Fallout 3 |
|
Wydania |
2008() 2008() |
Ogólnie
|
Najnowsza odsłona jednej z najsłynniejszych i najbardziej kultowych serii rpg w historii świata.
|
Widok
|
tpp/fpp
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
War, war has just changed. Te słowa chyba najlepiej oddają stan mojego ducha po zetknięciu z kontynuacją legendarnych Fallouta 1 i 2. Zdaję sobie sprawę, że raczej nie powinienem zdradzać swojego nastawienia do gry na samym początku recenzji, ale niestety nic na to nie poradzę. Czytałem już zbyt wiele wazeliniarskich recenzji nowego Fallouta i stwierdziłem, że warto rzucić trochę światła na sprawę. No, ale dość tego bełkotu, przejdźmy do konkretów.
Fabuła:
Właściwie nie wiem co mam tu napisać, by nie spoilerować, bo główny wątek nie dość, że żałosny, to tak krótki, że gdyby skupić się tylko na nim gra zajęłaby 3-4 godzinki maks. No, ale dobra, o co chodzi? Zaczynamy naszą przygodę w Schronie 101, gdzie nasz tatuś (w tej roli Liam Neeson) pracuje jako lekarz. Któregoś dnia nasz ojciec znika, a naszym zadaniem jest go odnaleźć... słodko, prawda? Więcej pisać raczej nie będę, bo i tak zdradziłem już jakieś 10% wątku głównego. Swego czasu Shite... przepraszam, Bethesda obiecywała nam około 200 kombinacji zakończeń. Miały to być opowiedziane dalsze losy siedlisk/ bohaterów jak to miało miejsce w poprzednich dwóch częściach gry. Jak wielu wie Bethesda znana jest z tego, że reklamuje rzeczy, których nie ma, tak więc mamy dosłownie parę kombinacji "outra". Na domiar złego końcówka gry jest tak żałosna, że po przejściu gry spałem jak niemowlę... cała noc płakałem i ze 3 razy się zes***ałem (wybaczcie łacinę). Wypadałoby chyba powiedzieć coś pozytywnego. Nie przeczę, że niektóre questy poboczne są ciekawe i niegłupio pomyślane. Z drugiej jednak strony puka mi w skroń kolejna myśl: niektóre są kosmicznie durne.
W sumie nie wiedziałem gdzie wrzucić kilka przemyśleń na temat samego świata gry, ale chyba ten akapit najlepiej do tego się nadaje. Świat gry czasem wręcz uderza swoją bezsensownością i składa się z elementów, które niezbyt dobrze świadczą o inteligencji twórców:
-miasto zbudowane w KRATERZE powstałym po bombie atomowej... w sumie nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie maleńki szczególik: bomba to cholerny NIEWYPAŁ... skąd ten krater?
-samochody eksplodujące w chmurze wybuchu atomowego
-200 lat po wojnie, a świat wygląda jakby wojna skończyła się 3 lata temu, na ulicach stoją lekko podniszczone rowerki, można znaleźć lekko zabrudzone (ale w nienagannym stanie) ubrania z lat 50-tych
-znajdujemy niesplądrowane apteczki w zaludnionych ruinach
-picie wody z kibla... woda w jakichś opuszczonych ruderach 200 lat po wojnie... logiczne
-wciąż działające komputery w ruinach fabryk itp... to dopiero logiczne
- no i w końcu Fat Boy- "katapulta nuklearna"... wybaczcie mi, ale naprawdę nie jestem w stanie tego skomentować, bo nigdy... ale to nigdy nie ośmieliłbym się puszczać tego typu wiązanki "w eter"
Mógłbym tu jeszcze długo wymieniać, ale nie o to mi tu chodziło; pragnąłem wam jedynie przedstawić, hmm, "niedoskonałość" świata.
Rozgrywka:
Sam nie wiem co napisać w tym akapicie. Niech młodsi czytelnicy oraz ci, co w poprzednie Fallouty nie grali, nie mają mi za złe, że odpuszczę sobie dogłębne opisywanie "systemu", a skupię się na niektórych różnicach dzielących Fallouta 3 i jego znakomitych poprzedników. Ot, niech to będzie taki opis od Fana dla Fanów (którzy mam nadzieję wybacza mi te ciut bezczelne sparafrazowanie motta Interplaya). Tyle mam do napisania, że sam nie wiem od czego zacząć. Może najlepiej od tego, co najbardziej kłuje w oczy przy pierwszym kontakcie. Gra odeszła od widoku izometrycznego na rzecz FPP/TPP (przy czym gra z perspektywy trzeciej osoby jest moim zdaniem całkowicie niegrywalna) i co chyba najważniejsze zastąpiono walki turowe czasem rzeczywistym z aktywną pauzą. No, ale nie wszystko naraz, zacznijmy może od ułożenia kamery. Spotkałem się z wieloma negatywnymi opiniami: "Fallout musi być izometryczny" i wszelkie możliwe mniej lub bardziej wulgarne kombinacje powyższego. Sam osobiście nie mam nic przeciwko tej zmianie kamery, choć przyznam szczerze, że preferowałbym jednak widok izometryczny. Zmiana widoku niesie ze sobą sporo możliwości: w końcu można się przyjrzeć każdemu detalowi z bliska "własnymi oczami", obejrzeć ogrom zniszczeń. Z drugiej jednak strony wiele osób zapomina o jednym ważnym szczególiku: gry z rzutem izometrycznym, gdzie nie można przybliżyć maksymalnie kamery i obejrzeć sobie każdy zakątek rozwijają wyobraźnię. Nie śmiem nawet twierdzić, że mogłyby zastąpić w tym zakresie książkę, bo to bzdura, ale to, czego nie widzimy, albo to, czego nie widzimy w każdym detalu, jest zawsze dopowiedziane w myślach. Tym samym gracz kreuje poniekąd własną wizję przedstawionego świata.
Druga ważna sprawa to walki. Niestety twórcy zarzucili "przestarzały" (o zgrozo!) system walki, by zastąpić ją miksem FPSa i pseudo-tur zwanych V.A.T.S. Gra jako czysty fps najzwyczajniej w świecie ssie, w każdej jednak chwili możemy ją spauzować, by móc wybrać konkretną część ciała przeciwnika okraszoną procentową szansą na jej trafienie. Niestety, o ile tryb fps nie dość, że jest beznadziejny i walka w nim trawi nasze zasoby amunicji jak pożar trawę na sawannie, to V.A.T.S. sprawia, że nagle stajemy się półbogami. Gdy już wybierzemy w co chcemy strzelić gra przechodzi w debilny Maxpayne'owy slowmotion, by ukazać nam animację ataku. O ile przez pierwsze 30 minut wygląda to naprawdę fajnie, to potem zaczyna coraz bardziej denerwować. Niestety nie da się tego draństwa w żaden sposób wyłączyć. No, ale do rzeczy... V.A.T.S. jest przegięty, bo w trakcie animacji otrzymujemy o wiele mniejszą ilość obrażeń niż w czasie rzeczywistym, więc gdy w normalnej sytuacji rakieta posłałaby nas do grobu, to używając V.A.T.S. możemy mieć pewność, że ta sama rakieta wystrzelona nam prosto w twarz z odległości 5 metrów co najwyżej połamie nam rękę.
Ogólnie cała gra jest mocno uproszczona, by każdy "casualowiec" nie miał z nią problemów; np. perki zdobywamy co lvl i jakby tego było mało, to niektóre są straszliwie przegięte, jeśli chodzi o ich moc (+1 do wybranego współczynnika i można go wziąć 10 razy). Zmienił się też przelicznik atrybutów. W F1 nasze zdrowie to były: punkty wytrzymałości x2 plus punkty siły +15. Tu natomiast mamy wytrzymałość x20 +100. Może parę słówek o ekwipunku. Tu twórcy znowu dali ciała. Po pierwsze, ze wszystkich przedmiotów w grze zniknęły opisy. Mamy teraz tylko obrazki w pipboyowym stylu. Trochę to boli, bo akurat opisy przedmiotów w Falloutach bardzo lubiłem. Druga rzecz to właściwie pewien absurd: amunicja nie ma wagi. Jeśli tylko nas na to stać, możemy ze sobą nosić tysiąc rakiet, 3 ciężarówki amunicji wszelkiego kalibru i z 10 minibomb atomowych... absurd, absurd i po trzykroć absurd. Kolejna sprawa to przedmioty. O ile w poprzednich Falloutach właściwie tylko Power Armor zwiększał nam lekko współczynniki, to tu mamy całą masę przedmiotów, które podnoszą nasze umiejętności. Logicznym jest, że zakładając Power Armora dostawaliśmy swoistego kopa mocy. W końcu w grze było wyjaśnione jego działanie i to jak wpływa na nasze mięśnie. Nielogicznym natomiast jest to, że gdy wkładam poplamiony fartuch moje umiejętności medyczne wędrują w górę, a czapka z daszkiem poprawia moją percepcję... widać Bethesda nie mogła się powstrzymać i jakimś cudem wcisnęła nam magiczne przedmioty.
Grafika:
Grafika jest całkiem ok i nieźle oddaje klimat. Jednak należy tu nadmienić, że ja osobiście do kwestii grafiki nie przywiązuje aż tak wielkiej uwagi, więc byłbym nieuczciwy, gdybym nie wspomniał, że mimo wszystko jak na dzisiejsze standardy wygląda to tak sobie. Miejscami widać spore podobieństwo do Obliviona (tekstury skały, drzwi itp.)... hmm, właściwie to w kwestii graficznej gra to Oblivion przeniesiony w klimaty post-apo. Do tego widać, że twórcom najwyraźniej nie chciało się za bardzo pracować, bo wszędzie widzimy identyczne ruiny domów. Nie zliczę już ile widziałem obrazków porównawczych, gdzie wszędzie pokazana jest ta sama ściana z tymi samymi zniszczeniami, tylko oczywiście w innych miejscach (może JRK wrzuci wam jakiś obrazek tego typu, bo to on dostał zadanie połapania screenów, ja nie mam siły tej gry tylko po to odpalać). Trochę to żałosne. Muszę tu wspomnieć o jednej rzeczy: po tym, co widziałem w Mass Effect, muszę stwierdzić, że animacja postaci ssie. Wszyscy poruszają się jakby sunęli po lodzie, a gdy np. porównać sobie schodzenie po schodach z F3 i ME, to Fallblivion wygląda niestety jak niedorozwinięty 14-letni Marokańczyk powożący zaprzęg trójnogich peruwiańskich świń chorych na gruźlicę.
Muzyka:
O ile o muzyce podczas gry się nie wypowiem, bo starałem się ją wyciszyć i ignorować od momentu, gdy uświadomiłem sobie, że Mark Morgan (odpowiedziałny za muzykę w Falloutach i Planescape Torment) nie maczał w niej palców, to postaram się odrobinkę napisać o innych kwestiach. Może odrobinę dla tej recenzji nietypowo, bo zacznę od pozytywów. W grze mamy dostępne stacje radiowe (GTA?) i o ile "gadki" są denne i zrobione bez pomyślunku (chociaż muszę przyznać, że teksty prezydenta USA - w tej roli Malcolm McDowell - przypadły mi do gustu), np. DJ opowiada o naszych wyczynach. Niby brzmi ok, ale w praktyce wychodzi z tego abominacja, bo brane są do tego 3 składniki: czy jesteśmy dobrzy/źli, nasz "tytuł" wynikający z karmy (Obrońca uciśnionych czy coś w tym stylu) plus wydarzenie jakiego byliśmy sprawcą. Jeśli jeszcze nie domyślacie się jakie abominacje mogą z tego wyjść, to rzucę wam przykład (oczywiście nie jest to dosłowny cytat z gry): "Ta menda ze schronu 101, wszyscy go nienawidzimy. Wyobraźcie sobie, że ten "Wcielony demon-syn szatana i motopompy" postanowił zawędrować do obozu niewolników i uwolnić maleńkie dzieci, które czekało życie w piekle niewoli... ehhh, jak ja nie cierpię tego gnoja ze schronu 101". Nie uważacie, że brzmi to okropnie?
No dobra, miałem pisać pozytywnie, przepraszam. Gdy skończy się już paplanina, usłyszymy absolutnie genialne kawałki wprost z lat 50-tych. Nie wiem kto dobierał piosenki, ale to jedna z nielicznych osób, które w teamie tworzącym grę zasłużyły w 100% na swoją wypłatę. Piosenki tak mocno wpadły mi w ucho, że gdyby wydano je na jakiejś płytce za rozsądną cenę, to możliwe, że bym je sobie zakupił. Wypadałoby napisać parę słów o głosach. Hmm, zastanawiam się czy warto, bo nie wiem czy wypada kopać leżącego. No dobra, tak całkowicie serio, to poziom dubbingu w wersji angielskiej jest straszliwie nierówny. O ile np. Malcolm McDowell i jego prezydent John Henry Eden jest bardzo dobry, to są postacie, których słuchając zastanawiam się czy aktorzy ich grający tak bardzo się starali, że aż im nie wyszło czy po prostu olali sprawę całkowicie. Warto tu wspomnieć, że niektóre postacie przemawiają głosem Elder Scroll'owych Redguardów. Mówiąc szczerze, niezbyt to fajne.
Podsumowując:
Oto nadszedł moment, w którym należałoby wystawić grze ocenę. Nie będę stosował taryfy ulgowej. Twórcy się uparli, by zrobić Fallouta, więc jako Fallouta grę ocenię. Moja ocena to 2; od szkolnej pały plus grę uratowały jedynie genialnie dobrane piosenki. Może niektórzy zarzucą mi niesprawiedliwość, bo wbrew pozorom gra nie jest aż tak tragiczna... ba, potrafi nawet dostarczyć jako takiej rozrywki, ale w tym tkwi szkopuł... Gdyby gra nazywała się TES Armageddon albo (jak już Bethesda uparła się na Fallouta) Fallout: Capital Wasteland, problem właściwie by zniknął, bo gra byłaby spinoffem. Jednak twórcy uparli się, by zrobić pełnoprawną kontynuację znanych i uwielbianych przez wielu Falloutów. Niestety, jako kontynuacja gra wypada miernie, co znalazło odzwierciedlenie w mojej ocenie. Na koniec dodam, że młodsi gracze lub ci, którzy kochali Obliviona i nie znają (lub znają pobieżnie) markę Fallouta, prawdopodobnie będą mieli wiele radości z tej gry i nie będą się zgadzać z moją oceną. Ja jednak idę przejść po raz kolejny Fallouta 1 i zostawię w sercu otwartą furtkę dla Fallouta MMO, do którego to Interplay zachował prawa. Już na sam koniec drobne przeprosiny, jeżeli mój tekst był odrobinę bez ładu i składu, lecz pisałem go targany wielkimi (negatywnymi) emocjami, co właściwie zbyt często mi się nie zdarza.
Moja ocena: 2-/5
Obrazki z gry:
Dodane: 28.11.2008, zmiany: 21.11.2013
Komentarze:
2-/5 to ocena dla crapa a ta gra co by o niej nie mówić kaszanką żadną nie jest bo jest wykonana na poziomie, to że fanom serii się nie podoba i mocno różni się od wcześniejszych części to nie powód, aby się na niej wyżywać. Jestem pewien, że autor tekstu inaczej by ją ocenił gdyby tytuł nie miał w nazwie Fallout.
Mi tam się średnio podobała, ale bądźmy sprawiedliwi, ocenę 2 to dostają jakieś badziewia zrobione w rpg maker ze steama.
4/5 to jest sprawiedliwa ocena.
[Gość @ 05.10.2017, 12:40]
Jak chcesz dużo akcji to se pograj w fps pokroju Call of Duty 13 a tu się liczy klimat .
Jrk nie rządzi .
[Gość @ 25.03.2016, 12:20]
Słaba gra nudna jak flaki z olejem.To nie jest Fallout tylko mod do Obliviona.
[Gość @ 24.02.2016, 17:07]
Oczekiwania , złe nastawienie , oczekiwania , złe podejście ... . Każdemu recenzentowi dam jedną rade gdy recenzujecie grę z numerkiem 2,3,4 czyli kontynuacje podchodzie do nie jak by to była nowa gra pierwsza część bo wiem z własnego doświadczenia że oczekiwania psują obiektywizm . Fallout 3 to jeden z najlepszych rpg na poprzednią generacja ponad 100 godzin świetnej zabawy wielkim otwartym światem z mnóstwo questami , z mnóstwo lokacjami skrywającymi tajemnice śmierci mieszkancow i nie tylko . Ocena 9\10 za bugi które w tak wielkim otwartym świecie jednak muszą być . Ocena 2-/5 jest niesprawiedliwa dla tej genialnej gry i jest oceną fana poprzednich falloutów zle nastawionego do gry .
[Gość @ 23.02.2016, 19:33]