Lunar: Walking SchoolLunar: Sanposuru GakuenLunar: Sanposuru Gakuen (JAP) |
|
Wydania |
1995() 2009() |
Ogólnie
|
Jedna z dwóch części serii Lunar, która została (do tej pory) wydana na ręcznej konsolce to Lunar: Strolling School (spotkałem się też z tłumaczeniem "Magic School"). Gra w końcu przetłumaczona na język angielski. Prosty, aczkolwiek mocno wtórny rpg, który nie przetrzymał raczej próby czasu.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Fabuła gry konstrukcją przypomina nieco serial anime, podzielona została na 12 krótkich, luźno powiązanych ze sobą epizodów. Szkoda tylko, że żaden z nich nie trwa dłużej niż pół godziny. Nie wygląda na to, by scenariusz stanowił kontynuację bądź rozwinięcie jednego z wcześniej wydanych Lunarów, ale uważny obserwator znajdzie pewną ilość nawiązań. Odniosłem jednak wrażenie, iż bliższy jest raczej późniejszym Atelierom. Cała akcja obraca się wokół perypetii dwóch wiejskich dziewuch - rudowłosej Ellie i blondynki Lena przejawiającej skłonności do dominacji. Podczas prac polowych zaskakuje je decyzja o sprzedaniu w niewolę. Szczęśliwie cała sprawa ulega wyjaśnieniu, a dziewczyny mają po prostu trafić na nauki do Magicznej Akademii w Iyen, co jednak w ich mniemaniu robi niewielką różnicę. Zmieniają jednak zdanie słysząc, że uczelnia zapewnia darmowy opierunek i wyżywienie. Po kilku dniach trafiają do wymarłego miasta, a pierwszym egzaminem będzie wyjaśnienie, co tak naprawdę się stało. Po całej tej maskaradzie następne epizody to typowe tamtejsze życie szkolne tj. szukanie nauczyciela-opiekuna, pierwsze zajęcia, nauka nowych zaklęć itp. Dopiero gdzieś w drugiej połowie zabawy nasza dwójka wchodzi w drogę tajemniczej organizacji Vile Tribe... Wszystkie wydarzenia podszyte są nawet niezłym humorem sytuacyjnym (aczkolwiek przedstawionym w postaci dialogów, więc trzeba mieć dobrą wyobraźnię). Oczywiście z czasem wspomogą nas też nowe twarze tj. antropomorficzna dziewczyna Senia (moja faworyta) oraz młodzieniec Winn. To właśnie wspomniani, naprawdę dobrze wykreowani, ciągle wpadający w kłopoty bohaterowie są solą tej produkcji, bo tło fabularne samo w sobie jest niewarte uwagi. Dodatkowo nasza drużynka wchodzi także w konflikt z grupą chłopców pod przewodnictwem Anta, nawiasem mówiąc uwielbiającego chyba dostawać ciągłe wciry od Leny. Krótko mówiąc, gdyby nie wspomniane rozbrykane panienki raczej dałbym sobie spokój z tym tytułem.
Z uwagi, że to moja pierwsza gra na Game Gear ciężko mi ją ocenić pod względem wizualnym. Z drugiej strony biorąc pod uwagę specyfikację tego handhelda oprawa graficzna nie wygląda specjalnie świeżo, nawet jak na połowę lat 90-tych. Tak naprawdę dobrze wyglądają jedynie mordki postaci pojawiające się podczas dialogów bądź potyczek. Świat gry jest mikroskopijnej wielkości, a otoczenie oraz wnętrza lokacji posiadają tylko minimalne szczegóły. Przeważa raczej rudo-żółto-zielona tonacja, aczkolwiek inne kolory także się pojawiają. Sprite'om postaci bliżej do kleksów, jednakże elementy anatomii można bez problemu odróżnić, więc tragedii nie ma. Ekran walki to w większości czarne tło, na które zostały nałożone wspomniane mordki członków drużyny, sylwetki wrogów oraz niewyraźny obrazek przedstawiający charakter lokacji. Zwykli przeciwnicy prezentują się znośnie, w odróżnieniu od często rozpikselizowanych bossów. Efekty działania zaklęć wyglądają prymitywnie, praktycznie rzecz biorąc są umowne. Dźwięk ograniczony został do dwóch wpadających w ucho plimkających melodii oraz irytującego dzwonienia/dudnienia w uszach, gdy przemierzamy lochy. Cóż, być może z GG więcej już nie dało rady wycisnąć.
System potyczek to prosta turówka i jedynie cztery polecenia do wyboru tj. atak, obrona, magia, przedmiot. Obrona dodatkowo przywraca pewną ilość punktów MP. Wrogów nie widzimy, częstotliwość pojedynków jest bardzo wysoka, a próby ucieczek w 90% przypadków zawodzą. Walka skupia się przeważnie na magii, a atak fizyczny wykorzystujemy najczęściej w celu dobicia oponenta. Jeśli mamy na podorędziu odpowiednio potężne zaklęcia nasza 3-osobowa (w trakcie fabuły Senię zastępuje Winn) z każdych kłopotów wyjdzie obronną ręką. I jeszcze jedno. Polecenia wydajemy od razu wszystkim bohaterom na początku każdej kolejki, jednakże o ruchach obu walczących stron decyduje AI. W grze prawie nie istnieje coś takiego jak ekwipunek, a gromadzić możemy jedynie środki lecząco - wzmacniające, których używamy raczej rzadko. Uczennice (i uczeń) oprócz ilości życia i many opisane zostały tylko trzema współczynnikami, czyli atakiem, obroną i magią. Utracone HP i MP regeneruje się samoczynnie wraz z upływem czasu.
Nuży powtarzalność rozgrywki. Każdy epizod zaczynamy od wprowadzenia, zorientowania się w problemie oraz odwiedzenia nauczycieli w celu nauki nowych zaklęć, o ile posiadamy odpowiedni poziom doświadczenia. Ogranicza się to do dreptania po mieście i odwiedzania każdego z nich osobno. W międzyczasie robimy zakupy oraz rozmawiamy z NPCami. Najczęściej jednak obie czynności są zbędne. Dobrze, iż chociaż kwestie dialogowe ulegają co rozdział zmianie, a Lena posiada naprawdę cięty język. Rozgrywka jest liniowa od początku do końca, a wypełnienie założeń danego epizodu automatycznie go kończy. Po załatwieniu spraw na mieście udajemy się do jednej z lokacji, na końcu której zawsze znajdziemy jej stałego bywalca do pokonania. Poza kilkoma wyjątkami, gdy już utłuczemy wrogą maszkarę kurtyna opada. Jeśli nakupiliśmy przedmiotów w sklepie nie ma sensu eksplorować danej lokacji i vice versa. Lena posiada również umiejętność alchemii. Wystarczy tak jak w Odin Sphere znaleźć buteleczkę ze specjalną wodą i wrzucić do niej jakieś ziółko, by otrzymać coś potężniejszego. Nasuwa się jednak pytanie. Po co targać tonę niepotrzebnego badziewia, skoro skuteczniejsze w leczeniu jest użycie odpowiedniego zaklęcia?
Recenzja nijaka /2 strony tekstu to nijaka? nie mogę się z tym zgodzić! - JRK/, bo i produkcja nijaka. Lunar: Walking School bardzo dobrze nadaje się do emulowania na telefonach komórkowych bądź handheldach z niewielkim ekranem. W innym przypadku należy potraktować tę grę tylko jako ciekawostkę. Być może zatwardziali wielbiciele Lunarów zauważą więcej plusów i mniej minusów niż ja wspomniałem, ale uważam, iż gra jest krótka, a przy tym niesamowicie wtórna, by na poważniej rozważać spędzeniu z nią kilku godzin kosztem innej rozgrywki. Przed całkowitą porażką ratują ją tylko sylwetki naprawdę uroczych głównych bohaterek, dzięki którym mogę naciągnąć ocenę do 6/10. Na koniec jeszcze ciekawostka. Dzieło to popełniło studio Game Arts, późniejsi twórcy tak słynnego tytułu jak Grandia.
Obrazki z gry:
Dodane: 30.09.2002, zmiany: 21.11.2013
Komentarze:
Ach, gdyby remake tej gry z Saturna został przetłumaczony byłoby pięknie.
Venra
[Gość @ 14.04.2019, 22:31]