Car Battler Joe |
|
Wydania |
2002() |
Ogólnie
|
Wydawało wam się, że widzieliście wszystko, że już nic ale to nic was nie zaskoczy? I zawsze wtedy te małe, skośnookie ludziki wyskakują z takim pomysłem, że aż szczena opada - symulator rolnika, symulator gwałciciela (a tak, tak), czy jak w przypadku dzisiejszego tytułu - połączenie rpg i samochodowej strzelanki :)
|
Widok
|
Izometr
|
Walka
|
Zręcznościówka
|
Recenzje |
Tradycją jest już, że swoje recenzje zaczynam jakimś wstępniakiem dotyczącym aktualnie opisywanej gierki. Musicie wiedzieć, że z tym tytułem był mały problem, gdyż co prawda ukończyłem grę, ale... Jakieś dwa lata temu. No cóż, ale obiecałem kiedyś szefowi, że recka będzie, tak więc trzeba się w końcu wziąć do roboty, a że trochę się spóźniłem... ;)
Muszę wam powiedzieć, że do wszelakich pozycji Natsume podchodzę zwykle ze sporym entuzjazmem, cała ta fascynacja zaczęła się kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z "symulatorem rolnika". Car Battler Joe stara się być czymś wyjątkowym, poprzez mieszanie gatunków takich jak RPGi, wyścigi czy wreszcie strzelanki - Natsume dostarcza nam kompletny miszmasz, ale jak się okazuje, całkiem strawny. Co prawda w myśl zasady "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego" można by stwierdzić, że pewnie otrzymaliśmy kolejny kiepski produkt, ale mogę zapewnić, że wcale tak nie jest. Fakt, Car Battler Joe nie jest pozycją wielce ambitną - tylko co z tego? Od czasu do czasu warto zrobić sobie przerwę od całego ratowania świata, a zająć się czymś lekkim i przyjemnym.
Fabuła
Bohaterem gry jest Joe, szesnastoletni chłopak żyjący z dnia na dzień w małym miasteczku gdzieś hen daleko. Jedyną różnicą pomiędzy Joe, a resztą dzieciaków (poza jego czerwoną czupryną, WTF?) jest to, że prawie każdy poznaje jego ojca - gwiazdę ze szklanego ekranu. Jim Todoroki, bo tak nazywa się ojciec chłopca, ostatni raz odwiedził swoje rodzinne strony dwanaście lat temu. Na co dzień ciężko pracuje jako "Car Battler", kierowca opancerzonych machin wojennych, zarabiający na życie poprzez staczanie walk na arenie z innymi "Car Battler'ami". Tu ciekawa sprawa - w fabule właściwie nie znajdziemy wzmianki o tym skąd się owe machiny wzięły, ludzie prowadzą wykopaliska w ruinach starych miast i co chwila znajdują nowe części - wystarczy dodać do tego ogólny wygląd mapy świata i wiosek, a szybko zorientujemy się, że akcja gry rozgrywa się w jakimś post-apokaliptycznym uniwersum. Z jednej strony, wszystko ładnie pięknie, ale z drugiej... Wydaję się, że grupą docelową graczy jest przedział pomiędzy dziesiątym, a czternastym rokiem życia, tak więc czy to aby nie zbyt odważny krok ze strony Natsume? Wracając jednak do samej fabuły, na swoje szesnaste urodziny Joe dostaje specjalny model "autka do zabijania" i tak zaczyna się nasza przygoda. Potem już tylko musimy postarać się o odpowiednie licencje kierowcy i fabuła CBJ zaczyna się rozkręcać. Wykonując różniaste misje dla mieszkańców wiosek (o czym powiem później), stopniowo dowiadujemy się coraz to nowych rzeczy o swoim ojcu, który ponoć ostatnio przyłączył się do gangu piratów i sieje zamęt na drogach świata gry. Joe postanawia sprawę zbadać i rusza w świat.
Grafika
Z jednej strony mamy ładnie zaprojektowane postacie i budynki, z drugiej zaś jest ich tyle co kot napłakał, a przez większość czasu będziemy się rozbijać naszym autkiem po mapie świata. Tutaj zastosowano ciekawy, pseudo-trójwymiarowy silnik graficzny i właściwie jak na możliwości GBA wygląda to bardzo elegancko, ale po raz kolejny możemy stwierdzić, że drogi po których będziemy się poruszać nie są zbyt rozmaite. Co "ileś-tam" metrów drzewko czy inny kamień i tyle, muszę przyznać, ze po pewnym czasie jazda staje się monotonna.
Dźwięk
Moim skromnym zdaniem wszystkie odgłosy silników, wystrzałów dział itp. są całkiem przyzwoite, ale z muzyką już nie jest tak różowo. Z początku wydaje się być ciekawa, ale po dłuższym czasie męczy uszy. Oczywiście nie sadzę, żeby w wirze akcji ktokolwiek zwracał uwagę na wesołe muzyczne plumkanie, ale mnie osobiście troszkę irytowały wciąż te same, nudne melodyjki.
Grywalność
Wszystko sprowadza się do: zdobywania nowych licencji, walk na szosie w stylu Mad Max'a, wykonywania misji w stylu dostarcz paczkę z punktu A do B oraz rozbudowywania własnego garażu i okolicznych wiosek. Za pierwszym podejściem wszystko wydaje się być ciekawe, jednak na dłuższą metę gierka szybko się nudzi i nie pomaga tu wcale liniowa do bólu fabuła oraz praktycznie brak jakichkolwiek bonusów po przejściu gry. Ot kilka nowych części do naszego wozu, ale żadnych sub-quest'ów się nie spodziewajcie. Z bólem serca muszę powiedzieć, że gierka nie jest długa, prawdziwy no-life jak ja rozgryzł ją w jakieś dwa dni, każdego poświęcając jedynie kilka godzin swojego czasu.
Zalety:
Ciekawy pomysł, grafika oraz fabuła, która mimo swej liniowości jest całkiem strawna. Za pierwszym podejściem Car Battler Joe może dać wiele frajdy i ogólnie jest grą dobrą, ale...
Wady:
brakuje jej tego czegoś, nie wiem, jakiejś magii, która zachęcała by nas do zostania przy konsolce na trochę dłużej. Gra jest krótka, a po przejściu nie ma nic co moglibyśmy zrobić, po prostu tułamy się bez celu. Dlatego też jeśli ktoś dysponuje obrazem gierki, proponuję sprawdzić ją na komputerze, bo bez wątpienia nie można przejść koło tej pozycji obojętnie (mimo swoich wad oferuje kilka ciekawych rozwiązań), ale stanowczo odradzam zakup.
Moja ocena: 3/5
Obrazki z gry:
Dodane: 19.12.2004, zmiany: 21.11.2013