Star Ocean |
|
Wydania |
1996() 2003() |
Ogólnie
|
1996, ostatni Jrpg wydany na SNES, developer: tri-Ace/Meimu, wydawca: Enix. 1996 rok. Przetłumaczone (w bólach i przy wstrzymanym oddechu całej masy fanów) nieoficjalnie na język angielski przez grupę DeJap.
|
Widok
|
Izometr
|
Walka
|
Czas rzeczywisty, taktyczno-zręcznościowa.
|
Recenzje |
Star Ocean to gra z gatunku jRPG, mająca przy całej swojej okazałości niechlubny zaszczyt bycia ostatnim tego typu produktem na konsolę Super Nintendo (SNES). Mogła wiele namieszać w ówczesnym konsolowym światku, jednak ukazała się zbyt późno by zabłysnąć swym blaskiem i zdobyć serca szerokiej społeczności graczy. Właściwie to można określić ją jako „krzyk rozpaczy” platformy Super Nintendo dogorywającej już pod naporem pierwszego Playstation. Gra została stworzona przez team Tri-Ace, a jej wydawcą został Enix. Produkt ukazał się na rynku japońskim w 1996 roku, lecz w czasie wielkich zmian na rynku konsolowym nikt widać nie miał już głowy by wydać Star Ocean poza jej granicami. Na kilka lat legła w zapomnieniu.
Wielka szkoda, że tak potoczyły się losy tego jRPGa, ponieważ pod względem fabuły pozycja ta swego czasu miażdżyła wszelką konkurencję. Scenariusz, w którym zacofany świat rodem ze średniowiecza spotyka się z przedstawicielami ludzkości dysponującej techniką znaną z książek czy filmów sci-fi, powinien być kluczem do sukcesu. Rzecz ropzoczyna się na planecie Roak, gdzie nie dotarła jeszcze wysoka technika, a która została nawiedzona przez tajemniczą zarazę, zamieniającą jej mieszkańców w kamień. Trójka przyjaciół - Ratix, Dorn i Milly, mimo zakazu wybiera się na poszukiwanie tajemniczego zioła mającego w ich mniemaniu być lekiem na zarazę. Po drodze napotykają się na dwóch przedstawicieli Federacji Pangalaktycznej, również zaniepokojonych sytuacją na planecie, którzy przekonują ich, że sami nie są w stanie poradzić sobie z epidemią. Zabierają naszych przyjaciół na statek kosmiczny gdzie przy ich pomocy ma zostać opracowany lek. Niestety sprawy jak zawsze się komplikują, a rozwiązanie zagadki choroby będzie wymagało cofnięcia się o 300 lat w przeszłość, a wydarzenia, które się rozegrają zaważą nie tylko na losach Roak czy Federacji Pangalaktycznej, ale postawią też pod znakiem zapytania istnienie całego wszechświata. Po drodze zbierzemy ośmioosobową drużynę, a każdy jej członek ma własną historię, którą musimy rozwikłać. Obrazu całości dopełniają tzw. „Private Actions” czyli prywatne rozmowy między członkami drużyny z możliwością wyboru reakcji. Wbrew pozorom to bardzo ważne, ponieważ wpływa to na relacje między postaciami w drużynie, a pośrednio określa, jakie zakończenie zobaczymy. Większość z nich jest opcjonalna, ale od niektórych nie uciekniemy. Największą wadą fabuły jest jej całkowita liniowość i brak subquestów (w tradycyjnym znaczeniu tego słowa), lecz podczas rozrywki nie zwraca się na to uwagi. Pod względem scenariusza gra jest podobna do innej, późniejszej produkcji, a mianowicie Tales of Destiny 2 (PSX).
Graficznie gra jest podobna innej znanej produkcji ze SNESa tj. Tales of Phantasia, ale w Star Oceanie wprowadzone poprawki sprawiły, że gra wygląda jeszcze lepiej. Nie jest może to szczyt możliwości konsoli, ale grafika została wykonana na wysokim poziomie mogącym konkurować nawet z pierwszymi grami na PSX. Otoczenie utrzymane w konwencji żółci, sepii, brązu i fioletu bardzo dobrze buduje klimat. Jaskrawych kolorów nie uświadczymy. Wszystko jest stonowane, ale za to bardzo szczegółowe (jak na SNES’a). Postacie bohaterów, przeciwników i innych NPC są wyraźne i również obdarzone wieloma detalami. Ekrany walki wreszcie wiernie oddają rodzaj terenu, na którym się ona odbywa. Menu i ekrany statystyk zrobione są skromnie, lecz za to przejrzyście.
Z dźwiękiem i muzyką sprawa ma się jeszcze lepiej. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że Star Ocean to najlepiej udźwiękowiona gra na konsolę Super Nintendo. Chwytliwa i wpadająca w ucho muzyka stanowi wręcz idealne tło gry i znakomicie komponuje się z akcją na ekranie. Dodatkowo Star Ocean umożliwia odtwarzanie dźwięku w systemie Dolby Surround, co jak 1996 rok było właściwie ewenementem. Szkoda tylko, że głosy postaci możemy usłyszeć tylko podczas walki.
Świat gry podzielony jest na kilka kontynentów (wysp?), a na każdym z nich kilka bądź kilkanaście lokacji do odwiedzenia. Pomiędzy tymi lokacjami poruszamy się w czasie rzeczywistym, co początkowo cieszy, lecz z czasem nuży, bo często musimy „biegać” tam i z powrotem, a odległości między poszczególnymi punktami bywają czasem naprawdę duże. Po lochach, jaskiniach i zamkach poruszamy się tak, jak w wielu standardowych jRPGach, w tej materii wiele się nie zmieniło. Walki jak w innych podobnych produkcjach pojawiają się losowo. Jak wspomniałem wcześniej odbywają się na osobnych ekranach przedstawiających teren, na którym obecnie przebywamy w rzucie izometrycznym. System walki można określić jako zręcznościowy z elementami strategii. Walczyć mogą maksymalnie 4 osoby z naszej ośmioosobowej drużyny. W czasie potyczki prowadzimy jednego bohatera, a pozostałym postaciom przypisujemy odpowiednie strategie zachowania się na polu walki (dla każdej jest kilka dostępnych). Jednak w dowolnej chwili możemy przełączać się między walczącymi. Co niektórym osobom możemy przypisać też ataki specjalne, które aktywujemy odpowiednimi przyciskami. Największą wadą jest fakt, że sterowanie bohaterem podczas walki ogranicza się jedynie do wybrania celu i ciągłego wciskania przycisku ataku (bądź odpalenia specjalnego) jednak dzięki temu potyczki są szybkie i dynamiczne. Rzadko też trwają więcej niż kilkanaście-kilkadziesiąt sekund, co ma znaczenie, ponieważ częstotliwość występowania pojedynków jest spora. Po walce oprócz doświadczenia, przedmiotów, czy nowego ataku specjalnego otrzymujemy też punkty specjalne (special points), które możemy przeznaczyć na rozwinięcie posiadanych umiejętności. Można podzielić je z grubsza na 3 grupy: ataki (akcje) specjalne, biegłości (skills), oraz zdolności (abilities). Pierwsze zdobywamy, co kilka poziomów doświadczenia i wykorzystujemy w bezpośrednim starciu (niektóre postacie nie mogą ich posiadać); drugie takie jak np. kowalstwo, czytanie, pisarstwo, inżynieria możemy jedynie wykupić w gildiach, a rozwijamy je za pomocą punktów specjalnych trzecie to tzw. umiejętności wyższego poziomu składające się z kilku biegłości, dzięki którym tworzymy przedmioty niedostępne w normalnym obiegu.
Największą bolączką Star Ocean jest nierównomiernie rozłożony poziom trudności. Początek gry jest bardzo łatwy. Kosimy przeciwników jak burza, a poziomy rosną, aż miło popatrzeć, lecz wraz z upływem czasu poziom trudności wzrasta, że pod koniec gry nawet wysoko poziomowi bohaterowie mają problemy z pomniejszymi przeciwnikami, nie mówiąc już o bossach. Hardcorowcy będą pewnie zadowoleni, ale duża część graczy będzie zgrzytać zębami. Reszta elementów gry tj. statystyki czy ekwipunek nie odbiega od tego, co już znamy, czyli jest dobrze.
Star Ocean to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów jRPG. Język nie będzie przeszkodą, ponieważ gra dość dobrze została przetłumaczona na język angielski przez fanów. Wystarczy tylko dobry emulator. Szkoda tylko, że niemal masochistyczny poziom trudności w końcówce gry oraz kilka drobnych niedociągnięć zmniejszają trochę przyjemność z zabawy, jednak i tak nie można negować genialności tej pozycji. Dla Star Oceanu jedyną alternatywę stanowić może tylko Chrono Trigger (i odwrotnie), a wierzcie mi lepszej rekomendacji chyba nie trzeba. Ocena 9/10.
To jedna z moich pierwszych recenzji i właśnie mija jej 10-ciolecie. Ma pewną wartość sentymentalną, więc postanowiłem pozostawić ją w takim stanie w jakim była zaraz po napisaniu. Poprawiłem tylko co bardziej rażące błędy. Wtedy jeszcze moje umiejętności twórcze nie były jeszcze zbyt rozwinięte, więc proszę o wyrozumiałość.
Wstęp.
Tak się składa, że bardzo niedawno z polecenia JRK miałem przyjemność zagrać w Tales of Destiny 2. Teraz przynajmniej wiem (albo sądzę, że wiem), jakie są korzenie wspomnianej gry, bo chociaż inni wydawcy, to system nadzwyczaj podobny. Podobnie jak w ToD2 mamy zetknięcie dwóch światów - rozwiniętego i zacofanego technologicznie. I podobnie jak w masie JotRPGów mamy emocje, uczucia, rozterki... piękne walczące kobiety i dzielnych dobrych chłopaków, a także tych złych, lub nie do końca złych... To może ja przejdę do rzeczy.
Grafika.
Nie jest to szczyt możliwości graficznych SNESa (tak jak np. w Seiken Densetsu 3), ale nie jest źle - ba, jest wręcz bardzo ładnie. Nie ma tutaj "chodzenia po mapach" lecz normalnie podróżujemy piechotką po całej krainie i spotykamy potworki, ktore tradycyjnie wyskakują znikąd... jak jakiś diabeł z pudełka czy co.
<dygresja>*
Tak sobie myśle, że potwory z większości japońskich rpgów posiadły do perfekcji sztukę kamuflażu- po prostu, trzeba na takiego nadepnąć, żeby się okazało, że np. przykra niespodzianka: 6 żelków, albo 12 małych króliczków...
</dygresja>
Podczas walki przerzuca nas na specjalną planszę dopasowaną stylem do otoczenia, gdzie toczymy zwycięską bitwę. Czasem toczymy też bitwę przegraną ale to rzadko, zwłaszcza na emulatorze. Miasta i w ogóle wszelkie lokacje są zrobione bardzo ładnie i dokładnie. Wnikliwy obserwator dostrzeże tu i uwdzie wkomponowane w otoczenie charakterystyczne "e" firmy Enix. Słusznie, jest się pod czym podpisywać. Potworki są ładnie animowane, podobnie jak nasi bohaterowie, zwłaszcza, że posługują się wieloma specjalnymi ciosami i umiejętnościami. Ekran statystyk zrobiony jest przejrzyście. Słowem wszystko jest na najwyższym poziomie, może nie wybitne, ale na pewno fachowe.
-------------------------------------------
*zna się tego htmla...
Muzyka.
O! W odróżnieniu od grafiki "zaledwie" bardzo dobrej, muzyka jest niewątpliwie wybitna. Chwytliwe, wpadające w ucho kawałki stanowią naprawdę dobre tło gry i znakomicie komponują się z akcją na ekranie. Mamy zresztą możliwość posłuchania sobie wszystkich utworów z gry korzystając z wbudowanego w grę playera. A że krytykiem muzycznym to ja nie jestem, więc proszę się nie spodziewać nic ponad:
"Mnie się to ostatecznie bardzo podoba"*
-------------------------------------------
*Ja jestem umysł ścisły, mnie się podobają utwory, które już raz słyszałem.
Rozgrywka.
Nasza drużyna może liczyć nawet do 8 osób, które rzecz jasna będą się od czasu do czasu pokazywały, np. podczas imprezy w knajpie (serio!) lub podczas "rozmów prywatnych" (Private Action), ale w bitwie biorą udział tylko cztery. W sumie dobrze, bo byłby straszny tłok. Umiejętności jest masa. Z grubsza można je podzielić na:
- Biegłości (skills) - czyli takie umiejętności podstawowe, bojowe, czytanie, pisanie itp.
- Zdolności (abilities) - umiejętności wyższego poziomu, składające się z biegłości. System wygląda tak: można mieć słuch muzyczny, można mieć umiejętność czytania nut, ale tylko posiadając wszystkie składowe umiejętności posiądziemy w pełni zdolność do tworzenia Muzyki. Podobnie jest z innymi - żeby identyfikować nieznane przedmioty, trzeba ogólnie znać się na przedmiotach (item lore), ale też na minerałach i na medycynie naturalnej! Możliwości jest sporo i równie dużo okazji do użycia umiejętności.
Walka, czyli tak naprawde jedyna rzecz, która nas interesuje:
System zręcznościowo-taktyczny, bardzo pomysłowy - możemy ustalić strategię działania poszczególnych członków drużyny (kto gdzie stoi, jak się zachowuje - ofensywnie, defensywnie, ostrożnie itp), a także zdefiniować dwa "klawisze skrótu" do umiejętności bojowych - przy czym tak naprawdę to będą używane cztery: dwie do walki w zwarciu i dwie dystansowe. Jak już sobie wszystko skonfigurujemy, to pozostaje tylko jak najszybciej naciskać klawisz ataku :). Sama bitwa wygląda dość widowiskowo, ze względu na naprawdę dobrą animację bohaterów i przeciwników. Trzeba to zobaczyć.
Fabuła gry jest jak w większości jrpgów bardzo interesująca i stale wzbogacana o nowe wątki. Każda nowo przyłączona do drużyny postać ma swoją historię, swoją drogę do przebycia. Właśnie dlatego mimo upływu lat gramy w japońskie gry. Potrafią wciągnąć nas bez reszty, oczarować klimatem, nawet podnieść na duchu. Z uporem maniaka wbijają nam do głowy, że jest po co walczyć, że jest po co doskonalić samego siebie, że trzeba iść naprzód pomimo wszystko, a czasem - cóż, trzeba umieć przegrywać.
Koniec przynudzania.
Podsumowanie.
Star Ocean jest jedną z wielkich gier na SNESa, co do tego nie ma wątpliwości. Gra jest ze wszech miar godna polecenia i to nie tylko dla zatwardziałych jrpgowców. Jeśli chcecie pokazać komuś "jak się kiedyś robiło gry", kiedy jeszcze nie było akceleracji sprzętowej i wszechobecnej Quake'owej przemocy, Star Ocean jest dobrym przykładem. Szczerze polecam.
Plusy:
+grafika
+fabuła
+klimat
+muzykaMinusy:
-hm... ewentualnie typowy dla jrpgów system spotykania potworków, które "wyskakuja znikąd" - ale można się przyzwyczaić.ocena: 4,5/5
Obrazki z gry:
Dodane: 04.02.2004, zmiany: 20.05.2014
Komentarze:
Bo pierwsze tłumaczenie to beta, która wyciekła. O ile mnie pamięć nie myli, skrypt nie był w ogóle doszlifowany, a menusy nieprzetłumaczone. Heh, prehistoria :)
[mziab @ 20.05.2014, 21:44]
Dzisiaj przyznaje ci racje, ale dekadę temu jakoś Phantasia mnie wtedy nie pociągała za to od SO nie mogłem się oderwać. Jednak z czasem gusta się zmieniają... Co do De Jap to początkowo grałem jego pierwszym patchu, gdzie tłumaczenie było jeszcze siermiężne... Ech to były ciekawe czasy...
[Astarell @ 20.05.2014, 21:07]
Cała gra wydaje mi się robiona w pośpiechu. Przemawia za tym ilość dziur fabularnych i niespójności, a przede wszystkim krótkość fabuły. Coś musi być na rzeczy, skoro w ukrytym developer roomie scenarzysta przepraszał, że gorzej mu wyszło :) Bardzo fajny początek... a potem coś zdechło i potencjał nie został w pełni wykorzystany. Niemniej swego czasu odpalało się to z wypiekami na twarzy. Pamiętam czasy, kiedy w ogóle nie dało się tego emulować. Potem DeJap stworzył graphics packi, a parę lat później pojawiła się pełna emulacja. I choćby dlatego mam sentyment do Star Ocean, ale nie mam wątpliwości, że Tales of Phantasia to bardziej dopracowana gra.
[mziab @ 20.05.2014, 21:00]
Teraz pewnie też nie miałbym problemu, ale wtedy jakoś niezbyt sprawnie mi to szło. Dopiero jakoś później obczaiłem co z czym się je. Właściwie miałem zmienić to w tekście, ale postanowiłem zostawić. Moja pierwsza poważniejsza recka i jakoś żal mi wprowadzać do niej rzeczy zauważone już w późniejszym okresie.
[Astarell @ 20.05.2014, 20:08]
Jeśli mogę coś napisać, to nie zgadzam się co do poziomu trudności :P
Mam na dysku mój save z postaciami na około 70 poziomie, i jedynie co mi zostaje przy np. last bossie to klikanie w podstawowy atak. Tak ten najzwyklejszy melee atak. Moje postacie wspomagające, wraz z moimi podstawowymi atakami, dosłownie sami zabijają każdego przeciwnika.
Troszkę grindowalem i postacie stały się wręcz za silne, więc nawet nie musiałem unikać żadnego ciosu. Mogłem spokojnie każdy atak przyjąć na klate, bo i tak wiedziałem, że mój healer wyleczy wszystko.
Oczywiście nie będę tu negował tego, że do kogoś gra może być trudna. Niestety dla mnie nie stanowiła wyzwania. Tales of Phantasia zaś był trudny. Bardzo. Nawet z postaciami na 99 poziomie, atak last bossa zabierał mi każdemu ponad pół życia. nie wiem jak, ale tak mnie klupał i było to bolesne dla mnie...
[Endex @ 20.05.2014, 19:48]