Torneko No Daibouken: Fushigi No Dungeon (SNES)

Torneko No Daibouken: Fushigi No Dungeon

Wydania
1993()
2004()
Ogólnie
Tym razem dostaliśmy kolejna wersję Fushigi no Dungeon (czyli ogromnej serii japońskich rogalików) z jedną z postaci z serii Dragon Quest w roli głównej. Wersja angielska - tylko w wydaniu fanowskim.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Lotheneil
Autor: Lotheneil
24.12.2007

Nasz dzisiejszy bohater przeleżał nieco w zakamarkach mojego dysku. Grałam w niego jakiś czas temu, potem paskudne Prawdziwe Życie (tm) raczyło się wtrącić i wysłać gierkę w otchłań zapomnienia. Przypomniałam sobie o niej ostatnio i stwierdziłam, że może jednak napiszę parę słów na jej temat i definitywnie tę historię zakończę. Co niniejszym czynię.
Kiedy zetknęłam się po raz pierwszy z "Shiren The Wanderer" sądziłam, że rogalik na SNESa produkcji japońskiej to unikat na skalę światową. Produkcja, którą mam dzisiaj okazję opisywać pokazała mi, że jednak byłam w błędzie. "Torneko no Daibouken" to najbardziej typowy z możliwych przedstawicieli tego podgatunku.

Gra opowiada nam historię znanego nam skądinąd (a konkretniej z Dragon Warrior IV) kupca Taloona. Zachęcony opowieściami o podziemiach wypełnionych skarbami postanawia je odnaleźć i przy okazji wzbogacić się nieco, w czym bynajmniej nie przeszkadzają mu informacje o hordach potworów zamieszkujących to miejsce. Oczywiście odzywa się w nim kupiecka dusza i w wiosce obok zakłada sklepik, w którym planuje sprzedawać wydobyte świecidełka. Uzbrojony w twarde pięści i silną wolę wyrusza więc na spotkanie bogactw, z mocnym postanowieniem starcia w pył wszystkiego, co stanie mu na drodze.

"Torneko no Daibouken" to, jak już wspomniałam, klasyczny przedstawiciel gier Roguelike. Podziemia składają się z szeregu komnat połączonych korytarzami, zamieszkałych przez maszkary wszelkiej maści i rozmiarów, z leżącym tu i ówdzie ekwipunkiem i różnymi przedmiotami, należącymi zapewne do obdarzonych nieco mniejszym szczęściem uczestników poprzednich wypraw. Celem gry, poza zdobyciem jak największej ilości pieniędzy i skarbów jest również odnalezienie kilku bardzo szczególnych przedmiotów. Pierwszy z nich znajdujemy w małych lochach treningowych (król nie lubi wysyłać nieprzygotowanych ludzi na pewną śmierć, postanawia więc sprawdzić, jak sobie radzą z przeciwnikami), drugi, poszukiwany przez wszystkich, o którym mówią legendy i którego znalezienie jest głównym celem gry już w podziemiach właściwych. Jeśli będziemy uparci i zdecydujemy się kontynuować rozgrywkę po obejrzeniu napisów końcowych będziemy mieli okazję znaleźć jeszcze jedną, równie cenną skrzyneczkę. Gra składa się więc z trzech wypraw do podziemi, przy czym wszystkie powielają ten sam schemat: zejść na odpowiedni poziom, zbierając po drodze skarby, uzbrojenie i przydatne przedmioty i pokonując plączące się pod nogami potwory, znaleźć właściwy przedmiot i wynieść go na powierzchnię (po drodze znów zbierając skarby, uzbrojenie...itd), wysłuchać (albo i nie) co mają nam do powiedzenia mieszkańcy wioski, zobaczyć, jak został rozbudowany za zgromadzone pieniądze nasz sklepik, przespać się w domu i ruszać z powrotem do podziemi.

Bohater wkracza do lochów wyposażony jedynie w bochenek chleba, wszelkie uzbrojenie i przedmioty zdobywa po drodze. Uzbrojenie to składa się z miecza i tarczy (które po założeniu są widoczne w rękach postaci) oraz pierścienia, poprawiającego nasze statystyki lub chroniącego nas przed określonymi, niemiłymi niespodziankami. Do naszej dyspozycji oddano również magiczne laski, zwoje z zaklęciami (zarówno bojowymi, jak też pozwalającymi zobaczyć wszystkie przedmioty, przeciwników czy mapę danego poziomu, wzmacniającymi nasz sprzęt czy utrudniającymi życie wrogom) oraz podręczną apteczkę zawierającą medykamenty na rozmaite dolegliwości. Jak to w rogalikach często bywa, większość przedmiotów jakie znajdujemy jest niezidentyfikowana, trzeba więc używać zwojów identyfikacji (o ile uda nam się je znaleźć) lub liczyć się z niemiłymi niespodziankami, bo wśród leżącego po kątach lochów złomu nierzadko znaleźć można również przedmioty przeklęte. Takie rozwiązanie kwestii ekwipunku wprowadza dużą losowość (również charakterystyczną dla rogalików) - za każdym podejściem znajdujemy inne przedmioty, czasem od razu uda się uzbroić bohatera w dobry sprzęt i zebrać kilka ułatwiających życie zabawek, a czasem przez ładnych parę poziomów wędrujemy uzbrojeni jedynie w pięści - w którym przypadku mamy większą szansę na przetrwanie chyba tłumaczyć nie muszę. Śmierć, na szczęście (bo jest bardzo prawdopodobne, że przytrafi nam się kilkakrotnie) nie jest końcem gry. Oglądamy wówczas zabawną animację, jak potwory wyrzucają naszego kupca na zewnątrz, tracimy również wszystkie zdobyte przedmioty i połowę złota. Wystarczy wówczas otrzepać się i ponownie przekroczyć bramę, a następnie raz jeszcze zacząć wędrówkę od pierwszego poziomu,

Pokonując wrogo nastawionych do nas mieszkańców podziemi zdobywamy doświadczenie, jednak po zdobyciu poziomu rośnie nam wyłącznie liczba punktów życia. Atak i obrona zależą wyłącznie od ekwipunku, siła (obok ataku mająca wpływ na zadawane obrażenia) rośnie po spożyciu odpowiednich nasion, a spada (tymczasowo) przy zatruciu. Innych statystyk niestety nie uświadczymy. Ekwipunek również nie jest nadmiernie bogaty, ot, troszkę żelastwa o wzrastających współczynnikach ataku bądź obrony i trochę sprzętu o różnorakich zastosowaniach - właściwie wszystkie (poza przeklętymi) są jednak przydatne, a losowość ich rozmieszczenia sprawia, że musimy dostosowywać taktykę walki do dostępnego nam sprzętu - jeśli żadnej broni ani widu ani słychu, za to o różdżki potykamy się co chwila, to nie mamy innego wyjścia, niż tylko pobawić się w maga, eksterminując maszkary z bezpiecznej odległości. Na używanie pięści możemy sobie bowiem pozwolić tylko na pierwszych kilku poziomach lochów, potem przeciwnicy stają się coraz bardziej wymagający.

Walki toczymy (również jak na roguelike przystało) w czasie rzeczywistym, na tej samej mapie. Przeciwnicy poruszają się w tym samym czasie i tempie co my, czyli w momencie gdy my przemieszczamy się o jedno pole one również - można więc stać na środku komnaty przez całą wieczność, mając pewność, że nic nie zaatakuje. Potwory, jakie spotykamy są dość zróżnicowane, a dodatkowo mają cały arsenał paskudnych sztuczek na podorędziu - usypianie, wywoływanie zamętu w głowie, okradanie nas z ciężko zarobionego złota i przedmiotów, przerzucanie nas po całej planszy czy wreszcie odbieranie poziomów i statystyk - na stałe. Jasnym więc jest, że do potworów należy podchodzić ostrożnie, zabijać szybko i najlepiej z odległości - wykorzystując magię czy znajdowane tu i ówdzie strzały (które co ciekawe łuku nie wymagają). Najlepiej byłoby w ogóle ich unikać (i w przypadku niektórych rzeczywiście warto tak zrobić), ale nagminne omijanie przeciwników grozi później zjedzeniem przez silniejszych znajomych ignorowanych potworków (punkty życia się jednak przydają, bycie "jednostrzałowcem" nie wróży błyskotliwej kariery poszukiwacza przygód).

Graficznie "Torneko" bardzo przypomina mi "Shirena", od razu rzuca się w oczy podobny styl rysowania postaci - co jest zrozumiałe, jako że obie gry stworzyła ta sama firma - jednak dwa lata dzielące daty wydania obu tych produkcji są bardzo widoczne w warstwie wizualnej. Lochom "Torneko" daleko do przepięknych pejzaży "Shirena", poszczególne poziomy narysowane są starannie, a co kilka poziomów wygląd ten się zmienia, ale zobaczymy jedynie gołe ściany, żadnego wystroju wnętrz - a przecież można by na ścianach zawiesić pochodnie czy obrazy, porozrzucać po kątach meble czy stalaktyty w lokacjach jaskiniowych. Przeciwnicy w większości wyglądają zabawnie, jednak brakuje im szczegółowości. Trzeba przyznać, że graficy przez te dwa lata bardzo dużo się nauczyli.
Do muzyki natomiast nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Ładna, nastrojowa, nieco niepokojąca, a do tego zmieniająca się wraz z grafiką poziomów - przez co nie zdąży się znudzić. Jest to jedna z niewielu gier, która nie zmusiła mnie do wyciszenia dźwięku - ścieżka dźwiękowa "Torneko" towarzyszyła mi od początku do końca spotkania z jej światem. Odgłosy, choć dość nieliczne, również brzmią bardzo naturalnie.

Podsumowując: typowy, raczej krótki i niezbyt rozbudowany rogaliczek, o wątłej fabule i przyzwoitej oprawie audiowizualnej. Sympatykom gatunku z pewnością dostarczy dobrej zabawy, miłośników RPG rozczaruje jednak słabą fabułą i właściwie brakiem systemu rozwoju postaci. Osobom, które po raz pierwszy spotykają się w rogalikami w wykonaniu japońskim (bądź z podgatunkiem w ogóle) polecałabym jednak "Shirena", jako grę znacznie bardziej rozbudowaną i atrakcyjną graficznie. Nie znaczy to jednak, że "Torneko" jest zła - bynajmniej, dostarcza sporo rozgrywki i jest niezłym kandydatem do spędzenia leniwego, wolnego popołudnia.

Zalety:
+ dobra oprawa dźwiękowa
+ roguelike (dla fanów)
+ przyzwoita grafika
+ zabawnie wyglądający niektórzy przeciwnicy i postać głównego bohatera

Wady:
- słaba fabuła
- mało rozbudowany system rozwoju postaci
- po pewnym czasie monotonia rozgrywki
- krótka

Moja ocena: 5/10


Obrazki z gry:

Dodane: 26.12.2007, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?