MegaMan 64RockMan Dash (JAP) |
|
Wydania |
2000() 2001() |
Ogólnie
|
Action rpg, ale niestety wybitnie kiepski, jak pisze Niedźwiedź - chyba tylko dla wszystkich trzech fanów Megamana :)
|
Widok
|
TPP
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Do tej pory myślałem, że produkty takich firm jak Capcom nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Twórcy między innymi takich bardzo dobrych serii jak Breath of Fire czy też Resident Evil wypuścili swego czasu na Playstation, a jakiś czas później także na Nintendo 64 niby erpega co zwie się Mega Man Legends (w wersji na Nintendo 64 Mega Man 64). Od razu powiem, że wyszła im jedna wielka padaka, którą zainteresują się jedynie wszyscy trzej fani niebieskiego gościa na świecie.
Fabuła jest chyba najlepszym elementem tego dzieła. Można się domyślić, że wcielamy się w skórę tytułowego Mega Mana, który wraz z przyjaciółmi zajmuje się poszukiwanie skarbów. Pewnego razu ich statek rozbija się na tajemniczej wyspie. Okazuje się, że naprawa potrwa trochę czasu, a i kilka części przydałoby się znaleźć. Później dodatkowo wyspę atakują powietrzni piraci, a my jak to zwykle bywa jesteśmy jedyną nadzieją mieszkańców na ratunek. Ma to poziom bajki dla przedszkolaków, jednak na tle reszty się wyróżnia pozytywnie.
Całość należy do gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Cały czas jesteśmy prowadzeni za rączkę i nigdzie nie sposób się zgubić. Rozgrywka jest strasznie monotonna. Wszystko opiera się o jeden schemat: porozmawiać z jakąś postacią, pobiegać po terenie otwartym lub podziemiach przy okazji rozwalając kilka robotów, dokopać bossowi i od początku. Normalne walki są banalne, na szczęście aby rozwalić bossa trzeba czasem pomyśleć i znaleźć na niego jakiś sposób.
Widok mamy zza pleców naszego bohatera. Ogólnie patrząc z boku można pomyśleć, że mamy do czynienia ze zwykłą strzelaniną. Nasz kolo nosi na sobie jakiś specjalny bojowy pancerz co bardzo ułatwia mu życie. W jednej ręce mamy zwykłą broń, w drugiej specjalną. Obie możemy upgrejdować, dzięki kupionym lub znalezionym częściom. Czasem nasza przyjaciółka wpada na genialny pomysł i dodatkowo dodaje nam coś do pancerza, dzięki czemu np. możemy wyżej skakać. Walka to taki standard znany z innych action-erpegów, jedynie położenie kamery jest inne.
Pod względem wykonania obie konsole praktycznie się nie różnią. Na obu sprzętach grafika jest koszmarna. Cały świat, postacie, przedmioty wykonano na odwal się. Kilka poligonów na postać, jeszcze mniej na elementy otoczenia. Ilość kolorów wyświetlanych na ekranie do tej pory jest dla mnie zagadką. O teksturach nie będę już wspominał bo nie dość, że jest ich strasznie mało to jeszcze ich jakość jest żenująco niska. W życiu nie widziałem tak paskudnych labiryntów. Dobrze, że animacja chociaż nie przycina ale przy takiej grafice to nie jest żaden wyczyn. Wersja na Nintendo 64 jak zwykle ma wygładzone tekstury oraz szybciej się ładuje ale w przeciwieństwie do Soniaka czasami wydaje się, że pole widzenia jest mniejsze.
Oprawa audio na obu sprzętach jest praktycznie taka sama. Co należy pochwalić - obie konsole posiadają mówione dialogi, co w przypadku N64 zważywszy na nośnik danych jakim jest kartridż, jest nie lada wyczynem. Jedynie do czego można się przyczepić to sposób w jaki są owe dialogi mówione - jakby cała ekipa robiła to po godzinach pracy pod przymusem.
Nikomu nie polecam tego tytułu, ani w wersji na Palystation, ani na N 64. Na szarej maszynce tonie pomiędzy prawdziwymi hitami, a Wielkim N lepiej po raz kolejny przejść którąś z Zeld (bo i gatunek jakby nie patrzeć ten sam). Mega Man jest strasznie nudny, monotonny, okropnie wygląda i nie daje praktycznie żadnej radochy przy obcowaniu z nim. Teraz wracam do Resident Evil 4 - trzeba w końcu zupgrejdować tego shotguna:D, a o panu niebieskim już zapomniałem, że w ogóle istniał.
Moja ocena: 2/10
Obrazki z gry:
Dodane: 21.01.2008, zmiany: 21.11.2013