Tactics Ogre: Let Us Cling Together

Wydania
1997()
1998()
Ogólnie
Jedna z licznych stworzonych w Japonii gier taktyczno-rpg, z zacnej serii Ogre Battle/ Tactics Ogre. Jak można wyczytać na jednym z ekranów tytułowych jest to już 7 jej część (Ogre Battle Saga Episode VII). Gra wydana również na SNES- ale tylko w języku japońskim. Duchowy poprzednik Final Fantasy Tactics.
Widok
Izometr
Walka
Taktyczna turówka
Podobne
Recenzje
Piotrek
Autor: Piotrek
24.07.2004
Tactics Ogre: Let Us Cling Together ukazało się na Super Nintendo w pierwszej połowie lat 90'. Gra odniosła spory sukces, ale tylko w Japonii. Wersja z konsoli Nintendo nigdy nie doczekała się oficjalnego tłumaczenia na język angielski. Dobrą nowinę dla graczy przyniósł rok 1997. Firma Atlus, twórca Tactics Ogre, zdecydowała się na wydanie reedycji na Playstation, tym razem w zrozumiałym dla nas języku. Warto jeszcze dodać, że Ogre to cała seria gier: Ogre Battle na Super Ninetndo, Nintendo 64, Sega Saturn oraz Playstation, a także Tactics Ogre: The Knight of Lodis na Game Boy Advance.

Z Tactics Ogre sprawa jest o tyle ciekawa, że na jej systemie (mam na myśli bitwy, rozwój postaci oraz poruszanie się po mapie) opiera się słynny Final Fantasy Tactics. Zresztą za obie gry odpowiedzialna jest ta sama osoba - Yasumi Matsuno. Podobieństw między dziełami Atlusa oraz Squaresoft jest cała masa, ale są też pewne różnice. Pozornie nieistotne, niewielkie, ale mające ogromny wpływ na rozgrywkę. Pod pewnymi względami przeważa Final Fantasy Tactics, pod innymi lepiej prezentuje się Tactics Ogre. W tekście tym pozwolę sobie zwrócić uwagę na cechy odróżniające obydwa produkty.

Fabuła w Tactics Ogre nie wyróżnia się niczym specjalnym wśród innych gier tego typu. W intrze widzimy wojowników zabijających mieszkańców pewnej wioski (Griate City). Zaraz potem możemy stworzyć własnego bohatera, tzn. nadać mu imię (lub zostawić imię Denim), wybrać datę urodzin oraz boginię, która będzie go chronić. Nasz wojak wraz z siostrą Kachuą oraz przyjacielem Vice'em chcą dokonać zemsty na rycerzu odpowiedzialnym za masakrę w swoim rodzinnym mieście. Rycerz na imię Lans i wkrótce pojawi się raz jeszcze w Griate City. Pierwsza misja to atak na Lansa oraz jego ludzi. Trójka naszych kiepsko uzbrojonych bohaterów rzuca się na kilku zbrojnych, maga oraz skrzydlatego jegomościa, będąc z góry skazanymi na porażkę. Okazuje się jednak, że to nie tego Lansa szukali. Trafili po prostu na jakiegoś potężnego, ale wygnanego z własnego królestwa rycerza. Lans jest teraz najemnikiem i oferuje naszym bohaterom pomoc. Tak rozpoczyna się fabuła Tactics Ogre. Kachua, Denim oraz Vice wkrótce zrobią wielkie kariery wojskowe, dążąc do zrealizowania swoich planów (w ilu grach już to widzieliśmy?).

Gra została podzielona na cztery rozdziały. Rozdział drugi i trzeci można jednak przejść na kilka zupełnie różnych sposobów. Jest to zależne od wyborów, których dokonamy podczas rozmów z napotykanymi postaciami. Od dokonanych wyborów zależy także to, które postacie zostaną przyjęte do drużyny, a które z niej odejdą. Świat gry przypomina ten z Final Fantasy Tactics czy Vandal Hearts. Spotykamy więc rycerzy, magów i najróżniejsze potwory. Potworów będzie tu jednak zdecydowanie mniej niż w innych grach tego typu. Przede wszystkim będziemy walczyli z ludźmi, ewentualnie z hawkmenami, czyli uskrzydlonymi osobnikami. Poznamy również jednego eaglemena (osobnik z ekipy Lansa z poczatku gry). Miałbym jedno malutkie zastrzeżenie do kilku bohaterów (nie należy brać tego teraz na poważnie, nie mogłem się jednak powstrzymać, aby nie wspomnieć o tym). Ich teksty momentami są tak niesamowicie bezczelne (szczególnie Vice'a), że można nabrać ochoty do jak najszybszego rozprawienia się z takim delikwentem. Niestety scenariusz nie przewiduje takiej opcji, przynajmniej nie w danym momencie. Wielka szkoda.

Najważniejszym elementem taktycznych jRPG jest walka. W tym przypadku poruszamy się po niewielkiej mapie, co jakiś czas używając czarów, strzelając z łuku lub kuszy czy zadając ciosy mieczem, włócznią, toporem lub pazurami. Każda czynność zabiera określoną ilość AP (action points). W bitwie możemy wystawić do 10 postaci o różnych profesjach, które czasami są wspierane przez postacie narzucone nam przez scenariusz. Nad nimi nie możemy jednak sprawować kontroli. Do wyboru mamy wiele profesji. Są one zależne od płci (wyjściowe profesje to żołnierz i amazonka) oraz statystyk naszych bohaterów. Czasem ich zdobycie wymaga spełnienia dodatkowych warunków, np. jeśli postać chce zostać Terror Knight'em, to oprócz odpowiedniej siły czy zręczności, musi mieć na koncie 30 zabitych wrogów. Inne to np. Knight, Archer, Priest, Dragoon, Sword Master, Siren, Warlock, ukryty Gunner, a także profesje specjalne, dostępne dla wybranych postaci, np. White Knight, Holy Knight lub Lord. W przerwach między bitwami poruszamy się po mapie bardzo przypominającej tą z Final Fantasy Tactics. Najczęściej odwiedzać będziemy miasta, w których oprócz zaopatrywania się w ekwipunek, zwerbujemy początkujących żołnierzy, amazonki oraz potwory, np. gryfa czy hawkmena.

Istotnym elementem Tactics Ogre jest opcja treningu, czyli idealny sposób na nabijanie kolejnych poziomów doświadczenia. Trening to nic innego, jak po prostu rozegranie bitwy pomiędzy naszymi jednostkami. Wystawiamy dwie drużyny (czyli w sumie do 20 postaci!), którymi kierują dwaj różni gracze (tak, tak, można grać w dwie osoby), jeden gracz (opcja znacznie przyśpieszająca zdobywanie doświadczenia, sami decydujemy kto, kogo i kiedy będzie atakował) lub komputer (dobre dla chcacych poczytać sobie książkę lub obejrzeć coś w telewizji :P). W praktyce trening sprawdza się znakomicie. Dzięki tej opcji nie będziemy musieli rozgrywać dziesiątek przypadkowych bitew, choć takie rozwiązanie również jest możliwe.

Poziom trudności jest całkiem wysoki, porównywalny z Final Fantasy Tactis. Walki mogą sprawić olbrzymie trudności jeśli nie poświęcimy odpowiednio dużo czasu na zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia podczs treningu. Trzeba to czynić mniej więcej co trzy misje, a że misji jest ponad 50... cóż, w okolicach 20 potyczki pakowania będziemy mieli sedrecznie dość. Strach pomyśleć co by się działo, gdyby zabrakło treningu i trzeba było rozgrywać znacznie dłuższe przypadkowe bitwy... Na trudność gry wpływ ma również niekorzystne dla nas wyjściowe rozmieszczenie jednostek przeciwnika. Wygląda to w ten sposób, że prawie zawsze jesteśmy gdzieś "na dole", a wróg bez większych problemów może nas ostrzeliwać z murów lub wzniesień. Wadą Tactics Ogre jest niewielka różnorodność uzbrojenia. Do dyspozycji mamy wyłącznie wymienione już łuki, kusze, włócznie, miecze, topory oraz pazury (dla ninji). Gdyby jeszcze autorzy oddali nam do dyspozycji wiele rodzajów toporów czy mieczy, to nie byłoby na co narzekać. Niestety przez całą grę spotkamy się z zaledwie kilkoma łukami czy mieczami. Uzbrojenie będziemy więc zmieniać niezbyt często.

Ciekawie prezentuje się system czarów. W świecie gry istnieje kilka szkół magii. Moc czarów zależy nie tylko od umiejętności magicznych naszej postaci, ale także opiekującej się nią bogini. Jeśli np. danym magiem opiekuje się bogini ognia, to magia ognia będzie jego specjalnością, zada ogromne obrażenia protegowanym bogini wody, będąc zarazem odpowiednio wrażliwszym na ich ataki. Samych czarów jest dosyć dużo i większość z nich jest przydatna.

Oprawa Tactics Ogre jest, delikatnie mówiąc, kiepska. Początkowo szczególnie rzuca się w oczy grafika, której chyba nawet sporo brakuje do osiągnięcia maksymalnych możliwość Super Nintendo. Oczywiście jest to zrozumiałe biorąc pod uwagę datę wydania gry. Powiem jeszcze, że Tactics Ogre to taki brzydszy FFT. Czcionki w obu grach są chyba identyczne, modele postaci bardzo podobne. Jedyną znaczącą różnicą jest pole bitwy. W grze Atlusa jest ono dwuwymiarowe, podczas gdy w produkcie Square jest już trójwymiarowe. Aha, animacje czarów zostały wykonane wyjątkowo paskudnie i jest to jedyny element grafiki, do którego nie umiałem się przyzwyczaić do końca gry. Muzyka bardzo przypomina tą z FFT. Większość utworów buduje odpowiedni klimat i nie przeszkadza graczowi. Ich jakość pozostawia jednak wiele do życzenia. I właściwie nie wiem, co więcej mógłbym napisać na ten temat...

Czas na małe podsumowanie. Jeśli wcześniej graliśmy w Final Fantasy Tactics, to bez problemu odnajdziemy się w Tactics Ogre. Stąd ciągłe porównania obu gier. Tactics Ogre to taki starszy brat FFT. Nieco brzydszy, trochę mniej skomplikowany, ale z równie dobrą i wciągającą fabułą. Dla mnie obydwie gry różni jedna zasadnicza cecha. O ile od FFT nie mogłem się oderwać, to granie w Tactics Ogre momentami było bardzo męczące. Wszystko jest tutaj strasznie powolne: rzucanie czarów, ruchy i czynności wykonywane przez jednostki. A że gra nie jest łatwa, to wiele ruchów trzeba powtarzać i kombinować, jakby tu inaczej rozegrać bitwę, bo nasz wojownik na 20 poziomie doświadczenia z najlepszym w danym momencie ekwipunkiem ma problem z trafieniem łucznika na 22 poziomie doświadczenia. A ile to wszystko trwa... Całe szczeście, że podczas bitwy dostępna jest opcja Save i Load (rzadkość wśród taktycznych jRPG!). Gdyby nie ona, to zapewne nie dotrwałbym nawet do połowy gry. Oczywiście trudność gry ciężko uznać za wadę. Tactics Ogre nie jest łatwe, ale nie jest też jakoś przesadnie trudne. Po prostu wszystko trwa tu tak wolno, że w pewnym momencie zmuszony byłem do użycia emulatora i maksymalnego przyśpieszenia gry. I jest to właściwie jedyna duża, a nawet bardzo duża wada Ogrów.

Jeszcze coś na temat poziomu trudności. W niektórych misjach mamy możliwość uratowania jakiejś postaci, a ta w nagrodę dołącza wtedy do naszej drużyny. Niestety misje tego typu wyglądają zwykle w ten sposób, że nasz nowy bohater pakuje się w sam środek walki i jest wykańczany najczęściej w ciągu jednej tury. Z drugiej strony tacy bohaterowie są zwykle trochę potężniejsi niż tradycyjnie zwerbowane postacie i znacznie ułatwiają rozgrywkę. Coś za coś :)

Przychodzi wreszcie czas na ocenę. Nie mam pojęcia, jakby tu ocenić Tactics Ogre - niby bardzo dobra gra, ale dzisiaj ciężko się w nią gra. Dawniej z pewnością zasługiwała na wysokie oceny. Dzisiaj niekoniecznie, nie każdy będzie mógł w nią grać. W skali pięciostopniowej wystawiam ocenę 4/5, biorąc pod uwagę fakt, że mimo wszystko jest to jeden z największych klasyków taktycznych jRPG. Dla fanów tego typu gier pozycja obowiązkowa. Reszta niech omija ją szerokim łukiem.


Obrazki z gry:

Dodane: 03.08.2004, zmiany: 21.11.2013


Komentarze:

Fajna recenzja. Zdobywanie nowych poziomow postaciami jest musem, i co kilka bitew przeciwnik wystawia silniejsze jednostki, przez co mozna sobie darowac pojedynek i powrocic do zdobywania doswiadczenia. Ogolnie nie jest jednak tak zle i gra z pewnoscia wyprzedza takie tytuly jak Hoshigami, ktore jest straszne...


[Gość @ 02.12.2014, 23:14]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?