Wild Arms Alter Code: F

Wydania
2003()
2005()
Ogólnie
Remake Wild Arms 1 z PSX, z poprawioną grafiką (ale nie wykorzystującą w pełni możliwości PS2), dodanymi tu i ówdzie smaczkami i bajerkami, ale ci którzy grali w oryginał niczym nie zostaną zaskoczeni.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Astarell
Autor: Astarell
13.09.2009

O grze WA: Alter Code F wie pewnie niewielu wielbicieli jRPG. Poniekąd nie ma się czemu dziwić, ponieważ żadna to kontynuacja czy osobna część mającej sporą grupę fanów serii o "Dzikich Strzelbach". Tytuł ten jest po prostu remakiem pierwszej odsłony wspomnianego tu cyklu, którego początki sięgają jeszcze czasów PSXa. Kto więc nie grał w pierwowzór na "szaraka" może nadrobić zaległości, jeśli tylko posiada PS2 oraz znajomych/rodzinę w USA. Europejczycy jak zwykle musieli obejść się smakiem. Na potrzeby tej recenzji potraktujmy jednak ten remake jako odrębną pozycję. Myślę, iż fani obeznani w temacie i tak wychwycą różnice między obiema wersjami, dla reszty natomiast będzie to bez znaczenia.

Tysiąc lat po straszliwej wojnie z Demonami, Filgaia nadal nie może się podnieść ze zniszczeń. Degradacja środowiska poszła w parze z upadkiem cywilizacyjnym. Wcześniej planetę zamieszkiwały trzy nazwijmy to rasy: ludzie, Elw's i Guardians. Po apokalipsie Elfy opuściły świat zostawiając po sobie tajemnicze ruiny, natomiast Strażnicy usunęli się w cień. Ludzkość pozostawiona została samej sobie, a każdy dzień stał się walką o przetrwanie. Demony (a tak naprawdę przybysze z głębin kosmosu) mimo klęski również nie wyrzekły się chęci zdobycia władzy. Pojawia się jednak nadzieja. Postępowy władca królestwa Adlehyde finansuje projekty i wprowadza działania mające poprawić los jego poddanych. Niestety siły zła mają własne plany...

Scenariusz poznajemy poprzez pryzmat wspólnych przygód trójki głównych bohaterów. Zastosowano ciekawą koncepcję tworząc dla każdego z nich osobny początek. Pierwsza postać to kultowy w pewnych kręgach graczy Rudy Rudnightt - niebieskowłosy młodzieniec niemowa. Potrafi obsługiwać tytułowe ARM, potężną broń według mieszkańców świata przynoszącą same nieszczęścia, przez co nigdzie nie może zaznać spokoju na dłużej, zmuszany okolicznościami do ciągłej wędrówki. Następny jest Jack van Burace - typowy wagabunda przeszukujący starożytne ruiny próbując m.in. dokonać zemsty na pewnej osobie. Towarzyszy mu nieco przerośnięty, władający ciętym językiem gryzoń imieniem Hanpan. W drużynie oczywiście nie może zabraknąć również kobiety i miejsce to zajmuje Cecylia Adlehyde, księżniczka władająca magią, powracająca właśnie do swojego królestwa po wieloletniej nauce w klasztorze. Trudno określić, która z wymienionych osób jest najważniejsza, albowiem każda z nich ma do odegrania kluczową rolę w fabule. Żeby im nie było smutno mamy możliwość zwerbowania na stałe, lecz posiadającą mniejsze znaczenie kolejną trójkę charakterów tj. Emma Hartfield, Calamity Jane oraz pewnego tajemniczego młodziana. Czasowo pokierujemy także Magdalenem oraz Mariel. Co do tej ostatniej naprawdę żałowałem, że nie da rady włączyć jej na stałe do drużyny, bo bardzo mi ta elfia dziewczyna przypadła do gustu. Sama fabuła nie wyróżnia się specjalnie in plus czy in minus, na pewno jednak potrafi dostarczyć wiele różnych wrażeń oraz satysfakcję ją śledzącemu, ale to już po prostu było... Mimo to posuwanie wydarzeń do przodu wymaga od gracza cierpliwości i mocnego zaangażowania w rozgrywkę. Gra często nie podpowiada, jakie dalsze kroki należy poczynić, musimy więc często rozmawiać z napotkanymi NPCami by odnaleźć tego potrafiącego udzielić nam odpowiednich informacji. W zależności od tego, kim aktualnie sterujemy dialogi mogą się znacznie różnić. Opowieść jest w zasadzie liniowa, chociaż zawiera parę wątków pobocznych. Kluczową sprawą jest uratowanie świata, lecz droga do tego będzie wiodła poprzez poznanie wszystkich tajemnic naszej grupki.

Wyglądem opisywana tu produkcja nie sprawia zbyt pozytywnego wrażenia. Zakładam oczywiście, iż oprawa wizualna jest lepsza niż w pierwowzorze, lecz jak na warunki PS2 przypomina raczej gry z początkowego okresu życia tej konsoli. Data wydania to przełom 2004 i 2005 roku, a zastosowana grafika poziomem dorównuje raczej Suikodenowi III bądź FFX niż tytułom pojawiających się w tych latach. W każdym razie zastosowano widok 3D z kamerą, którą dowolnie obracamy. Modele postaci wprawdzie nie wyglądają źle, są kolorowe, lecz przy tym mało szczegółowe i kanciaste, szczęśliwie jednak kamerę umieszczono wystarczająco wysoko, by te niedociągnięcia nie były zbyt widoczne. Niestety przy filmikach odgrywanych na silniku gry bądź podczas potyczek część niedoróbek wychodzi na światło dzienne, a ich maskowanie przy pomocy lekkiego rozmazania obrazu nieco zawodzi. Dobrze, że każde odwiedzane miasto, bądź inna lokacja nie jest kalką poprzednika i posiada swój własny klimat. Wprawdzie nie można powiedzieć, iż są jedyne w swoim rodzaju, ale przynajmniej nie mamy uczucia deja vu (no może z wyjątkiem niektórych ruin), potrafią też być "bogato wyposażone" w proste elementy dekoracyjne bądź użytkowe. Mapę świata przedstawiono w trójmiarze, da się ją dowolnie eksplorować (przynajmniej do pierwszej przeszkody terenowej), zaprojektowano ją w tradycyjny sposób. Wprawdzie będziemy przeważnie przemierzać nieużytki i pustynie, ale obowiązkowe tereny zielone, pasma górskie bądź zimowa kraina też są obecne. Ogólnie rzecz biorąc sama mapa jest jednak uboga w detale, a jedyne urozmaicenie stanowią dość rzadko rozmieszczone miasta bądź samotne skały. Potyczki z wrogami rozgrywamy tradycyjnie na osobnym ekranie przedstawiającym wycinek obszaru gdzie akurat się znajdujemy - tak jak ma to miejsce w FFX czy wielu innych pokrewnych produkcjach. Trochę drażni przy tym nieco zbyt wiele zajmujący miejsca pasek z informacjami dotyczącymi naszych bohaterów. Nasi adwersarze też nie grzeszą urodą bądź bogactwem detali, ale przynajmniej różnorodność napotykanej morderczej flory i fauny jest duża (w skali całej rozgrywki). Efekty wizualne zaklęć lub ataków specjalnych nie powalają jednak, co ciekawe niesamowicie dopieszczono filmiki przywoływanych Strażników (przypominają nieco summony z CC-FFVII). Jeśli komuś wydadzą się zbyt długie zawsze je może wyłączyć. Strona dźwiękowa gry nie wymaga specjalnych opisów. Utwory nadal kojarzą się z Dzikim Zachodem, typowe pogwizdywania oraz styl country, są też dość optymistyczne jak na poważną fabułę. W ważnych momentach usłyszymy też nieco mocniejsze brzmienia np. podczas walk z bossami. Dialogów sporo, lecz niestety brak jakiekolwiek dubbingu. Nie ma nawet okrzyków podczas potyczki.

Skoro mowa o bitwach... Dochodzi do nich właściwie tak jak w typowym jRPG podczas eksploracji mapy świata bądź ruin itp. Przeciwników wprawdzie nie widać, tylko na kilka sekund przed ich "zmaterializowaniem" nad głową kierowanej osoby pojawia się "!", a my mamy kilka sekund na podjęcie decyzji: podejmujemy wyzwanie bądź uciekamy. Liczbę takich rejterad mamy zwykle ograniczoną, co znajduje odzwierciedlenie na pasku Encouter Gauge. Gdy ulegnie wyczerpaniu mamy przechlapane, ponieważ drastycznie wzrasta szansa na atak potworów z zasadzki. Są jednak wyjątki, gdy posiadamy odpowiednią ilość znalezionych/zdobytych tzw. Migrant Seals (specjalne medale) bądź przeciwnicy są o wiele słabsi od nas wówczas ucieczki nic nas nie kosztują. Typowy pojedynek ma bardzo prosty przebieg. W boju biorą udział maksymalnie 3 postacie, lecz w przypadku, gdy mamy ich więcej na miejsce zabitej automatycznie wskakuje ktoś z oczekujących w odwodzie. Na początku każdej tury każdemu z wojaków wydajemy odpowiednie polecenie (atak zwykły, cios specjalny/zaklęcie, obrona, przedmiot itp.). System podobny do tego zastosowanego w Suikoden III. Podczas fazy wykonywania bohaterowie swobodnie poruszają się po planszy (Grandia 2) walcząc na swój sposób i praktycznie nie mamy wtedy nad nimi żadnej kontroli, ale przyznać trzeba, iż bój wygląda przez to widowiskowo, aczkolwiek trwa długo. Ten tryb nazywany jest w grze automatycznym, da radę go wyłączyć odpowiednią opcją w ustawieniach przyśpieszając w ten sposób rozgrywkę. Regeneracja punktów życia następuje samoczynnie po każdym pojedynku zużywając do tego celu zawartość paska Vitality. Ekwipunek w postaci oręża, zbroi czy akcesorium w grze nie właściwie istnieje, tylko Jack w trakcie trwania przygody zbiera miecze, które zaliczają się do kategorii przedmiotów specjalnych a nie broni.

Abstrahując od innych jRPG tutaj gracz ma przynajmniej częściowy wpływ na rozwój głównych bohaterów. Oczywiście zdobywają oni punkty doświadczenia, a awansując zwiększają odpowiednie statystyki, lecz każdy z nich w inny sposób zdobywa umiejętności bądź dodatkowo zwiększa własne parametry. Rudy dokonuje tego poprzez modyfikację posiadanej ARM u mechaników oraz zbiera specjalne kartridże, a Jack kolekcjonuje wspomniane już miecze pozwalające na używanie coraz to nowszych, potężniejszych ciosów. Jego przypadek obowiązuje zasada: im częściej używa danego ataku tym szybciej wzrasta poziom tegoż oraz zadawane obrażenia. Niestety Jack posiada również swoiste wąskie gardło - małą ilość MP nie pozwalającą mu efektywnie wykorzystać posiadanych umiejętności. Została nam jeszcze Cecylia, zbierająca tzw. Herby (Crest), dzięki którym uaktywnia kolejne zaklęcia na specjalnej tablicy. Ciekawostkę stanowi fakt, iż Cresty przenosimy sobie dowolnie na dowolne pole, gdy tylko potrzebujemy danego zaklęcia, odbywa się to oczywiście kosztem innego.

Wild Arms: Alter Code F odróżnia od dzisiejszych japońskich gier fabularnych spora liczba elementów przygodowych. Przyjdzie więc rozwiązać nam niesamowitą ilość zagadek bądź problemów przeważnie niezbyt skomplikowanych, ale trafiają się także cięższe łamigłówki. Z pomocą przyjdą nam różnorakie przedmioty "kolekcjonowane" przez członków naszej drużyny. Mapa świata na początku wędrówki to dosłownie oraz w przenośni czarna plama a zapełnienie jej na 100% to samo w sobie zadanie poboczne. Jest rozległa nawet gdy pominiemy obszary morskie również dostępne, jeśli tylko dysponujemy statkiem. Wszędzie poukrywane są przedmioty, niektóre nawet o kluczowym znaczeniu bądź też Puzzle Box'y gdzie dla cennych nagród zagramy sobie w pewną mini-grę. Inny ciekawy dodatek to arena pozwalająca zaspokoić chroniczny brak gotówki walką z wyselekcjonowanymi kreaturami Jak już wspomniałem opowieść toczy się liniowo, jednak zaimplementowano sporą liczbę sub-questów. Niestety część z nich będzie wykonalna dopiero po rozpoczęciu New Game +, a to z przyczyny, iż tamtejsi bossowie do pokonania mają niewyobrażalnie wyśrubowany poziom. Zadania poboczne można sobie wprawdzie darować, lecz nawet bez nich dotarcie do napisów końcowych będzie wyzwaniem. Nawet fabularni główni adwersarze potrafią w ciągu jednej tury położyć trupem całą drużynę, wystarczy jeden błąd lub chwila nieuwagi. Szczęśliwie mamy pewne ułatwienie. Zbierając Gimmel Coins możemy wykorzystać je do zapisania stanu gry w dowolnej chwili - chyba że fabuła zadecyduje inaczej. Czas trwania rozgrywki gdy będziemy chcieć wykonać i zobaczyć wszystko wyniesie około 50 godzin. Końcowych save'ów nie należy się pozbywać. Posłużą do rozpoczęcia nowej gry lub po ich wyeksportowaniu np. do Wild Arms 4 dadzą bonusy znacznie ułatwiające życie.

Na koniec wisienka. Twórcy zaimplementowali w tytuł pełnoprawną i naprawdę ciekawą książkową powieść w odcinkach. Warto przeczytać, tylko najpierw trzeba odnaleźć poszczególne części.

Pora na podsumowanie jednak, co tu dużo pisać. Mimo przeciętnej oprawy graficzno-dźwiękowej WA: Alter Code F nadal ma sporo do zaoferowania, choćby interesujący scenariusz i duże możliwości modyfikacji bohaterów. To również przedstawiciel wymarłego już praktycznie gatunku adventure-jRPG, warto więc sprawdzić jak grało się dawniej. Tytuł polecany zwłaszcza dla osób nieznających "peesjedynkowego" pierwowzoru.

Moja ocena +7/10.


Obrazki z gry:

Dodane: 13.09.2009, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

Wywalili to co najlepsze w jedynce czyli lokacje w 2D.


[Gość @ 16.03.2015, 17:56]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?