Banner Saga (The) |
|
Wydania |
2014( Steam + Box) 2014( Steam + Box) 2014( Steam + Box) |
Ogólnie
|
Ciekawy, taktyczny RPG w oryginalnych, nordyckich realiach, w którym tak naprawdę nie uświadczymy za wiele taktyki. Pierwsze skrzypce gra zadanie szczęśliwego doprowadzenia do celu karawany członków klanu, na czele którego staje gracz. Czekamy na dwie kolejne części planowanej trylogii.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
700% zaufania.
Fani taktycznych RPGów nie są rozpieszczani przez wydawców, a nadrzędną cechą ich charakteru powinna być cierpliwość. Przydaje się ona nie tylko w trakcie prowadzenia długich i wymagających walk na wirtualnym polu bitwy, ale również przy oczekiwaniu na pojawienie się na rynku kolejnych tytułów z tego gatunku, co niestety ma miejsce nieczęsto. Początek 2014 roku przyniósł domorosłym strategom miły prezent w postaci The Banner Saga, sfinansowanej dzięki Kickstarterowi, produkcji niezależnego studia Stoic założonego przez trzech weteranów branży rodem z samego Bioware, którzy opuścili studio po skończeniu produkcji Star Wars The Old Republic.
Ich projekt, będący pierwszą grą z planowanej trylogii, spotkał się z ogromnym entuzjazmem i zaufaniem internautów, przekraczając zakładaną kwotę ponad siedmiokrotnie, ostatecznie licznik zbiórki zatrzymał się na imponującym wyniku prawie 724 tysięcy dolarów. Gra pojawiła się w cyfrowej dystrybucji na komputery z systemem Windows i Mac 16.01.2014 roku w cenie 23 euro. Czy spełniła pokładane w niej nadzieje?
Wycieczka na chłodną Północ.
Tytułowy „banner” to wielka chorągiew, na której spisywana jest historia każdego klanu mroźnej, inspirowanej Skandynawią krainy, zamieszkiwanej przez ludzi i varlów- humanoidalnych, jak najbardziej rozumnych gigantów z imponującymi rogami na czołach. Ostatnie zapisy na powiewających chorągwiach muszą budzić coraz większy niepokój. Co prawda, po dwóch wyniszczających wojnach między ludźmi i varlami zapanował pokój, ale jest on kruchy, a przedstawicielom obu ras daleko do wzajemnej miłości. Opiekujący się od wieków światem Bogowie umarli lub na dobre opuścili swoich wyznawców, słońce od tygodni nieruchomo tkwi na niebie, a z mrocznej północy kontynentu nadciąga prawdziwie śmiertelne niebezpieczeństwo. Są nim istoty zwane dredge, przypominające ożywione skalne posągi. Kamienni najeźdźcy bez litości palą kolejne osady i mordują mieszkańców (o gwałtach na szczęście nie słyszano ;-D). Jednym zdaniem, krainę The Banner Saga odwiedzamy w momencie, w którym staje ona nad przepaścią, a apokalipsa wydaje się być bliżej niż kiedykolwiek.
Audiowizualne małe mistrzostwo świata.
Powiedzmy to sobie od razu, bez zbędnego ględzenia- świat przedstawiony w The Banner Saga zachwyca surowym urokiem, w dużej mierze dzięki ręcznie rysowanej grafice, która zasługuje na miano wspomnianego wyżej małego mistrzostwa świata. Dotyczy to zarówno krajobrazów, jak i statycznych wizerunków postaci wyświetlanych w trakcie dialogów. Postaci w ruchu możemy zobaczyć tylko w trakcie walk, są wówczas całkiem ładnie animowane. Nastrojowa muzyka również robi świetne wrażenie, ale jest jej zdecydowanie za mało, długimi momentami towarzyszy nam całkowita cisza. Słabo, chciałoby się jej słyszeć zdecydowanie więcej, podobnie jak voice- actingu, którego w grze, poza nielicznymi animacjami, nie uświadczymy. Trzeba się przygotować na sporo czytania statycznego tekstu, weteranom mogą się przypomnieć stare pctowe rpgi, porównanie do nowel graficznych również jest na miejscu- pora zagonić rozleniwioną dzisiejszymi growymi block- busterami wyobraźnię do roboty. Warto pamiętać, że gra nie została spolonizowana i wymaga niezłej znajomości angielskiego, tym bardziej, że niektóre animacje (w sumie jest ich może 5 minut) nie posiadają podpisów- trzeba grać „na słuch”, a narrator mówi ze specyficznym akcentem, który nie ułatwia zrozumienia.
Decyzje złe, gorsze i najgorsze.
Samą rozgrywkę można podzielić na dwie części: zarządzanie karawaną, którą podróżują członkowie naszego klanu i toczenie walk. Karawana porusza się automatycznie ku z góry wyznaczonemu celowi, gracz przejmuje rolę lidera i ma za zadanie zapewnić jej przetrwanie. Do jego zadań należą przede wszystkim: zaopatrywanie w zapasy, bronienie członków naszej małej społeczności przed niebezpieczeństwami, rozmawianie z nimi i dbanie o ich morale, oraz podejmowanie decyzji w sytuacjach kryzysowych. Od błahych, pokroju pijaka, który po obaleniu kolejnej butelki miodu wszczyna fałszywe alarmy i testuje cierpliwość umiejącej zachować umiar w piciu reszty klanu, po poważne, które tak naprawdę nie mają idealnego, jednoznacznego rozwiązania i najczęściej bezlitośnie dają graczowi w kość. W tym surowym świecie nieustannie trzeba wybierać mniejsze zło, a pazerność czy brawura zostają bezwzględnie ukarane. Wybory pozornie dobre i najbardziej rozsądne również często skutkują kompletną porażką. Co ważne, niektóre z naszych decyzji mają pewien wpływ na przebieg fabuły i choć nie zmienia się ona diametralnie, to zawsze miło (lub częściej niemiło) zobaczyć w przyszłości efekt naszego zachowania.
Wojna prostsza niż zwykle.
Podróż karawany przerywana jest turowymi walkami. Jeśli chodzi o potyczki, to The Banner Saga w porównaniu z klasykami gatunku może oblać się rumieńcem wstydu. Ok, rozprawianie się z wrogami jest dość zajmujące, ale bardzo mało rozbudowane. Walczymy na terenie podzielonym na pola, po którym poruszają się nasi bohaterowie i przeciwnicy. Są oni opisani trzema statystykami- są to siła witalna, zbroja i siła woli. Pierwszy współczynnik odpowiada jednocześnie za zdrowie postaci i moc jej ataku. Każdy otrzymany cios zmniejsza ten wskaźnik, zbliżając postać do śmierci, ale też osłabiając siłę jej ataków. Pomysł ten zachęca do rozważnej gry i kombinowania w stylu zostawiania przy życiu ledwie żywych jednostek przeciwnika, które zabierają mu cenne tury ruchu, ale tak naprawdę nie mogą nam wyrządzić poważnej krzywdy. W grze nie występuje znana np. z serii Fire Emblem permanentna śmierć, poległe jednostki potrzebują jedynie kilku growych dni odpoczynku, żeby wrócić do pełni formy i odnowić statystyki.
Za wygrane potyczki i rozwiązywane problemy otrzymujemy punkty sławy, które są jedyną, niezwykle ważną walutą w grze. Zapłacimy nimi zarówno za zapasy dla karawany i nieliczny ekwipunek dla wojowników, jak i za ich awans na wyższy poziom. Jak to w życiu niestety bywa, nigdy nie narzekamy na nadmiar waluty i często trzeba mocno nagłowić się przed kolejnym zakupem.
Jak wspomniałem walka jest przyjemna i momentami wymagająca, ale gra nawet nie próbuje rzucić rękawicy tuzom pokroju Final Fantasy Tactics, Tactics Ogre czy X- COM. Nie ma żadnego wyboru broni, przedmioty można policzyć na palcach obu dłoni. Rozwój postaci jest uproszczony, a każda postać ma z góry przypisane co najwyżej dwie umiejętności. Brakuje zróżnicowania terenu, rodzajów przeciwników, czy choćby samych celów potyczek- np. czegoś w stylu okazjonalnych, urozmaicających grę misji z eskortowaniem określonej postaci itp. Szczególnej tragedii z tym nie ma, bo można się bardziej skoncentrować na podróży swojej karawany i wyborach, ale zapaleni taktycy, którzy wypruwali sobie żyły przy japońskich klasykach będą zawiedzeni.
Warto?
The Banner Saga to tytuł nierówny. Dość paradoksalnie, bo przecież mówimy o taktycznej grze RPG, klimat, na który składają się oryginalne, skandynawskie realia, piękna grafika i muzyka, z lekka spycha w cień fabułę i strategiczną część rozgrywki. Niestety wyraźnie widać, że jest to tylko pierwsza część planowanej trylogii- opowiadana historia zostaje ucięta jakby znienacka spadł na nią cios dobrze naostrzonego topora- gracz nie dostaje praktycznie żadnych odpowiedzi na pojawiające się w trakcie gry pytania, wiele wątków nie zostaje „pociągniętych”, a motywacje niektórych postaci pozostają niejasne.
Trochę narzekam, ale zagrać w TBS zdecydowanie warto. Jako zdeklarowany konsolowiec do gry na komputerze podchodzę trochę jak pies do jeża, ale dzieło studia Stoic skończyłem w trzy wieczory, odkładając wszystkie inne tytuły na bok. Trwająca jakieś 10 godzin wizyta w tej mroźnej, targanej szeregiem problemów krainie niemal wyjętej z mrocznych, nordyckich sag obfituje w silne emocje i sprawia, że trudno oderwać się od monitora, a o to przecież w tej zabawie chodzi. Szkoda jedynie, że uczuciu zachwytu często towarzyszy również niedosyt.
Plusy:
+ wciąga
+ piękna oprawa audiowizualna
+ niejednoznaczne wybory moralne
+ oryginalny klimat
+ niskie wymagania sprzętowe
Minusy:
- mało rozbudowana walka
- fabuła nie jest rewelacyjna, a zakończenie nie satysfakcjonuje
- brak polonizacji
- brak zadań pobocznych
- brak voice- actingu, mało muzyki i przerywników filmowych
Moja ocena: 7/10. W skali 1- 5 powiedzmy, że -4/5.
Obrazki z gry:
//obrazki i podpisy - Wielki K//
Dodane: 24.01.2014, zmiany: 02.12.2020
Komentarze:
Spoko tekst, miło widzieć ruch na stronce. Sam mam napięty grafik a szykuję chyba z tuzin rzeczy. Tyle że czas to jednak zawsze jest go za mało
[Venra @ 22.02.2014, 16:56]