Borderlands: The Pre-Sequel |
|
Wydania |
2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) 2014( Steam) |
Ogólnie
|
Jeszcze jedna część borderlandsowej sagi - fabularnie prequel, technicznie po części 2, a przed 3.
|
Widok
|
FPP
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Witajcie na Pandorze! Tyle że nie, bo tym razem to jeden z jej księżyców czyli Elpis. Oznacza to, że spotykamy tu zupełnie nowe warunki oraz stworzenia. Aby zamieszania było jeszcze więcej, to akcja umieszczona jest pomiędzy wydarzeniami z części 1 i 2 serii. No to może jakieś znajome punkty odniesienia? Przede wszystkim: Jack - jest on naszym zleceniodawcą. A my jesteśmy...
... jedną z sześciu postaci, klasycznie dla serii zupełnie nowych. Nowych jako postacie do gry, bo większość z nich znamy z poprzednich dwóch odsłon. Athena była w DLC do części pierwszej, Nisha oraz Wilhelm to bossowie z drugiej części, a Claptrapa to raczej przedstawiać nie trzeba, wszak miał dedykowane wyłącznie sobie DLC - też w pierwszej części. Sobowtór Jacka też figurował w drugiej części, a Baronowa Hammerlock, to siostra Hammerlocka z drugiej części - te dwie ostatnie postacie dostępne jako DLC, nie są konieczne do osiągnięć. Każda postać ma oczywiście swój atut i trzy drzewka rozwoju: od gry ofensywnej, po wsparcie dla reszty drużyny. Athena potrafi zasłonić tarczą i również nią rzucić, Nisha ostrzelać z biodra sypiąc gradem kul, Wilhelm posiada dwa drony - dający osłonę i atakujący, a Claptrap... naśladuje losowo moce innych Vaulthunterów względnie adekwatnie do zastanej na polu walki sytuacji, z emfazą na "względnie" - jedna z nich powoduje że wysadza siebie i najbliższe otoczenie bombą. W sumie możliwość grania tym pociesznym robotem jest obłędna w pozytywnym znaczeniu tego słowa, choć trzeba lubić postać i element losowości w boju. Oby inni grający też lubili, hehe.
System rozwoju jest taki sam jak w poprzedniej części, czyli co poziom dostajemy jeden punkt do wykorzystania w drzewku oraz za przeróżne aktywności dostajemy punkt albo więcej z wyzwań i te możemy wydać na zwiększenie rangi badass - co pozwala przytulić jakiś drobny procentowy bonus do obrażeń, szybkostrzelności, żywotności - co tam sobie upodobamy. Niby nic, ale jak się uzbiera te procenty, to fajnie zadawać o 10% więcej czy przeładowywać prędzej. Czyli powtórka z rozrywki.
Większość broni palnej działa tak samo, acz nie ma tutaj tego elementu szlamowego - zastąpiono go za to zamrażaniem. Tak, przy dobrym wietrze przeciwnik zostaje fajną kostką lodu ze szkodą dla jego zdrowia. I można go solidnym ciosem pokruszyć momentalnie na kawałki. Nowym rodzajem broni są lasery - mimo, że to jedna kategoria, to są tam zarówno pukawki prujące seriami, pojedynczym promieniem czy kilkoma. W sumie pluralizm opcji. Poza bronią palną w walce możemy też skorzystać z udogodnienia oferowanego przez aparaty tlenowe. Pomijając to, że dają nam tlen - bardzo potrzebny w wielu lokacjach, bo wiecie: próżnia, te sprawy - to umożliwiają wykonywanie podwójnego skoku i czegoś na wzór krótkiego szybowania. To znowu jest wykonalne z powodu środowiska słabszej grawitacji - w sumie jak to na księżycu. Wracając do meritum aparatum (wymyśliłem ten termin, wątpię czy poprawnie): dający tlen dynks umożliwia nam również przyśpieszenie opadania i wywołanie lokalnej fali uderzeniowej (w tym z aspektem jednego z elementów jak ogień, trucizna itd.) mogącej strzaskać lodowe rzeźby uczynione z wrogów zamrażającym atakiem. I bez tego też zada to obrażenia wrogom, więc warto korzystać w potencjalnym zwarciu.
Tyle w temacie mięcha, a jak scenariusz? No zapowiadał się obiecująco, bo pomożemy zbudować legendę przyszłego niesławnego Handsome Jacka. I naprawdę spodziewałem się wiele, ale wyszło jako tako. Serio, jego przemiana czy coś jest taka w sumie na siłę i jakoś tak lepiona na ślinę z domieszką słowa honoru. Dziwne jest też to, że głównym narratorem jest Athena... nawet jeżeli zdecydujemy się grać samotnie inną postacią. Oczywiście wybrani przez nas protagoniści będą sami komentować akcję, ale nadal - dlaczego Athena miałaby coś o ich poczynaniach wiedzieć, skoro zwyczajnie jest jedna szansa na cztery (czy sześć), że tam była? Dysonans ludo-narracyjny pojawia się też, gdy Jack zabija jedną postać - choć w pierwszej scenie gry strzelał się z całym oddziałem? Ogólnie, od głównej fabuły ciekawsze są DLC, w tym jedno dziejące się bezpośrednio w umyśle (jeżeli można tak to określić) Claptrapa... gdzie możemy wejść do niego jako on sam? Nie zostało to jakoś sensownie wyjaśnione, szczególnie że to dokładnie ten sam model którym gramy, a nie tylko egzemplarz z tej samej serii produkcyjnej. Cóż, seria znana jest z niedoszlifowanej fabuły i powiedziałbym, że teraz też ma to miejsce. Niemniej samo DLC jest najbardziej emocjonalne z całości - na swój osobliwy sposób. Tak, Claptrap to tragikomiczna postać, jak się okazuje.
Osiągnięcia... Od czego zacząć? Może od tego, że aby je mieć zgodnie z zasadami musiałem przechodzić fabułę ponownie na trudniejszym poziomie, bo na poprzednim zaliczenie jednej misji się popsuło? Ale spokojnie: tylko mi, bo moja partnerka robiąca ze mną tę misję zakończyła ją sukcesem. Są osiągnięcia wymagające grania z innymi, czego zwyczajnie w grach bardziej jednoosobowych nie znoszę. I to nie są szybkie osiągnięcia: jedno wymaga skompletowania pełnego składu w określonej misji, inne tego, że Claptrapowi zaskoczy właściwa umiejętność z wachlarza losowych... Uciążliwe, choć nie tak jak zrobienie kompletu wyzwań na co najmniej 1 poziom, szczególnie sporym bólem początku pleców jest wyrobienie 20 broni typu luneshine - bo waluta do ich zrobienia jest rzadka, szansa na wykonanie też losowa.
Muzycznie gra jest ok. No niestety - tym razem trudno aby jakieś kosmiczne kawałki zapadły w pamięci, ten rozpoczynający intro też taki sobie. Średnio wyszło, ale bez dramatu.
To nadal dobry looter shooter RPG z milionami spluw. Tyle że innowacje takie jak grawitacja i związane z nią spowolnione opadanie uczyniło walkę miejscami dość ślamazarną. Nie pomaga też konieczność pilnowania zasobów tlenu - chyba że gramy Claptrapem, bo jemu do istnienia potrzebny nie jest. Gra też potrafi mieć problemy z włączeniem się i czasami wywala do pulpitu przy utracie połączenia z siecią - choć rzadko.
Gra wskazana raczej dla osób zaznajomionych z poprzednimi częściami i fanów serii. Trudno aby miała przyciągnąć nowych. Mimo wad jest dość grywalna, acz uzyskujemy to samo co ostatnio z subtelnymi zmianami - o tym czy korzystnymi pisałem już wyżej. Fabularnie uważam, że zmarnowano potencjał postaci Jacka, który stał się ikonicznym tyranem, a tutaj jakoś tak przemiana ta następuje ni z gruchy ni z pietruchy. Tak jakby scenarzyści nie byli pewni czy jak od początku nie wypalą z grubej rury, to nie zniechęcą do grania jako jego najemnicy. Ogólnie: tytuł jest w porządku, choć słabszy od dwójeczki o niemalże ligę. Ale do popykania dla odprężenia ujdzie.
ZALETY:
- Obiecujący scenariusz
- Można grać Claptrapem!
- Fajnie się strzela
WADY:
- ... chyba że w warunkach zmniejszonej grawitacji
- Zmarnowany potencjał fabularny Jacka
- Bugi po latach od premiery
Osoby, które grałyby w tę grę:
- Neil Armstrong
- Steve Rogers
- Sissy Hankshaw
Osoby, które nie grałyby w tę grę:
- Bill Kaysing
- Johann Shmidt
- Usagi Tsukino
Nie ufaj tym, którzy mówią, że The Pre-Sequel jest słaby. Zdecydowanie nie jest.
BD:TPS jest w tej niewygodnej dla siebie pozycji, że porównuje się je ciągle do Borderlands 2. I rzeczywiście, gejmplejowo TPS opiera się niemal w całości na BD2 - z tą różnicą, że jest tutaj parę usprawnień tamtejszej mechaniki.
Dochodzą tu m.in.:
- odmienna grawitacja (dająca szersze pole do popisu dla konstrukcji poziomów i wiążąca się z nową mechaniką slamowania, czyli spadania z impetem na wrogów, żeby zadać im wielkie obrażenia),
- lodowy żywioł (cryo, które zastępuje slag),
- nowy rodzaj broni (lasery),
- wypowiedzi bohaterów, którzy wreszcie przestali być niemi w dialogach,
- Grinder (w którym można stworzyć nowe bronie i przedmioty po poświęceniu trzech innych)...
...i parę innych pomniejszych poprawek lub nowości.
Porównując TPS z BD2 nie da się ukryć, że ta część ma mniejsze zarówno objętość i rozmach od poprzedniej, ale stara się jej dorównać epickością i dramatyzmem. Nie jest jednak tak, że Pre-Sequel jest gorszy - to nadal świetna gra, która jest tylko pod tym względem "słabsza" od poprzedniczki, że tamta jest po prostu przekozacka i fantastyczna. TPS naprawdę nie ma się czego wstydzić jako osobna produkcja.
Właśnie, TPS jako taki jest bezapelacyjnie godny posiadania nazwy "Borderlands" w tytule. Jest tutaj wszystko, za co można było pokochać poprzednie gry serii - niesamowity, zwariowany klimat, wiele charakterystycznych sympatycznych postaci, historia, która wcale nie jest pretekstem dla zbierania ton przedmiotów, setki dających frajdę zadań pobocznych i wiele, wiele więcej. To po prostu Bordki pełną gębą, tylko w trochę odmiennej kolorystyce i nieco krótsze. Nadal jest tu mnóstwo świetnej zabawy, zwłaszcza w kooperacji z przyjaciółmi, nadal można dosyć regularnie wybuchać śmiechem, nadal jest co zbierać i ulepszać, nadal jest co zwiedzać i podziwiać, nadal są gigantyczne bossy, które można grindować dla coraz to lepszych broni.
Wciąż też można wybrać klasę najbardziej odpowiadającą swojemu stylowi gry. Wśród nich są:
- Gladiatorka Athena - potrafi zasłaniać się przed ciosami tarczą i rzucać nią we wrogów, może też skupiać się na walce wręcz;
- Cyborg Wilhelm - bardzo ofensywna postać, którą można różnymi "protezami" ulepszyć, towrzyszą mu również dron walczący i leczący;
- Kowbojka Nisha - nastawiona na DPS, jej umiejętnością specjalną jest w zasadzie... aimbot, którym sama namierza wrogów i błyskawicznie się ich pozbywa;
- Fragtrap - robocik, którego umiejętność specjalna dostosowuje swoje działanie do danej sytuacji.
...a także dwie dochodzące w DLC:
- Baronowa Aurelia - siostra Sir Hammerlocka, syrena skupiająca się na zamrażaniu wrogów na różne sposoby, która słynie z tego, że jest... bogata (w coopie jeden z graczy może być jej niewolnikiem, co obojgu daje różne bonusy, poza tym na start baronowa dostaje 30 000 kredytów i dwie fioletowe bronie);
- Sobowtór Jacka - postać, która potrafi przywołać dwie cyfrowe wersje siebie.
Każdy z bohaterów ma dosyć ciekawie skonstruowane drzewka umiejętności, każdy może więc wybrać sobie ten styl gry, który najbardziej mu odpowiada. Warto przy okazji wspomnieć, że umiejętność specjalną odblokowuje się tutaj na poziomie trzecim, a nie piątym, a także że dopasowywanie poziomu wrogów do poziomu bohatera jest tutaj dużo lepsze niż w Borderlands 2. Nie ma więc ryzyka, że wykonując wszystkie misje poboczne gracze staną się nagle zbyt silni dla wrogów z głównego wątku.
Pojawiają się tu również nowe, bardziej lub mniej charakterystyczne postacie (jak choćby Springs, wspominana również w Tales from the Borderlands od Telltale Games, lub pielęgniarka Nina, która swym rosyjskim akcentem stara się nadrobić brak Doktora Zeda), ale nie da się ukryć, że nie jest to poziom, który reprezentuje Tiny Tina lub Mr. Torgue z BD2. The Pre-Sequel skupia się raczej, bardzo udanie zresztą, na kreowaniu postaci Handsome Jacka i jego towarzyszy - bohaterów graczy.
TPS nie jest zły - jest świetny. Po prostu BD2 jest jeszcze lepszy. Nadal jednak jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana serii, bo dostarcza wcale nie mniej frajdy, a ponadto rozwija i wyjaśnia wiele poruszanych lub ledwo tylko zarysowanych wątków. Momenty przełomowe w fabule na pewno zapadną w pamięć, a zakończenie wyjaśnia bardzo wiele. Co ciekawe jednak, jeszcze więcej wyjaśnia...
...Claptastic Voyage DLC. Pokrótce: bezpośrednio kontynuuje główny wątek i odpowiada, zwłaszcza w zakończeniu, na jeszcze więcej pytań, dodaje nową jakość broni (zglitchowane, posiadające bardzo zróżnicowane cechy i ciekawe efekty wizualne) i zabiera graczy w fantastyczną podróż. Uważam, że jest to najlepsze fabularne rozszerzenie do całej serii, lepsze nawet od Tiny Tina's Aassault on Dragon Keep z BD2. Żeby uniknąć jakichkolwiek spojlerów powiem tylko, że DLC zabierze graczy wewnątrz umysłu Claptrapa (co już brzmi ciekawie) i będzie wywoływało całą plejadę emocji: od zachwytu ogólną jakością dodatku, przez zaciekawienie wszechobecną tematyką komputerową i psychologiczną, po naprzemienny uśmiech i smutek. Tak, w wielu momentach Claptastic Voyage podchodzi do tematu bardzo poważnie, a ogólny jego charakter jest raczej słodko-gorzki. Mimo to (a może dzięki temu) zapada w pamięć na długo.
Podsumowując: słyszałem wiele opinii o tym, jak bardzo ta część jest gorsza od poprzedniej i po kilkudziesięciogodzinnym sprawdzaniu prawdziwości tych stwierdzeń na własnej skórze stwierdzam, że to ściema. TPS ma po prostu mniejszy rozmach i przez kilka pierwszych chwil jest trochę nudniejsze (ale było tak również w pierwszym Borderlands). Szybko się jednak rozkręca, epickość sięga zenitu, ogólna badassowatość nie spada poniżej poziomu poprzedniczki, a zakończenia wątków głównych gry i DLC są bardzo satysfakcjonujące. Jedyna w zasadzie bolączka to blokujący się niekiedy ekwipunek - nic wielkiego, ale czasami irytuje.
Nie żałuję żadnej wydanej złotówki i jeśli ujęły cię poprzednie części nie słuchaj malkontentów - po prostu zagraj i rozkoszuj się w tym niezwykłym świecie... najlepiej po przejściu BD1 i BD2 z dodatkami, by wszystko rozumieć. :)
Moja ocena
Podstawka dla fana serii solidne 4/5
DLC to 6/5
Obrazki z gry:
/obrazki dostarczył Endex/
Dodane: 22.10.2014, zmiany: 16.10.2024