Paradise Cracked |
|
Wydania |
2003() 2003() |
Ogólnie
|
2003, produkcja rosyjska i jak zapewnia Yoghurt - wielce nieudana. Archaiczna grafika, powoooolna akcja, brak obiecanego cyberpunkowego klimatu - to główne zarzuty. Gra wydana również w polskiej wersji językowej.
|
Widok
|
Izometr
|
Walka
|
Turówka
|
Recenzje |
Już na początku zaznaczę- mając do czynienia z takimi...khem... wiekopomnymi dziełami jak Paradise Cracked uświadamiam sobie, że naprawdę istnieją jeszcze ludzie, którzy nie zauważają, iż cywilizacja idzie do przodu. Pamiętam pewien przypadek, podawany nawet w gazetach, gdy odnaleziono pewnego posuniętego już w latach Wietnamczyka, który ukrywał się w rozpadającej się chacie gdzieś przy granicy z Kambodżą przez 30 lat, a w domu tym trzymał spory arsenał. Dziadzio był wielce zdziwiony, gdy okazało się, że konflikt wietnamski zakończył się kawał czasu temu. Teraz, po długiej, bezowocnej i nigdy nie zakończonej batalii z Paradise Crakced mam wrażenie, że sąsiadami owego starego Wietnamczyka byli panowie Mist Land, twórcy wzmiankowanej gry.
A miało być tak pięknie, w każdym razie pod względem fabularnym. Zapowiedzi, przedstawiające nam klasyczny świat cyberpunka, mówiące, iż staniemy po stronie nie do końca dobrych bohaterów, do tego screeny puszczone w obieg- wszystko to na kilometr pachniało pamiętnymi syndicate i syndicate wars. Jest jednak kilka ale:
-Wielcy prekursorzy wymienieni wyżej wydani zostali w połowie lat 90 wieku ubiegłego i oprawę miały zgodną z ówczesnymi standardami i wymaganiami sprzętowymi,
-interfejs, obsługa inwentarza, wszczepów i całej reszty dobroci oraz walka toczyły się, mimo turowego charakteru gry bardzo sprawnie, prosto i przejrzyście.
Natomiast jeśli o Paradise chodzi... Oprawę ma rodem z Syndicate Wars (czyli z roku 1997), zaś interfejs potrafi człowieka doprowadzić do szału. No, ale czepiajmy się po kolei.
Na pierwszy ogień- grafika. Ta robi wrażenie. Zaiste nie można się nadziwić, jak przy obecnych standardach można było stworzyć coś, co nawet w roku 1997 nie uchodziłoby za dobrą robotę. Jedyne porządnie wykonane obrazki to twarzyczki naszych ludzi oraz obrazek ekwipunku i statystyk- ten może się podobać, sam przyznać muszę. Jednak reszta... Czasami ma się wrażenie, że kolory nakładano w niczym innym, a w niezastąpionym paincie- w cyberpunkowym świecie takie pastele nie uchodzą, a spotyka się je dość często. Gdzież osławiony wszędobylski bród i smród, tak lubiany przecież przez twórców tego gatunku i odwzorowany doskonale choćby w Deus Ex? Tutaj do czynienia mamy z niemal sterylnymi pomieszczeniami i ulicami. Na domiar złego dochodzi niska szczegółowość obiektów otoczenia- szafki to zwyczajne sześciany pokryte byle jaką teksturką, podobnież np. półki z książkami. Z przedstawieniem samych postaci poruszających się po mapie też nie jest najlepiej- w zbliżeniach są kanciaste i w końcu jedynym widokiem jaki stosujemy jest dość znaczne oddalenie, bo inaczej dostajemy oczopląsu od pikseli i bryłowatości atakujących zewsząd biedne narządy wzroku.
Popastwiłem się nad grafiką, zaś nad muzyką niewiele mam się co rozwodzić, gdyż w ogóle nie rzuca się w uszy- ani pozytywnie, ani negatywnie. Natomiast jeśli chodzi o sam tzw. Gameplay...
Początek obiecujący- kreacja (nieco ograniczona) głównego bohatera, klasyczny zalążek fabularny: "Haker dowiaduje się czegoś, czego nie powinien i teraz zaczynają go ścigać niemili panowie" i przechodzimy do rozgrywki. Ta, poza porażeniem nas od razu wspomnianą już zadziwiającą grafiką, przedstawia też już po ok. 5 minutach inną, i chyba najbardziej irytującą cechę Paradise- tury. "Jakże to?"- oburzą się niektórzy- "Tury to prześwietny system w RPGach!". Zgadza się, ale nie w tej grze. Z grubsza zamysłem autorów było upodobnienie całości do klasyków gatunku- a do pamiętnego UFO zwłaszcza. Jednak jest pewien szkopuł- na turach oparli WSZYSTKO, co dzieje się w danej lokacji. I tak by wykonać ruch jedną postacią, czekamy czasem i 5 minut na to, by cała reszta towarzycha- nie tylko wrogowie, ale też cywile, samochody, owady, chmury oraz poniewierające się puste kartony wykonały swe akcje, a robią to z gracją i prędkością godną winniczka podczas snu zimowego. M.in. dlatego nigdy nie miałem siły przejść gry do końca- mogłem sobie wyjść, zaparzyć herbatkę, wsadzić naczos do mikrofali, przynieść by pogryzać je wraz z salsą przed monitorem (a kawałek z kuchni do kompa mam), a i tak przeciwnik poruszał właśnie swoim 4 z 10 żołnierzy. Każdy ma granice swej cierpliwości, a jeśli ktoś chce wystawić ją na próbę, to PC (cóż za niefortunny skrót) będzie do tego doskonały.
Czas na erpegowe elementy gry- mamy tu do czynienia z rozwojem bliźniaczo podobnym do tego z serii UFO- współczynniki rosnące wraz z doświadczeniem naszych żołnierzy, których trochę będzie do zwerbowania. Każdy z nich charakteryzuje się inną specjalizacją, i tak nasz główny bohater jako haker potrafi się doskonale włamywać do różnorakich terminali, najemnik i policjantka, których spotkamy niedługo później to oczywiście główna siła ognia drużyny itd. Nic nadzwyczajnego i innowacyjnego pod tym względem programiści nie wymyślili, ale cóż im się dziwić- wymyślony już dobre 10 lat temu system sprawdza się wciąż doskonale i nie było sensu go spiep...errrrr...zepsuć, co zapewne panowie z Mist Landu by uczynili, gdyby trochę przy nim pogrzebali.
W wielkim skrócie na koniec- nie warto. Paradise Cracked to gra spóźniona o kilka ładnych lat, niedopracowana i powodująca że nawet najbardziej cierpliwi zaczną rzucać bluzgami pod adresem twórców. Sam nie zdzierżyłem do końca, mimo najlepszych chęci.
I na koniec stawiam, i tak na wyrost- 3/10
Obrazki z gry:
Dodane: 20.07.2004, zmiany: 21.11.2013