X-Men Legends II: Rise of Apocalypse

Wydania
2005()
2006()
Ogólnie
Po raz pierwszy mutanci Marvela goszczą na blaszakach (a przynajmniej w rpg). Gra fanom (vide recka u dołu) się podoba, pozostaje więc mieć nadzieję, że zobaczymy jakiś ciąg dalszy ;-)
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Yoghurt
Autor: Yoghurt
12.11.2005
Zaznaczę już na wstępie- jestem komiksowym frikiem. Na tyle porąbanym na punkcie historyjek obrazkowych, że czasami przeliczam wartości i waluty na ilość trejdów i HaCeków (wybaczcie specyficzną terminologię). Ot, np. moją szanowną matkę mógłbym przehandlować za jakieś cztery porządne, grubiutkie i pachnące jeszcze drukarnią HardCovery Bendisa... eee... naprawdę to powiedziałem? Na głos? Cholera... No, w każdym razie wiecie o co chodzi. Dlatego też moja recenzja może być nieco stronnicza i bałwochwalcza, za co z góry przepraszam. Nic nie poradzę na to, że za trzy rzeczy na świecie (komiksy, fallouta i nachos) sprzedałbym własne nerki i wątrobę...

Jeszcze w temacie komiksów... Ktoś nie słyszał o X-Menach, choćby pobieżnie? Rączki w górę, no, już... Ci co się przyznali, mogą iść i odpokutować w domu, leżenie krzyżem przez tydzień i dobrowolna głodówka chyba wystarczy. Reszta zaś niech zostanie i słucha... Komiksowe uniwersum Mutantów jest chyba jednym z najbardziej nośnych i rozbudowanych nie tyle w dziejach komiksu, co w ogóle w historii popkultury. Ilości serii pobocznych, spin-offów, alternatywnych wersji nikt nie zliczy, a galeria bohaterów liczy sobie ze 100 postaci... pierwszoplanowych, bo o tych z dalszej części sceny nie wspomnę nawet - mój umysł nie ogarnia takich liczb. Tak czy siak, jak we wszystkim, X-Pozytywni goszczą w domach (szczególnie amerykańskich) od jakichś 40 lat i wszystko wskazuje na to, że jeszcze się nie znudzili. A dzięki nowym osiągnięciom myśli technicznej rozszerzają swe panowanie poza karty komiksów. W tym także na konsole i komputery osobiste.

Pierwszej odsłony X-Men Legends komputerowcy nie mieli okazji poznać, gdyż nacieszyć się nią mogli jedynie posiadacze Plejów2 i X-Pudełek. Za drugim razem, na szczęście, programiści postanowili się zlitować nad biednymi blaszakowcami i nie dość, że raczyli wpuścić Mutantów na twarde dyski, to jeszcze w dopalonej i usprawnionej wersji i do tego z przystępnym, ludzkim interfejsem, niewymagającym zakupu gamepada. Chwała, Sława!

Ale czy jest się czym cieszyć? Nie samym sterowaniem erpegowiec żyje (choć trzeba przyznać, że przemyślane międzymordzie uprzyjemnia rozgrywkę), a zwraca bardziej uwagę na dwa czynniki- fabułę i rozwój postaci.

Scenariusz wyda się znajomy tym, którzy mieli szczęście zapoznać się bliżej ze znakomitą serią Age of the Apocalypse oraz z 4 sezonem serialu X-Men: Evolution, bo to z nich najwięcej czerpie cała historia przedstawiona w Legends 2. Dla mniej obeznanych- tytułowy Apocalypse to ubermutant, absolutne nemezis rodem ze starożytnego Egiptu, chcące zawładnąć światem i wybić większość populacji Homo Sapiens oraz Homo Superior (czyli posiadających gen X). I w obliczu jego przebudzenia wszyscy będą mieli dokumentnie przerąbane. Dlatego też odwiecznie walczące obozy- X-Meni (oczywiście ci dobrzy) jak i Bractwo Mutantów (ci mniej dobrzy) postanawiają połączyć siły w walce o wspólną przyszłość. A że scriptwriterom od X-Ludzi nigdy pomysłów nie brakowało, nagłych zmian sojuszników, zwrotów akcji oraz zaskakujących momentów nie zabraknie.

Jeśli chodzi zaś o postacie i ich rozwój... Tu mamy istny dobrobyt i ogromną swobodę. Jak już napomknąłem, świat X-Men to cała masa postaci, znanych lepiej (Wolverine, Gambit, Cyclops, Jean Grey, Rogue, Beast, Storm, Nightcrawler i reszta "starego, znanego składu") i nieco gorzej (Sunfire, Pyro, Polaris i inni "nowi") i multum postaci znanych z komiksu jest jak najbardziej grywalnych. A jako, że mamy do dyspozycji oddanych jeszcze członków Bractwa (w tym samego Magneto) to ilość kombinacji drużyny, w której możemy mieć do 4 herosów naraz, jest porażająca. A trzeba nadmienić, że każdy bohater ma swą własną ścieżkę rozwoju i umiejętności charakterystyczne tylko dla niego. I tak np. wraz z łapaniem poziomów Wolverinem, typowym zabijaką, łapiemy nie tylko masę Hit Pointsów i premię do ataków, ale także uzyskujemy szybszą regenerację punktów zdrowia czy specjalne ciosy (np. instant kille, czyli swoiste ciosy krytyczne), zaś levelując Jean Grey rozwijamy jej możliwości telekinezy- możemy roztaczać nad drużyną tarczę ochronną czy rzucać przeciwnikami o ściany. Każdy gracz, znawca tematu X-Menów czy nie, znajdzie drużynę odpowiednią do jego sposobu rozgrywki. Nie można nie wspomnieć, że leniwi miłośnicy rozgrywki nastawionej na czystą akcję mogą oddać rozwój postaci w łapska komputera, a samemu zająć się bardziej zręcznościowym aspektem gry, ale prawdziwego erpegowca na samą myśl o uruchomieniu takiej opcji wzdrygnie. Bo samodzielne doglądanie rosnących statystyk cieszy jak mało co.

Dodatkowo, już podczas właściwej zabawy na ekranie, po którym wędrujemy naszą brygadą, mamy do wyboru dwa tryby - albo sterujemy tylko jedną postacią a reszcie ustawiamy ogólną taktykę walki (atak, obrona, używanie umiejętności itp.) i dowolnie się między gierojami przełączamy, albo wydajemy każdej osobie rozkazy z osobna, niczym w Baldurach. Co kto lubi mili państwo.

Sama akcja i prowadzenie naszej odzianej w kolorowe trykoty ze spandexu drużyny nie jest skomplikowana, ale zaiste- wciągająca. Większość zabawy ogranicza się do pokonywania kolejnych lokacji wypełnionych różnorakimi niemlicami i rozwiązywania dość prostych zagadek. Questy nie są wymagające i stosunkowo mało tu zadań pobocznych- jesteśmy cały czas pchani dalej w ścieżce fabularnej, choć mamy małą dowolność co do kolejności wykonywania zadań. Dodatkowo nie zawsze musimy się z kimś tłuc- czasem można odpowiednio przeprowadzić rozmowę, aby darować sobie starcie. Ta prostota rozgrywki jest żywcem wyciągnięta z konsoli, co nie znaczy że jest to wada. Gra wciąga i w żaden sposób nie zanudza monotonią, bo lokacji do odwiedzenia mamy tyle samo co rodzajów wrogów do pokonania- dziesiątki. Z konsoli przeniesiono także patent znany jako "Walka z Bossem". Wiadomo, taki Boss pojawia się pod koniec etapu, gdy przetrzebimy zastępy sługusów i niczym w starych dobrych naparzankach trzeba znaleźć na jego pokonanie jakiś chytry sposób. A rozwalenie takiego bad guya dostarcza naprawdę wiele satysfakcji. Starzy wyjadacze już pewnie się krzywią na myśl o tym, że pewnie potrzeba tu iście małpiej zręczności. Otóż nie. Owszem, można ustawić sobie tryb bardziej zręcznościowy, idealny dla posiadaczy padów i szybkich palców, ale w trybie erpegowym stara dobra mysz i klawiatura sprawują się aż nadto dobrze. Klikamy sobie na wrogu, a to czasem wciśniemy sobie klawisz od specjalnej zdolności i viola- cała filozofia, nie męcząca, a dostarczająca masy radochy.

Całość uprzyjemnia jeszcze bardziej oprawa. Widać oczywiście konsolową jakość tekstur w tłach, ale reszta to graficzny majstersztyk. A wszystko w tak popularnym przy komiksowych grach cell-shadingu, czyli efekcie "rysowania". Postacie i przedmioty mają wyraźne kontury, dające wrażenie, iż zostały stworzone przy pomocy ołówka i tuszu, a nie tekstur i wielokątów. A jeśli dodamy, że każdy szczegółowy model bohatera ma co najmniej kilka różnych ciuchów (z różnych serii komiksowych) do przywdziania, oczy radują się niezmiernie. Muzyka też potrafi przyciągnąć uwagę. Nie na tyle, by rozproszyć, ale jest zauważalna i w odpowiednich momentach daje chwilę relaksu, a w innych zagrzewa do walki gitarowym i elektronicznym wykopem.

Tak, bez wątpienia Legends 2 to jedna z lepszych pozycji w tym roku. Prosta i w sumie nieskomplikowana, a dająca jednocześnie niesamowitą ilość radości i posiadająca wysoką grywalność, doprawioną doskonałym wyglądem i muzyką. Nic tylko polecić i zasiąść do grania raz jeszcze, by sprawdzić, jak sprawi się drużyna złożona z innych postaci.

Moja ocena: 9/10


Obrazki z gry:

Dodane: 13.11.2005, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?