Final Fantasy Fables: Chocobo TalesChocobo to Mahou no Ehon (JAP) |
|
Wydania |
2007() 2007() |
Ogólnie
|
Miszmasz gatunkowy, do erpega łapie się powiedzmy po znajomości - nasz tytułowy kurczas przeżywa masę przygód bawiąc się w przeróżne mini - gry.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
karcianka
|
Recenzje |
Żółty na przedzie
Ileż to już gier z serii Final Fantasy wyszło? Ciężko zliczyć, ale jest ich kilkadziesiąt. Począwszy od czternastu części głównej serii, do tego seria Chronicles, czarnobiałe gameboyowe odsłony, Mystic Quest na Snesa i masę innych gier z dwoma magicznymi wyrazami w tytule. Nawet strusiopodobne wierzchowce, czyli Chocobo otrzymały kilka gier z sobą w rolach głównych. Jedną z nowszych inkarnacji gier poświęconych żółtym kurczakom jest właśnie Final Fantasy Fables Chocobo Tales na Nintendo DS.
O co chodzi?
Ten tytuł zabił mi niezłego klina. Bo tak naprawdę ciężko jest jednoznacznie określić do jakiego gatunku przynależy. Znajdziemy tutaj wiele z rpga ma się rozumieć, w końcu to Final Fantasy. Ale równie dobrze grę tą można nazwać składanką mini gier. Albo karcianką, gdyż i to też się znajdzie.
By w pełni zrozumieć o co chodzi trzeba opisać rozgrywkę. Naszym bohaterem jest, co chyba jasne, chocobos. Chodzimy sobie nim po lokacjach, w których znajdujemy książki. Są to obrazkowe historie, będące finalowymi wariacjami na temat klasycznych baśni. Opowieść o wyścigu królika z żółwiem, czerwony kapturek, bajka o trzech świnkach, czy brzydkie kaczątko. Nie są to oczywiście wszystkie, łącznie jest ich 16. Gdy przeczytamy baśń która nie ma zakończenia, dochodzimy do mini gry, związanej z daną historią. W każdej księdze mamy 7 zadań do wykonania. Zależne są one od rodzaju mini gry. Wykonywanie tych zadań odkrywa nam dalsze lokacje, wygrywamy tam karty i ratujemy inne chocobosy. Same mini gry są bardzo zróżnicowane i wykorzytują w pełni ekran dotykowy konsoli. W dwóch grach sterujemy żółwiem na górnym ekranie obracając go stylusem na dolnym. W innej znowu sterując stylusem przeprowadzamy naszego żółtego kuraka przez elektryczny labirynt na czas. Każde dotknięcie ściany wraca nas do checkpointa. W większości mini gier mierzymy się z przeciwnikami. Dla przykładu uciekamy czwórką przed Leviatanem mażąc w górę i w dół po dolnym ekranie. No i musimy przeżyć pozostałych by wygrać. Zabawimy się w chowanego z Tonberry'mi. By przeżyć musimy wypchnąć rywali wprost w ich ręce. Gry są bardzo zróżnicowane i w większości bardzo grywalne. Chociaż niektóre eksploatują niesamowicie ekran dotykowy. Co spowodowało że kilku gier nie zaliczyłem na maksa, w obawie o stan mojego DSa. Oprócz mini gier są jeszcze micro gry. Jest ich 22, są prostsze i to pod kątem zasad jak i grafiki. Tutaj także sterujemy stylusem, chociaż bodaj w dwóch grach używamy mikrofonu DSa do dmuchania. No i te wyzwania są całkowicie opcjonalne, dają nam tylko możliwość zdobycia dwóch kart do talii. Mimo że te mikrusy są proste z założenia, to potrafią wciągnąć jak pozostałe mini gry.
Lwią część gameplayu spędzamy właśnie w mini grach. Spytacie gdzie tutaj rpg? Typowego rpga tutaj nie uświadczymy. Nie ma ekwipunku, nie ma statystyk (oprócz Hp) no i nie ma levelowania. Jednak ekspolracja jest jak najbardziej rpgowa. Rozmawiamy z Npc, no i szukamy kolejnych książek by posunąć fabułę dalej. A mini gry zastępują dungeony.
Jednak w tej grze walczymy. Tutaj wchodzi wspominana wcześniej karcianka. Klikukrotnie by przejść dalej musimy pokonać adwersarzy w starciu karcianym. Szkoda bardzo że tych walk jest mało, gdyż są bardzo miodne i po prostu fajne. Nasza talia to 15 kart z 122 dostępnych (trzeba je oczywiście wcześniej wygrać lub znaleźć). Karty są w jednym z pięciu kolorów. Czerwone, żółte, zielone, niebieskie i szare. Przedstawiają znane stwory z Final Fantasy, ot na przykład Bahamut, Odin, bomby i inne. Każda karta ma cztery strefy. U góry, na dole i po bokach. No i te strefy to podstawa walki. W zależności od właściwości karty są tam umieszczone tarcza lub miecz lub oba. Miecz oznacza strefę ataku, tarcza to defensywa. By zrozumieć zasadę walk opiszę krótko sytuację.
W ręku mam trzy karty. Wybieram goblina, który po prawej stronie ma miecz i nie ma nigdzie tarczy, jego obrażenia to 5 hp. Przeciwnik rzuca do boju Carbuncla. Ma on miecz po lewej stronie karty i tarczę u dołu. Mój goblin atakuje, jako że przeciwna karta nie ma po prawej stronie tarczy która blokuje obrażenia rywal dostaje 5 punktów obrażeń. Gdyby karta przeciwnika miała po prawej stronie miecz, to moje obrażenia zostałyby podzielone przez dwa. Tak to z grubsza się prezentuje. Po ataku, karta znika, dając mi kryształ w swoim kolorze, który napełnia moje Card Pointy. Są one konieczne do używania wielu kart które tego wymagają. Na przykład mocny atak bomb wymaga posiadania trzech czerwonych kryształów. Wiele kart posiada także specjalne zdolności, na przykład obrażenia które zadadzą są zależne od ilości CP (czyli Card Points) w danym kolorze. Mogą też wrzucać statusy, dodawać nam dodatkowe CP czy też je odbierać. Brzmi to może trochę zawile, ale jest bardzo przejrzyste. I bardzo grywalne. Szkoda tylko że mało jest okazji do walk karcianych.
Mam kredki i nie zawaham się ich użyć
Oprawa audio/video to majstersztyk. W lokcjach gra wygląda jak bardziej kolorowe FF III. Modele postaci są szczegółowe i bardzo urocze. Miejscówki są klimatyczne, świetne tekstury i fajne efekty oddające mgłe, czy gorąco. A mini gry to miód. Wyglądają jak otwarta książka panoramiczna (no wiecie, taka książka w 3D. Otwieramy ją, a tam są papierowe modele z ruchomymi elementami, kojarzycie?) namalowana kredkami świecowymi. Potworki i tła wyglądają jak wycięte z zeszytu przedszkolaka. Tak samo są wykonane stwory, które przyzywamy z kart. Wrażenia są wprost rewelacyjne. Do tego muzyka to klasyczne finalowe szlagiery. Utwory z walk i lokacji no i fanfary to znane wszystkim brzmienia.
O, ale tutaj finalowo
Fabuła to nawiązanie do klasyki. Zły demon Bebuzzu ukryty w postaci książki porwał wszytkie chocobosy z wioski, jedynie nasz kurczak się uratował. Nie zostajemy sami, pomagają nam czarny mag Croma i biała mag Shirma. Jest nawet mały twist fabularny na samym końcu. Wszystkie klasyczne motywy z Final Fantasy się znajdą. Jest Cid i latający statek, są chocobosy, jest Moogle no i oczywiście są kryształy. Wszystko (łącznie z opowieściami z mini gierek) utrzymane jest w baśniowej konwencji. Sprawdza się wyśmienicie. Oczywiście że jest to styl narracji kierowany raczej do najmłodszych, ale jest spoko.
Finalne słowo
Naprawdę fajna gra. Miło się zaskoczyłem, gdyż podchodziłem do tego tytułu z pewną rezerwą. Rpg to raczej nie jest, co najwyżej karciane. Jednak trzyma świetnie klimat Final Fantasy, no i gra się w to jak w rpg. Z tym że, jak wspomniałem wcześniej dungeony i walki losowe zostały zastąpione mini grami. Dodatkowe questy to micro gry. Ekwipunek został zamieniony na karty. Walki z bossami to starcia karciankowe. Naprawdę dobra gra, tylko trzeba na nią spojrzeć z przymrużeniem oka. No i niektórzy nie zdzierżą infantylnych momentów. Jeżeli nie lubicie udziwnień to odejmijcie od oceny trzy oczka.
Ileż to już gier z serii Final Fantasy wyszło? Ciężko zliczyć, ale jest ich kilkadziesiąt. Począwszy od czternastu części głównej serii, do tego seria Chronicles, czarnobiałe gameboyowe odsłony, Mystic Quest na Snesa i masę innych gier z dwoma magicznymi wyrazami w tytule. Nawet strusiopodobne wierzchowce, czyli Chocobo otrzymały kilka gier z sobą w rolach głównych. Jedną z nowszych inkarnacji gier poświęconych żółtym kurczakom jest właśnie Final Fantasy Fables Chocobo Tales na Nintendo DS.
O co chodzi?
Ten tytuł zabił mi niezłego klina. Bo tak naprawdę ciężko jest jednoznacznie określić do jakiego gatunku przynależy. Znajdziemy tutaj wiele z rpga ma się rozumieć, w końcu to Final Fantasy. Ale równie dobrze grę tą można nazwać składanką mini gier. Albo karcianką, gdyż i to też się znajdzie.
By w pełni zrozumieć o co chodzi trzeba opisać rozgrywkę. Naszym bohaterem jest, co chyba jasne, chocobos. Chodzimy sobie nim po lokacjach, w których znajdujemy książki. Są to obrazkowe historie, będące finalowymi wariacjami na temat klasycznych baśni. Opowieść o wyścigu królika z żółwiem, czerwony kapturek, bajka o trzech świnkach, czy brzydkie kaczątko. Nie są to oczywiście wszystkie, łącznie jest ich 16. Gdy przeczytamy baśń która nie ma zakończenia, dochodzimy do mini gry, związanej z daną historią. W każdej księdze mamy 7 zadań do wykonania. Zależne są one od rodzaju mini gry. Wykonywanie tych zadań odkrywa nam dalsze lokacje, wygrywamy tam karty i ratujemy inne chocobosy. Same mini gry są bardzo zróżnicowane i wykorzytują w pełni ekran dotykowy konsoli. W dwóch grach sterujemy żółwiem na górnym ekranie obracając go stylusem na dolnym. W innej znowu sterując stylusem przeprowadzamy naszego żółtego kuraka przez elektryczny labirynt na czas. Każde dotknięcie ściany wraca nas do checkpointa. W większości mini gier mierzymy się z przeciwnikami. Dla przykładu uciekamy czwórką przed Leviatanem mażąc w górę i w dół po dolnym ekranie. No i musimy przeżyć pozostałych by wygrać. Zabawimy się w chowanego z Tonberry'mi. By przeżyć musimy wypchnąć rywali wprost w ich ręce. Gry są bardzo zróżnicowane i w większości bardzo grywalne. Chociaż niektóre eksploatują niesamowicie ekran dotykowy. Co spowodowało że kilku gier nie zaliczyłem na maksa, w obawie o stan mojego DSa. Oprócz mini gier są jeszcze micro gry. Jest ich 22, są prostsze i to pod kątem zasad jak i grafiki. Tutaj także sterujemy stylusem, chociaż bodaj w dwóch grach używamy mikrofonu DSa do dmuchania. No i te wyzwania są całkowicie opcjonalne, dają nam tylko możliwość zdobycia dwóch kart do talii. Mimo że te mikrusy są proste z założenia, to potrafią wciągnąć jak pozostałe mini gry.
Lwią część gameplayu spędzamy właśnie w mini grach. Spytacie gdzie tutaj rpg? Typowego rpga tutaj nie uświadczymy. Nie ma ekwipunku, nie ma statystyk (oprócz Hp) no i nie ma levelowania. Jednak ekspolracja jest jak najbardziej rpgowa. Rozmawiamy z Npc, no i szukamy kolejnych książek by posunąć fabułę dalej. A mini gry zastępują dungeony.
Jednak w tej grze walczymy. Tutaj wchodzi wspominana wcześniej karcianka. Klikukrotnie by przejść dalej musimy pokonać adwersarzy w starciu karcianym. Szkoda bardzo że tych walk jest mało, gdyż są bardzo miodne i po prostu fajne. Nasza talia to 15 kart z 122 dostępnych (trzeba je oczywiście wcześniej wygrać lub znaleźć). Karty są w jednym z pięciu kolorów. Czerwone, żółte, zielone, niebieskie i szare. Przedstawiają znane stwory z Final Fantasy, ot na przykład Bahamut, Odin, bomby i inne. Każda karta ma cztery strefy. U góry, na dole i po bokach. No i te strefy to podstawa walki. W zależności od właściwości karty są tam umieszczone tarcza lub miecz lub oba. Miecz oznacza strefę ataku, tarcza to defensywa. By zrozumieć zasadę walk opiszę krótko sytuację.
W ręku mam trzy karty. Wybieram goblina, który po prawej stronie ma miecz i nie ma nigdzie tarczy, jego obrażenia to 5 hp. Przeciwnik rzuca do boju Carbuncla. Ma on miecz po lewej stronie karty i tarczę u dołu. Mój goblin atakuje, jako że przeciwna karta nie ma po prawej stronie tarczy która blokuje obrażenia rywal dostaje 5 punktów obrażeń. Gdyby karta przeciwnika miała po prawej stronie miecz, to moje obrażenia zostałyby podzielone przez dwa. Tak to z grubsza się prezentuje. Po ataku, karta znika, dając mi kryształ w swoim kolorze, który napełnia moje Card Pointy. Są one konieczne do używania wielu kart które tego wymagają. Na przykład mocny atak bomb wymaga posiadania trzech czerwonych kryształów. Wiele kart posiada także specjalne zdolności, na przykład obrażenia które zadadzą są zależne od ilości CP (czyli Card Points) w danym kolorze. Mogą też wrzucać statusy, dodawać nam dodatkowe CP czy też je odbierać. Brzmi to może trochę zawile, ale jest bardzo przejrzyste. I bardzo grywalne. Szkoda tylko że mało jest okazji do walk karcianych.
Mam kredki i nie zawaham się ich użyć
Oprawa audio/video to majstersztyk. W lokcjach gra wygląda jak bardziej kolorowe FF III. Modele postaci są szczegółowe i bardzo urocze. Miejscówki są klimatyczne, świetne tekstury i fajne efekty oddające mgłe, czy gorąco. A mini gry to miód. Wyglądają jak otwarta książka panoramiczna (no wiecie, taka książka w 3D. Otwieramy ją, a tam są papierowe modele z ruchomymi elementami, kojarzycie?) namalowana kredkami świecowymi. Potworki i tła wyglądają jak wycięte z zeszytu przedszkolaka. Tak samo są wykonane stwory, które przyzywamy z kart. Wrażenia są wprost rewelacyjne. Do tego muzyka to klasyczne finalowe szlagiery. Utwory z walk i lokacji no i fanfary to znane wszystkim brzmienia.
O, ale tutaj finalowo
Fabuła to nawiązanie do klasyki. Zły demon Bebuzzu ukryty w postaci książki porwał wszytkie chocobosy z wioski, jedynie nasz kurczak się uratował. Nie zostajemy sami, pomagają nam czarny mag Croma i biała mag Shirma. Jest nawet mały twist fabularny na samym końcu. Wszystkie klasyczne motywy z Final Fantasy się znajdą. Jest Cid i latający statek, są chocobosy, jest Moogle no i oczywiście są kryształy. Wszystko (łącznie z opowieściami z mini gierek) utrzymane jest w baśniowej konwencji. Sprawdza się wyśmienicie. Oczywiście że jest to styl narracji kierowany raczej do najmłodszych, ale jest spoko.
Finalne słowo
Naprawdę fajna gra. Miło się zaskoczyłem, gdyż podchodziłem do tego tytułu z pewną rezerwą. Rpg to raczej nie jest, co najwyżej karciane. Jednak trzyma świetnie klimat Final Fantasy, no i gra się w to jak w rpg. Z tym że, jak wspomniałem wcześniej dungeony i walki losowe zostały zastąpione mini grami. Dodatkowe questy to micro gry. Ekwipunek został zamieniony na karty. Walki z bossami to starcia karciankowe. Naprawdę dobra gra, tylko trzeba na nią spojrzeć z przymrużeniem oka. No i niektórzy nie zdzierżą infantylnych momentów. Jeżeli nie lubicie udziwnień to odejmijcie od oceny trzy oczka.
Plusy
+ bardzo dobra oprawa a/v
+ grywalne mini i micro gry
+ bardzo dobra karcianka
+ klimat Final Fantasy
Minusy
- nie ma rpg
- bywa infantylna
- stosunkowo krótka (około 15 godzin)
Moja ocena: 4/5
Obrazki z gry:
Dodane: 04.12.2010, zmiany: 21.11.2013