Tao's Adventure: Curse of the Demon Seal

Tao: Mamono no Tou to Mahou no Tamago (JAP)
Wydania
2005()
2006()
Ogólnie
Próba powtórzenia sukcesu gry Azure Dreams na nowej konsolce - mamy więć Wieżę, kilometry przebyte podczas jej wspinaczki, częste powroty do miasta w celu zaopatrzenia, podratowania zdrówka, a nawet hodowlę stworków. Niestety - wszystko to jakieś takie byle jakie i na odczepnego zrobione.
Widok
izometr
Walka
turówka
Recenzje
Monk
Autor: Monk
28.10.2006

WIEŻA
Motyw wieży przewinął się przez wiele świetnych książek (m.in "Mroczna wieża" Kinga), gier (chociażby Azure Dreams, o którym zresztą za momencik), czy komiksów (dla przykładu doskonała japońska manga Blame!). Samotny człowiek podążający na sam szczyt wieży jest pewnym uniwersalnym symbolem, pełnym paradoksów; znakiem naszych ukrytych ambicji i wrodzonej ciekawości, ale również niebezpieczeństwa czyhającego tuż za rogiem (u Junga, czy jako symbol śmierci w Tarocie). Dlatego też wszelakie twory posiadające ten motyw, są dla większości z nas, stworzeń ciekawskich z natury i żądnych dreszczyku emocji, w pewien tajemniczy sposób pociągające.

Wspomniany wcześniej Azure Dreams, jRPG wydany na staruśkiego, poczciwego PSX'a nie był może hitem na miarę serii Final Fantasy, czy Suikoden, jednakże znalazł sobie całkiem liczne grono entuzjastów. Nic dziwnego więc, że Konami zdecydowało się w końcu, bo aż po siedmiu latach, na wykorzystanie raz już sprawdzonego przez siebie tematu i po bezpośrednim porcie oryginału z '99 na konsolę Game Boy Color postanowiło wypuścić w '05 nieoficjalny sequel na nowiuśieńką konsolę Nintendo.

CZŁOWIEK
Jak to już bywa w jRPG'ach naszą postacią jest młodzieniaszek wyruszający samotnie w podróż pełną przygód. Fabuła jakaś jest, ale tyle jej co w Diablo, czy przeciętnym pecetowym FPS'ie z ostatnich lat. A leciało to mniej więcej tak...

Była sobie wioska, w niej mieszkał nasz chłopina wraz z rodzinką i żyli by sobie tak zapewne długo i bez problemów, gdyby do wioski nie wparowały potwory i nie pozamieniły większości jej mieszkańców w głazy. Wszyscy skamieniali poza naszym bohaterem i grupką starszych wioskowych mędrców, którzy wydelegowali młodego smiałka z racji braku innych chętnych na samobójczą misję po remendium prosto w czeluści Wieży. Ta z kolei jest zamieszkiwana przez straszliwe potwory (znane z innych japońskich tytułów tego typu gumowe żelki, przerośnięte ślimaki, etc.).

W tym momencie kończy się wstęp do gry (swoją drogą przydługawy, nudny, nie do pominięcia i bez możliwości save'u w trakcie) jak i nasze beztroskie zwiedzanie wiechury. Tao, czy jak tam nazwiemy głównego bohatera, trafia do Mondominio, miasta na pustyni, obok którego stoi wcześniej wspomniana Wieża. Od tego mometnu gra polega na mozolnej tułaczce głównego bohatera w kółko z miasta (uzupełnianie zapasów, małe questy) do Wieży (nieustanne parcie naprzód poprzez kolejne piętra, urozmaicone znajdowaniem skrzyń z przedmiotami i łupanką napotkanych kreatur). Czas potrzebny na ukończenie to ok 30-50 godzin, a poziomów labirytnu jest ponoć ok. czterdziestu (niestety nie miałem tyle samozaparcia by to sprawdzić).

Sam pomysł na grę jest do bólu mało nowatorski, bo dungeon crawlery znane są światu od początku gatunku, czyli od pierwszego "papierowego" RPG - Dungeons & Dragons. Gdyby jednak gra była wciągająca, bogata w questy i dobry system walki tudzież hodowli własnych stworów (która w grze występuje, ale jak reszta pomysłów jest zrealizowana po macoszemu) broniłaby się sama. Z przykrością jednak muszę stwierdzić że wady gry pogrzebały całą grywalność, ale po kolei jak mawiają grabarze...

GRAFIKA
Na tym poletku gra wypada przeciętnie. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z dobrze zapowiadającą się od strony wizualnej (wszystko w 3D) wioską głównego bohatera, miastem i niczego sobie postaciami (grafika wyrażna, kolorowa), z drugiej natomiast Wieża, która niestety wygląda ubogo i nie zachęca zbytnio do jej zwiedzania, a jedyne co się zmienia podczas eksploracji jej kolejnych poziomów to tekstury podłogi.

O designie leveli w stylu Zeldy, gdzie zwiedzane lokacje składały się z małych pomieszczeń, ale takich "z pomysłem" (niemal każde wymagało innego podejścia i chwili zastanowienia) możemy zapomnieć. Lochy może nie są ogromne i męczące jak to bywa w niektórych grach (kolejne piętra raczej średniej wielkości, przy czym co raczej oczywiste - jednopoziomowe), jednakże są najzwyczajniej w świecie nieciekawe. Brak w nich zagadek, wyrafinowanych pułapek etc. Całe "myślenie" podczas ich zwiedzania sprowadza się do wciśnięcia góra jednej - dwóch dźwigni czy czegoś w tym stylu. Jedyną atrakcją jest walka z bossem co każde pięć pięter, ale tu również nie oczekujcie zbyt wiele, chyba że za ciekawe uznacie wracanie się do miasta przed taką walką po to by dokonać save'u (brak takiej możliwości w każdym miejscu gry boli). Sadystyczni najwyrażniej z upodobań twórcy gry zlitowali się nieco nad graczami oferując im do dyspozycji czar teleportacji, jednakże nie działa on jak powinien (po raz kolejny przywołując przykład Diablo - otwarcie poratlu, szybkie załatwienie spraw w mieście i powrót przez weń bezpośrednio do miejsca w podziemiach z którego się teleportowaliśmy) - całe piętro trzeba przeczłapać od nowa.

Krótko mówiąc jeśli chodzi o projekt poziomów mamy tu do czynienia z rzeczą w dungeon crawlerze wręcz niewybaczalną - wyraźnym brakiem pomysłu. Biorąc pod uwagę fakt, że niemal dziewięćdziesiąt procent gry spędzamy łażąc po Wieży ma to znaczny wpływ na jej grywalność, a raczej jej brak.


MUZYKA

Przeciętna. Nie przeszkadza w grze, nie jest zła, jest po prostu średnia. Zapomnijcie o zapadających w pamięci motywach z gier Square Enix. Jeśli znajdzie się ktokolwiek, kto będzie potrafił zanucić kawałek z tego szpila na drugi dzień po graniu - ma u mnie kratę browarów. Nachodzi mnie jednak w tym momencie myśl... może należy się cieszyć że w obliczu porażek developera w innych fragmentach gry - ten trzyma przynajmniej przyzwoity, średni poziom?

SYSTEM
Walka ma miejsce bezpośrednio na planszy po której się przemieszczamy. Oparta jest ona o system turowy, pozwala na odrobinę strategii, jednakże wygląda na to że twórcy gry obawiali się by nie było tejże zbyt dużo, bo jeszcze mogłoby się okazać że choć w tym aspekcie gra będzie miodna. Nie tracąc czasu na rozpisywanie się o systemie walki, pozwólcie że stwierdzę jedynie, że podobnie jak i sama penetracja Wieży - jest ona nużąca i nieciekawa.

STEROWANIE
Autorzy najwyrażniej chcieli wykorzystać stylusa niedostępnego na innych konsolach, wykorzystując go do przemieszczania głównej postaci i rysowania magicznych znaków (specjalne okienko otwierane w momencie rzucania czaru). Jednakże i tu, po raz kolejny okazuje się że pomysły te zostały zmarnowane. Rysikiem ruszamy bowiem po dolnym ekranie, próbując cały czas trzymać go w odpowiedni sposób, a postać jest ukazana na ekranie górnym. W rezultacie nawet tak podstawowa rzecz jak poruszanie się jest spartolone, bo niewygodne i męczące, wyszło beznadziejnie, a miał być to "bajer". A przecież dało się to lepiej zrealizować, na co świetnym przykładem jest chociażby Animal Crossing. Na całe szczęście jednak możemy poruszać się również kursorami (jednakże walenie w ekran by popchnąc dany dialog w grze pozostaje nadal, czego komentować wręcz żal).

Rzucanie czarów oparte jest na podobnym schemacie (przy czym jak "narysować" każdy z czarów musimy pamiętać, lub tracić za każdym razem czas na przypomnienie sobie, zaglądając do Księgi Czarów noszonej przez głównego bohatera). Przez pierwsze pięć minut wydaje się to jeszcze fajnym novum, by powtarzane w czasie gry - stać się czymś co zamiast wpływać pozytywnie na jej grywalność tylko ją obniża, irytując niemiłosiernie.

HODOWLA
Ze znalezionych w Wieży jaj możemy "wykluwać" własne chowańce. By to jednak zrobić musimy wrócić się do miasta i je wpierw zidentyfikować. Brakuje znanego chociażby z Diablo scrollu/czaru identyfikacji, który pozwalałby zaoszczędzić czasu na ten zbędny zabieg, dodany wyraźnie na siłę przez twórców, by nieco wydłużyć rozgrywkę. Stworami możemy pohandlować z innymi graczami - jeśli mamy oczywiście dostęp do wifi, lub powalczyć na arenie w mieście. Walczą same, nie kieruje nimi gracz. Przydają się podczas zwiedzania Wieży jako wierni kompani podróży również w grze single player. Wydawałoby się więc że wszystko ok, mamy coś na kształt drużyny, która zdobywa doświadczenie, rozwija się wraz z głównym bohaterem. W
wielu grach jednakże było to wszystko zrealizowane o niebo lepiej.

SŁOWO NA KONIEC
Podsumowując gra jest według mnie lekkim nieporozumieniem. Brak wciągającej fabuły, ciekawych questów pobocznych, jakiejkolwiek swobody w eksploracji świata, liniowość, fakt że niemal w każdym polu mamy do czynienia z piątą wodą po kisielu jeśli chodzi o pomysły o wiele lepiej wykorzystane w innych tytułach, w końcu - siermiężność samej rozgrywki... To wszystko grzebie ten tytuł w moich oczach. Tao's Adventure jest klasycznym przykładem nienajgorzej wyglądającej łupinki bez orzeszka w środku. Zabrakło tego czegoś, co przyciągnęłoby gracza do ekranów konsoli na dłużej, czegoś co popychałoby go do parcia naprzód poprzez kolejne poziomy. Szkoda że firma Konami, której żadnemu graczowi nie trzeba przedstawiać, która ma na koncie wiele świetnych tytułów zarówno w przeszłości (chociażby wyśmienity "Snatcher" na Segę CD i PC Engine), jak i teraz, na nowsze konsole (seria MGS czy PES) - zdecydowała się na wydanie tego tytułu. Wydaje się być on wypuszczony w pośpiechu, niedopracowany, jakgdyby twórcy gry widzący na horyzoncie świetne jRPG'i które lada dzień mają wyjść na DS'a (Zelda, Final Fantasy III w wersji anglojęzycznej), jak i te które dopiero co wyszły (ale nie było ich jeszcze w momencie wydania gry) - Magical Starsign i Children of Mana bali się nadchodzącej konkurencji i chcieli wydać grę kierując się maksymą, że na bezrybiu i rak ryba. Podejście typu "znajdzie się pewnie i tak ktoś kto to kupi" - bije z tej produkcji na każdym kroku i woła wręcz o pomstę do nieba!

Z nieukrywaną przykrością, z recenzenckiego obowiązku, muszę niestety napisać że trudno mi polecić tę grę komu innemu niżeli masochistom i hardcore'rowym graczom, którzy nie pomijają ani jednego tytułu.

plusy: dobre pomysły z innych zebrane w jednym tytule, przyzwoita oprawa
minusy: sterowanie, nuda, brak głębi, gra zamiast bawić nuży i męczy, całokształt

grafika: pełne 3d, ostra i kolorowa, byłoby naprawdę nieźle, gdyby niezbyt dobrze wyglądajace lokacje wewnątrz Wieży

muzyka: standard jeśli chodzi o produkcje tego typu, nie przeszkadza w grze, ale też i nie porywa

obsługa: jeśli coś jest dobre nie poprawiamy tego, Konami najwyrażniej nie zna tej zasady, stąd obsługa jest toporna, a wykorzystanie stylusa zupełnie niefunkcjonalne

miodność: przez monotonię i brak głębi rozgrywki znikoma, tylko najtwardsi desperacji dadzą radę ukończyć ten tytuł, ale nawet oni wymiękną na myśl o powrocie do niego

grafika: 7/10
muzyka: 6/10
grywalność: 4/10
ogółem: 4/10


Obrazki z gry:

Dodane: 29.10.2006, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?