Battle Slots RPG |
|
Wydania |
2011() |
Ogólnie
|
Po niewątpliwym sukcesie Puzzle Questa, jak grzyby po deszczu zaczęły ukazywać się różne kontynuacje i mniej lub bardziej udane wariacje na jego temat. Battle Slots jest właśnie taką wariacją - tym razem rpg zostało pomieszane z... jednorękim bandytą. Tak, tak, walki toczymy za pomocą maszyny losującej.
|
Widok
|
boczny ? :)
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Wielokrotnie już próbowano doprawiać gry typu match-3, tower defense czy tetrisa erpegowym sosem. Efekty były rozmaite, ale przeważnie hybrydy takie okazywały się lekkimi i wciągającymi produkcjami, dobrymi na krótką, odprężającą sesję po ciężkim dniu. Jako że przy tych tropikach za oknem mój umysł niezbyt dobrze radzi sobie z poważnymi, rozbudowanymi produkcjami, spróbowałam z tego nurtu wyłowić coś jeszcze. Wybór padł na Battle Slots - połączenie RPG z... jednorękim bandytą. Zaiste, pomysłowość twórców zdaje się nie mieć granic. I całe szczęście.
Naszym alter ego będzie tym razem skromny, prosty mieszkaniec wsi, który pewnego dnia, dziwnym zrządzeniem losu, znajduje gdzieś pod krzakiem tajemnicze pudełko. Znalezisko to podejrzanie przypomina znane nam skądinąd maszynerie z kolorowymi symbolami na bębnach i drążkiem oraz niepohamowanym apetytem na monety czy żetony.
Jak się szybko okazuje, ustrojstwo to jest artefaktem obdarzonym potężną mocą, a jednocześnie bronią, która może przechylić szalę zwycięstwa w starciu z siłami ciemności, które akurat zdecydowały się wypełznąć z podziemi i napastować spokojnych, niewinnych ludzi. Cóż więc robić - trzeba zapakować pudełko, parę kanapek i portki na zmianę i ze śpiewem na ustach ruszyć ku przygodzie i chwale bohatera.
Osoby, które znają Puzzle Questa, natychmiast poczują się jak w domu - mechanika Battle Slots jest bardzo zbliżona. Po przeczytaniu początkowych dialogów połączonych z krótkim tutorialem, naszym oczom ukazuje się mapa, na której zaznaczane będą kolejno odkrywane lokacje i ścieżki pomiędzy nimi. Po dotarciu do miasta będziemy mogli skorzystać ze sklepu, w którym zakupimy nowe umiejętności i elementy do naszego artefaktu, odwiedzić prywatne zoo lub akademię, w której z dostępnej puli dobierzemy najbardziej nam odpowiadające symbole, runy i zdolności. Jakim cudem nawet w najbardziej zapyziałej mieścinie znaleźć można części zamienne dla jedynego w swoim rodzaju i zapewne zaawansowanego technicznie artefaktu, pozostaje słodką tajemnicą sklepikarzy.
W trakcie gry przyjdzie nam przedreptać krainę wzdłuż i wszerz, odwiedzając kolejne mieściny, wysłuchując ich mieszkańców i starając się jak najskuteczniej rozwiązać ich problemy. Ponieważ źródła większości z nich mają ostre kły bądź ciężkie argumenty w łapach, a ponadto mord w oczach i generalnie wrogie zamiary, zabiegi dyplomatyczne na niewiele się zdadzą. Nie pozostanie nic innego, niż wyjaśnienie im, przy akompaniamencie kul ognia i burz lodowych wydobywających się ze wspomnianego już pudełka, że powinni znaleźć się w zupełnie innym miejscu. I to szybko.
Jak już wspomniałam wcześniej, miejsce łączonych w trójki kamyków zajął jednoręki bandyta. Każdą turę rozpoczynamy od pociągnięcia wirtualnego drążka, w wyniku czego na pięciu bębnach losowane są po trzy symbole. W zależności od ich typu i rozmieszczenia otrzymujemy energię fizyczną, magiczną, złoto czy doświadczenie. Odpowiedni zapas energii pozwala na aktywację jednej z uprzednio wybranych umiejętności, aby, w zależności od dokonanego wyboru, zrobić krzywdę przeciwnikowi, wyleczyć się, zwiększyć częstotliwość obrotów bębnów czy dodać kilka jokerów do umieszczonych na nich symboli.
Przeciwnik nie pozostaje nam oczywiście dłużny (jakim cudem byle ptaszydło dysponuje kopią naszego artefaktu pozostaje słodką tajemnicą producentów) i chętnie bierze udział w tej wymianie uprzejmości. Gdy na placu boju pozostaje już tylko nasz bohater, otrzymuje on złoto i doświadczenie wylosowane w trakcie walki przez obie strony, a przy odrobinie szczęścia również nowy symbol lub umiejętność. Po opadnięciu kurzu bitewnego nie pozostaje nic innego, jak wrócić do miasta, zdać wykonane zadania i poznać nowe, a następnie ruszyć w stronę kolejnej mieściny - zapewne nie bez bliskiego zapoznania się z lokalną fauną po drodze. Ten schemat powielać się zresztą będzie aż do samego końca gry.
Powtarzalność rozgrywki jest właśnie jedną z dwóch podstawowych wad tej produkcji. Od początku aż do szczęśliwego zakończenia wykonujemy bowiem te same działania - odwiedzenie najbliższej miejscowości, zebranie wszystkich dostępnych misji, przemieszczenie się w odpowiednie miejsce, stoczenie kilku walk, powrót do mieściny, otrzymanie nagród, ewentualne zakupy w lokalnym sklepiku lub wizyta w akademii w celu wymiany symboli czy run. Gra w toku rozgrywki nie oferuje nic, co łamałoby ten schemat - żadnych minigierek czy przerywników, a rozgrywka jest wybitnie liniowa, mimo możliwości swobodnego poruszania się po mapie - bo nowe lokacje odkrywane są i tak w trakcie przebiegu rozgrywki, a do odwiedzonych wcześniej rzadko kiedy jest po co wracać. To wszystko sprawia, że produkcja ta nie nadaje się na dłuższe sesje, bo bardzo szybko staje się monotonna. Jej znacząca długość (ok. 40-50 godzin przy wykonywaniu wszystkich subquestów) również nie dla każdego będzie zaletą - ja ukończyłam ją właściwie siłą rozpędu i chęcią zobaczenia, jak ta historia się skończy.
Drugą wadą, a jednocześnie czynnikiem, który wydłuża rozgrywkę w sposób niezbyt przyjemny, jest olbrzymia losowość walk. Jak by nie było, jednoręki bandyta z założenia nie wymaga zbyt rozbudowanych strategii, za to dużo szczęścia. Tak również jest i w tym przypadku. Wybierając odpowiednie runy i umiejętności mamy pewien wpływ na przebieg walki, ale i tak najwięcej zależy od tego, jak ułożą się symbole po wciśnięciu przycisku "spin". Jeśli mamy pecha, przez długi czas może nie wylosować się kompletnie nic. Można wtedy jedynie patrzeć z rosnącą złością, jak byle słabeusz zadaje nam kolejne ciosy, co skutkuje porażką lub co najmniej znaczącym wydłużeniem walki. Ta frustracja czasem skutecznie zabija wszelką przyjemność płynącą z rozgrywki.
Battle Slots nie ma aspiracji bycia grą wszechczasów. Historia jest prosta i łatwa do przewidzenia, z dodanym (moim zdaniem nieco na siłę) zwrotem akcji pod koniec, grafika, choć równie niewyszukana, cieszy oczy, a muzyka przygrywa w tle i po pewnym czasie przestaje się ją zauważać. Zdecydowanie jest to produkcja dla mniej wymagającego odbiorcy, przeznaczona raczej na krótkie, kilkudziesięciominutowe sesje. Mimo swoich wad jednak wciąga, niejednokrotnie może pojawić się syndrom "jeszcze jednej walki". Osoby, którym podobały się Puzzle Questy i szukają czegoś w podobnym stylu nie powinny się zawieść na Battle Slots, ale do niedoścignionego "Challenge of the Warlords" to jej jednak daleko...
Moja ocena: 5/10
Zalety:
+ unikalna mechanika walki
+ przyjemna, choć niewyszukana oprawa audiowizualna
+ potrafi wciągnąć
Wady:
- małe zróżnicowanie rozgrywki skutkujące monotonią
- wynik walki zależy w ogromnym stopniu od szczęścia
Obrazki z gry:
Dodane: 12.06.2011, zmiany: 05.12.2013