Satellite Reign

Wydania
2015( Steam)
2015( Steam)
2015( Steam)
2015( Steam)
2015( Steam)
2015( Steam)
2015( Steam)
Ogólnie
Duchowy spadkobierca serii Syndicate, tym razem z nieco większą domieszką elementów rpg. Słowo 'domieszka' jest kluczowe, to nie jest pełnoprawne rpg.
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Lubor
Autor: Lubor
03.10.2017

To było już dwie dekady temu: kolega pożyczył mi kilka dyskietek dla mej Przyjaciółki 500 z grą, którą uważał za trudną i nudną. Po przyjściu do domu i odpaleniu gry, chwilowej konsternacji, przeżyłem ekstazę. Niewiele gier zawładnęło tak moim umysłem, jak właśnie tamta gra – Syndicate. Nieznane mi nigdy wcześniej poczucie wolności, jakie otrzymywał gracz, plastyczne i dosadne przedstawienie przemocy, wciągający świat przedstawiony i emocjonująca rozgrywka. To wszystko razem zawładnęło umysłem młodego wówczas człowieka, choć niewiele rozumiał z tego, co się w grze dzieje. Wspaniała gra, która moim zdaniem broni się nawet po latach, jeśli weźmie się pod uwagę jej wiek. Trzy lata po premierze Syndicate wydano jej sequel – Syndicate Wars. Później seria znikła na długo, jedynie powracając na chwilę jako przyzwoita strzelanina pierwszoosobowa. Fani gry uznają ją za potwarz dla serii, ale prawda jest taka, że Syndicate było grą akcji, strzelaniną. Co prawda taktyczną, z widokiem izometrycznym i wymagającą od gracza, żeby nieco ruszył mózgownicą, jednak wciąż strzelaniną.

            Jednak w 2015 roku światło dzienne ujrzało Satellite Reign, gra stworzono przez twórców oryginalnego Syndicate, której celem była translacja idei pierwowzoru do dzisiejszych standardów. I mówiąc szczerze – wyszło im to wyśmienicie, a czytelników tego portalu zainteresuje przede wszystkim to, że gra nieco zmieniła swoją tożsamość i pierwotną koncepcję taktycznej gry akcji. Czym więc jest Satellite Reign? Z racji, że żyjemy w czasach postmodernizmu, postprawdy, innych „post” i gatunkowego metysażu – odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Myślę jednak, że elementy RPG na tyle zdominowały mechanikę gry, że należy o niej tutaj opowiedzieć.

            Jak na grę w cyberpunkowych realiach, Satellite Reign przenosi nas do dystopijnej przyszłości, gdzie nad światem dominują złe korporacje, a populacja żyje w przeludnionych megamiastach. W jednym z nich pojawia się korporacja Dracogenics, która posiadła technologie, dzięki której można przenosić świadomość z jednego ciała do drugiego, osiągając praktycznie nieśmiertelność. Wpływy korporacji sięgają coraz dalej, co nie podoba się innym organizacjom i w członków jednej z nich wciela się gracz. Zadaniem jest przejąć technologię i zniszczyć Dracogenics. Fabuła jest tu pretekstem i popychana jest tu jedynie przez opisy zadań, jakie napotykamy w mieście. Narracja jest szczątkowa i zdecydowanie brakuje w niej fabularnego „konia pociągowego”. Wydaje mi się, że w fazie koncepcyjnej Satellite Reign miało być jeszcze bardziej sandobksowe niż jest. Poza tym postacie, jakimi sterujemy są klonami, którymi się wysługujemy. Nie są bohaterami a pacynkami w naszych rękach. To wynika z mechaniki gry i wprowadzanie tutaj mocnego wątku fabularnego szkodziłoby albo jemu, albo owej mechanice.

            Otóż gracz dostaje kontrolę nad czterema agentami. Każdy z nich prezentuje inną klasę postaci. Mamy więc żołnierza, wspierającego go hackera oraz snajpera. Nie są one postaciami, jakie napotkamy w innych grach fabularnych. Ciało, którym dysponuje to tylko upolowany na ulicy klon noszący broń i wszczepy. Steruje nim świadomość umieszczona gdzieś daleko na serwerach korporacji gracza. Stąd, kiedy postać umrze – tracimy jedynie ekwipunek, jego ego może wrócić na ulicę w ciele kolejnego klona. Na klony polujemy sami – skanujemy miasto w poszukiwaniu ludzi o lepszych parametrach, a kiedy go znajdziemy – hackujemy jego umysł i wysyłamy do klonowania. Całkiem niezły pomysł.

            Oczywiście nie wyklucza to bardziej tradycyjnego levelowania. Doświadczenie zdobywamy w dość nowatorski sposób: im bardziej zagrożony jest nasz agent, im bardziej ryzykowne jego zachowanie, tym więcej punktów wpada na nasze konto. Infiltrując zakazane strefy, hackując czy walcząc. Za doświadczenie wykupujemy kolejne umiejętności przypisane do jednej z czterech klas i ich predyspozycji. Nie ma tego za wiele, ale na początku gry trzeba jednak trochę przemyśleć, dostosowując punkty do naszego stylu gry, ponieważ każdą misję możemy rozegrać na kilka sposobów. Bo w Satellite Reign możemy grać tak, jak nam się podoba. Jeśli preferujemy ciche metodyczne hackowanie – proszę bardzo. Jeśli chcemy grać niczym Solid Snake – nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli chcemy wbić się na posterunek wrogiej korporacji i rozpętać piekło – wbijaj, strzelaj i wysadzaj. Dlaczego by też nie zhackować kilku wrogich żołnierzy, żeby jeszcze przykryli wroga ogniem na plecy? W przeciwieństwie do gier z serii Syndicate o wiele więcej tu zależy od umiejętności postaci, po prostu mają one zdecydowanie duży wpływ na rozgrywkę.

            Mechanika hackowania jest bardzo prosta – decyduje tu tylko poziom naszego hackera. Żadnych mini-gierek ani zabaw. Możemy zhackować zabezpieczenia bram lub kamery, a żołnierz dodatkowo może nabyć umiejętność odłączania prądu. O tym, co jest z czym połączone, pokazuje nam postać supportera, posiadająca specjalny skaner. Snajper to postać ukierunkowana na skradanie się – posiada broń białą oraz kamuflaż. Jednak moje serce zdobyła walka, która jest niesamowicie rajcująca. Toczy się ona w czasie rzeczywistym, bez aktywnej pauzy. Potrafi być bardzo taktyczna, ponieważ przeciwnicy mają przewagę liczebną, potrafią się ukrywać i zachodzić nas od flanki. Szukamy więc dogodnych pozycji obronnych i punktów wyjścia do kontrataków. Ostatecznie cały ciężar rozgrywki przesuwa się z pozycji gry akcji (nieco jak Cannon Fodder w kostiumie sci-fi) na pozycję gry taktycznej zdeterminowanej umiejętnościami postaci. Tak więc Satellite Reign bliżej do X-coma niż pierwowzoru Syndicate co wyszło tej grze na dobre. Rozrywka preferuje dość metodyczne podejście do zadań, choć brak aktywnej pauzy powoduje, że kiedy już dochodzi do akcji – dzieje się naprawdę sporo. Tymczasem pod maską hulają współczynniki modyfikowane przez umiejętności i wyposażenie.

            W zależności od przeciwnika, może być on wrażliwy na różne rodzaje broni, a tą musimy najpierw opracować, a następnie kupić. Fundusze zdobywamy umieszczając nakładkę na bankomaty rozsiane po mieście, dzięki której część ze środków wypłacanych przez mieszkańców trafia na nasze konto. Ostatnim zasobem są naukowcy. Możemy ich napotkać w trakcie spacerów na ulicach i następnie przekupić do pracy dla naszej korporacji.

            Gra oferuje nam różne rodzaje zadań, choć żądne z nich nie powala głębią. Dostać się gdzieś, ubić kogoś, coś wykraść lub wyłączyć. Cele obieramy sobie swobodnie, ponieważ twórcy udostępnili nam całkiem duże miasto. Jest ono podzielone na kilka różnych dystryktów, choć jego życie i otwartość jest mocno iluzoryczna. Za to, jak to miasto wygląda! Gra świateł, nieustannie padający deszcz, mrok, syf ulicznych zakamarków, refleksy w stojącej wodzie, cienie, kolorowe neony – miasto naprawdę jest sugestywne i przekazuje nam wspaniale atmosferę dystopijnego świata. Fantastycznie wygląda też walka. Pociski latają nad głowami postaci, odpryskują od przeszkód, te niszczą się, a efekt spowolnienia czasu jest niesamowicie plastyczny. Nawet świat obserwujemy niejako z kamer zawieszonego nad miejscem akcji drona. Wszystko wygląda pięknie, a stylistyka koresponduje tak ze światem gry, jak i samym pierwowzorem Bullfroga.

            Gra w żadnym ze swoich aspektów nie jest szczególnie głęboka. Gracz nie zwraca jednak na to szczególnie uwagi, gdyż Satellite Reign nakłania do skrzętnego kombinowania w trakcie infiltracji i walki. Dzięki względnej otwartości map jest to dość zajmujące, a dzięki brakowi aktywnej pauzy i szybkości akcji – nawet emocjonujące. Przy tym wszystkim gra ma bardzo fajny oldskulowy feeling. Oczywiście produkcja ma swoje wady: przede wszystkim jest to brak wyraźnego wątku fabularnego, ograniczona interakcja z miastem oraz backtracking, ale w ostateczności gracz przestaje na nie zwracać uwagę w obliczu świetnego gameplayu.

            Satellite Reign urzeka przede wszystkim tym, że wszystkie pomysły na siebie realizuje dobrze. Gra jest klimatyczna i przemyślana, a jej autorom zależało na dostarczeniu naprawdę dobrego produktu. Na dodatek może się spodobać dość szerokiemu spektrum graczy – od fanów X-comów po wielbicieli Deus Exów, a nawet wydaje mi się, że serii Metal Gear Solid. Udanie łączy klasyczne elementy, z których się wywodzi, ze współczesnymi trendami, choć po kilku godzinach każdy zauważy pewne ograniczenia. Te wynikają z niezależnego charakteru produkcji, ale to nadal kawał dobrej roboty. Bardzo mnie cieszy to, że takie gry powstają. Polecam.

 

Moja ocena: 4/5


Obrazki z gry:


/obrazki dostarczył Lubor/

Dodane: 03.10.2017, zmiany: 03.10.2017


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?