Dragon Quest |
|
Wydania |
2019() 2019() |
Ogólnie
|
Jeden z najważniejszych klasyków w branży w remaku na najnowszą konsolę - z zachowaniem większości retro klimatów jednakże.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Praojciec gatunku
Bez owijania w bawełnę można powiedzieć że oryginalny Dragon Quest był jednym twórców gatunku Jrpg. Gra znana na Zachodzie jako Dragon Warrior została wydana na NESa w 1989 roku, czyli trzy lata po premierze w Japonii. Gra otrzymała wiele portów oraz remake'ów. Wersja na Switch, która jest tematem dzisiejszego tekstu wywodzi się z wydanej kilka lat temu wersji androidowej. Ta zaś, była dosyć bezpośrednią translacją i portem nigdy nie wydanej oficjalnie po angielsku wersji na Super Famicoma z 1993. Owa wersja ma fanowską łatkę, ale to temat na inną okazję.
Carta brak
Niestety ale pierwszy DQ nie został wydany fizycznie w Europie. Cart ze składanką trzech pierwszych części serii dostępny jest z angielskim na pokładzie wydany bodajże w Azji. Nawet u nas można go dostać. Jednak cenowo trzy Dragon Questy w cyfrze są dobre 100 złotych tańsze niż wydanie kartowe. To takie krótkie info dla kolekcjonerów.
Co w trawie piszczy
Nasz załogant Endex już zrecenzował Dragon Questa w wersji na Switch. Moja opinia aż tak się nie różni od jego, ale postaram się pokazać DQ z innej perspektywy niż on to zrobił.
Dragon Quest niesie za sobą potężne brzemię. Jeden z prekursorów całego gatunku, część znamienitej serii, która po dziś dzień święci triumfy. Prawda. Ale z drugiej strony gra wywodząca się technicznie z połowy lat 80-tych. W założeniach bardzo prosty tytuł z pojedyńczą postacią grywalną, z bardzo minimalitycznymi walkami turowymi. Losowo generowanymi ma się rozumieć. Z prościutką fabułą o ratowaniu księżniczki z rąk złego lorda. Czy współczesny gracz znajdzie coś dla siebie tutaj? Niestety, ale śmiem wątpić.
Ja jednak czerpałem sporo przyjemności z gry, co ułatwiły mi pewne bardziej współczesne rozwiązania. Tak prozaiczna sprawa jak mapa świata dostępna pod przyciskiem. Z oznaczonymi miejscami które możemy odwiedzić. To bardzo ułatwia eksplorację. Nie ma bezsensownego łażenia po mapie z dziesiątkami wrogów, modląc się aby gdzieś trafić zanim skończą się nam itemy leczące. Których ilość jaką bohater może zabrać jest mocno ograniczona. A tak mając mapę przynajmniej zmierzamy gdzieś, bez włóczenia się bez celu. Drugą, bardzo ważną zmianą jest możliwość robienia quick save. Bo oryginał oferował tylko jedno(!) miejsce gdzie można było grę zasejwować. W kontekście grania mobilnego jest to rewelacyjne rozwiązanie.
Paradoksalnie plusem są również bardzo proste wizualnie walki. Przez bardzo minimalistyczną formę są dosyć szybkie. Co przy ich ilości nie jest aż tak męczące jak dla przykładu w pierwszym Final Fantasy, gdzie mamy cztery postaci, sporo wrogów oraz zbliżoną częstotliwość. Niebo a ziemia. Z Final Fantasy na PSP męczę się strasznie po dziś dzień, a DQ ukończyłem w dwa dni.
Bardzo dobrą rzeczą w pierwszym Dragon Quest jest uczucie progresji. Levelując czuję że postać się rozwija. Zbieram fundusze na lepszy sprzęt, który robi różnicę. Nauka magii leczącej uwalnia znacznie nasze ograniczone miejsce w ekwipunku. Czar teleportacji pozwala uciec z niemal każdego problematycznego miejsca na mapie. Są to niby małe rzeczy, ale powodują że klasyka ogrywa się bardzo przyjemnie.
Kolejną istotną sprawą jest niezłe tłumaczenie. Jeśli pogadamy z NPCami w miastach, w większości przypadków wiemy gdzie podążać. Mimo że gra stylizowna jest na staroangielski, to wszystko jest zrozumiałe. Grając w DQ poczułem przyjemność z eksploracji. Gra potrafi być dosyć trudna, ale tylko jeśli chcemy przelecieć przez ten i tak krótki tytuł po łebkach. Tak się raczej nie da. Trzeba zdobyć ekwipunek, trzeba wylevelować postać, aby przypadkowy wróg na nie ubił.
Tak jak Endex wspomniał, grafika jest specyficzna. Jednak człowiek faktycznie szybko się przyzwyczaja do tego wyglądu. I szybko przestaje na to zwracać uwagę. Mimo że SNESowa wersja i tak jest ładniejsza w swoim pixel arcie.
Klasyka na wyciągnięcie ręki
Nie spodziewam się aby nowożytnym graczom ten Dragon Quest trafił do gustu. Mimo współczesnych ułatwień to dalej mocno podstarzały klasyk. Ale jednak klasyk. Do którego zachęcam każdego gracza, który się nie boi starych rozwiązań. Bo to dalej zaskakująco grywalny tytuł. Plus motywacja jeśli ktoś kolekcjonuje fizyczne wydania. Trylogia Erdricka w wersji fizycznej to dodatek do każdej kolekcji.
Moja ocena: 3/5
plusy
+ nowożytne ułatwienia
+ niska cena za cyfrowe wydanie
+ klasyka godna poznania
minusy
- prostota
- specyficzna oprawa
Dragon Quest to port (z telefonów)/remake pierwszej gry z serii, która powstała w roku 1986. Twórcą był Yuji Horii, który mocno zainspirowany przykładowo Ultimą wpadł na pomysł własnej gry tego typu. Z pomocą kilku ludzi gra w końcu powstała. Jednym z pomagających przy tworzeniu gry był Akira Toriyama, który do dzisiaj bierze udział w tworzeniu kolejnych części serii. Przyznam się, że nigdy nie grałem w oryginalną grę z NESa. Troszkę o niej czytałem i myślę, że dobrze się stało, że na Switcha wydano odnowione wersje pierwszych części. Oryginalne gry, z tego co się dowiedziałem, posiadają pewne archaizmy, które z pewnością by mnie odrzucały od grania w tego klasyka. Nie będę opisywać jakie, bo to nie jest ważne, ponieważ gra na Switchu ich nie posiada.
Fabuła? Nie ma się tutaj co rozpisywać, od samego początku wiemy co się będzie działo. Już pierwsze 2 - 3 dialogi mówią nam co i jak musimy zrobić. Jest to naprawdę prostolinijna gra, która daje nam świat i pozwala nam w nim błądzić tak długo, aż uda się wykonać zadanie, które otrzymaliśmy. Pokonaj zło, uratuj księżniczkę, pokaż, że jesteś godnym następcą swojego rodu. Ta prostolinijność mi się podoba. Tak autentycznie. Mile się zaskoczyłem, jak mało skomplikowana jest to gra. Zabawne jest to, że ta prosta jak budowa cepa gra, zajęła mi około 10 godzin i się przy tym nawet nie nudziłem. Niektóre gry, które można przejść szybciej potrafią zanudzić. Może właśnie dlatego, ta gra jest tak lubiana. Jest w niej coś relaksującego.
Grafika! Tutaj mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się, że zostawiono świat w formie pikselowej, ale nie podobał mi się fakt, że postaci na ekranie, już takie nie są. Są znacznie wyraźniejsze, co estetycznie jakoś się gryzie. Fajnie by było, jakby grafika była spójna. Całość tyczy się też menusów. Pikselowa gra, a menusy są gładziutkie i w wysokiej rozdzielczości. Nie do końca rozumiem, dlaczego tak dziwnie tą grę wykonano, ale muszę powiedzieć, że po jakimś czasie przestało mi to przeszkadzać, więc na swój sposób, chyba taka stylistyka działa. Niestety jest tutaj inny poważniejszy problem. Coś jest nie tak z przewijaniem się obrazu. Gra działa idealnie płynnie, ale ma się wrażenie, jakby był tutaj zastosowany jakiś dziwny frame skipping. Powoduje to wrażenie skokowego przewijania obrazu. Jest to rzecz do której, trzeba się niestety przyzwyczaić.
Muzyka :). Ta to już jest legendarna, nie wiem czy mógłbym coś o niej więcej powiedzieć, czego ludzie już nie słyszeli. Praktycznie przy każdej grze z serii, można usłyszeć o tym, jaką dobrą ścieżkę dźwiękową zrobiono. Nawet w pierwszej części gry nie jest inaczej. Wszystko jest na swoim miejscu. Bardzo podoba mi się motyw przewodni, podoba mi się muzyka z mapy świata, z walk czy z podziemi. Jest idealnie dobrana, do miejsc w jakich jest odgrywana. Ogólnie polecam spojrzeć na Youtube, miło się jej słucha nawet poza grą. Jest bardzo melodyjna i wciągająca na swój sposób. Muszę dodać, że ze względu na wersję jaką opisuję, oznacza to, że muzyka nie jest w wersji 8bit, a w wersji przearanżowanej. Nie znalazłem opcji bym mógł zmienić ścieżkę na oryginalną i zobaczyć jak brzmiała dawniej, ale od czego jest wcześniej wspomniany Youtube. Aranżacje są po prostu niemalże perfekcyjne, a niektóre nawet poprawiają dziwnie brzmiące wersje z roku 1986 (przykładowo Underworld). Szczerze, słuchając muzyki z wersji na NESa pomyślałem, że brak opcji zmiany na oryginalny OST to wielki błąd. Mamy już na rynku remaki, które dają tą możliwość i chętnie bym pograł w to także w bardziej oldschoolowym udźwiękowieniu. Szkoda, że nie dano nam takiej możliwości.
Jak w to się gra... Grind. Grind. Grind. Dragon Quest właściwie składa się tylko z tego. Przemierzamy świat, szukamy następnego przystanku na naszej drodze, wzmacniając przy tym postać w ogromnej ilości walk, które pewnie dla niektórych będą bardzo upierdliwe. Dlaczego? Czasem mi się zdawało, że co 2-3 kroki mnie coś atakowało. Dla mnie to nie problem, ale wiem jak wielu ludzi tego nienawidzi. Jeśli to dla was za dużo, lepiej nawet nie brać się za tą grę. Jak zwiększać poziom postaci, to raczej pisać nie muszę. Powiem, że tutaj jest też bardzo prostolinijnie. Co LVL zwiększają się o jakiś pułap nasze staty. Czasem dostaniemy jakieś umiejętności magiczne. To by było na tyle. Zero jakichś klas czy ścieżek rozwoju. Jesteś wojakiem, co czasem rzuci kulą ognia :). Dla tych co chcą tworzyć drużynę, to informuję, że tego też tutaj nie uświadczycie. Jesteśmy tylko my jako bohater i koniec. Sami wędrujemy i walczymy ze wszystkim. Na tak małą grę, decyzja o jednym bohaterze jest jak najbardziej uzasadniona. Walki też przeprowadzane są jeden na jednego. Uspokajam. Mimo tej surowości, jest to zupełnie tyle ile nam potrzeba, by dobrze się z grą bawić.
Nie mam nic do dodania. Zaskoczyło mnie to, jak grywalna jest ta gra. Ocena... Jak ocenić taką grę w tych czasach. Z jednej strony jest presja, że legendarna marka, więc jak można ją ocenić poniżej maksymalnej noty, zaś z drugiej strony, trzeba być obiektywnym. Nie zachwyciła mnie ta gra, ale jest naprawdę wciągająca. W moim odczuciu 4/5 jest dobrą notą, dla tak przyjemnej gry, ale dałbym jej sporego minusa, za tą dziwną grafikę. Kupiłem tą grę tylko ze względu na Dragon Questa XI, który podobno mocno nawiązuje do pierwszej trylogii i uważam, że dobrze zrobiłem. Po tej jednej grze już nie żałuję, a jeśli to prawda i następne są jeszcze lepsze, to czeka mnie, być może, wiele godzin przyjemnego, klasycznego grindu.
Moja ocena: 4/5
Obrazki z gry:
/obrazki dostarczył Endex/
Dodane: 19.12.2019, zmiany: 15.05.2021