Star Ocean: The Last Hope International |
|
Wydania |
2010() 2010() |
Ogólnie
|
Rok po premierze na Xbox 360, konsola tamta straciła exclusiva na rzecz PS3. Chronologicznie -prequel wydanej na SNESa pierwszej części serii.
|
Widok
|
TPP
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Star Ocean to seria,która ma w konsolowym światku sporą rzeszę fanów. Ponad milion sprzedanych kopii poprzednika (Till The End Of Time) może i nie jest porównywalny z serią Final Fantasy, aczkolwiek budzi respekt. Tym bardziej, iż nie jest to tytuł mainstreamowy. Wróćmy do wspomnianego na początku "The Last Hope",który pojawił się na europejskich półkach sklepowych w 2009 (xbox360) oraz 2010 (PS3). Jak powszechnie wiadomo, gra była time exclusivem dla konsoli Xbox360 i składają się na nią 3 płyty DVD wypełnione po brzegi arcydziełem tri-Ace (niegdyś małej firmy, dzisiaj to część składowa wielkiej korporacji Square-Enix). W Wielkiej Brytanii od momentu ukazania się, gra była dystrybuowana z posterem formatu A4 i kartonową mini-teczką z logo owej gry. Rok później gry doczekali się również gracze spod szyldu Playstation.
Jakie są pierwsze wrażenia po włożeniu płyty do konsoli? Bardzo pozytywne-gra przenosi nas do początków serii, gdzie Ziemia po III wojnie światowej zaczyna zwracać swe oczy ku niebu. Pewien konstruktor dokonuje w końcu przełomowego osiągnięcia, mianowicie światło dzienne ujrzy pierwszy w historii napęd warp. Rozpoczyna się nowa era - rok gwiezdny 1.Czas zacząć wędrówkę... więcej fabuły nie zdradzę, by nie psuć zabawy. Podałem tylko tyle, ile dowiadujemy się na początku naszych wojaży. Co się od razu rzuca w oczy - to silne nawiązanie do serii Star Trek, czego zresztą twórcy nigdy nie kryli. Ciekawostką jest, iż wraz z premierą tej odsłony Star Ocean, na ekrany kin wszedł prequel tegoż właśnie filmu, który również opowiada o początkach eksploracji kosmosu.. .niemniej, miło było po kilku tygodniach od premiery kinowej zagrać w grę, która po części będzie nam przypominała obraz J.J.Abramsa.
Przejdę może do tego, co istotne - system gry. Twórcy zaserwowali nam tutaj trochę zmodyfikowaną wersję tego, co mieliśmy wcześniej, czyli walki nie są losowe, w ich trakcie tradycyjnie możemy robić praktycznie wszystko (doszły... skoki przez przeciwnika!). Podczas walk (bo to przecież one są chlebem powszednim w grach jRPG) mamy możność sterowania czterema postaciami, pomiędzy którymi możemy się przełączać w dowolnej chwili, jest też możliwość łączenia ciosów w potężne comba (magia+ataki fizyczne). Jest też pasek bonus board, który będzie miał istotne znaczenie dla tych, którzy levelują postacie. Ogólnie rzecz biorąc, twórcy zaimplementowali rozwiązania sprawdzone we wcześniejszych częściach, z nieznacznymi modyfikacjami.
Item Creation - czyli lwia część czasu, którą poświęcamy by stworzyć sobie, tudzież na zamówienie jakiejś postaci, różnorakich przedmiotów od sushi, poprzez magiczne eliksiry, a na ciężkich zbrojach płytowych kończąc. Tutaj mamy sporo zmian w stosunku do części trzeciej i póki co, uważam te zmiany za pozytywne. Panel IC znajduje się w statku kosmicznym. Przedmioty najpierw wymyślamy (potrzebne Skill points) później wytwarzamy. Żeby nie było zbyt łatwo- połączone jest to z umiejętnościami danych postaci (Cooking, Alchemy, Smithery, na przykład) a konkretniej z poziomem tychże. System ten sprawdza się znakomicie i wprowadza powiew świeżości do jakże monotonnego niegdyś patentu tworzenia przedmiotów. Naturalnie wszystko nadzoruje Welch, znana nam dobrze z poprzedniej części gry.
Grafika w grze jest bardzo ładna, twórcy posłużyli się silnikiem graficznym znanym nam z "Infinite Undiscovery". Niestety ma to swoje minusy, gra potrafi momentami brzydko "haczyć", na szczęście nie zdarza się to zbyt często i nie jest uciążliwe dla gracza. Lokacje są prześliczne, położono też większy nacisk na jakość wykonania samych postaci. Animacje i cut-scenki również są na poziomie, co prawda nie ma ich zbyt wiele - ale cieszą oko.
Muzyka: Tu należą się pokłony panu Motoi Sakurabie. Stworzył arcydzieło - zresztą od jakiegoś już czasu widać, że ten człowiek ma formę zwyżkową (Valkyrie Profile 2, Tales of Vesperia, Eternal Sonata) i każde kolejne kompozycje są coraz lepsze. Soundtrack w "The Last Hope" uważam za jedną z najmocniejszych stron tej pozycji. Wszystkie utwory są stworzone z epickim rozmachem i są balsamem dla ucha. Do tej pory kompozycje do TTEOT miałem za genialne. The Last Hope zdołał je przewyższyć.Muzyka z gry zajmowała już na Xbox 360 pełne 3 krążki CD, a dodatkowo można zaopatrzyć się w album "The Last Hope:Arrange soundtrack" gdzie Sakuraba wybrane utwory zaaranżował na nowo.
Teraz o najsłabszej części SO:TLH - voice acting, którego obawiałem się najbardziej i który moją końcową ocenę obniżył. Głosy postaci dobrane są w dużej mierze fatalnie, co mogę pokazać na przykładzie panny Welch z Item Creation. Kto grał w poprzednią część Star Ocean zdziwiłby się słysząc piskliwy głosik tej postaci. W przeciągu kilku lat nastąpiła jakaś metamorfoza strun głosowych? Jest źle, a nawet bardzo źle. Wszelkie cut-scenki z tą jakże przecież sympatyczną panienką, staram się jak najdyskretniej omijać... niestety. Żałuję, iż twórcy nie dali graczom xboxowym możliwości wyboru japońskiego voice-actingu, który brzmi o niebo lepiej ("bo gorzej to już się chyba nie da psze pana..."). Podsumuję ten aspekt Last Hope minutą ciszy-to najwybitniej uwydatni blamaż aktorów podkładających głosy naszym postaciom. Wersja PS3, oznaczona jako "International", posiada dual audio i możliwe jest przełączanie się pomiędzy głosami japońskimi i angielskimi. Z tego też powodu, to tę wersję gry polecam do zabawy.
Co jeszcze oferuje nam nowy Star Ocean? Mnogość sub-questów i dodatków. Są zaimplementowane achievementy, są też dobrze znane battle trophies - i tutaj mała uwaga. W poprzedniczce BT było równo 300. Tutaj jest 100, ale...te 100 trofeów przypada na każdego bohatera z osobna! Jako że mamy 9 postaci grywalnych, daje nam to aż 900 battle trophies do zdobycia!!! Długa droga dla fanatyków rozgryzających gry w 100%. Mamy też znane Bunny Races, tym razem rozbudowane, pierwsze co rzuca się w oczy, to podobieństwo do wyścigów... chocobo z Final Fantasy VII (tak, tym razem karmimy nasze króliki, zwiększając parametry Speed, Stamina itp.) i wiele, wiele innych dodatków, które wydłużą nam czas gry niesamowicie.
Reasumując - czwarta część gwiezdnej wędrówki udała się nad wyraz dobrze. Wiele osób uważało, że przeniesienie serii na platformę Microsoftu będzie miało fatalne skutki- mogę już śmiało stwierdzić, że tak nie jest. Gra jest dopracowana (co rzadko się zdarzało, spoglądając na Last Remnant, by daleko nie patrzeć), okraszona przepiękną muzyką i bardzo, bardzo rozbudowana. Questy dodatkowe wciągają i momentami człowiek zapomina o głównym wątku fabularnym, na przykład, szukając po całej planecie jakiejś specyficznej rośliny. Dla fanów serii - tytuł "must have", dla fanów serii Star Trek lubiących jRPG tym bardziej (ileż to zbieżnych punktów mają w sobie te dwie serie...).
Moja ocena: 7/10
Obrazki z gry:
/obrazki z sieci - wypadałoby któregoś dnia podmienić na własne/
Dodane: 21.11.2013, zmiany: 14.09.2017