Monster Maker 4: Flash Card (JAP) |
|
Wydania |
2002() |
Ogólnie
|
Połączenie rpg, karcianki, gry w kości i planszówki. Jakby to dziwnie nie brzmiało - jest w Japonii draństwo popularne, a czym świadczy numerek 4 przy tytule i fakt, że na GBA ukazały się dwie wersje części czwartej.
|
Widok
|
planszówka
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Tytuł o którym będzie ta recenzja kojarzy mi się tylko z inną grą jaka opiera się o tą serię czyli Monter Maker 3, wydanym na konsolkę SNES. Niestety obie te gry różni bardzo wiele, wręcz są one zupełnie inne! Skupię się dziś na tej z przenośnego sprzętu jakim jest Gameboy Advance.
Sam scenariusz gry był dla mnie raczej niezrozumiały (w grze przoduje język japoński), mało w niej bowiem wstawek, informacji itp. Jedyne co udało mi się połączyć w jedną całość to fakt, że jeden z dwóch głównych bohaterów (Rei lub Ema) po prostu wciągają się w wir przygód i pomagają miejcowej ludności w róznych problemach. Raz ratują kogoś dziecko,innym razem starają się uwolnić świat od jakiegoś groźnego potwora oraz że czeka ich dodatkowo jeszcze wiele innych zadań, których będą musieli się podjąć.
Sama gra (developer Success&Ships) jest mieszanką rpg, karcianki i gry w kości (dziwna mieszanka swoją drogą...) i na początku może wydawać się niezrozumiała i odpychająca (kto wyrzuci więcej oczek ten ma silniejszy cios i zabiera wrogowi życie, ilość ataków zależy od naszego HP, do tego możemy używać przedmiotów i speciali). Ale jeśli mamy trochę samozaparcia, gra odwdzięczy się nam i pokaże jak tak banalne rzeczy mogą przyciągnąć gracza. Coraz cięższe walki (mimo że proste wizualnie)wymagają naprawdę dużej wprawy i umiejętości formowania odpowiedniej drużyny (towarzyszy przygód napotkamy podczas wędrówki po dungeonach - jest ich całkiem sporo - i towarzyszy i dungeonów;-)),musimy poznać działanie przedmiotów (a to zwiękaszają atak, rzucają negatywne statusy, zwiększają obronę, blokują wroga, odnawiają HP itd...) no i mieć trochę szczęścia w walce. W czasie gdy wędrujemy po lokacjach (główna oś gry, gdzie wszystko generowane jet losowo - przedmioty, lochy, a nawet questy!), odkrywają powoli jej zakamarki, znajdujemy itemy, napotykamy ludzi, którzy nieraz mają do zaoferowania nam niespodzianki (nie zawsze miłe). A gdy już uda się nam ukończyć zadanie, dopiero wtedy podskakuje nam poziom dośiwadczenia tzw LV. i co za tym idzie parametry bojowe (trzeba się oswoić z takim systemem). Każda wyniesiona karta jest odnotowywana u jednego ze sklepikarzy w mieście, więc zawsze można obczaić co udało się nam znaleźć. A samo miasto jest dość małe, klika budynków i miejski park w którym możemy sobie pogadać z ludźmi.
Najsłabszym punktem gry niewątpliwie jest grafika (oczywiście 2D). Słabej jakości tła i wygląd postaci, małej wielkości postacie i niezbyt czytelne lokacje nie dostarczają pozytywnych wrażeń, nawet jak na możliwości Gameboy'a. To samo walka, prosta animacja, pozbawiona fajerwerków (ale to przecież karty i kości...). Mimo to tworzy to wszystko jakiś taki specyficzny klimat. Aczkolowiek na plus należy zaliczyć to, że każdy przedmiot i potwór ma swój specyficzny wygląd i możemy mu się dokładnie przyjrzeć. Na uwagę zasługują również muzyka i dźwięki (autorami jest ekipa Digital Devil), dobre kawałki, bez tzw."gameboy'owego piszczenia" naprawdę doskonale pasują do gry i wyróżniają się z tłumu przeciętniaków. Każde uderzenie czy efekt speciala zasługuje na uznanie.
No i mam dylemat.. Czy polecić wam Monster Maker 4: Flash Cards... Sądze, że jednak tak. Potafi naprawdę wciągnąć mimo słabiutkiej grafiki i gwarantuje bardzo długie godziny grania (masa przygód i zadań, wiele przedmiotów i potworów), przy ładnej muzyce płynącej z głośnika GBA. Poza tym nie zaszkodzi zagarać w coś ciut odmiennego niż zwykły rpg.
Autor - Rolly (rpgexe@interia.pl)
Sam scenariusz gry był dla mnie raczej niezrozumiały (w grze przoduje język japoński), mało w niej bowiem wstawek, informacji itp. Jedyne co udało mi się połączyć w jedną całość to fakt, że jeden z dwóch głównych bohaterów (Rei lub Ema) po prostu wciągają się w wir przygód i pomagają miejcowej ludności w róznych problemach. Raz ratują kogoś dziecko,innym razem starają się uwolnić świat od jakiegoś groźnego potwora oraz że czeka ich dodatkowo jeszcze wiele innych zadań, których będą musieli się podjąć.
Sama gra (developer Success&Ships) jest mieszanką rpg, karcianki i gry w kości (dziwna mieszanka swoją drogą...) i na początku może wydawać się niezrozumiała i odpychająca (kto wyrzuci więcej oczek ten ma silniejszy cios i zabiera wrogowi życie, ilość ataków zależy od naszego HP, do tego możemy używać przedmiotów i speciali). Ale jeśli mamy trochę samozaparcia, gra odwdzięczy się nam i pokaże jak tak banalne rzeczy mogą przyciągnąć gracza. Coraz cięższe walki (mimo że proste wizualnie)wymagają naprawdę dużej wprawy i umiejętości formowania odpowiedniej drużyny (towarzyszy przygód napotkamy podczas wędrówki po dungeonach - jest ich całkiem sporo - i towarzyszy i dungeonów;-)),musimy poznać działanie przedmiotów (a to zwiękaszają atak, rzucają negatywne statusy, zwiększają obronę, blokują wroga, odnawiają HP itd...) no i mieć trochę szczęścia w walce. W czasie gdy wędrujemy po lokacjach (główna oś gry, gdzie wszystko generowane jet losowo - przedmioty, lochy, a nawet questy!), odkrywają powoli jej zakamarki, znajdujemy itemy, napotykamy ludzi, którzy nieraz mają do zaoferowania nam niespodzianki (nie zawsze miłe). A gdy już uda się nam ukończyć zadanie, dopiero wtedy podskakuje nam poziom dośiwadczenia tzw LV. i co za tym idzie parametry bojowe (trzeba się oswoić z takim systemem). Każda wyniesiona karta jest odnotowywana u jednego ze sklepikarzy w mieście, więc zawsze można obczaić co udało się nam znaleźć. A samo miasto jest dość małe, klika budynków i miejski park w którym możemy sobie pogadać z ludźmi.
Najsłabszym punktem gry niewątpliwie jest grafika (oczywiście 2D). Słabej jakości tła i wygląd postaci, małej wielkości postacie i niezbyt czytelne lokacje nie dostarczają pozytywnych wrażeń, nawet jak na możliwości Gameboy'a. To samo walka, prosta animacja, pozbawiona fajerwerków (ale to przecież karty i kości...). Mimo to tworzy to wszystko jakiś taki specyficzny klimat. Aczkolowiek na plus należy zaliczyć to, że każdy przedmiot i potwór ma swój specyficzny wygląd i możemy mu się dokładnie przyjrzeć. Na uwagę zasługują również muzyka i dźwięki (autorami jest ekipa Digital Devil), dobre kawałki, bez tzw."gameboy'owego piszczenia" naprawdę doskonale pasują do gry i wyróżniają się z tłumu przeciętniaków. Każde uderzenie czy efekt speciala zasługuje na uznanie.
No i mam dylemat.. Czy polecić wam Monster Maker 4: Flash Cards... Sądze, że jednak tak. Potafi naprawdę wciągnąć mimo słabiutkiej grafiki i gwarantuje bardzo długie godziny grania (masa przygód i zadań, wiele przedmiotów i potworów), przy ładnej muzyce płynącej z głośnika GBA. Poza tym nie zaszkodzi zagarać w coś ciut odmiennego niż zwykły rpg.
Autor - Rolly (rpgexe@interia.pl)
GRAFIKA - 5
MUZYKA i DŹWIĘK - 8
GRYWALNOŚĆ - 8
OGÓLNA OCENA - 7/10
Obrazki z gry:
Dodane: 06.10.2005, zmiany: 21.11.2013