Mana Khemia: Student AllianceMana-Khemia: Gakuen no Renkinjutsushi-tachi Portable (JAP) |
|
Wydania |
2008() 2009() |
Ogólnie
|
Port hitu z PS2.
|
Recenzje |
Wydana na Zachodzie w 2008 roku dla potrzeb konsoli PS2 pierwsza Mana Khemia należy do moich ulubionych tytułów. Właściwie pozycja obowiązkowa dla osób kochających rzemiosło alchemiczne. Niestety spóźniłem się z chęcią napisania odpowiedniej recenzji, więc uprzedził mnie jeden z naszych recenzentów. Ryu Mizuchi zawarł w swoim tekście to, co sam odczuwałem wobec tej gry, więc tworzenie i publikacja własnego mijała się z celem. Szczęśliwie pozostała mi wersja PSP, lecz nakreślę tutaj tylko podstawowe założenia wspomnianej w nagłówku produkcji i odpowiem na pytanie czy warto ją zakupić. Jeśli zabrakło pewnych informacji znajdziecie je pod tym linkiem.
Amerykański podtytuł Student Alliance jest mylący i może nasuwać błędne wnioski, iż mamy do czynienia z całkiem nową odsłoną cyklu. Szczęśliwie bądź niestety nadal jest to port pierwszej MK nic nowego niewnoszący do ciekawego jak na założenia rozgrywki scenariusza. Myślę, że to celowy zabieg wydawcy (NIS America), by kojarzył się z inną produkcją a mianowicie Class of Heroes, która jednak reprezentuje nieco odmienny model zabawy. W każdym razie nadal wcielamy się w rolę Vayne’a Aureliusa syna słynnego alchemika, trafiającego pod naciskiem jednego z nauczycieli do nie mniej słynnej akademii Al-Revis. Młodzieniec ma częściową amnezję, ale podobnie jak poprzednio pod okiem kociej Many imieniem Sulpher oraz przy pomocy grupki przyjaciół-uczniów będzie starał się osiągać wysokie noty w zawodzie alchemika. Szkoda, że nie pokuszono się o powiększenie grona kolegów/koleżanek Vayne’a o nowe postacie. Oprócz tworzenia przedmiotów ciągle pozostaje sporo czasu wolnego do odkrywania sekretów dotyczącej naszej gromadki oraz uczelni aczkolwiek fabuły nie wzbogacono o nowe wydarzenia czy śmieszne scenki, jakich czasem możemy być światkiem spacerując po szkolnych lokacjach. Z drugiej strony należy się cieszyć, że nic nie przycięto czy zepsuto jak w przypadku oprawy wizualnej.
No właśnie grafika. W początkowym okresie życia PlayStation Portable reklamowano jakoby sprzęt posiadał możność jej wyświetlania na poziomie PS2. Cóż, zwykłe przechwałki, ale nie przypuszczałem, iż MK (sprite’y 2D w środowisku 3D) będzie stawała okoniem przy przenoszeniu i dojdzie do pewnego downgrade wizualnej strony gry. Niestety wcale nie poprawiło to płynności gry a na dodatek ekranów ładowania więcej niż na stacjonarnej konsoli. Z tego powodu najlepiej zamiast wersji na płytce UMD dokonać cyfrowego zakupu w sklepie PSN, przynajmniej w tej edycji loadingi lokacji trwają krócej, przez co zabawa mniej irytuje. (Wprawdzie krążek oferuje możliwość instalacji, ale to niewiele pomaga). Pozytywna rzecz to fakt, że modele postaci wyglądają nawet ładnie, ale za to jeszcze bardziej odcinają się od nieco rozpikselowanego tła, którego nawet nadmierne rozmycie (bloom) nie potrafi zmiękczyć a jedynie przyprawić o ból oczu. Nie muszę chyba wspominać, iż podczas ruchu Vayne’a widać smużenie. O wiele bardziej znośniejszy byłby już brak bloom’u. Podczas potyczek na pozór wszystko prezentuje się nieźle, lecz spadki płynności animacji wciąż uprzykrzają życie. Nieco lepiej jest, gdy gramy na wersji PSN. Menusy i czcionka są już, chwała Bogu, w miarę czytelne, aczkolwiek zdarzają się literówki oraz błędy językowe.
Ścieżkę dźwiękową pozostawiono z „czarnuli” jednak nie zachwyciła mnie tak jak Ryu, ale i tak uważam ją za bardzo dobrą. Cieszy poprawny dubbing oraz obecność energetycznego utworu „Nefertiti”. Gdyby tylko głośniczki PSP lepiej radziły sobie z muzyką. Podłączenie słuchawek też wiele nie pomaga. W przypadku UMD dochodzącą jeszcze problemy z synchronizacją audio, wersja cyfrowa działa prawidłowo.
Bitwy toczymy przy pomocy sześciorga bohaterów w tym trzech na pierwszej linii, reszta, jako wsparcie. Wymiana w ogniu walki jest możliwa odpowiednim poleceniem bądź prośbą o pomoc a konieczna, jeśli chcemy aktywować combo. Na tyłach następuje regeneracja punktów MP. Obowiązuje wprawdzie tryb turowy, ale inicjatywę zawsze posiadają szybsze postacie lub wrogowie. Przeciwnicy są widoczni podczas eksploracji i dość łatwo można ich minąć, lecz przecież trzeba na jakimś materiale trenować. Nie istnieje tu coś takiego jak poziom postaci a wszystkie dodatki do statystyk bądź umiejętności wykupujemy dzięki zdobytym punktom AP ze specjalnego „drzewka”, które uzupełniamy przedmiotami przez nas stworzonymi. Każdy oferuje wtedy maksymalnie 3 bonusy do wykupienia. O ekwipunek również dbamy samodzielnie, aczkolwiek w zamian decydujemy o jego właściwościach, co pozwala dopasować go do charakteru studenta, który będzie z niego korzystał.
Korzystając z rzemiosła alchemicznego łączymy po prostu ze sobą wyznaczone składniki według odpowiedniego przepisu by otrzymać żądany produkt, który często można otrzymać na kilka różnych sposobów. Wykorzystujemy do tego specjalny kocioł w naszej pracowni bądź w razie potrzeby piec hutniczy. Wszystko, co uda nam się stworzyć opisane jest cechami/właściwościami (np. smak, tekstura, wygląd, itp.) bez problemu modyfikowalnymi w zależności od użytych substratów czy wyboru pomocnika. W każdym razie dwa takie same przedmioty mogą mieć różne właściwości dzięki odpowiedniej zawartości tzw. etheru. Składniki zdobywamy znajdując je w terenie, kupując, bądź otrzymując, jako łup po przeciwnikach. Jak już wspomniałem ostateczne produkty trafiają do specjalnego drzewka dla niepoznaki nazwanego tu „Grow Book”.
Oprócz alchemii czas nauki wypełniają również inne sprawy jak choćby tak nielubiane zajęcia szkolne. Od otrzymanych ocen zależy jak dużo otrzymamy czasy wolnego, oczywiście istnieje ryzyko wydalenia za słabe postępy, ale to chyba tylko na własne życzenie. Podczas dni wolnych jest okazja podreperować fundusze podejmując się dodatkowej pracy, oraz głębiej poznać członków naszego zespołu, od czego zależy zakończenie gry. Czas zabawy obejmuje 3 lata podzielone na semestry a te na tygodnie. Zaimplementowano także cykl dnia i nocy, dość uciążliwy, bowiem gdy nastaje mrok potwory są znacznie silniejsze, lecz jest okazja by znaleźć rzadkie materiały. A teraz ciekawostka. Dorzucono nieobecny na PS2 tryb multiplayer, ale nie było mi dane sprawdzić tego elementu.
Mimo, iż wersja PSN zaciera złe wrażenie „pudełkowego” wydania nadal radzę bawić się z tym tytułem jedynie na PS2 a po przenośną Mana Khemię sięgnąć tylko w razie braku takiej możliwości. O UMD należy zapomnieć a pod ocenę poddaję jedynie cyfrową wersję, która jest zaledwie poprawna. Niestety na więcej niż 6/10 nie zasługuje. Z drugiej strony zachodni gracz chcący spróbować alchemicznego rzemiosła na PSP nie ma innej alternatywy, więc z braku laku można spróbować.
Obrazki z gry:
Dodane: 16.09.2010, zmiany: 26.11.2021