Final Fantasy XII: Revenant Wings |
|
Wydania |
2007() 2007() |
Ogólnie
|
Fabularna kontynuacja FF12, ale w innej konwencji - tym razem dostajemy bowiem coś na kształt rtsa.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Witam w kolejnym odcinku z cyklu Czego to nie można zrobić ze znanej marki, na dzień dzisiejszy: Final Fantasy + RTS. No właśnie, w moim odczuciu Final Fantasy jest jedną z bardziej rozpoznawalnych marek, lecz to co się z nią dzieje jest conajmniej dziwne. Czemu? Otóż spod owego szyldu daaawno już przestały wychodzić klasyczne jRPGi, zamiast tego na rynku pojawiały się strzelanki, bijatyki a nawet... RTSy. Kiedyś jak czytałem zapowiedzi Final Fantasy XII: Revenant Wings nie wyobrażałem tego sobię ani za kszty... Na dodatek to Final Fantasy XII, czyli spalona na starcie gra z powodu swojego uniwersum: rycerze, króle, księżniczki, bleeeee... Nie znoszę krótko mówiąc takich klimatów (dlatego m.in. nie miałem kompletnie ochoty grać w FFXII na PS2). Mimo tego postanowiłem spróbować Reventant Wings, przekonany że to będzie tRPG (nie wiem skąd mi się to wzieło)... I... I... Nie spodziewałem się że tak mnie to wciągnie!
Akt II - Fabuła
Akcja całej gry toczy się w rok po wydarzeniach z FFXII, lecz tym razem poznajemy nowy kontynent świata Ivalice, mianowicie - Lemurés zamieszkany w znacznej części przez uskrzydlonych ludzi. Na samym początku główny bohater Vaan wraz z kumplem po fachu Balthierem znajdują po jednym magicznym kamieniu, jak się potem okazuje służą one do przyzywania Esperów (ale o tym później się rozpiszę). Dziwnym trafem, niedługo po tym wydarzeniu w ich mieście ląduje dziwny statek powietrzny. Jako że Vaan z zawodu jest piratem robi jedyną dla niego słuszną rzecz, czyli porywa statek. Niestety, wymyka się on z jego kontroli i zaczyna lecieć w kierunku nowego kontynentu. Tam w wyniku wielu wydarzeń poznaje Judge of Wind, który szybko staje się ich największym wrogiem. Całość jest podzielona na 10 rozdziałów, na których ukończenie potrzeba coś około 10-12 godzin.
Akt III - Grafika & Muzyka
Kolejny raz Square pokazało klasę, grafika jest naprawdę kolorowa, zaś cut-scenki dorównują oryginalnemu FFXII. Jednym z mankamentów jest jednak sam wygląd postaci, skoro gra dzieje się rok po wydarzeniach z dwunastki, to główny bohater ma coś koło 18 lat, więc ja się pytam, czemu wygląda jakby dopiero skończył 12?! No ale dobrze, można przeboleć, jednak czemu nie pokuszono się o kilka artworków dla każdej z postaci więcej? Ktoś ginie na oczach Vaana - ten nadal uśmiechnięty. Zdradza go przyjaciel - szczerzy zęby jak szczerzył. Wszystko się wali - ale co tam, uśmiech najważniejszy! Równierz artworki Esperów prezentują się zbyt dziecinnie. Nie żeby to jakoś mocno raziło w oczy, ale niestety wygląda czasami ciut komicznie. Grafika mimo że kolorowa, to często staje się za mocno pixelkowata. Często dostajemy sceny, gdy kamera centruje się na kilku bohaterach, przez co wyglądają jakby wyciągnięto ich z jakiejś gry na GameBoya i dodano kilka kolorów. Muzycznie zaś nie mam żadnych zarzutów, gdyż mimo wszystko soundtrack z Final Fantasy XII jako tako podobał mi się, zaś w Revenant Wings wiele motywów muzycznych zaczerpnięto własnie z oryginału.
Akt IV - Gameplay
Jak już wspomniałem, Final Fantasy XII: Revenant Wings jest grą typu RTS, nie wyobrażałem sobie tego z początku gdyż jak to tak, FF strategią? Turową to jeszcze ujdzie, ale w czasie rzeczywistym? Czemu nie! Gra mimo swojego klimatu rycerzyków itp. naprawdę mi się spodobała. Ale już tłumaczę, FFXII:RW nie jest RTSem takim jakie możemy zobaczyć na PC, nie mamy tutaj surowców, budynków itd. Jedyne co nas ogranicza w ilości posiadanych jednostek to ilość posiadanych punktów Affinity, im wyższy poziom doświadczenia naszych postaci tym więcej mamy owych punktów do rozdysponowania, a co za tym idzie walczymy coraz to większą ilością Esperów (każdy z nich kosztuje odpowiednią ilość, im silniejszy tym więcej). Im dalej zajdziemy, tym do wyboru będziemy mieli coraz to lepsze i silniejsze jednostki (wszystkie dzielą się na kilka rodzajów i poziomów), w szeregach których nie zabraknie takich znanych jak Ifrit, Odin czy Shiva. Co mnie trochę zaskoczyło, mianowicie ostatni boss. Wszyscy co grali chociaż w jedną dwie części z serii wiedzą, że finałowy badass potrafi napsuć krwi, w Revenant Wings pokonałem go już za drugim podejściem (za pierwszym razem przegrałem, bo nie wiedziałem o jego atakach). Innym minusem jest AI wroga i wielu NPC. Mianowicie zdarzają się misje, w których musimy przeprowadzić jakąś postać z punktu A do punktu B. Oczywiście owa postać sterowana jest przez AI, co równa się z tym że potrafi iść prosto na całą watahę wrogów i paść po dwóch sekundach (co za tym idzie musimy wszystko powtarzać).
Akt V - Epilog
Krótko mówiąc, Final Fantasy XII: Revenant Wings mimo AI i kilku innych, mniej jednak znaczących błędów naprawdę mnie mile zaskoczyło :).
Plusy:
+ bardzo udany RTS;
+ muzyka;
+ nie za długa, nie za krótka;
+ cut-scenki
Minusy:
- częsta pikselioza;
- ciut niewyrównany poziom trudności;
- artworki;
- AI;
Grafika: 3/5
Dźwięki: 5/5
Grywalność: 5/5
Ocena ogólna: 4/5
Obrazki z gry:
Dodane: 06.03.2009, zmiany: 21.11.2013