OblivionThe Elder Scrolls IV: Oblivion |
|
Wydania |
2006() |
Ogólnie
|
Czwarta odsłona serii Elder Scrolls w wydaniu na Xbox 360 powala grafiką, ogromem świata i radością płynącą z rozgrywki :).
|
Widok
|
tpp, fpp
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Po rozczarowaniu, jakim był dla mnie Morrowind, mimo świetnych zapowiedzi Bethesdy i przepięknych filmików, podchodziłem do ich nowego dzieła, czwartej już części cyklu The Elder Scrolls, ze sporym dystansem. Fakt - przy każdym screenie czy trailerze wzdychałem z zachwytu, ale jak wiadomo grafika w końcu to nie wszystko (Morrowind w dniu premiery też wyglądał lepiej niż jakikolwiek inny erpeg). Długo po premierze dane było mi jednak przekonać się, że Oblivion jest grą wielką. Na poparcie mych słów posłużę się kilkoma liczbami - świat gry liczy sobie 16 mil kwadratowych (około 26 km2), w którym do rozwiązania będziemy mieli przeszło 150 questów (z czego główny wątek to jakieś 15 zadań), do spotkania setki różnych postaci i zebrania tysięcy przedmiotów. O tak, Oblivion wielkim jest. Wielu mężczyzn jednak powie: "nie rozmiar się liczy, a technika". Tak więc przyjrzyjmy się owemu tytułowi bliżej.
Grę zaczynamy w więzieniu i tradycyjnie nie znamy powodu, dla którego tu jesteśmy, ani nie znamy swojej przeszłości. Nie jest to jednak istotne, gdyż nadchodzące wydarzenia sprawią, że szybko zapomnimy o tym, gdzie rozpoczęła się nasza przygoda. Od początku jednak. Na starcie pojawi nam się okienko tworzenia nowej postaci. Do wyboru dano nam 10 ras (jaszczurza rasa Argonian, podobna do kotów rasa Khajiit'ów, Orkowie, trzy elfickie rody: wysokie, leśne i mroczne; oraz cztery kultury ludzi: Cesarscy, Redgardzi, Nordowie i Bretoni), z których każda różni się statystykami, premiami i unikalnymi umiejętnościami czy zaklęciami (np. Argonianie mogą oddychać pod wodą oraz są odporni na choroby, Bretoni zaś mają więcej many i stałą odporność na magię wynoszącą 50%). Oczywiście do wyboru mamy męskich i żeńskich przedstawicieli wszystkich ras (a nie jest to tylko i wyłącznie kwestia kosmetyczna - mężczyźni od kobiet różnią się także statystykami). Ale to nie koniec! Pamiętacie wybór twarzy z Morrowinda? Nie dość, że za wiele ich nie było, to na dodatek większość z nich pozostawiała wiele do życzenia. Na szczęście Oblivion pokazuje, że jest grą nowej generacji - w nasze ręce dostajemy genialny system personalizacji naszego alter ego, pozwalający nam na wymodelowanie facjaty za pomocą kilku(nastu) suwaków. A możliwości są olbrzymie, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nieskończone. Kształt twarzy, wielkość nosa, pozycja, wielkość i kolor oczu, wielkość brwi, fryzura, a nawet długość włosów! A to i tak zaledwie część możliwości. Mi osobiście udało się stworzyć postać bardzo do mnie podobną w kilka kwadransów. W dalszej części gry, a dokładniej podczas pierwszego zadania, jakim jest wydostanie się z więzienia (o tym później), pełniącego tutaj rolę tutoriala, wybierzemy również profesję (możemy wybrać jedną spośród kilkunastu stworzonych przez twórców gry, albo stwotrzyć własną od podszewki (nie muszę chyba zdradzać co jest ciekawsze) oraz znak zodiaku (tych jest trzynaście), z którym wiążą się nieraz ciekawe umiejętności i bonusy.
Nasza postać opisana jest ośmioma atrybutami, a są to kolejno: siła, inteligencja, siła woli, zręzność, szybkość, wytrzymałość, osobowość i szczęście. Każdy z atrybutów, oprócz wpływania na takie czynniki jak ilość many czy udźwig, jest powiązany z różnymi umiejętnościami określającymi naszego bohatera. Tych jest przeszło 20: płatnerstwo (pozwala na naprawę naszego ekwipunku), atletyka, akrobacja, umiejętności magiczne (sześć różnych szkół: zniszczenia, mistycyzmu, przywrócenia, iluzji, przywołania i przemiany), biegłości w pancerzach (lekkim i ciężkim) i broni (obuchy i ostrza - zniknął znany z poprzednika podział na ostrza długie i krótkie, co wg mnie wyszło grze na dobre). Są również umiejętności typowo złodziejskie, jak otwieranie zamków czy skradanie. Uff... chyba wszystko. Czy pisałem już że ta gra jest wielka? Z umiejętnościami wiąże się jednak jeszcze jedna ciekawostka i jednocześnie znak rozpoznawczy serii. Otóż kiedy w większości standardowych RPGów rozwijamy umiejęności zdobywając kolejne poziomy, tak tutaj jest... na odwrót. Rozwijając nasze główne umiejętności (możemy ich wybrać 7, reszta staje się naszymi umiejętnościami pobocznymi, które rownież możmy rozwijać), a dokładniej co 10 ich wzrostów i przespaniu się w łóżku zdobywamy kolejny poziom. Wiąże się z tym wzrost liczby punktów życia, kondycji oraz magii, ale takż trudność gry. Świat bowiem skaluje się do naszego poziomu, abyśmy nigdy nie mieli zbyt łatwo (ani zbyt trudno). W praktyce wygląda to tak, że główny wątek spokojnie można przejść bez ani jednego awansu. Co do tej trudności - to też nie jest tak do końca, szybko bowiem moja postać stała się bardzo silna (większość wrogów na jeden cios, bossowie na niewiele więcej), a nie prowadziłem żadnego wyrafinowanego treningu (po prostu robiłem swoje i levelowałem przy każdej okazji). Nietrudno sobie jednak wyobrazić sytuację odwrotną - nieodpowiedni dobór umiejęności głównych może uniemożliwić ukońzenie gry. Oczywiście musiałby być to niezwykle oryginalny zestaw, ale jednak możliwa jest taka sytuacja. Nie chcę jednak nikogo straszyć - generalnie Oblivion grą trudną nie jest. Teraz postaram odpowiedzieć się na pytanie, które pewnie nasunęło się Wam już trochę wcześniej - jak się podnosi umiejęności? Użwając ich! Np. walcząc mieczem co jakiś czas wzrośnie nam umiejęność "ostrza", rozbrajając zamki (a wiąże sięz tym bardzo ciekawa minigierka) podniesiemy nasz skill "zabezpieczenia", itp. O ile na początku byłem do tego systemu nastawiony negatywnie, tak po kilkunastu godzinach gry przekonałem się do niego w 100%.
Dobra, mechanikę już znacie, czas napisać coś o fabule. Jak pisałem wcześniej zaczynamy w więzieniu. Długo jednak tu nie zabawimy, gdyż po chwili wejdzie do niej sam cesarz Uriel Septim wraz z obstawą. Szybko dowiesz się, że właśnie trwa próba zamachu na Jego Wysokość i jego synów (w tym drugim przypadku już udana...), a jedyna bezpieczna (z tym "bezpieczna" to trochę jak z tym piwem "bezalkoholowym") droga prowadzi przez tajne przejście, do którego wejście znajduje się (co za niespodzianka) w naszej celi. Aby było ciekawiej cesarz rozpoznaje w nas postać ze swych snów - dzięki czemu dołączymy do uciekinierów. Nie wszystko pójdzie jednak zgodnie z planem i w rezultacie staniemy się świadkami śmierci władcy, który przed przejściem na "drugą stronę" wręczy nam Amulet Królów i zleci udanie się do Opactwa Weynon w celu odszukania jego ostatniego syna - Martina (wieść o jego istnieniu była trzymana w tajemnicy, nawet sam chłopak nie wiedział, że płynie w jego żyłach cesarska krew). Tak oto stajemy się osobą, od której zależą losy całego imperium (za zamachami bowiem stoi bowiem tajemnicze bractwo służące Dagonowi, jednemu z Daedrycznych Lordów, który upatrzył sobie nasz świat jako kolejny do podbicia). Najogólniej rzecz biorąc historia opowiedziana nam w głównym wątku jest stosunkowo ciekawa, chociaż pozbawiona nieoczekiwanych zwrotów akcji. Przedstawia jednak dynamiczną i rozpaczliwą walkę z liczniejszym i potężniejszym najeźdźcą (który ma pecha, że trafił akurat na Ciebie, drogi graczu). Szkoda tylko, że ukończenie main questu zajmuje ledwo kilkanaście godzin. Co gorsza zamykanie kolejnych wrót do otchłaniu (tytułowego Oblivionu) dość szybko robi się monotonne. Rozczarowuje też trochę walka z ostatnim bossem (zbyt łatwa, bez dramatyzmu i dynamiki.). Mimo wszystko wrażenia mam jak najbardziej pozytywne. A pamiętać trzeba, że to nie wszystko co nowe dzieło Bethesdy ma nam do zaoferowania...
Wciąż przed nami bowiem stoi kariera w różnych gildiach - wojowników, magów, złodzieji (nie muszę chyba pisać, że kierują się one całowicie inną filozofią przez co zadania są bardzo zróżnicowane) czy gladiatora na arenie w Cesarskim Mieście. Wciąż do zbadania pozostają dziesiątki lochów i podziemi. Setki postaci do poznania (każa z własnymi problemami) i ogromny świat do zwiedzenia. I to właśnie sprawia, że ta gra jest niesamowita. Wszystkie postacie są wyraziste i bardzo dobrze zarysowane (najbardziej w pamięci zostały mi dwie postacie - Glathir, paranoik z manią prześladowczą oraz Rythe Lythandas, malarz zamknięty w jednym ze swoich obrazów), każdy z NPCów ma własny harmonogram dnia (mimo że wielu z czynności, które one wykonują nie będzie nam nawet dane obejrzeć. Postacie jedzą, śpią, rozmawiają ze sobą, itp.) co sprawia, że ten świat naprawdę żyje (dodam do tego jeszcze genialny cykl dnia i nocy oraz zmienne warunki pogodowe; las podczas burzy jest wprost niesamowity). Złudzenie prawdziwego świata wzmacnia także oprawa audio-wizualna gry. Grafika jest po prostu boska. Fakt, niektóre miasta nie wyglądają zbyt ciekawie i widać, że były "budowane" z gotowych klocków (np. Anvil; z drugiej strony już Skingrad jest wg mnie jednym z najładniejszych miast w historii gier komputerowych). Wystarczy jednak wycieczka po lesie czy mała wspinaczka po górach, aby jęknąć z zachwytu. Jest to tak niesamowicie piękne i urokliwe, że nagle zapominamy o całej reszcie. W parze z grafiką idzie również ścieżka audio - wszelkie dźwięki (w tym głosy postaci - dość powiedzieć, że w rolę Uriela Septima wcielił się sam Patrick Stewart - znany choćby ze Star Treka czy trylogii X-Men, w której wcielił się w rolę profesora Xaviera) i muzyka stoją na bardzo wysokim poziomie.
O ile wcześniej ośmieliłem się czepić lekko grafiki (która tak naprawdę jest rewelacyjna), to nie mogę jednak napisać nic złego o efektach specjalnych, które towarzyszą wszelkim czarom i rytuałom. Gorzej natomiast wygląda animacja postaci poruszających się po nierównościach (strasznie nienaturalne) oraz naszej postaci, o ile gramy w trybie TPP (nie polecam, szczególnie animacja skoku wygląda... no po prostu paskudnie, jakby gość miał pełne pory). Szwankuje również AI postaci podczas walki - nasi sojusznicy często blokują się na różnych przeszkodach oraz włażą nam pod miecz (tak więc to, że się blokują wielką wadą nie jest - przynajmniej nie przeszkadzają :P). Generalnie podczas większych bitew lepiej trzymać się z tyłu (bądź biegać zawsze jako pierwszy i zabijać wrogów zanim te nasze sieroty do nich dojdą - ja przynajmniej grałem wg tej filozofii).
Na koniec jeszcze jedna rzecz - fizyka gry oparta jest na silniku Havok, znanym chociażby z Half Life'a 2 czy trzeciej części Thief'a. Dzięki temu możemy podnieść, rzucić czy przewrócić prawie każdy przedmiot w grze. Niestety, tak jak to było w Thief'ie, system czasami lekko szwankuje - podnosząc np. talerz ze stołu sprawimy, że ten lekko się podniesie. Nie jest to jednak coś co by psuło w jakimkolwiek stopniu rozgrywkę. A dzięki Havokowi mamy w Oblivionie jedną bardzo ciekawą rzecz: telekinezę. Zabawa manipulacją przedmiotami na odległść jest naprawdę przednia, w internecie nawet moża zobaczyć filmik przedstawiający gracza miotającego końmi (wszystko z muzyczką z Bennego Hilla w tle). Widziałem też gościa, który zebrawszy i ustawiwszy odpowiednio książki zrobił sobie Domino Day w świecie gry. Im więcej możliwości daje jakaś gra, tym więcej wariatów wykorzystujących je w nietypowy sposób - wszystko to jednak pokazuje jak wybitną grą jest czwarta częśćTES. Dodajmy do tego save w każdym momencie gry, a dostajemy tytuł idealny.
Plusy:
+ grafika
+ olbrzymi, żywy świat
+ masa questów
+ fabuła
+ świetna muzyka
+ poprawiony w stosunku do poprzedniej części system walki
+ save w dowolnym momencie rozgrywki
Minusy:
- AI naszych kompanów podczas walki
- czasami niektóre obiekty wolno się wczytują (chodzi mi o budynki, które nagle się przed nami pojawiają), na szczęście zdarza się to BARDZO rzadko.
Moja ocena: 10/10
Obrazki z gry:
Dodane: 08.08.2008, zmiany: 21.11.2013