Rance 01: Quest for Hikari |
|
Wydania |
2013() 2020() |
Ogólnie
|
Zremasterowana wersja gry z 1989 - ze zmienionym wszystkim - grafiką, gameplayem, systemem walk itd. Wydane oficjalnie po angielsku 7 lat po premierze japońskiej.
|
Widok
|
specyficzny :D
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Serii Rance weteranom komputerowego zboczeństwa, tfu, przepraszam chciałem powiedzieć japońskiej szkoły artystycznej zwanej hentai, przedstawiać nie trzeba. Ale dla porządku, przypomnę – pierwsza gra wylądowała na półkach sklepowych ponad 30 lat temu – w 1989 na japońskich maszynkach, głównie na PC-98. Był to koszmarek i graficzny i gameplayowy, w którego dziś nie da się grać (po więcej informacji zapraszam do recki Morraka, który wbrew wszystkim przeciwnościom losu ograł, ba – ukończył to dzieło), ale z jakiegoś powodu przyjął się bardzo dobrze i pozwolił firmie AliceSoft rozwinąć skrzydła i zaprowadził ją tam, gdzie dziś jest – na szczycie hentajowego panteonu sław. Seria doczekała się już kilkunastu odsłon i nic nie wskazuje na to, by miała zostać przerwana. Gry ukazywały się jednakże tylko i wyłącznie w Japonii, świat Zachodu oficjalnie nic o nich nie wiedział. Jednak dzięki grupkom zapaleńców, powoli zaczęły ukazywać się fanowskie tłumaczenia, z których jedno - Kichikuou Rance – na tyle przebiło się do świadomości graczy i wydawców, że Ci zaczęli na serio myśleć o oficjalnym wydaniu gier w świecie angielskojęzycznym. I tak, potentat na tym polu Mangagamer dziś ma już w swojej ofercie niemal połowę serii. I tu w końcu dochodzimy do bohatera dzisiejszej recenzji – zremasterowanej wersji pierwszej gry z serii, która w Japonii wyszła w 2013, a po ludzku w 2020 (nikt nie może oskarżyć Mangagamera o bycie szybkim w tłumaczeniach :D).
Gra doczekała się całkowitej przeróbki – zmieniono grafikę - w oryginalnej wersji ta bolała w oczy, zwłaszcza graficzki hentajowe, w wersji 01 nic jej zarzucić już nie można – to nowoczesne AliceSoft. Zmieniono system przygodowy, system rpg, system walk, zmienił się wygląd dungeonów, no macie ogólne pojęcie – wszystko się zmieniło :D. I to zdecydowanie na lepsze.
Czy coś z oryginalnej gry zostało? Ano ostała się fabuła. A w zasadzie jej ogólny zarys – część scenek została napisana na nowo, sporo zawartości zostało też dodane, choć szczerze mówiąc jako że gra z 1989 nie doczekała się nawet fanowskiego tłumaczenia, nie wiem czy dialogi zostały żywcem przeniesione, czy też podrasowane – bardziej zgaduję ;-). To może słów kilka o samej fabule. Rance to zarozumiały, egoistyczny, brutalny wojownik, któremu tylko kobiety w głowie. Traktuje je przedmiotowo, w tej części jest jeszcze wyjątkowo niesympatyczną postacią, która znęca się nad zwierzętami, znęca się nad kobietami, fizycznie i psychicznie zresztą, a gwałt to jego chleb powszedni. Na początku naszej przygody dostaje zlecenie na odnalezienie zaginionej uczennicy, ale jest to tylko pretekst do zwiedzenia kilku dungeonów, obicia setek wrogów i obejrzenia kilkudziesięciu niegrzecznych obrazków.
Gra to połączenie przygodówki i rpg. Część przygodowa w oryginale była najbardziej kulejąca i tak nieprzyjazna użytkownikowi, jak to tylko możlwie. Tu zostało to wszystko mocno uproszczone, choć wciąż czuć ten smaczek 30-letnich rozwiązań. Akcję popychamy do przodu zaglądając we właściwe miejsce na mapie o właściwej porze – bez solucji ta gra jest koszmarem, łażenie od miejsca do miejsca i szukanie co by tu teraz zrobić nijak nie wygląda mi na dobrą zabawę. Wiele jest też powtórzeń – np. takie wchodzenie do zamku (a wchodzić tam będziemy dziesiątki razy) za każdym razem zmusza do przeprowadzenia tego samego dialogu, jest to po prostu upierdliwe. Podobnie jak sejwowanie – to dostępne jest tylko w sypialni i oznacza rozpoczęcie nowego dnia – nie można gry zapisać podczas dungeonów – znaczy rozumiem, co autorzy chcieli osiągnąć, ale i tak nie spodobało mi się to.
Erpegowo jest... bardzo dziwnie. Przez dłuższy czas nie mogłem ogarnąć jak działają dungeony i wędrowałem dość losowo (czytaj błądziłem). Rance podróżuje przez karty, niektóre zakryte na początku. Karta może kryć zwykłe pole, pole które zmieni się w pole przygodówki (gdzie można będzie za pomocą bocznego okna jak to w starych przygodówkach - coś obejrzeć, użyc, podnieść, czy – ulubiona opcja Rance – próbować przelecieć), skarb, wroga, czy jakieś przeszkadzajki. Dungeony też są mocno zfabularyzowane, trzeba tam z kimś pogadać, znaleźć jakiś przedmiot, coś użyc, by można było pójść dalej. Jest to mocno nieintuicyjne, rozgryźć to można spędzając godziny na własnoręcznym rysowaniu map kart – albo jak ja – zajrzeć do solucji i zapoznać się z gotowymi mapkami i rozwiązaniami, skracając czas gry z kilku tygodni do kilku wieczorów. No ale – co kto tam lubi :D. Grind niestety jest wymagany, po tych samych dungeonach przyjdzie nam latać wielokrotnie, ciułając i kasę i XP. Stąd moje narzekania na brak sejwowania – zgon po dłuższej wyprawie oznacza zmarnowanie całego czasu na niej spędzonego.
Walki również zostały udziwnione. Rance ma kilka (wraz ze wzrostem doświadczenia ilość ta rośnie) pól na ekwipunek. Może tam trzymać przedmioty fabularne, leczące, broń i tarcze. Broni można mieć nawet po kilka sztuk. Wszystko to przedstawione jest w formie tokenów. Co turę możemy użyć dowolną ilość tych tokenów – czyli np. zaatkować za pomocą trzech mieczy, 2 pałek itd., ale każdy token ma swój cooldown, a niektóre są dodatkowo jednorazowego użytku. Walka nie jest więc nudnym klikaniem, tu można się wykazać taktyką i kombinowaniem – to akurat mi się podobało.
No dobra, pora przejść do konkretów, do najważniejszego aspektu Rance. Nikt w to nie gra przecież dla dziwnych dungeonów, ustawiania kombinacji tokenów, czy użerania się z częścią przygodówkową – to jest gra dla fanów hentai. I tu jest ok. Graficznie jak już wspominałem, nastąpił prawdziwy przełom (te sprzed 30 lat nadal śnią mi się po nocach w horrorach), scenek jest sporo, kreska jest pierwsza klasa. Brak jest hardcorowych scen, nie trzeba się obawiać macek, potworów czy innych zaawansowanych taktyk, choć moralnie czyny Rance prawie zawsze podpadają w scenkach pod jakiś paragraf i budzą – albo powinny budzić wewnętrzny etyczny protest. Z faktu, że gra spodobała się na tyle, by rozwinąć się w tak długą serię wynika jednak, że gracze czegoś takiego jednak potrzebowali i coś takiego im się właśnie spodobało. No i to wszystko nie jest na poważnie, Rance jest przerysowany do granic możliwości, to czysta satyra i zamierzony efekt komiczny. Ale obawiam się, że moje tłumaczenia się na na nic nie zdadzą i tak pójdę za granie w to do piekła :(.
Czy będzie warto spędzić wieczność w kotle ze smołą za odpalenie tego tytułu? Moim zdaniem jednak nie. To gra tylko i wyłącznie dla milośników Rance, którzy ograli już wszystko i zgodzą się na te wszystkie niedogodności by zobaczyć początki serii w odświeżonej wersji. Dla nowego gracza nie ma tu nic zachęcającego. Zresztą, wydawca też zdaje sobie z tego sprawę, nie sprzedając gry samodzielnie – jest w zestawie z remasterem drugiej części. Jeśli więc nadpobudliwy wojownik jest twoim idolem albo masz żyłkę archeologa i nie straszne ci nieco archaiczne rozwiązania – możesz śmiało zapoznać się z Rance 01. Jeśli jednak chcesz obczaić kilka hentajowych scenek – to są mniej skomplikowane sposoby by to osiągnąć.
Moja ocena: 2/5
Obrazki z gry:
Dodane: 30.10.2020, zmiany: 07.05.2021