7th Dragon 2020-II |
|
Wydania |
2013() 2018( Nieoficjalnie) |
Ogólnie
|
Wariacja na temat Etrian Odyssey, ale w klimatach smoczej apokalipsy. Druga część to niestety skok na kasę, który nie jest pełnoprawnym sequelem, a czymś na kształt mission packa.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Po premierze wcale niekiepskiego siódmego smoka dwa tysiące dwadzieścia, SEGA musiała być całkiem zadowolona przyjęciem całkiem bardzo dobrej gry. Na tyle zadowolona, że już dwa lata później wyszedł sequel, również na konsolę PSP. Niestety chyba nie była aż na tyle zadowolona, żeby dev teamowi dać porządny budżet (albo uważną kontrolę nad tym co robią, zależnie od tego która strona nawaliła).
Tak – nie będę się czaił, owijał w bawełnę, wykręcał, czy odciągał konkluzję do końca tekstu. 2020-II to jest obelżywie kiepski sequel. Na wiele różnych sposobów, a w następnych paru paragrafach przedstawię parę z nich.
Przede wszystkim, gra jest bezczelnie leniwa. Tytuł sugeruje sequel, ale w praktyce jest to bardziej mission pack. Klasy są w większości te same (z minimalnymi tweakami zawsze na gorsze), assety są te same, większość lokacji jest żywcem kopiuj-wklej. Bezczelność objawia się wręcz tak, że w 1/3 gry bossowie z 2020 zostają magicznie wskrzeszeni i znowu trzeba iść każdego zatłuc tam gdzie ostatnio. Nawet muzyki nowej za dużo nie ma.
Następnie – mechanicznie jest znacznie mniej przyjemnie niż było. Jak już wspomniałem, klasy dostały tweaki, a w zasadzie nerfy – rzeczy i taktyki które w poprzedniej części działały, nawet nie jakieś wielkie cheese, po prostu solidne pomysły wynikające z ogarnięcia jak postać działa, działają słabiej, nie działają, albo mają dorzucone dodatkowe komplikacje (najmocniej chyba dostało się Destroyerowi, który teraz gubi ładunki kombosa o byle co). Jest jedna nowa klasa – idol – na papierze wygląda na całkiem mocną, ale w praktyce bardzo szybko zaczyna odstawać i coraz bardziej utrudniać życie swoimi wymogami i quirkami. Dla kontrastu wrogowie dostali solidne sterydy i teraz nawet random encountery mogą zrobić szybki total party kill w trybie auto (co swoją drogą psuje sens trybu auto). Bossowie za to nie są specjalnie złośliwsi, są po prostu bardziej żmudni – jakieś heale delaye, uniki, wszystko byle zanegować postępy albo złośliwie wykrzaczyć setup. Nie mam nic przeciwko trudnym grom – lubiane przeze mnie Code VFD ogólnie jest trudniejsze niż 2020-II – ale nie tak się powinno to robić.
Ostatni aspekt wreszcie – fabuła. Fabuła 2020 nie była niczym niezwykle porywającym czy skomplikowanym, ot generyczny anime-shounenowy bullshit z delikatnie mrocznymi twistami (jakkolwiek by nie było gra w gruncie rzeczy postapokaliptyczna po prologu), który spełniał swoją rolę dostatecznie dobrze, by jakiś tam wątek ciągnąć i dać w miarę pozytywne zakończenie. W 2020-II za to twórcy z nieznanego mi powodu zdecydowali się pójść w niesamowitą krawędź, tak groteskową, że aż komiczną. Nawet pomijając masowe wybijanie postaci pobocznych pojawiają się tak out there sytuacje że ciężko uwierzyć że ktoś pomyślał, że to tonalnie odpowiednie i pasujące. Chociażby w pewnym momencie zaczyna padać z nieba magiczny hiperkwaśny deszcz dosłownie rozpuszczający ludzi – gracz wtedy musi wyjść i wyzbierać npców z podwórka bazy (bo sami nie pomyślą żeby się schować), każdy z nich ma do powiedzenia kwestie o tym że boli itd. W szczególności dzieci płaczą i wołają mamę. Krótko mówiąc - what the fuck? W innym miejscu kawałek później można napotkać NPCa pozornie do odratowania jak tuziny innych – tym razem jednak zagadanie do niego sprawi że dany NPC na naszych oczach wejdzie do jeziora kwasu, ot tak popełniając samobójstwo bez specjalnego powodu poza chęcią zaszokowania widza przez scenarzystę. Chyba w tym miejscu mniej więcej przestałem brać fabułę gry na poważnie.
Naprawdę nie warto czasu marnować na 2020-II – taka jest prawda.
Plusy:
+ Te rzeczy z 2020 których nie zepsuto
Minusy:
- Wszystko inne
Moja ocena: 2/5
Obrazki z gry:
/Obrazki dostarczył Rankin Ryukenden/
Dodane: 24.10.2018, zmiany: 15.06.2021