Startropics |
|
Wydania |
1990() |
Ogólnie
|
Klon pierwszej Zeldy - czyli bardziej platformówka z elementami logicznymi niż rpg.
|
Widok
|
z góry
|
Walka
|
zręcznościówka
|
Recenzje |
Praojciec
Pierwsza Legend of Zelda wydana na NESa była prekursorem wielu rzeczy, które obecnie są standardem. Duży świat, używanie specyficznych itemów by dostać się do niektórych lokacji no i oczywiście (a może przedewszystkim) wprowadzała dosyć zaawansowaną fabułę. Zelda stworzyła gatunek action-adventure jako taki, oraz action-rpg. To czy pierwsze przygody Linka same były rpgiem to już inna historia. Technicznie biorąc nie, bo nie levelujemy ani nie budujemy statystyk. Wiele gier z tamtego okresu podobnych do Zeldy również nie było rpgami, a mimo to trafiały na półkę z napisem roleplaying. Jedną z takich gier jest właśnie Startropics.
Nintendo znowu próbuje
Obydwie przygody Linka były bardzo popularne na NESie. Dlatego też Ninny postanowiło zarobić po raz kolejny na owej formule i samo stworzyło rip-offa. Rip-off to może za mocne słowo, klon będzie bardziej adekwatne:). Począwszy od screenu na którym wpisujemy swoje imię i wybieramy save'a, poprzez bardzo podobny rzut kamery, bardzo podobne zasady eksploracji, aż po hp wyrażane serduszkami. Budzą się pewne skojarzenia? Teoretycznie w tym momencie mógłbym skończyć tą recenzję, bo mało jest ludzi interesujących się rpgami, a nie znających Zeldy (no i pewnie Dżej by psioczył że za krótko;). Startropics jest jednak czymś innym zwłaszcza fabularnie i klimatycznie oraz posiada kilka własnych patentów.
Akcja dzieje się współcześnie, na fikcyjnym tropikalnym archipelagu (Tropics w nazwie nie wzięło się znikąd;). Nasz heros Mike przybywa na wyspę by odwiedzić swojego wujka, który jest archeologiem i nazywa się doktor Jones:D. Okazuje się jednak że doktora porwano i "tylko" Mike jest w stanie go uratować. Bez zastanowienia chwyta broń w rękę i rusza z odsieczą. Wraz ze swoim potężnym jo-jo...chwilka, mam tłuc przeciwników jo-jem? Tak jest, dobrze przeczytaliście że podstawowym orężem Mike'a jest jo-jo. Ale bez obaw - na początku to wystarcza, a oprócz niego w dungeonach znajdujemy cały zestaw ograniczonych ilością użyć broni. Takie zabójcze narzędzia jak proca, lustro ale też kij baseballowy byśmy poczuli się jak na polskim stadionie piłkarskim czy nawet pistolet laserowy (Star w nazwie nie wzięło się znikąd;).
Jeżeli jeszcze się nie domyśliliście, Startropics jest grą humorystyczną, postawioną w opozycji ku Zeldzie będącej poważną (dosyć) historią osadzoną w realiach fantasy. Nasz heros między innymi pobawi się w drag queen, zostanie połknięty wraz z łodzią podwodną przez olbrzymiego wieloryba czy trafi na statek złych kosmitów (Star w nazwie nie wzięło się znikąd;). Spotkamy piękną inaczej królową, gadającą papugę i inne osobliwe persony. Wszystko jest lekkie i łatwe w odbiorze bez nadymania się i silenia na powagę.
Statystyk nie będzie
Jak wspominałem we wstępie nie uświadczymy tutaj levelowania, statystyk innych niż ilość hp czy ekwipunku. Bo ciężko ekwipunkiem nazwać możliwość zmiany broni bądź użycie eliksiru leczącego. Co więc pozostało? Odwiedzamy miasta (bardziej to wioski są), gadamy z mieszkańcami szukając wskazówek gdzie udać się dalej, poruszamy się po mapie świata, a wszystko w widoku typowym dla 8/16 bitowych rpgów.
Startropics błyszczy dopiero przy zwiedzaniu dungeonów i rozwiązywaniu zagadek. Wszelkiej maści jaskinie mają sporą ilość sekretnych pokojów z bronią, rozwidleń drogi i zróżnicowanych przeciwników. Oprócz ataku możemy skakać, co jest mocno eksploatowane. I niestety przynosi często zgubę. A to platforma na którą skoczyliśmy zapada się nam pod nogami. W innym wypadku gdy dostaniemy się do pokoju gaśnie światło i musimy skakać po omacku by znaleźć przycisk uruchamiający oświetlenie. Znajdą się również pomieszczenia w których musimy oddać skok po omacku, licząc że w następnym pomieszczeniu jest platforma a nie woda na przykład. Tutaj pojawia się kolejny aspekt świadczący że jest to action-adenture a nie typowy rpg. Startujemy z trzema życiami, a gdy je stracimy możemy do woli kontynuować ale od początku dungeonu. Bo na mapie świata na szczęście nie giniemy. Lochy są na początku stosunkowo łatwe, by poziom wzrastał, a w ostatnich dwóch chapterach (na które gra jest podzielona) poszybować kosmicznie (dosłownie, hehe;) w górę. Mike zaczyna z trzema serduszkami, co na pierwszy loch wystarczy. Po kolejnych pokonanych dungeonach na szczęście dostajemy dodatkowe, plus można znaleźć kolejne poukrywane na mapie świata. Niestety po stracie życia, obojętnie ile serduszek mieliśmy startujemy z defaultowymi trzema, a pozostałe musimy napełnić. A to w chapterach 5 i wyżej praktycznie oznacza przekreślenie szans na przedarcie się przez lokację.
Gra przełamuje czwartą ścianę, gdyż jedna z zagadek na mapie świata wymaga zamoczenia instrukcji w wodzie by zobaczyć częstotliwość którą należy wpisać w konsoli łodzi podwodnej. Naszym robotycznym asystentem jest robot ROB, który był sprzedawany do konsoli NES jako nowoczesny gadżet. A podłączany był do drugiego slotu na pady i nawet wykorzystywany w kilku tytułach. Inna znów zagadka wymaga zagrania melodyjki na olbrzymich organach zgodnie z wskazówkami.
Techniczne rzeczy
Gra została wydana w 1990 roku, czyli u schyłku NESa. Co za tym idzie grafika jest w porządku, ale nie ma czym zadziwić, szczegółów widać dosyć dużo. Paleta barw jest jednolita, króluje zieleń oraz błękit morza. Ale to tropikalny, klimat więc nie ma co oczekiwać śniegu. Pozytywnie zaskakują za to dungeony. Są bardzo monokolorowe, ale sprawnie zaprojektowane. Kamera ukazuje akcję w większym zbliżeniu niż na mapie świata. Mike jest nieźle animowany, chociaż porusza się z pewnym opóźnieniem i po umownych kratkach. No i tylko w czterech kierunkach:/. Muzyka jest dobra, zważywszy na możliwości muzyczne NESa, które obecnie ustępują kalkulatorom;). Dominuje utwór stylizowany na hawajskie klimaty, który odgrywany jest w dungeonach. Nie irytuje nawet po kilku godzinach, co należy poczytać za plus.
Zakończenie
Jak to na grę od Nintendo przystało, miodu jest tutaj sporo. Fakt, że poziom trudności wymaga małpiej zręczności w obsłudze pada i uczenia się niektórych map na pamięć. Ale lekka narracja, wakacyjno-przygodowy klimat i dawka humoru zachęcają do zagłębienia się w świat Startropics. Z zastrzeżeniem że lubicie gry zeldopodobne i nie odstrasza was muzealna oprawa. Bo fani bardziej klasycznego podejścia do tematu nie mają czego tu szukać. Ale jako hybryda rpga, platformera i przygodówki sprzawdza się dobrze.
Plusy
+ wakacyjny klimat
+ pomysłowe zagadki
+ urozmaicona eksploracja
+ niezgorsza oprawa
Minusy
- praktyczny brak rpgowych standardów (statystyki, exp, ekwipunek)
- sztywne sterowanie
- szybujący ku górze poziom trudności
Moja ocena: 4/5
Obrazki z gry:
Dodane: 02.01.2011, zmiany: 21.11.2013