Dragon Ball Z: The Legacy of Goku |
|
Wydania |
2002() 2002() |
Ogólnie
|
2002, gra, którą zaliczam do rpg jedynie dzięki dużej dawce dobrej woli- sporo w niej elementów zręcznościowych, a współczynników jak na lekarstwo :)
Polska wersja językowa- patch v.1.0 z 19.07.2002 |
Widok
|
Izometr, małe postacie.
|
Walka
|
Zręcznościówka.
|
Recenzje |
Na fali popularności japońskiego serialu Dragon Ball powstało już wiele gier, na wiele różnych platform sprzętowych. Kiedy pojawił się GameBoy Advance, tylko kwestią czasu było wydanie jakiegoś smoczokulowego tytułu na tę konsolkę. Tym tytułem jest cRPG (a raczej jRPG) Dragon Ball Z: The Legacy of Goku. Czy wyróżnia się on czymś spośród innych tego typu programów? Czy warto poświęcić nieco czasu na zapoznanie się z nim? Na te pytania postaram się udzielić odpowiedzi w niniejszej recenzji.
Fabuła odpowiada temu, co widzimy w serialu/ komiksie i obejmuje wydarzenia od początku serii DBZ, do pojedynku z Friezą na Namek. Cóż... autorzy mogli się wysilić na nieco większą oryginalność. Identyczną historię mamy bowiem w kilku innych grach (DBZ2: Evil Frieza, Legend of Super Saiyan, Gokuden 2... ). W dodatku gra przedstawia nam tylko te przygody, w których uczestniczył Goku. Pomijane są działania innych postaci. Przez ten fakt fabuła będzie kompletnie niezrozumiała dla osób, które z Dragon Ballem stykają się po raz pierwszy. Muszę jednak pochwalić jedną rzecz: w Legacy of Goku weźmiemy bezpośredni udział w zdarzeniach ukazywanych w innych DB-grach tylko w czasie filmików (np. przejdziemy się po Drodze Węża, będziemy musieli uciec z piekła...).
Mamy jednak także kilka elementów niezgodnych z serialem. Tutaj na przykład Goku uczy się Kamehamehy od Kaio Sama, podczas gdy naprawdę poznał tę technikę jeszcze jako dziecko.
Kilka chwil po uruchomieniu gry wita nas intro. Nie ma ono żadnego związku z fabułą - to po prostu fragment czołówki z amerykańskiej wersji serialu. Wyglądałoby to całkiem ciekawie, gdyby filmik nie był tak bardzo pikselowaty. Nie najlepsza jest też muzyka jaka przygrywa w jego tle. Po zakończeniu intra, naszym oczom ukazuje się nieco ładniejszy ekran tytułowy. Teraz możemy rozpocząć grę...
Jak zapewne już zdążyliście się domyśleć, wcielamy się w postać Goku. Nie mamy żadnego wpływu na jego statystyki. Nie możemy nawet zmienić mu imienia, ale to akurat mnie zbytnio nie razi.
Naszego bohatera określają trzy parametry. Są to: HP (chyba nie wymaga tłumaczenia), Ki (moc wykorzystywana do ataków energetycznych) oraz FC (Flying Charge - współczynnik odpowiadający za to, jak długo Goku może latać). Brakuje mi tu Power Levela - ta cecha występuje we wszystkich innych erpegach bazujących na Smoczych Kulach, a jej brak psuje nieco klimat. W czasie zabawy zdobywamy oczywiście punkty doświadczenia, które pozwalają nam awansować na wyższe poziomy. Podnoszą się nam wtedy wszystkie statystyki (dzieje się to automatycznie, nie rozdzielamy punktów według własnego uznania).
A jak zdobywać doświadczenie? Są na to dwa sposoby. Pierwszym z nich jest walka. Z przykrością muszę stwierdzić, że autorzy gry kompletnie skopali system toczenia pojedynków. Wszystko odbywa się w trybie zręcznościowym, a wygrywamy stosując jakże prostacką metodę "hit&run". Poza tym sztuczna inteligencja przeciwników stoi na poziomie przeciętnego polskiego polityka. Jeżeli odbiegniemy od wroga na pewną odległość to... zatrzyma się on. Będzie stał jak słup, a my możemy mu w tym czasie trochę nawkładać za pomocą energetycznych ataków. Przez ten głupi błąd (bo to chyba nie celowe zamierzenie programistów?) wszystkie walki są do siebie podobne i wszystkie są równie proste. Zapomnijcie o tych malowniczych pojedynkach z Legend of Super Saiyan. Tu czeka was tylko masa biegania przerywana miotaniem pocisków.
Warto dodać, że zawsze będziemy walczyć sami. W Legacy of Goku w ogóle nie istnieje coś takiego jak drużyna! Nawet jeżeli według fabuły jakaś postać powinna nam pomagać, to będzie sobie ona spacerować gdzieś z boku jakby była na pikniku.
Liczba przeciwników również nie zachwyca. Właściwie to jest po prostu śmieszna! W grze występuje więcej bossów niż rodzajów zwykłych wrogów. A walczyć będziemy z wilkami, przerośniętymi krabami, dinozaurami i żołnierzami Friezy. Tu widzimy kolejną głupotę. Goku, wielki bohater, który nie raz już uratował świat i przeżył wybuch podobny do eksplozji bomby atomowej, tutaj może zostać zagryziony przez jakiegoś wilka. Żenada! Czy twórcy tej gry chociaż raz oglądali Dragon Balla?!
Bossowie to postacie znane z serialu. W Legacy of Goku nie używają jednak swych zdolności. Przykładowo: kapitan Ginyu nie zamienia się tutaj ciałami z głównym bohaterem.
W pojedynkach niebagatelną rolę odgrywają ataki energetyczne. Niestety w tej grze występują jedynie trzy takie (Ki Blast, Taiyoken, Kamehameha). Zaczynamy tylko z tym pierwszym. Reszty uczą nas mistrzowie sztuk walki napotykani w czasie rozgrywki.
Drugi sposób na nabijanie doświadczenia to wykonywanie questów. W grze mamy ich około dwudziestu i nie wszystkie musimy wykonać, aby ukończyć grę (co się chwali). Z jakością owych zadań jest już jednak gorzej. W większości są one banalne: zasadź drzewa, odnajdź zaginionego kotka itp., etc. Poza tym zdarzają się questy kompletnie kretyńskie!
Jeden z nich bardzo mnie zdenerwował. Otóż na wyspie, na środku rzeki stoi sobie staruszek. Zagadnięty mówi, że kiedy nadszedł przypływ utknął na tym skrawku lądu i nie może dostać się na brzeg, bo nie lubi pływać. Goku odpowiada mu, że może go wziąć na plecy i przelecieć przez rzekę. Dziadzio stwierdza, że latać nie lubi jeszcze bardziej niż pływać i aby mu pomóc musimy nabiegać się po całej lokacji w poszukiwaniu kamieni (potrzebne do zbudowania mostu). Ten staruszek naprawdę mnie wkurzył. Gdyby gra na to pozwalała to po prostu kopnąłbym go w zad tak mocno, żeby przeleciał na brzeg.
Kolejny debilny quest polega na odnalezieniu trzech bandytów, którzy obrabowali bank. Owi przestępcy wcale nie uciekają, ale spacerują sobie przed budynkiem ograbionej instytucji. Na twarzach mają maski, na plecach wypchane worki, a w ręku spluwy - doprawdy świetnie się zamaskowali. Na dodatek obok stoi dwóch policjantów i nic nie robi. Cóż... my sami musimy im sklepać buźki.
Z powyższych przykładów widać, że questy nie są mocną stroną Legacy of Goku.
Słów kilka o świecie gry. Jest on tutaj bardzo mały - grę ukończyłem w cztery godziny z minutami i to wykonując wszystkie zadania poboczne. Zwiedzimy sobie Ziemię (lasy, śnieżne pustkowie, miasto, wioski...), planetę Namek oraz malutką część Zaświatów. W Legacy of Goku występuje tylko jeden odpowiednik podziemi - nameczańska świątynia. Jej przejście jest nawet ciekawe, ale zajmuje mało czasu. Ogólnie gierka ma strasznie niski poziom trudności.
Ekwipunek. Pod tym względem strasznie tu ubogo. Mamy tylko przedmioty kluczowe dla fabuły, zioła i lecznicze magiczne fasolki. Inventory to po prostu spis dóbr posiadanych przez Goku, bez żadnych rysunków.
Graficznie gra przedstawia się całkiem nieźle. Postacie wykonane są w mangowym stylu "super deformed" (małe ciała, wielkie głowy) i wyglądają naprawdę fajnie. Lokacje też cieszą oko - ładne i kolorowe. Najbardziej jednak podobały mi się świetnie zrobione wnętrza budynków.
Kilka razy obejrzymy też przerywniki - pojedyncze kadry lub krótkie fragmenty serialu. Są one na szczęście mniej pikselowate niż intro.
Ścieżka dźwiękowa przeciętna. Muzyka nie przeszkadza w zabawie, ale też i nie zachwyca. Miłym akcentem jest fakt, że kiedy Goku strzela Kamehamehą, to odzywa się swoim serialowym głosem.
Cartridge do GameBoya Advance są naprawdę drogie i każdy kto kupił tą grę ma prawo czuć się zawiedzony. Niezła grafika nie zrównoważy głupiego systemu walki i idiotycznych questów. Przede wszystkim zaś na naganę zasługuje "długość" programu. Chyba tylko najwięksi fanatycy Dragon Balla mogą polubić Legacy of Goku. I chyba to właśnie dla nich ta gierka powstała...
Obrazki z gry:
Dodane: 16.07.2002, zmiany: 21.11.2013