MS Saga: A New DawnGundam True Odyssey: Shitsu Warate G no Densetsu (JAP) |
|
Wydania |
2005() 2006() |
Ogólnie
|
Jrpg z robotami w rolach głównych - tym razem tymi z serialu Gundam. Mimo naprawdę ogromnych możliwości customizacji swoich maszyn, gra nie zyskała uznania - zapewne przez siermiężną grafikę.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Mamy tu fanów takiego anime jak Gundam Wings? Jeśli tak, to powinni być zadowoleni, bowiem scenariusz i mechanika gry oparta została na motywach z tego animowanego tasiemca. Z drugiej strony MS: Saga nie jest ani jego prequelem czy też jego kontynuacją bądź uzupełnieniem, więc mogą śmiało grać również osoby, którym tak jak mi temat GW niewiele mówi i nawet dla nas obejdzie sie bez poważniejszych zgrzytów w fabule. Sama opowieść, chociaż napisana od nowa, nie jest specjalnie odkrywcza, aczkolwiek może się podobać, jeśli przymkniemy oko na niektóre aspekty. Jak zwykle bywa rzecz rozgrywa się w przyszłości, kiedy ludzkość dysponując potężną technologią nazywaną G-System pozwalającą na tworzenie praktycznie wszystkiego w tym słynnych Gundamów, po raz któryś z kolei doprowadza do apokalipsy. Wielki Upadek w ciągu tygodnia pochłonął 90% ziemskiej populacji. Jakimś cudem ostaje się jedynie miasto Eisengrad (Wołgograd?) oraz garść odosobnionych osiedli. Mija 60 lat, ludzie powoli leczą rany po katastrofie, lecz na horyzoncie znów pojawia się widmo wojny. W każdym razie coraz częściej widziane są czarne roboty bojowe (tu Mobile Suits, MS) należące do tajemniczej organizacji Dark Alliance, posuwającej się do wszelkich okrucieństw by tylko osiągnąć swoje cele.
Fabuła początkowo rzuca nas na Półwysep Iberyjski, gdzie poznajemy głównego bohatera: czerwonowłosego nastolatka imieniem Tristan (Trish w wersji japońskiej) wraz z jego przyjacielem Fritzem. Kilka lat wcześniej sierociniec będący ich domem został zaatakowany i spalony przez Dark Alliance jedynie samemu Tristanowi łaskawie darowano życie (Fritz był chwilowo poza sierocińcem). Młodzieniec oczywiście poprzysięga zemstę liderowi złych - Vladi Zarth. Kłopot z tym, iż nie do końca wiadomo właściwie z kim mamy do czynienia oraz czego właściwie poszukuje. By to odkryć nasza dwójka przy pomocy zdobytych przez siebie MS-ów eksploruje pozostałości po dawnej cywilizacji. Podczas jednej z takich eskapad odnajdują Aeon - dziewczynę z obowiązkową amnezją. Wiadomo tylko, iż łączy ją coś z rodziną Zarth oraz przyczynami apokalipsy sprzed dziesięcioleci. Tak więc typowa vendetta zamienia się przy okazji w podróż mającą na celu rozszyfrowanie tajemnicy Aeon, a z czasem ratunek świata przed tyranią i ponowną katastrofą. Do tego dojdzie jeszcze rola Gundamów - reliktów tragicznej przeszłości, mechów o potędze przerastającej (przynajmniej w teorii) wszystkie istniejące MS-y. Cieszy, że autorzy postanowili nieco pokomplikować tę właściwie niczym niewyróżniającą się opowieść. Zafundowali trochę zwrotów akcji ukazujących jak cienka jest granica między dobrem a złem, o ile można oczywiście odróżnić jedno od drugiego. Niestety zadań pobocznych właściwie nie ma (oprócz walk z dodatkowymi przeciwnikami na mapie świata i areny), a fabuła pędzi jak po sznurku, chociaż w paru momentach można zrezygnować z takiego czy innego zdania bądź wybrać drogę postępowania. Ogólnie rzecz biorąc da radę czerpać umiarkowaną przyjemność ze śledzenia losów bohaterów, chociaż ich osobowość jest zbyt płytka by się z nimi zżyć. Przez większość rozgrywki nie mamy żadnego wpływu na skład drużyny, później zresztą też fabuła ma w tej kwestii najwięcej do powiedzenia. Co ciekawe przez większość zabawy odczuwałem raczej klimat rodem z serii Wild Arms niż typowej produkcji o robotach bojowych (chociaż gdy pomyśleć o nich jak mechanicznych golemach...).
Oprawa graficzna to chyba największa wada gry. O ile potyczki oraz modele postaci wyglądają znośnie, nakreślone lekko komiksową kreską, to już otoczenie podczas normalnego trybu eksploracji woła o pomstę do nieba. Zostało wykonane w niskiej rozdzielczości, a przy okazji krawędzie zostały zbyt "rozmiękczone". Wiem, że na obrazkach nie wygląda to tak źle, ale gdy postać jest w ruchu obraz nadmiernie "pływa" mecząc z czasem wzrok. Owszem idzie do tego przywyknąć, lecz pewnie wcześniej wiele osób z dbałości o swoje oczy po prostu zrezygnuje z grania. Do tego animacja bez powodu potrafi nagle zwolnić. Nie jest to tragedia jak w przypadku Grandii 2, lecz i tak drażni. Powiedzmy teraz coś o dobrych rzeczach. Po pierwsze różnorodność lokacji. Większość miast, ruin, jaskiń czy innych miejscówek posiada swój unikalny styl i charakterystyczny klimat, nie odniesiemy więc wrażenia, że ciągle odwiedzamy jedno i to samo. Po drugie wystrój wnętrz budynków zawiera dość sporo szczegółów w zależności od jego charakteru. Oczywiście dajmy na to izby gdzie śpią żołnierze wyposażono zostały po spartańsku, ale domy arystokratów zostały naprawdę bogato wyposażone. Jak to mówią każdemu według zasług. Trzecim elementem zasługującym na umiarkowaną pochwałę jest mapa eksploracyjna - przedstawia z grubsza zarys wszystkich kontynentów. Należy przy okazji wspomnieć, iż nasze pole działania nie zostało ograniczone tylko do Ziemi. Wybierzemy się też z krótką wycieczką na Księżyc. Wróćmy jednak do mapy. Mimo swojej prostoty wywołuje naprawdę przyjemne wrażenie, lecz i tu łyżkę dziegciu też znajdziemy. Jest po prostu zbyt mało miejsc do odwiedzania, w większości skupiających się na obszarze Eurazji. Reszta kontynentów potraktowana po macoszemu zieje po prostu pustkami, które aż się proszą by je czymś wypełnić, choćby jakimiś ruinami do niczym nieskrępowanej eksploracji. Menusy zaprojektowano bez zbędnych detali, jednak i tak do zbyt intuicyjnych nie należą, co nieco przeszkadza podczas customizacji posiadanych maszyn. MS-y wykonano w konwencji "chibi", przez co przypominają raczej kartonowe modele bądź przebrania na zabawę choinkową dla małych chłopców. W każdym razie projektanci grafiki ogólnie dali ciała. Nie tak powinna wyglądać gra wydana w 2006 roku, zwłaszcza że w tym samym czasie do sklepów trafiła Xenosaga III będąca w czołówce pod względem wizualnym. Śmiem twierdzić, iż nawet PSX byłby w stanie pociągnąć MS: Sagę bez większego problemu. Sprawa z dźwiękiem przedstawia się chyba lepiej, bowiem nie pamiętam czy coś mnie zirytowało bądź zachwyciło, wiec chyba nie jest w tej kwestii źle. Dubbing postaci szczątkowy i dziwi mnie to dlaczego, skoro aktorzy podstawiający głosy naprawdę sobie dobrze radzili. Same dialogi nie porażają skomplikowaniem czy długością, z drugiej strony czego można oczekiwać od nastolatków?
W kwestiach bojowych nie wysilono się na żaden przełom, lecz idźmy po kolei. Na Mapie Świata wrogów jak zwykle nie widać, zastosowano bowiem random encouter. Inna sprawa ma się z lokacjami, gdzie część przeciwników jest widoczna pod postacią żółtych bądź czerwonych diamentów (w zależności od siły), których zwykle nie da się obejść. W boju bierze udział 6 maszyn, w tym jedynie 3 na pierwszej linii, jednak w dowolnym momencie można którąś z nich wymienić na jedną z tyłu, gdzie może zregenerować poziom życia. Walka toczy się w trybie turowym, a o kolejności ruchu decyduje parametr szybkości. Każdy atak w zależności od broni jaką chcemy wykorzystać zużywa pewną ilość zgromadzonej przez daną maszynę energii, symbolizowanej przez odpowiedni pasek. Przejście do następnej kolejki odnawia cześć jego zawartości. Oczywiście potyczek nigdy nie zaczynamy z pełnym paskiem, co wymusza używanie bądź to słabszego oręża lub podładowanie się przez kilka tur w celu wykorzystania czegoś potężniejszego. Przeciwników często nie obowiązują tego typu ograniczenia, więc już na samym początku są w stanie wyprowadzić nokautujące uderzenie. Brak uwagi podczas walki z bossem może kosztować położenie trupem całej drużyny. W arsenale posiadamy także ataki specjalne, jednak ich dostępność zależna jest od posiadanej broni, jej ilości czy też odpowiednich komponentów. Nowych uczymy się w trakcie awansu na kolejny poziom. Niektóre postacie posiadają również inne zdolności, zbliżone jednak raczej do magii niż oparte na technologii jak choćby leczenie. Trzeba naprawdę uważać na statusy narzucane przez wrogów podczas walki. Przegrzanie, bądź spięcie w naszych maszynach to praktycznie pewna porażka, jeśli odpowiednio nie zareagujemy. Dobrze iż różnorodność przeciwników jest niewielka, więc szybko znajdziemy ich słabe punkty. Ogólne współczynniki są sumą statystyk pilota oraz posiadanego przez niego MS-a zwiększające się poprzez zdobywanie doświadczenia, nie mające jednak wpływu na punkty wytrzymałości mecha bądź inne parametry. Te poprawiamy jedynie za wysoką opłatą u mechaników bądź poprzez wymianę części.
Na koniec coś o robotach bojowych. Przeważnie bazować będziemy ma wspomnianych MS-ach, lecz w trakcie gry przesiądziemy się na o wiele przydatniejsze Gundamy. Część podaruje nam fabuła, a o pozostałe zatroszczymy się sami. Wszystkich dostępnych rodzajów maszyn jest 30, a gracz może decydować dowolnie o każdym ich elemencie wybierając z ponad 200 dostępnych części. Co ciekawe bez żadnych przeszkód można złożyć własnego robota z elementów różnych modeli, a nawet wybrać barwę dla każdego komponentu z osobna (dość spora paleta kolorów). Dodatkowo cieszy to, iż wszelkie zmiany jakich dokonujemy są później widoczne na głównym ekranie. Nowego MS-a bądź Gundama tworzymy w ocalałych centrach G-Systemu, jeśli uzbieraliśmy odpowiednią liczbę danych o nim (zwykle 50). Najważniejszą cechą na jaką powinniśmy zwrócić uwagę to ilość dodatkowego wyposażenia jaką będzie w stanie wziąć "na garba", że tak powiem. Decyduje o tym rozmiar podzielonej na pola kwadratowej (czasem prostokątnej) planszy. Im ona większa - tym lepiej. Każda broń albo opcjonalne opancerzenie zajmuje pewną ilość tych pól. Taki "klocek" może mieć różny kształt, więc cała układanka przypomina nieco tetris, aczkolwiek nie da rady obracać wspomnianych elementów w innym niż predysponowany kierunku. Z drugiej strony domyślni na pewno zgadną, iż maksymalnie można unieść 6 sztuk broni (bądź 7 jeśli mamy w głowę wbudowany laser) tj. w dłoniach, ramionach oraz obu barkach). Dodatkowe opancerzenie zmniejsza oczywiście ilość dostępnych środków bojowych. Mimo iż piloci oraz MS-y mają swoje predyspozycje co do broni oferując dodatkowe bonusy, to jednak nic nie stoi na przeszkodzie by na maszynie stworzonej do walki w zwarciu umieścić np. działo plazmowe, chociaż jego skuteczność będzie mocno ograniczona. Narzędzi niszczenia oponentów jest od groma, począwszy od prostych mieczy, toporów, włóczni, przez różne typy karabinów maszynowych, snajperek, wyrzutni rakiet, miotaczy kwasu i ognia do potężnych dział robiących za przenośną artylerię. Trafiają się także takie wynalazki służące zarówno za broń jak i tarczę. Jak widać przynajmniej w kwestii tuningu twórcy gry stanęli na wysokości zadania. Teraz już każdy jest w stanie stworzyć mecha swoich marzeń, wykorzystując naprawdę szerokie spektrum możliwości większe nawet niż to dostępne w serii Front Mission.
Podsumowując. Wykonanie gry można określić łagodnie jako siermiężne, ale po 40 godzinach zabawy nadal ciężko mi zdecydować czy odradzać komukolwiek tą produkcję czy wręcz przeciwnie, polecić***. Z pewnością możliwość zbudowania robota bojowego od podstaw według własnego widzimisie, będzie sensownym wabikiem dla hardcorowych graczy, którym nie straszne będą wspomniane przeze mnie problemy z grafiką. Obecność Gundamów powinna też zadowolić wielbicieli anime. Z drugiej strony więcej plusów nie znajduję, wszystko jest tam po prostu nijakie. Scenariusz jakich wiele, system walki oklepany jak tyłek prostytutki, gameplay bez ikry, a dźwięk po prostu sobie jest. Jeśli znajdziecie ten tytuł w jakimś sklepie za grosze, a nie macie nic lepszego pod ręką kupcie chociażby z ciekawości. W przeciwnym wypadku dajcie sobie spokój. Ocena +6/10, "+" za rozbudowany "warsztat" MS-ów.
*Rzecz jasna chodzi mi o zachodnich graczy, w Japonii wyszło tego typu gier od groma.
**Pomijam tu Zone of Enders bowiem jako gra akcji nie w chodzi w zakres naszych rozważań.
***W samej Japonii gra również poniosła klęskę wydawniczą. Sprzedano jedynie 30 000 egzemplarzy.
Obrazki z gry:
Dodane: 05.07.2010, zmiany: 21.11.2013