Shining Force II: The Sword of HajyaShining Force Gaiden II (JAP) |
|
Wydania |
1993() 1994() |
Ogólnie
|
Kolejna część znanej i lubianej serii Shining Force - tym razem na konsolkę GG. Czyli taktyczne walki bardzo małych ludzików - Nerkowi99 nie za bardzo przypadły do gustu, ale Reptile już jak najbardziej.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Seria Shining Force...
Seria Shining Force jest jedną z perełek Segi, jeżeli chodzi o RPGi. Z początku ukazywało się wiele gier Shining Force na różne platformy (oczywiście głównie Segi). Nie mam pojęcia z jakiego powodu autorzy nie chcieli ciągnąć tej gierki dalej. Dla mnie osobiści gra jest mocnym konkurentem dla serii Fire Emblem. Problem w tym, że Fire Emblem zaczął się rozprzestrzeniać na cały świat, a Shining Force jest tylko w kraju kwitnącej wiśni. Ostatnio na NDSa wydali nową część tej gry - Shinig Force Feather - ale wątpię aby ukazała się w Europie. Ale o tym kiedy indziej - teraz mamy gierkę z 1993/1994 roku i szczęśliwym trafem, w wersji angielskiej. Oczywiście przetłumaczone przez fanów, bo jakby inaczej.
Historia gry
Rozpoczyna się rytuałem. Dla powstania "demona ciemności" potrzebna jest szlachetna krew. Iom (boss wszystkich złych bossów) składa w ofierze króla. Teraz potrzebuje tylko jeszcze miecz Hajya, który niebawem trafi w jego ręce. Królestwa Gardiana oraz Cypress połączyły siły i wyruszyły na walkę, alby pokonać Ioma. Niestety nie wiedzą, że wróg przygotował na nich pułapkę i walka jest z góry przegrana. Do obrony królestwa zostaje mały oddział, do którego należy gracz. Zadanie banalnie proste: strzec miecza jak oka w głowie, niestety przez małą nieuwagę sprawa wymyka się spod kontroli - dlatego gracz wkracza do akcji, aby wszystko się ułożyło najlepiej jak się tylko da.
Brak rewolucji?
Mieć w posiadaniu przenośną (porządną przenośną) konsolę w tamtych czasach, to oznaczało naprawdę coś. Można było spokojnie zaszpanować wśród kolegów. Co prawda grafika przedstawia się biedniej niż w niektórych polskich grach wykonanych w rpg makerze, ale powiem szczerze, że jest w niej coś, co można zapożyczyć. Ten właśnie oldschool. Wszystko jest na swoim miejscu i wiele do szczęście nie potrzeba, jak tylko kilku godzin, aby przejść gierkę. 2 klatki animacji na sekundę (dla postaci), animacja jest włączona cały czas. Podziwiam ten bezsens - dlaczego postać gdy stoi w miejscu, porusza nogami? Przecież to nienormalne, ale klasyczne przy starszych rpg (((_^).
Czcionka gr jest czytelna i starannie wykonane twarze postaci. Czasami, aż śmiać mi się chce jak czytam co po niektóre dialogi. Gracz może przewidzieć, jaki tekst wyświetli się następny. To aż oczywiste, ale mimo wszystko dobre tłumaczenie. Ważne, że coś z niego można zrozumieć. Denerwującą sprawą może okazać się dźwięk. Efekty specjalne, jakieś "plumkania" da się spokojnie wytrzymać, ale nie podobna mi się fakt, że melodyjek jest tyle, że można je zliczyć na palcach dłoni. Za któryś tam razem jak słyszymy tę samą melodyjkę podczas misji, to mamy ochotę wyłączyć to ciarajstwo i odpalić z miłą chęcią winampa. Z innej strony, wszystko jest jednak do przeżycia.
Walka oraz system gry
Jest bardzo zbliżony do fire emblem. Historyjka - walka, historyjka - walka, historyjka - walka i tak aż do końca gry. Która seria była pierwsza - nie mam pojęcia. System walki jest taktyczny. Nie robi wielkiej różnicy z jakiej strony przeciwnika zaatakujemy. Efekt mamy zawsze taki sam. Z początku może się wydawać wszystko bardzo łatwe, ale po czasie cała akcja się rozwinie. Zmusza do gracza do myślenia, do refleksji, pokierowaniem oddziałem odpowiednimi krokami, aby wszyscy przeżyli... albo inaczej: aby byli wszyscy w jakiś sposób użyteczni. Dobra rada: nie traćcie ruchów. Po każdej walce mamy możliwość zaglądnięcia do sklepików, po jakieś nowe towary albo skorzystanie z usług naszej lekarki. Tutaj nikt nie ginie (teoretycznie). Jeżeli HP spadnie do 0 to postać staje się nieprzytomna. Lekarka za kilka $ pobudzi ją do życia, więc nie ma co się martwić.
Mała różnica jest w systemie taktycznym. Nie jest jak w FE, czyli: -ruch gracza- i robimy co nam się żywnie podoba, aż do wyczerpania ruchów postaci. Tutaj akcja toczy się mniej więcej na przemian: raz gracz, raz przeciwnik. Najlepsze jest to, że nie jest napisane, kto ma następny ruch.
Summarum
Shining Force jest jedną z lepszych gier na GameGear i można powiedzieć, że wyciska 7 poty z tej konsolki. Grafika zadowalająca nie jest, dźwięki i melodyjki tak samo, ale gra oferuje coś, ten element, który brakuje przy niektórych grach: grywalność. Można spędzić kilka godzin i odreagować po ciężkim dniu. A dla twórców gier zawiera kilka wskazówek, na temat jak powinna być zbudowana (w miarę) dobra gra. Co prawda to prawda, gra jest oparta w zasadzie na dwóch ważnych elementach: fabuła i walka. W zasadzie oprócz tego, ciężko jest cokolwiek znaleźć, ale przyznam, że dobrze te dwa elementy zostały dopracowane. Może i stracę na tej ocenie. Cztery co prawda może to troszeczkę za dużo, ale jeżeli dobrze się gra to w zasadzie czemu nie?
Moja ocena:4/5
Reptile
reptile@o2.pl
www.rpgmaker.pl
Za górami za lasami była sobie zła istota zwana S.E.S.J.A, rycerz Wątrobus... eeee znaczy Nerkus Wielki pokonał z powodzeniem tą złą istotę magicznym czarem 6 kręgu nekrofila... znaczy tego, eee... nekromanty zwanym "zero poprawek" i udał się na zasłużony tygodniowy odpoczynek zwany przez weteranów wojennych przerwą semestralną. Ale po drodze pojmał go zły czarownik, nazwijmy go... powiedzmy Jarek :P który zniewolił jego umysł i zaprzągł do katorżniczej pracy w roli skryby, pracy która ma mu pomóc przejąć władzę nad światem... ale co to ja miałem, aha dziś na stanie druga część dość znanej gry na niezbyt znaną konsolkę, zapraszam :) /wszelkie podobieństwo do osób powszechnie znanych zupełnie przypadkowe/
Fabuła:
Na początku jesteśmy raczeni intrem w którym banda demonów (najwyraźniej próbujących przejąć władzę nad światem... hmmm skąd ja to znam:P) z królestwa Iom składa w ofierze jakiemuś demonowi króla którego ku mojej radości (bo zazwyczaj w ostatniej chwili ktoś przybywa z odsieczą a ja lubię odmianę :D) wrzucają do lawy, po czym spiskują nad rozbiciem w proch i w pył armii Cypress idącej na nich zapewne celem odbiciem owego króla, nam przypada zaś rola rycerza znalezionego wpół martwym gdzieś w okolicy zamku "Cyprysów" w dniu wymarszu na Iom; tak mniej więcej przedstawia się wprowadzenie do tytułu, tradycyjnie już nie zamierzam zdradzać nic więcej by nikt nie oskarżył mnie o tzw. "spojlerowanie", tak więc chcecie więcej: zagrajcie.
Rozgrywka:
Co tu dużo gadać widzieliśmy już ten schemat wiele razy: długie rozmowy bohaterów popychające fabułę do przodu, walka, jeszcze dłuższe rozmowy, walka, rozmowy... i tak aż do końca gry albo końca naszej cierpliwości. Same walki są takie jakich się można było spodziewać po tym tytule: mapka z małymi ludzikami na której wydajemy rozkazy, a same potyczki poszczególnych postaci pokazane są w oddzielnej animacji.
Grafika:
Heh co by tu napisać, może tradycyjne: "Grafika prezentuje tu poziom między GBC a GBA", z tym że w tym przypadku ze znacznym przechyłem na GBC; no ale nikt tu chyba nie liczył na wodotryski graficzne. Gra jest stara i na starą kieszkonsolkę więc ciężko tu narzekać. Można się jeszcze przyczepić do samej animacji starć: animacja składa się zazwyczaj z 2 klatek i jakiegoś błysku... kurde ja wiem że to taka stara konsolka i nie powinienem się czepiać grafiki, ale naprawdę na innych tytułach na tę maszynkę: choćby bardzo przyjemnym albo i nawet najlepszym "Defender of Oasis" grafika wygląda o wiele lepiej, a gra ta jest starsza od opisywanej o 2 lata.
Muzyka:
W zasadzie powinienem napisać "patrz ostatnie zdanie" ale dam małą sugestię: jeśli kiedyś włączycie tę grę to wyłączcie emulację dźwięku (tudzież jeśli macie Game Geara wyłączcie muzykę w menu gry), bo w innym wypadku dostaniecie mdłości.
Podsumowując:
Gra niezbyt wciągająca - jeśli koniecznie chcecie, to zagrajcie lepiej w jej wersję z GBA, która jest o lata świetlne lepsza, lub w serię Farland Story na PC-98.
Ocena: 1+
(plusik za sentyment do gatunku i serii.)
Obrazki z gry:
Dodane: 23.02.2006, zmiany: 21.11.2013