy do części właściwej prezentacji.

O mojej miłości do firmy Studio Ego przyszłe pokolenia biografów napiszą kiedyś całe tomy, dziś niech wystarczy wam informacja, że jest to moja ulubiona japońska grupa developerska. Wszystkie (no dobra, większość, bo zdarzają się im jednak i ostrzejsze kawałki) ich gry to wyważone, spokojne i ślicznie narysowane gry, w których część erpegowa nie jest bynajmniej tylko dodatkiem, ale pełnoprawnym elementem rozgrywki. Jeśli mnie moje źródła nie oszukują, opisywany dziś tytuł, czyli Kurenai no Namida (czyli mniej więcej Crimson Tear, a w języku jeszcze nam bliższym Karmazynowa Łza), jest ich pierwszą, debiutancką pozycją. I od razu dodam, że był to debiut bardzo udany, który otworzył im drzwi do wielkiej międzynarodowej kariery. System zastosowany w grze znalazł później zastosowanie w dziesiątkach innych podobnych tytułów. Mamy więc podział na część klikankową (przez Japończyków zwaną przygodówkową) i erpegową.

W grze los rzuca nas do fantastycznego królestwa, gdzie wcielamy się w rolę młodziaka rozpoczynającego karierę najemnika. Praca jest to o tyle przyjemna, że do pomocy dostajemy kilka pięknych dziewcząt (kolejne dołączają w miarę rozwoju fabuły, aż do liczby 5 albo 6 <ach ta moja pamięć> pełnej liczby członków drużyny. Grę zaczynamy w miasteczku, gdzie oczywiście rozgrywa się klikankowa część zabawy. Polega ona na wybraniu miejsca do odwiedzenia o danej porze dnia, a doba podzielona jest na bodajże 6 (bilobil jak nic by mi się przydał) fragmentów. Łazimy więc sobie po mieście, starając się uganiać za dziewczynami i nachapać się jak najwięcej hentajowych przerywników, aż nam się to znudzi. Za pierwszym podejściem, zanim udało mi się wybrać na erpegową misję spędziłem na takim łażeniu chyba cały miesiąc! W miasteczku możemy też odwiedzić gildię, w której wybieramy sobie zadanie erpegowe (zawsze jest ich kilka, część obowiązkowa, część do nabijania expa), sklep z ekwipunkiem i przedmiotami oraz noclegownia, gdzie za dodatkową opłatą możemy grę zasejwować . Z usług sklepu nie skorzystałem ani razu :)

Kiedy już wybierzemy misję erpegową, możemy opuścić miasteczko. Niestety, nie ma swobodnego łażenia po świecie, gra automatycznie wysyła nas w miejsce przeznaczenia, ewentualnie zatrzymując się po drodze na losowe potyczki albo klikankowe przerywniki (czyli pogadanki między członkami drużyny albo spotkanymi NPCami). Gdy docieramy na miejsce czeka nas walka, ewentualnie klikanka i walka. I tyle. Z jednej strony trochę ubogo, z drugiej strony - dla osoby bez znajomości japońskiego prawdziwe wybawienie - nie musimy się głowić, jakie zadanie dostaliśmy i gdzie mamy pójść aby pchnąć akcję do przodu - gra robi to za nas.

A jak prezentują się walki? Jak w wielu późniejszych grach Ego są to turówki - nasi hirołsi stają naprzeciw grupki przeciwników i wymieniają się ciosami, aż wszyscy wrogowie nie zginą marnie. W tej grze praktycznie nie można przegrać - jest naprawdę niesamowicie łatwa, przez co nie odczujemy stresu ani frustracji, tylko będziemy się mogli skupić na wrażeniach estetycznych ;-) Postacie opisane są całą masą współczynników, ale co z tego, skoro i tak ni w ząb nie można ich rozgryźć - i zresztą w związku z niskim poziomem trudności nie trzeba tego robić, można autolevelować i nie martwić się właściwym rozdziałem punktów po awansie na poziom. Nie udało mi się też zdobyć żadnych nowych czarów, ale szczerze to się nawet nie starałem - wystarczyły mi te z którymi moje postacie zaczynały rozgrywkę.

Czas wreszcie przejść do konkretów, czyli omówienia części estetyczno - hentajowej gry. Jeśli widzieliście jedną grę Studio Ego, wiecie dokładnie czego się spodziewać - śliczne mordki postaci, fajne rysunki przerywnikowe, w miarę grzeczne, bez macek, krwi i innych tego typu "przyjemności". I jak to u nich często bywa, na obrazki mniej grzeczne trzeba sobie zasłużyć - takie naprawdę konkretne pojawiają się dopiero na zakończenie gry, gdy ostatecznie wybieramy jedną z dziewczyn z drużyny (a jej zgoda uzależniona jest zapewne od toczonych w częściach klikankowych rozmów, spotkań w miasteczku i czort wie jeszcze czego). Pozostałe obrazki oglądane przez grę można śmiało zaliczyć do kategorii ecchi i w zasadzie mógłbym je nawet zamieścić pod recenzją (ale tego złośliwie nie zrobię, a co ;-). Grafika jest też mocną stroną podczas walk - przeciwnicy są radośni, kolorowi, bardzo ładnie i z detalami narysowani - aż chce się grać.

Podsumowując - debiut wypadł im naprawdę rewelacyjnie i mimo że gra nie jest długa (jedno popołudnie i po sprawie, gdyż nie czytamy dialogów, tylko radośnie klikamy), to daje sporo frajdy. Mogę z czystym sercem wystawić jej 4/5. I jeszcze taka drobna podpowiedź - zaciąć się można w dwóch miejscach - raz nie dostaniemy w gildii nowych questów jeśli nie oblecimy całego miasta, a raz jeśli nie pójdziemy się przespać do gospody - wyposażeni w tą wiedzę ukończycie tą przyjemną gierkę bez problemów!

Moja ocena: 4/5


Obrazki z gry:

Dodane: 08.11.2002, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?